Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) już w 2007 r. ostrzegł, że południowy-wschód Australii stanie w ogniu. Przewidywania spełniły się co do joty. Jakie prognozy specjaliści mają dla Polski? Jak pożary w odległej o 16.000 km krainie mogą wpłynąć na warunki życia w naszym kraju? I jak można dziś pomóc Australii?
Australia płonie, a sytuacja jest coraz gorsza. W piątek dwa pożary połączyły się w jeden ogromny superpożar (z ang. mega blaze). Od września 2019 r. spłonęło już prawie 60 mln ha lasów, zarośli i pól. Dla porównania powierzchnia Polski to 31 mln hektarów. Prawdziwą rzeź przeżywają dzikie zwierzęta, których mogło zginąć – według różnych szacunków – od 500 milionów do nawet jednego miliarda! W sumie w pożarach zginęły 23 osoby, ale to niestety nie koniec bilansu, bo dziesiątki osób jest uznawanych za zaginione.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Katastrofy takie, jak ta w Australii, bywają punktami zwrotnymi, które wpływają na zmiany politykę państw i nastroje społeczne. Australijczycy już wychodzą na ulice żądając zmian w kraju, który jest jednym z największych na świecie eksporterów węgla. I który do tej pory z troską o klimat był zdecydowanie na bakier. Jakie to może mieć skutki dla Polski?
Dlaczego Australia się pali i czy zapalimy się też my?
Pożary w Australii, gdzie aktualnie jest lato, wynikają nie tylko bezpośrednio z ocieplenia klimatu, ale też z cyklicznej anomalii pogodowej zwanej „indyjskim el nino”, która sprawiła, że w ubiegłym roku było mniej deszczu, niż zwykle. W suchej Australii pożary występują sezonowo, ale takiego „piekła” jeszcze nie było. Zdarzyło się, bo klimat się ociepla i ekstremalnych zjawisk przybywa.
Swąd spalenizny czują już nawet mieszkańcy oddalonej o 1800 km Nowej Zelandii. To taka odległość, jak z Warszawy do Istambułu. Tak wyglądałaby mapa dymu, gdyby unosił się on nad Europą.
Australia się pali, ale grzeje się cały świat. Ubiegły rok – według badania Copernicus – był drugim najgorętszym w historii pomiarów. Średnia temperatura w 2019 r. była wyższa od średniej dla lat 1981-2010 niemal o 0,6 stopnia C. Zaś średnia temperatura w ostatnich pięciu latach była o 1,1 – 1,2 stopnia Celsjusza wyższa od średniej w okresie przed rewolucją przemysłową (czyli zanim zaczęliśmy emitować CO2).
To właśnie CO2, który powstaje przy okazji spalania węgla, ropy i gazu, jest głównym winowajcą ocieplenia. Według ostatnich pomiarów jego stężenie wynosi 412,26 ppm i jest rekordowe! Im więcej CO2 w atmosferze, tym trudnej ziemi się „schłodzić”, bo ciepło nie jest w stanie „ulecieć” w atmosferę, nagrzewamy się, jak mikrofalówka.
Poniżej dwa wykresy, które pokazują, jak rosło stężenie CO2. Pierwszy pokazuje tempo wzrostu w ostatnich 12 latach, a drugi, bardziej szokujący, pokazuje, że w ciągu setek tysięcy lat poziom CO2 był względnie stały, do momentu, gdy nie nauczyliśmy się spalać węgla i ropy naftowej.
Polska odpowiada za ok. 0,8% światowych emisji (ok. 9 mln ton na mieszkańca rocznie), jesteśmy na początku drugiej dziesiątki największych globalnych trucicieli. Wśród naszych sąsiadów tylko Niemcy to ścisła światowa czołówka, bo zajmują szóste miejsce za Chinami, USA, Indiami, Rosją i Japonią.
Oni wiedzieli i powiedzieli. Ale w Australii mało kto przejmował się klimatem
Być może najgorsze w kontekście australijskich pożarów jest to, że eksperci je przewidzieli. W raporcie z 2007 r. „oenzetowski” Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) napisał wprost, że południowo-wschodnia Australia stanie w płomieniach z powodu rosnących susz i coraz wyższych temperatur. A to może być dopiero początek: ryzyko niebezpiecznych pożarów wzrośnie do 2020 r. o 25%, a do 2050 r. nawet o 70%.
Australijskie służby meteorologiczne ogłosiły, że 2019 r. był najbardziej suchy od 119 lat, a średnia temperatur wyższa o 1,52 st. C powyżej średniej długoletniej. Ten sam raport analizuje też inne rejony świata. Sprawdziłem co przygotowali eksperci dla naszej części Europy. Niestety, ich przewidywania dla nas również się potwierdzają.
