Zmiany klimatu i wynikające z nich powodzie, huragany, susza i gradobicia powodują, że prędzej czy później wróci pomysł „trąbowego”, czyli obowiązkowego ubezpieczenia na wypadek klęsk żywiołowych. Czy to byłby dobry pomysł?
Fala powodziowa przechodzi przez Polskę. Są miejsca, gdzie na metr kwadratowy spadło 60 litrów wody – to tyle, ile powinno spaść przez cały miesiąc. Służby zostały postawione na równe nogi, obradują sztaby antykryzysowe, a całości akcji dogląda na wałach premier. W tym nawale informacji przebiło się zdanie ministra Joachima Brudzińskiego: – „Ważne, by być mądrym nie tylko po szkodzie, ale przed”.
- Black Friday? Boże Narodzenie? Wyprzedaże? Będziesz robić zakupy w zagranicznym sklepie internetowym lub na zagranicznej platformie e-commerce. Nie daj się złapać w tę pułapkę [POWERED BY CINKCIARZ.PL]
- Prawdy i mity o pompach ciepła. Czy to ogrzewanie może być tanie? [POWERED BY YORK]
- Banki zarabiają miliardy, ale… czasem też się dzielą. Oto kilka momentów w życiu klienta, w których może dostać od banku prezent [POWERED BY PAYBACK]
Pierwsze skojarzenie? Pomyślałem, że chodzi o ubezpieczenie. Niestety, ministrowi chodziło o walkę z nasiąkniętymi wałami przeciwpowodziowym. Żaden polski polityk nie osiągnie takiej sławy jak były premier Włodzimierz Cimoszewicz, który w lipcu 1997 r., gdy fala powodzi stulecia przechodziła przez Polskę powiedział szczerze jak na spowiedzi:
„Potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna”
Dziś, 22 lata po tamtych wydarzeniach, słowa premiera Cimoszewicza powinny wybrzmieć ze zdwojoną siłą. Po pierwsze dlatego, że tym czasie podwoiła się liczba burz i huraganów, powodzi i podtopień na świecie (w tym i w Polsce). Po drugie: mamy więcej do stracenia, bo dorobiliśmy się większego majątku.
Ale wciąż nie jest tak, że ubezpieczenie od huraganów i powodzi jest w Polsce standardem. Dziś od powodzi jest ubezpieczonych (dane Polskiej Izby Ubezpieczeń):
- 60% budynków jednorodzinnych
- 40 % wielorodzinnych.
- 90% budynków rolnych
Podstawowe ubezpieczenie nieruchomości można kupić już za 150-200 zł rocznie. Nibynie dużo, ale diabeł tkwi w szczegółach. Klienci przy podpisywaniu umów kierują się ceną i wybierają za niskie sumy ubezpieczenia, które nie pozwalają na odtworzenie majątku, albo brakuje klauzul o ochronie od powodzi.
Jeśli ludzie sami nie chcą się ubezpieczyć, może można ich do tego przymusić? Może to czas, żeby reaktywować porzucony przed laty pomysł „trąbowego”, czyli obowiązkowego ubezpieczenia od zdarzeń pogodowych?
źródło: Deloitte/Polska Izba Ubezpieczeń
Pogodowe kataklizmy pochłoną miliardy. Ostatni moment żeby się przygotować
Ekstremalnych zjawisk pogodowych będzie coraz więcej, bo klimat się ociepla. Ubiegły rok był jednym z 4 najgorętszych w historii pomiarów, które sięgają 1880 r. Trzy pozostałe to lata 2015-2017. Wyższa temperatura, to więcej energii w przyrodzie, która będzie szukać ujścia – tak jak Japończycy przyzwyczaili się do trzęsień ziemi, tak my powinniśmy przyzwyczaić się, że gdy zaczyna się maj – mamy ulewy, czerwiec-lipiec to powodzie i trąby powietrzne, a w sierpniu są susze.
Żeby walczyć ze zmianami klimatu, ludzkość na forum ONZ porozumiała się, że musimy zrobić wszystko żeby nie podgrzać naszej Ziemi o więcej niż 2 stopnie Celsjusza w porównaniu do czasu sprzed rewolucji przemysłowej. Na razie te wysiłki kiepsko idą, bo emisje CO2 w 2018 r. były rekordowe – wzrosły zarówno w skali świata jak i w Polsce. Powód? Wzrost gospodarczy i pracujący pełną parą przemysł.

