Koronawirus z Wuhan przyćmił dziś wszystkie inne zagrożenia dla świata. Nasz MSZ oficjalnie odradza wszelkie podróże do Chin. Czy jeśli wykupiliśmy objazdówkę Pekin-Wielki Mur albo wczasy all inclusive w Tajlandii, to teraz możemy bezkosztowo zrezygnować? Czy jeśli – odpukać w niemalowane – zachorujemy, to zadziała ubezpieczenie od nagłych zachorowań?
Koronawirus z Wuhan nie daje o sobie zapomnieć. Każdy kolejny dzień przynosi nowe informacje związane z epidemią. Chorych przybywa, trwa blokada miasta Wuhan, a niektórzy mówią, że zarażonych muszą być dziś już miliony.
- Open Payment System: karta płatnicza jako bilet na tramwaj lub autobus. A w przyszłości dynamiczne taryfy i opłata w zależności od tego, jak korzystamy z komunikacji miejskiej [WIĘCEJ NIŻ PŁATNOŚCI]
- Kiedy zwróci się inwestycja we własną energię z fotowoltaiki? Prędzej lub później. Ale jak wybrać dostawcę i technologię, żeby w tym czasie nie stracić nerwów? [Z NOWĄ ENERGIĄ]
- Samochód elektryczny czy spalinowy: który tańszy w eksploatacji? Czy w Polsce auto elektryczne już się opłaca? [ODPOWIEDZIALNE FINANSE - PODCAST]
Polska przygotowuje się na odparcie ataku wirusa, podobno w aptekach brakuje już maseczek i rękawiczek, ale minister zdrowia mówi, że jesteśmy przygotowani. Są też tacy, dla których epidemia to doskonałą okazja do zarobienia dużych pieniędzy. A co mają zrobić osoby, które wykupiły wycieczkę do Azji? Czy mogą ubiegać się o zwrot kosztów? A czy jeśli już pojadą, to czy zadziała ubezpieczenie?
Koranawirus w Chinach. A w polskich biurach podróży „Z Szanghaju do raju”
Koronawirus z Wuhan zaatakował w wyjątkowo złym momencie dla biur podróży. Żyje nam się dobrze i bezpieczenie, więc z chęcią latamy na wycieczki do coraz bardziej egzotycznych zakątków świata. W ofertach touroperatorów nie brakuje wycieczek do Azji. Ceny? 13-dniowa wycieczka objazdowa po Chinach kosztuje od 3.000 do 7.000 zł. Biuro podróży Itaka ma w ofercie wycieczkę o dwuznacznej – w kontekście choroby – nazwie „Z Szangaju do Raju”, a Rainbow Tours – „Cesarskie Chiny”.
Wycieczki w ofertach biur podróży wciąż są, ale dolecieć indywidualnie do Chin jest coraz trudniej. Linie British Airways wstrzymały loty do Chin, a inne linie mocno je ograniczyły. Polski MSZ odradza podróże w rejony, gdzie zagrożenie jest największe, ale nie tylko. „Odradzamy podróże, które nie są konieczne, również na pozostałe terytorium Chińskiej Republiki Ludowej (poza Hongkongiem i Makao)” – czytamy w komunikacie.
Formalnie nie można nikomu zabronić wyjazdu – gorzej będzie z powrotem, bo turystę może czekać przymusowa kwarantanna i to niezależnie od tego, czy ma jakiekolwiek objawy chorobowe. Np. Australijczycy odsyłają podróżnych przybywających z prowincji Wuhan na Wyspę Bożego Narodzenia, by upewnić się, że są zdrowi.
Trochę jednak niepokojące, że do tej pory biura podróży nie wstrzymały sprzedaży wycieczek do Chin. Z drugiej strony – to jednak ogromne państwo. Wuhan od Pekinu dzieli dystans 1100 km, tyle co z Warszawy do Amsterdamu. Tym bardziej zasadne staje się pytanie: czy jeśli wykupiliśmy wycieczkę do Chin, to możemy z niej bezkosztowo zrezygnować, powołując się na ostrzeżenie MSZ oraz na obawę przed zarażeniem chorobą, która może być śmiertelna? Co mogą zrobić klienci, którzy mają już wykupione wycieczki, ale boją się teraz lecieć do Chin?
Czytaj również: Zły sen urlopowicza. Kupił drogie ubezpieczenie turystyczne, ale nie mógł z niego skorzystać, bo… źle zrezygnował z wycieczki
W Wuhan jest epidemia. Czy mogę zrezygnować bez ponoszenia kosztów?
Odpowiedzi na to pytanie próżno szukać w warunkach uczestnictwa w imprezie turystycznej. Jakiś czas temu przeczesaliśmy regulaminy największych biur i okazało się, że touroperatorzy (z kilkoma wyjątkami) piszą tam tylko tyle, ile muszą, a nawet mniej 😉
W warunkach uczestnictwa nie ma słowa o epidemiach, czy nadzwyczajnych okolicznościach, na które może powołać się klient chcący odwołać wycieczkę. Są za to wzmianki o opłatach manipulacyjnych (250 zł) jeśli z wycieczki zrezygnujemy.
