W ciągu dwóch lat WIBOR – powszechnie stosowany w Polsce wskaźnik do wyliczania oprocentowania kredytów – musi zostać dostosowany do wymogów nowych regulacji. Musi stać się odporny na manipulacje i jednocześnie odzwierciedlać rzeczywiste realia transakcyjne w jakich funkcjonują banki. A ponieważ na rynku międzybankowym praktycznie nie ma transakcji zawieranych na dłużej niż tydzień, eksperci uważają, że wskaźniki takie jak WIBOR czy LIBOR powinny zniknąć. Czym można je zastąpić? Ludzie z ekipy Tomasza Mironczuka twierdzą, że wiedzą, jak to zrobić
Konieczność stworzenia następców WIBOR-u czy LIBOR-u jest pokłosiem kryzysu finansowego sprzed dekady i zmian strukturalnych, jakie zaszły na rynku. Wdrożenie regulacji jest też odpowiedzią na manipulacje wskaźnikami, do jakich dochodziło w Europie. Dwa lata temu z Parlamentu i Komisji Europejskiej wyszło rozporządzenie BMR w sprawie indeksów stosowanych jako wskaźniki m.in. w kredytach.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dziś w przypadku kredytów złotowych powszechnie stosowanym wskaźnikiem jest WIBOR, a oprocentowanie kredytów jest z reguły sumą tego wskaźnika i stałej marży banku. Problem w tym, że ten wskaźnik nie odzwierciedla realnych transakcji zawieranych przez banki. WIBOR powstaje na podstawie deklaracji największych banków, po jakiej cenie byłyby skłonne pożyczyć sobie pieniądze.
A co mówi rozporządzenie BMR? Że w umowach z klientami banki muszą stosować indeksy, które powinny odzwierciedlać nie deklaracje, a realia gospodarcze, najlepiej transakcje służące pozyskaniu przez banki finansowania. Czyli wskaźnik, w oparciu o który banki obliczają oprocentowanie naszych kredytów, nie może być wzięty z powietrza, a powinien być kalką ceny pozyskania finansowania.
Przeczytaj też: To już pewne: WIBOR i LIBOR do likwidacji. Miliony kredytobiorców czekają zmiany umów. Jakie? Banki zdradzają pierwsze szczegóły
Przeczytaj też: Czy klienci banków zyskają na zastąpieniu WIBOR-u innym wskaźnikiem? Ten wykres pokazuje, że kredyty mogłyby potanieć!
Rozporządzenie BMR mówi też, że banki powinny mieć „plan B”, a więc mieć w pogotowiu alternatywne wskaźniki, których mogłyby użyć, gdyby z jakiś powodów istniejące wskaźniki zostały istotnie zmienione lub gdyby zaprzestano ich publikacji.
Dziś banki „wiszą” tylko na wskaźniku WIBOR. Co prawda mogą na nim „powisieć” jeszcze prawie dwa lata, bo Komisja Europejska – na wniosek Komisji Nadzoru Finansowego – uznała ten wskaźnik jako kluczowy dla polskiego systemu finansowego i dała nam jeszcze trochę czasu na opracowanie wskaźników zgodnych z rozporządzeniem BMR.
WIBOR odkleił się od realiów
Bankowcy, z którymi rozmawiałem o „reformie wskaźników”, najchętniej nic by nie zmieniali. Mówią, że po co „gmerać” przy WIBOR-ze, jeśli dobrze się sprawdza. Ale to myślenie krótkowzroczne. Może sprawdza się dziś, kiedy rynek działa w stabilnym środowisku. Ale co będzie, jeśli dojdzie do kolejnego kryzysu?
Na poniższym wykresie granatowa linia pokazuje średnie oprocentowanie depozytów 3-miesięcznych dla klientów indywidualnych (na podstawie danych NBP). Czerwona linia to 3-miesięczny wskaźnik WIBOR. Szare kreski to natomiast różnica między WIBOR-em a oprocentowaniem depozytów.
Do sierpnia 2008 r., czyli w przeddzień wybuchu światowego kryzysu finansowego, średnie oprocentowanie depozytów terminowych było niższe niż poziom WIBOR-u. Ale jesienią 2008 r. nastąpił przełom. Od tego czasu prawie bez przerwy średni koszt depozytów terminowych jest wyższy niż najbardziej popularny indeks rynku pieniężnego dla złotego.
Do 2008 r. banki pozyskiwały depozyty terminowe znacznie poniżej WIBOR-u. Pozwalało im to na poszerzenie marży odsetkowej. Banki mogły bowiem ulokować pozyskane środki na rynku międzybankowym lub w bezpieczne obligacje skarbowe. Ale od 2009 r. pozyskanie depozytów terminowych stało się znacznie bardziej kosztowne, niż pokazuje WIBOR.