Według IPCC kolejne lata będą coraz bardziej suche, a zimy będą zanikać: największym ociepleniem zostaną dotknięte rejony wschodniej Europy w miesiącach zimowych, od grudnia do lutego (str. 547). Poza tym drugi największy problem to susze i ubytek wody w rzekach. Wisła, Odra, Warta po prostu mogą wyschnąć. Poziom wody w Warszawie już teraz jest bardzo niski. Elektrownie mają problemy z chłodzeniem przy pomocy wody z rzek, obniża się poziom wód gruntowych. Mapki poniżej przedstawiają jak (według różnych modeli i dat) zmieni się natężenie przepływu wody w rzekach w wybranych krajach.
W tej sprawie może warto się posłuchać osób, które obracają dużymi pieniędzmi. Powstaje coraz więcej funduszy, które inwestują w przedsięwzięcia związane z gospodarką wodną, To może oznaczać, że woda będzie niedługo na wagę złota. Brytyjska Agencja Środowiska ostrzegała niedawno, że w ciągu najbliższych 20-25 lat w Anglii zabraknie wody na potrzeby mieszkańców.
Czytaj też: Dla klimatu przestali kupować nowa ubrania? Głupota, czy roztropność?
Australia była „pro-coal”. Teraz będzie anty?
Na Antypodach mało kto przejmował się sprawami klimatu. Obecny premier tego kraju może stać w jednym szeregu razem z naszym premierem Morawieckim, czy prezydentem Trumpem, bo jest gorącym zwolennikiem węgla. Zachodnie media Scotta Morrisona określają jako „pro-coal”.
Ale taki był i jest cały ten kraj. Węgiel to najważniejszy towar eksportowy Australii. To największy eksporter netto „czarnego złota”, którego odbiorcą są głównie kraje dalekowschodnie. Jeśli chodzi o ogólną produkcję (w tym i na własne potrzeby) to Australia jest czwartym producentem węgla na świecie – za Chinami, USA i Indiami. Węgiel (zarówno kamienny jaki i brunatny) zapewnia 60% zapotrzebowania na energię Australii i daje 50.000 miejsc pracy.
Jeszcze rok temu członkowie rządu mówili, że Australia będzie kontynuowała wydobywanie i korzystanie z węgla w energetyce. Czy Wam to coś przypomina? Pamiętacie, kto w zeszłym roku opowiadał, że „mamy węgla jeszcze na 200 lat i nie zamierzamy z tego bogactwa rezygnować”?
Przy okazji australijskich pożarów Saxo Bank ostrzegł, że ceny żywności rosną o 10% rocznie, a ten wzrost jeszcze przyspieszy, co bezpośrednio przełoży się na politykę. Pożary zadziałały na australijskie społeczeństwo, jak klimatyczna terapia szokowa. Według sondażu „Guardiana” obywatele uważają, że wybrany przez nich rząd robił zbyt mało, by powstrzymać skutki zmian klimatu. Na ulice Sydney i Melbourne wyszły tysiące obywateli, którzy protestują przeciwko polityce rządu. Jeszcze tysiące, nie miliony. Wygląda na to, że Australia dopiero się budzi. Pytanie, czy zdoła się obudzić, zanim spłonie.
Globalna walka z węglem?
Od teraz to paliwo może się kojarzyć z chłeptającym wodę misiem koalą. Węgiel dla wielu osób na świecie to surowiec nieznany i abstrakcyjny (nigdy nie mieli go w rękach), może zacząć uosabiać największe zło. Polska, która jest ostatnim (obok Niemiec) węglowym zagłębiem Europy, będzie na cenzurowanym. Należy spodziewać się zacieśnienia polityki klimatycznej i braku taryfy ulgowej dla krajów, które są jej hamulcowymi.
Trudno sobie wyobrazić, by jakakolwiek instytucja finansowa chciała dać pieniądze na budowę wartej 6 mld zł elektrowni w Ostrołęce. Rząd miał nadzieję, że pieniądze dadzą inwestorzy z Azji, ale po fali australijskich pożarów nie dałbym sobie za to głowy uciąć, że znajdzie się chętny.
Australia może pod naciskiem opinii publicznej ograniczyć eksport węgla. Wtedy jego ceny jeszcze by wzrosły. Mniejsza podaż na rynku, to wyższe ceny, więc i my zapłacilibyśmy więcej za „czarne złoto” – nawet gdyby było wykopywane z polskich kopalń, bo ceny kształtują się globalnie.
W ubiegłym roku cena tony węgla spadła z ok. 86 dol. za tonę do 50 dol. za tonę, ale od kilku tygodni znowu rośnie. Na fali takich wydarzeń jak pożary w Australii mogą wrócić na agendę pomysły, by dodatkowo opodatkować węgiel i w ten sposób sztucznie doprowadzić go do wyrugowania z gospodarki.
Czy realnie grozi nam to, co stało się w Australii?
