Kilkanaście tysięcy frankowiczów walczy w procesach indywidualnych i zbiorowych o unieważnienie bądź odwalutowanie ich kredytów hipotecznych. Kolejnych kilkadziesiąt (a może i kilkaset) tysięcy stoi w blokach startowych i czeka na sygnał. Wystrzałem startera byłby jakiś wyrok, który miałby charakter jasnego i oczywistego precedensu. Wyrok, po którym żaden sąd w Polsce nie miałby wątpliwości jak orzec w sytuacji, gdy przychodzi frankowicz i twierdzi, że został wpuszczony w nieuczciwy kredyt.
Sądowa magma i czekanie na „najwyższego”
Takim „precedensem” (choć w polskim prawie oficjalnie nie obowiązuje zasada precedensu) byłby wyrok Sądu Najwyższego w jakiejś oczywistej, typowej sprawie. Na razie sprawy, które trafiają do Najwyższego albo są nietypowe (dotyczą np. nie tyle odwalutowania samego kredytu, ile unieważnienia tytułu egzekucyjnego), albo sędziowie orzekają w nich tak, że sami chyba nie rozumieją co z tego wynika.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Poczochrane myśli Sądu Najwyższego. Odwalutować trzeba, ale po jakim kursie?
Czytaj też: Sąd Najwyższy o kredycie frankowym. Dług istnieje, ale jaki?
Zaś najbardziej klarowny wyrok Sądu Najwyższego w sprawie franków to wciąż ten z 2015 r., który uznał, że abuzywność klauzuli w umowie powoduje bardzo ograniczone skutki, a już na pewno nie odwalutowanie lub unieważnienie czegokolwiek. Krótko pisząc: wszystko papra się w magmie, na której najlepiej wychodzą prawnicy, roztaczający przed frankowiczami kolorowe wizje i kasujący tysiące złotych za badanie umów kredytowych.
W sądach powszechnych – poniżej Najwyższego – na razie orzecznictwo nie jest jednoznaczne. Klienci banków dość dużo spraw wygrywają w pierwszej instancji, ale w drugiej bywa już różnie – zwłaszcza w sytuacji, gdy orzeczenia ma być ostateczne (bo sprawa ma wartość poniżej 50.000 zł i nie podpada pod możliwość kasacji w Sądzie Najwyższym). Bardzo wiele zależy od sprawności i argumentacji prawnika reprezentującego klienta, sporo też od szczęścia, czyli od sędziego po prostu.
Czytaj też: Frankowicze walczący w sądach coraz częściej stosują ten fortel
Czytaj: To już nie przypadek. Sądy unieważniają kredyty frankowe
Czytaj też: Banki pozostaną twarde w sprawie franków. „Większość spraw prawomocnie wygrywamy”
Czytaj również: Dziwny wyrok w sprawie franków. Klient poległ prawomocnie. Ale ta argumentacja…
Rzecznik Praw Obywatelskich od kilkunastu miesięcy jest „w trasie” i podczas konsultacji, spotkań oraz wystąpień namawia niezadowolonych frankowiczów, by nie bali się składać w bankach reklamacji, żądać usunięcia wad z umów, a kiedy trzeba – walczyć w sądzie. Jego zdaniem to najpewniejsza droga, która pozostała.
Czytaj też: Kto ma szansę na odwalutowanie kredytu według ustawy prezydenckiej tkwiącej w Sejmie?
Sensacyjne orzeczenie! Hiszpański Sąd Najwyższy bezlitosny dla banków
Tego, co na razie nie wydarzyło się w Polsce, zdołali doczekać frankowicze (a może raczej „jenowicze”) w Hiszpanii. Jak czytam w największym tamtejszym dzienniku „El Pais”, madrycki Sąd Najwyższy wydał właśnie wyrok dotyczący… odwalutowania kredytu wielowalutowego. Powód? Klienci nie zostali wystarczająco solidnie uświadomieni jeśli chodzi o koncekwencje ryzyka kursowego, na które się decydowali podpisując umowę kredytową.
Kredyty walutowe w Hiszpanii znacząco się różniły od naszych, były de facto kredytami wielowalutowymi. Banki tworzyły miksy kredytu w euro (to domowa waluta w Hiszpanii) oraz niżej oprocentowanych franków lub jenów. A znam i kredyty, w których zmieszano wszystkie trzy waluty. Cel budowania takich miksów był dokładnie taki, jak w Polsce – niższe stopy procentowe i wówczas stabilny kurs obcych walut pozwolił pożyczać więcej i taniej. Szczęśliwi byli i bankowcy i klienci.
Klienci przestali być szczęśliwi, gdy „bezpieczne” waluty poszybowały. Poszkodowanych jest mniej więcej 70.000 osób (czyli raptem 10% liczby konsumentów w Polsce), a średnia strata wynikająca ze wzrostu wartości obcych walut wyniosła 200.000 euro na każdą umowę. Sporo, choć trzeba pamiętać, że w Hiszpanii generalnie ceny nieruchomości są wyższe, niż w Polsce, a i kredyty hipoteczne mają średnio pięciokrotnie większą wartość, niż u nas.
„Bank nie wyjaśnił kredytobiorcom charakteru zagrożeń”
Nie wiem w jaki sposób hiszpańskie banki ostrzegały swoich klientów przed takim ryzykiem, ale wygląda na to, że ostrzegały niewystarczająco dokładnie.
„Bank nieodpowiednio wyjaśnił kredytobiorcom charakter zagrożeń związanych z klauzulami dotyczącymi denominowania kredytu częściowo w walucie nie będącej tą, w której otrzymują dochody. Nie wyjaśni też jak poważne mogą być konsekwencje związane z materializacją takiego ryzyka”
– ogłosił hiszpański Sąd Najwyższy. Jego zdaniem przeciętny konsument – owszem – może przewidzieć pewne ryzyko związane ze zmiennym kursem waluty. Ale trudno mu jest zorientować się, jakie ryzyko tak naprawdę ta zmienność pociąga za sobą.