Coś się jednak zmienia, bo ostatni kwartał to rekordowy wysyp inicjatyw i zmian postaw na proekologiczne. Banki deklarują, że nie będą finansować inwestycji węglowych, korporacje przechodzą na zieloną energię. Jaki będzie efekt tych działań i czy nie jest to tylko pod publiczkę? To się okaże dopiero za rok, gdy będziemy podsumowywać 2019 r. pod względem emisji CO2.
W artykule w prestiżowym magazynie „Nature” naukowcy z amerykańskiego Uniwersytetu Stanforda podali, że do 2100 r. zmiany klimatu wywołane przez człowieka spowodują spadek PKB na głowę o jedną czwartą. Północ będzie jeszcze bogatsza, a południe jeszcze biedniejsze. Z takiej polaryzacji nie może wyjść nic dobrego.
Dziś jest tak, że trąba powietrzna, powódź, czy gradobicie powodują, że w rejon klęski wybiera się minister albo nawet premier, a rząd oferuje zapomogi. Przy okazji poprzednich klęsk poszkodowani mogli dostać 25.000 zł zapomogi i nawet 200.000 zł odbudowę domu. Podczas powodzi i burz w 2017 r. straty sięgnęły kilku miliardów złotych, z tego ok. 400 mln zł pokryli ubezpieczyciele.
Obowiązkowa polisa od zmian klimatu?
Czy w obliczu zmieniającego się klimatu, rosnącej liczby katastrof, niskiego odsetka ubezpieczonych powinno się wprowadzić pakiet obowiązkowych polis pogodowych? Pomysł nie jest nowy. Już w 2006 w Kancelarii Prezydenta powstał projekt ustawy o Funduszu Pomocy Ofiarom Klęsk Żywiołowych, który miał by być zasilany dotacją z budżetu, darowiznami, czy zbiórkami publicznymi. Pomysł został jednak na papierze.
Nie minęły dwa lata, a ówcześnie rządzący po wyjątkowo burzliwym i huraganowym lecie 2008 roku zaproponowali stworzenie Narodowego Programu Ubezpieczeń, czyli właśnie takich powszechnych polis od powodzi. Dziś czas się zmieniły, większość osób (80%) ma ubezpieczoną nieruchomość, ci którzy nie mają, często mieszkają na terenach zalewowych i żadna firma ich nie ubezpieczy (ryzyko, że dopadnie ich powódź jest stuprocentowe – pytanie tylko kiedy się ziści).
To musiałyby być nie tylko ubezpieczenia antypowodziowe, ale polisy „anty-zmiano-klimatycznymi”. Gdyby systemem byliby objęci wszyscy właściciele nieruchomości, składka była niewielka. Najuboższym obywatelom państwo mogłoby dopłacać do polis.
Być może w niedalekiej przyszłości państwo nie będzie miało wyjścia i taka dodatkowa składka będzie jedynym sposobem, by móc sfinansować skutki zmian klimatu, które teraz są nawet trudne do wyobrażenia (podnoszenie się wód Bałtyku, awarie energetyczne z powodu upałów, blackouty).
Ile to kosztuje i czy musi być drogo?
Rodzą się pytania. Czy składka powinna być taka sama dla wszystkich, czy jednak zróżnicowana w zależności od tego, czy ktoś mieszka w górach (grozi mu powódź), na przedgórzu (grozi mu np. trąba powietrzna), nad brzegiem morza (grozi mu „cofka”, zalanie), czy pod lasem (grożą mu wiatrołomy). Ryzyko każdego z tych zdarzeń jest różne, więc może składki powinny być też zróżnicowane?
A może powinien to być prosty „podatek”, będący małą częścią od dochodów każdego z obywateli? A może jednak równa składka dla każdego? Według planów, które tliły się w głowach polityków przed dekadą miałoby to być nie więcej niż 100 zł rocznie. W obliczu zmieniającego się klimatu i rosnącej liczby susz, powodzi oraz huraganów – będziemy musieli odpowiedzieć na te pytania szybciej, niż nam się wydaje.
źródło zdjęcia: YouTube/Kancelaria Premiera/PixaBay