W tej sytuacji z pomocą przychodzi ustawa o imprezach turystycznych uchwalona w 2017 r. – choć trzeba przyznać, że ona też nie wyjaśnia wątpliwości do końca. Art.47 ust. 4 mówi, że…
„Podróżny może odstąpić od umowy o udział w imprezie turystycznej przed rozpoczęciem imprezy turystycznej bez ponoszenia opłaty za odstąpienie w przypadku wystąpienia nieuniknionych i nadzwyczajnych okoliczności w miejscu docelowym lub jego najbliższym sąsiedztwie, które mają znaczący wpływ na realizację imprezy turystycznej lub przewóz podróżnych do miejsca docelowego. Podróżny może żądać wyłącznie zwrotu wpłat dokonanych z tytułu imprezy turystycznej, bez odszkodowania lub zadośćuczynienia w tym zakresie.
O ile się orientuję, wycieczek „celowanych” do samego Wuhan nie ma w ofercie biur podróży i raczej nie było. Czy zatem Pekin (1100 km od Wuhan) albo Szanghaj (830 km) jest „najbliższym sąsiedztwem” centrum epidemii? A może to wcale nie ma znaczenia, skoro w obydwu miastach są już chorzy z objawami zarażenia wirusem, a miasta te odczuwają skutki epidemii? Stanęły fabryki, zamknęły się sklepy itp. Szczątkową odpowiedź na to pytania przynosi ustawowa definicja czym są nieuniknione i nadzwyczajne okoliczności:
„Należy przez to rozumieć sytuację pozostającą poza kontrolą strony powołującej się na taką sytuację, której skutków nie można było uniknąć, nawet gdyby podjęto wszelkie rozsądne działania”
Z całą pewnością epidemia jest taką sytuacją, na którą nie mamy wpływu. A zagrożenie jest realne. Kontrole na lotniskach, kwarantanna, wysoka śmiertelność i ryzyko zakażenia. Czy jednak biura podróży oddają pieniądze? Czy wstrzymują sprzedaż wycieczek? „Wycieczki do Chin są w sprzedaży” – usłyszałem w portalu rezerwacyjnym, który agreguje oferty wszystkich biur.
Wycieczki do Chin ciągle w sprzedaży. Choć nie u wszystkich
Dla pewności zapytaliśmy o to oficjalnie w biurach prasowych Itaki, Rainbow i Ecco Travel – najwięcej ofert znaleźliśmy właśnie z tych biur podróży. Ecco Travel odwołała wyjazdy, które były zaplanowane na ubiegły tydzień, zwracając klientom wpłacone środki, zgodnie z zapisami ustawy.
„Dalsze decyzje, odnośnie kolejnych terminów będziemy podejmowali na bieżąco, w zależności od tego, jak będzie kształtowała się sytuacja w krajach docelowych. Zrozumiałym jest, że takie kroki są jak najbardziej uzasadnione”
Co z resztą? Itaka na razie czeka, bo pierwsze tegoroczne „objazdówki” po Chinach są planowane dopiero za kilka tygodni.
„Aktualnie monitorujemy sytuację jaka ma miejsce w Chinach i jej wpływ na realizację wyjazdów organizowanych przez nasze biuro. Pierwsze wyloty wycieczek objazdowych ze zwiedzaniem Chin zaplanowane są na marzec. W tym przypadku nasze stanowisko jest powiązane z decyzjami linii lotniczych i rekomendacjami MSZ dla podróżujących [MSZ odradza podróże do Chin – dopisek mój]. Sytuacja jest dynamiczna, o wszelkich zmianach będziemy natychmiastowo informować naszych klientów, proponując konkretne rozwiązania, stosownie do okoliczności”
To przekaz oficjalny. A co mówią pracownicy na infolinii? Postanowiłem zabawić się w „tajemniczego klienta” i zadzwonić na infolinie rzeczonych biur podróży. Co się okazało?
„Wycieczki sprzedajemy, być może będzie jakaś korekta, np. zmiana harmonogramu wycieczki już tam na miejscu, ale decyzji nie ma. Proszę zwrócić uwagę jaka jest śmiertelność w porównaniu do liczby Chińczyków. To nie jest tysięczna część populacji – powiedział mi jeden z konsultantów na infolinii.
Dzwonię więc do drugiego biura. I pytam: czy jeśli kupię wycieczkę, to będą mógł bezkosztowo zrezygnować z niej w związku z tym, co jest napisane w ustawie? Odpowiedź była mało czytelna: „To zależy, co pan rozumie przez nadzwyczajne okoliczności. Z góry nic nie mogę napisać. Proszę złożyć wniosek o zwrot pieniędzy, a my go rozpatrzymy pod kątem tej definicji. Ale nic nie mogę obiecać – usłyszałem.
W kolejnej infolinii usłyszałem jeszcze inny komunikat: „Media wyolbrzymiają zagrożenie. Należy unikać dużych skupisk ludzi, myć ręce i nosić maseczkę i wszystko będzie dobrze. MSZ nie odradza, ani nie zakazuje wyjazdu – usłyszałem. A przecież w rzeczywistości MSZ odradza, a zakazać nie ma prawa.