„Wahania waluty oznacza ciągłe przeliczanie wartości pożyczonego kapitału, co oznacza, że pomimo uiszczania okresowych rat zadłużenie kredytobiorcy może się stale zwiększać. I może przekroczyć wartość początkową”
– zauważył hiszpański Najwyższy. To niezwykle ważny argument. Sędzia powiedział bowiem, że nawet jeśli bank uświadomił klienta, że kurs może się wahać o tyle i tyle, to powinien też włożyć mu do głowy drugą rzecz. Iż może się zdarzyć, że będzie spłacał raty miesiącami i latami, a jego zadłużenie będzie się i tak powiększało.
Ten argument zawstydzi też polskich bankowców?
Ta argumentacja mogłaby też zmiażdżyć polskich bankowców, którzy również ostrzegali klientów przed zmianami kursu (choć nie zawsze wyraźnie), ale nie uświadamiali co to oznacza dla wartości kapitału kredytu pozostającego do spłaty.
„Nawet jeżeli bank przewidział możliwość dokonywania zmian w walucie kredytu, to nie zwalnia to banku z obowiązku przejrzystości w przekazywaniu informacji klientowi przed zawarciem umowy”
– przekonuje Sąd Najwyższy. W orzeczeniu sędzia zaznaczył, że bierze pod uwagę fakt, iż – zgodnie z orzecznictwem europejskim – kredyt hipoteczny nie został uznany za „instrument finansowy” (to by oznaczało konieczność ostrzegania klientów w sposób dużo bardziej rozbudowany i badania czy powinni w ogóle brać kredyt w obcej walucie). Pomimo tego banki „muszą przestrzegać obowiązków informacyjnych”.
Oczywiście: można się zastanawiać czy ten wyrok de facto nie obraża inteligencji kllientów. Bo jeśli ktoś decyduje się na zaciągnięcie kredytu w walucie obcej i zdaje sobie sprawę w tego, że kurs waluty może się wahać, jak również zdaje sobie sprawę, że wahać się może każda pojedyncza rata, to dlaczego trzeba byłoby mu tłumaczyć – jakby nie miał własnego rozumu – że może mu wzrosnąć także wartość długu?
Sąd Najwyższy w Hiszpanii uznał, że to jednak wymagałao klarownego uświadomienia znajdującym się w amoku – albo po prostu nie obejmującym meandrów finansów – klientom.
W konsekwencji tego wszystkiego Najwyższy stwierdził, że klienci powinni spłacać tylko takie kwoty, jakie wynikają z ich zadłużenia wyrażonego w euro. Nie znalazłem w relacji hiszpańskiego dziennika dokładnej wytycznej dotyczącej spowobu odwalutowania kredytów, ale jedno jest pewne – konsekwencje zmian wartości franka lub jena nie będą ich dotyczyły. To oznacza nic innego, jak sytuację prosto ze skeczu Monty Pythona, gdzie też nikt się nie spodziewał hiszpańskiej inkwizycji ;-).
Wyrok hiszpańskiego Sądu Najwyższego otwiera drogę posiadaczom tamtejszych kredytów walutowych do domagania się od banków zmian w umowach i ponownego przeliczenia długu. Na razie w sądach są sprawy kilku tysięcy ludzi, ale teraz zapewne będzie ich dużo więcej. Co ciekawe, hiszpański Najwyższy na każdym kroku podkreśla, że on tylko interpretuje orzecznictwo europejskiego trybunału TSUE, który o obowiązkach informacyjnych banków wyraża się bardzo precyzyjnie.
Czy hiszpański Sąd Najwyższy pomoże polskim frankowiczom?
Ten wyrok oczywiście wprost nie wpływa na sytuację polskich frankowiczów, ale kto wie czy nie będzie przywoływany przez prawników klientów w sądach. Poza tym jest to kolejny argument na to, że właśnie kwestia nieprecyzyjnego, niewystarczająco dogłębnego informowania klientów o ryzyku związanym z danym produktem finansowym, może być w przypadku kredytów frankowych kluczowym polem bitwy.
Niedawno opisywałem orzeczenie TSUE w sprawie rumuńskiego kredytu hipotecznego i – choć w większości był on neutralny bądź delikatnie niekorzystny dla kredytobiorców – punkt mówiący o obowiązkach informacyjnych był najbardziej dobitny.
Czytaj też: Trzy ważne sprawy, o których wypowiedział się TSUE. Czy to orzeczenie zatrzęsie polskimi sądami?
Ta kwestia – sposób, w jaki bank (nie) uświadamiał klientowi, że nie tylko kurs może się zmieniać, ale że oznacza to kosmiczne konsekwencje również dla wartości jego zadłużenia (nie tylko dla pojedynczych rat) – wydaje mi się bardzo nie doceniana. A hiszpański sąd właśnie na tym oparł swoje, prawdopodobnie precedensowe, orzeczenie.
Nie bawił się w sprawdzanie czy jakieś klauzule były abuzywne (nawet nie wiem czy w Hiszpanii banki zdołały wymyślić manewr z 10-procentowym spreadem) i co ewentualnie z tego wynika, tylko stwierdził, że banki nie poinformowały klientów o pełnych konsekwencjach walutowej nominacji kredytu.
Jak sądzicie, ma hiszpański sąd rację? I czy jego orzecznictwo będzie miało jakikolwiek wpływ na nasze, polskie realia? Czekam na komentarze. Artykuł El Pais dotyczący tej sprawy znajdziecie pod tym linkiem