W ciągu kolejnych 100 lat średnie roczne temperatury w Polsce mogą wzrosnąć o nawet 4 stopnie Celsjusza. Styczeń może stać się cieplejszy średnio nawet o 5 stopni. Latem możemy spodziewać się standardowych temperatur sięgających 35 stopni (a w najgorętszych tygodniach – 43 stopni). Będziemy mieć dwie pory roku: deszczową zimę (z temperaturami powyżej zera) i suche, gorące, pustenne lato. Nie będzie tak gorąco, jak teraz w Australii (temperatura w Sydney niedawno dotknęła 50 stopni), ale podłoże do pożarów będzie również przyjazne.
Nastąpi wzrost intensywności porywistych wiatrów i trąb powietrznych. W ciągu 20 lat aż o 25%. Już dziś tornada stają się wręcz powszechnym zjawiskiem. Grożą nam tropikalne, niszczycielskie burze i nawałnice z gradobiciem i Na jeziorach mazurskich należy się liczyć z nagłymi wichurami i białymi szkwałami. W 2007 r. na Mazurach podczas takiego zjawiska (do tej pory spotykanego niezwykle rzadko) zginęło 12 osób.
Wyższa temperatura to większe zapotrzebowanie na prąd latem. Nasz system energetyczny może tego nie wytrzymać, bo jest, przyzwyczajony, że rekordy padają zimą. Rośnie zapotrzebowanie, bo coraz więcej osób kupuje energochłonne klimatyzatory.
Zmieni się polskie rolnictwo, wzrosną ceny żywności. O ile rośliny przetrwają susze i ulewy, to pozostałe będą musiały zaklimatyzować się do nowych warunków. Hodowla zwierząt stanie się droższa (z powodu dużego zużycia wody), a plony będą niższe. Będziemy musieli zmienić swoją dietę i przyzwyczajenia i płacić za jedzenie znacznie więcej.
Woda zaleje część Polski. Półwysep Helski może w przyszłości stać się wyspą, Kuźnice, czy Chałupy znajdą się pod wodą. Pod wodą znajdzie się część Gdańska i Pomorza.
Z powodu wyższych temperatur zwiększy się rozprzestrzenianie chorób zakaźnych. Już teraz mamy tego przedsmak: liczba zachorowań na boreliozę przenoszoną przez kleszcze wzrosła trzykrotnie w ciągu ostatnich 10 lat, a na odkleszczowe zapalenie mózgu – ponad jedenastokrotnie w ciągu ostatnich 21 lat. O inwazji kleszczy i innych skutkach upałów pisaliśmy w tekście: Ile nas kosztuje każdy dzień pracy w skwarze? Prawie miliard złotych! Czas na narodową sjestę?
Ubezpieczenia podrożeją albo w ogóle nie da się ubezpieczyć majątku
Ile to nas będzie kosztowało? Według wyliczeń raportu WWF Polska „2050 Polska dla Pokoleń” nasza gospodarka rocznie traci na upałach 9 mld zł.
Przewidywania IPCC się sprawdzają, a liczba ekstremalnych zjawisk pogodowych rośnie. Od lat 80. liczba klęsk żywiołowych i zjawisk ekstremalnych potroiła się. Rocznie, koszty wynikające ze zmian w pogodzie to średnio równowartość 140 mld dolarów. To uderzy w nas także z drugiej strony – będziemy drożej płacili za ubezpieczenie naszego majątku od klęsk. Cena ubezpieczenia zależy m.in. od tego, jak bardzo jest prawdopodobne zdarzenie, od którego chroni nas firma. Skoro prawdopodobieństwo rośnie, to w górę pójdzie i cena.
Jeśli jest coraz więcej powodzi, susz, czy gradobić, to cena powinna odzwierciedlać te zmiany. Na nowo trzeba będzie przeliczyć ryzyko ubezpieczeniowe i zastanowić się, czy w ogóle opłaci się jeszcze w perspektywie kilku lat ubezpieczać majątek od niektórych ryzyk. Bo już teraz giganci ubezpieczeniowi, tacy jak Lloyd’s, notują straty z powodu konieczności wypłaty rekordowych w historii odszkodowań. Być może, nad czym się zastanawialiśmy ostatnio, wróci koncepcja obowiązkowego ubezpieczenia „od zmian klimatu”.
Jak pomóc Australii walczącej z pożarami?
Jeśli chcecie pomóc Australii, to jest kilka mądrych sposobów. Możecie „adoptować” misia koalę, iść do wrocławskiego ZOO, które dolicza do biletów 1 zł na pomoc Australijskim zwierzętom, albo przekazać datek przez Facebooka. Pomoc zbiera też australijski Czerwony Krzyż. Ogólnie zbiórek jest mnóstwo, ale jeśli chcecie pomóc – zachowajcie ostrożność, bo w takich momentach uaktywniają się oszuści. Nie każda zrzutka „na Australię” jest wiarygodna.
źródło zdjęcia: Twitter/Anthony Hearsey/YouTube