Powiem szczerze, że nie wygląda to dobrze. Jeśli podróżnym grozi kwarantanna, wirus się rozprzestrzenia, atrakcje turystyczne mogą zostać zamknięte, to wolałbym żeby touroperatorzy pomyśleli tym razem za klientów i wzięli na siebie nieco więcej odpowiedzialności. I przynajmniej uświadamiali klientów, że podróżowanie samolotem przez pół świata w pobliże rejonu zagrożenia może się wiązać z podwyższonym ryzykiem.
Poza tym obawiam się – obym się mylił -że w większości przypadków próba odzyskania pieniędzy powołując się na ustawę i nadzwyczajne okoliczności będzie trudna i być może nie obędzie się bez pomocy prawnika. Wykłócanie się z biurem podróży o definicje i „stan zagrożenia” może być czasochłonne i kosztowne.
Jeśli nie pomoże zwykła reklamacja, można spróbować skorzystać z internetowej, unijnej platformy do składania skarg – ODR. To nowość, do której europejscy konsumenci mają dostęp od 3 lat. Na unijnej stronie internetowej składamy skargę, a biuro podróży ma 10 dni na ustosunkowanie się do niej.
Czytaj też: Jak nie zbankrutować od leżenia na plaży? Oto lek na tego kaca
Czytaj też: Hotelowy pośrednik ściągnął ci za dużo kasy z karty? Masz problem
Ubezpieczenie od kosztów rezygnacji z wycieczki – czy chroni w razie epidemii?
Jeśli nie touroperatorzy, to może pomogą ubezpieczyciele? Czy ubezpieczenie od rezygnacji z wycieczki obejmuje epidemie?
Zła wiadomość – ubezpieczenia zwrotu kosztów w wyniku rezygnacji klienta nie przewidują takich zdarzeń jak epidemie. Zwykle, w zależności od towarzystwa i polisy, jest mniej więcej 20 okoliczności, w których ubezpieczenie zadziała – możemy stracić pracę, mieć egzamin poprawkowy, my albo ktoś bliski może zachorować, możemy zostać powołani do wojska, albo stracić w wyniku kradzieży samochód. W tych ściśle określonych i zdefiniowanych sytuacjach ubezpieczyciel zwróci nam poniesione w związku z zakupem wycieczki pieniądze. W innych przypadkach możemy pisać na Berdyczów. Epidemie, zgodnie z OWU, nie są powodem do zwrotu kosztów, podobnie jak ataki jądrowe.
Samą epidemię rozumie się jako „wystąpienie na danym obszarze zakażeń lub zachorowań na chorobę zakaźną w liczbie wyraźnie większej niż we wcześniejszym okresie albo wystąpienie zakażeń lub chorób zakaźnych dotychczas niewystępujących”.
Jestem już w Chinach. Czy zadziała ubezpieczenie zdrowotne?
Załóżmy że z jakichś powodów pojechaliśmy do Chin. Wycieczka była od dawna zaplanowana i opłacona, czekaliśmy na nią cały rok, trudno było zsynchronizować z całą rodziną termin urlopu. Wychodzimy z założenia, że ryzyko złapania koronawirusa jest mimo wszystko niewielkie, a w każdym razie mniejsze, niż zachorowania na „zwykłą” grypę. Co się stanie jeśli – odpukać – zachorujemy? Koszty zagranicznego leczenia mogą wynosić dziesiątki tysięcy złotych, a transport chorego to już sumy astronomiczne.
Nie mamy dobrych wiadomości. OWU dokładnie określa sytuacje, w których ubezpieczenie nie zadziała. Wśród całej listy wyłączeń są abstrakcyjnie brzmiące zapisy, na które zwykle nie zwracamy uwagi, bo zdarzają się bardzo, ale to bardzo rzadko, np. ataki terrorystyczne, wybuch atomowy, zamieszki i …właśnie epidemie.
Jeśli pojedziemy do Chin i złapiemy wirusa, to ubezpieczenie nie zadziała. Firmy dość precyzyjnie zabezpieczyły się przed koniecznością leczenia ofiar epidemii. W prawie wszystkich OWU – zarówno dołączanych do wycieczek z biur podróży jak i kupowanych indywidualnie, zachorowanie w związku z epidemią wyłącza odpowiedzialność firmy.
Oznacza to, że jeśli złamiemy nogę, polisa działa. Jeśli złapiemy koronawirusa – już nie. Wyjątek znalazłem w OWU firm AXA i Wiener Stadische, w których wzmianki o epidemiach nie ma.
Ale uwaga – firmy przyjmują zwykle odpowiedzialność za skutki zachorowania, jeśli ktoś był na miejscu w momencie wybuchu epidemii. Media o pierwszych przypadkach zaczęły informować pod koniec grudnia. Oznacza to, że jeśli wyjechaliśmy do Chin na dłużej, np. w połowie miesiąca, a wirus pojawił się już wtedy, gdy byliśmy na miejscu, polisa zdrowotna powinna zadziałać.
źródło zdjęcia: PixaBay