„Depozyty terminowe relokowane na rynku międzybankowym nie przynoszą dodatniej marży. Skoro koszt pozyskania pieniądza na rynku międzybankowym jest niższy niż od klienta detalicznego, to logika wskazywałaby, że środki należy pożyczyć od innych banków. Ale pożyczenie środków na rynku międzybankowym jest prawie niemożliwe ze względu na bardzo skromne limity na takie operacje, jakie banki wzajemnie siebie przyznają. Wobec tego klient detaliczny i korporacyjny pozostaje najlepszym źródłem pozyskania płynności strukturalnej. Pomimo tego że jest to płynność bardzo kosztowna, banki tak robią, bowiem po 2008 r. jest to – mimo ceny – najlepsze źródło stabilnego finansowania”
– mówi Tomasz Mironczuk, prezes Instytutu Rynku Finansowego, a w przeszłości m.in. prezes BGK i wiceprezes PKO BP.
Bez wskaźnika wycena banków jest „od czapy”
Co to oznacza w praktyce dla banku? Podam przykład. Załóżmy, że w 2005 r. bank udzielił wieloletniego kredytu oprocentowanego według formuły WIBOR 3M + 1,3 pkt proc. marży. W roku udzielania kredytu całkowita marża z pozyskania depozytów poniżej stopy WIBOR 3M i ulokowania w kredyt wynosiła nawet 2,5 pkt proc. Ale po 2008 r. rynek międzybankowy się załamał. Banki, żeby tylko zdobyć finansowanie, były skłonne pozyskiwać płynność płacąc klientom kwoty znacznie powyżej stawek referencyjnych.
„Taka skłonność oznacza, że koszt krańcowy, czyli najbardziej kosztowne środki pozyskane od klientów, ale również średni koszt całego finansowania może przekroczyć stopy referencyjne. Złamanie zasady krańcowego kosztu pieniądza opartego o stopę WIBOR oznacza, że w przyszłości bankom może być trudniej zarządzać rentownością banku, zwłaszcza gdy portfel kredytowy generuje stałą marżę ustaloną na kilka lub kilkanaście lat, a koszt finansowania nie ma związku z historycznie ustaloną formułą oprocentowania kredytów”
– mówi Mironczuk. Jego zdaniem, odklejenie się WIBOR-u od realnej ceny, po jakiej banki pozyskują kapitał, powoduje też, że trudno w takich warunkach dokonać wyceny banków, ponieważ nikt nie jest w stanie przewidzieć, ile będzie wynosił całkowity koszt pasywów (głównie koszt ściągnięcia z rynku depozytów od klientów) za rok lub dwa i jaka będzie marża odsetkowa netto, a więc różnica między kosztem pozyskania finansowania a tym, co bank „zarobi” na kredycie.
Przeczytaj też: Zastanawiasz się czy twój bank oferuje wygodną kartę do płacenia za granicą bez spreadów i prowizji? Mamy listę takich kart i banków
Indeks na bazie oprocentowania depozytów
Jak widać, WIBOR ustalany na obecnych zasadach nie jest doskonały i niesie ryzyka na przyszłość. Niestety nie ma na razie w Polsce alternatywy. Jakiś czas temu pojawił się np. pomysł (w resorcie finansów), by zastąpić WIBOR stopą referencyjną banku centralnego. Pomysł bez sensu, bo niezgodny z duchem rozporządzenia BMR, gdyż jeszcze w mniejszym stopniu niż obecny WIBOR oddaje rynkową rzeczywistość.
Dlatego Tomasz Mironczuk wraz zespołem z Instytutu Rynku Finansowego, opracował wskaźnik, który w 100% bazuje na realnych transakcjach. A konkretnie na koszcie pozyskiwania przez banki depozytów terminowych, bo tak głównie banki się finansują (finansowanie depozytami terminowymi i bieżącymi od klientów stanowi ponad 70% bilansów banków).
Pod koniec ubiegłego roku Instytut Rynku Finansowego podpisał umowy z grupą 20 banków o uczestnictwo w pilotażu. Indeks został opracowany tak, aby bazował na realiach gospodarczych – transakcjach banków o sumie bilansowej (wartość aktywów) do 4 mld zł. W założeniu mogłyby go więc stosować w pierwszej kolejności m.in. banki spółdzielcze.
Przeczytaj też: Windykator chciał postraszyć dłużniczkę i wpisał ją na „czarną listę”. Tyle, że dług już od dawna spłacony! Sąd wymierzył surową karę
Przeczytaj też: „Traktują nas jak terrorystów”. Dlaczego mBank wypowiada niektórym przedsiębiorcom umowy o prowadzenie rachunku firmowego?
Wskaźnik kosztu finansowania jest w trakcie testów. Na podstawie setek tysięcy transakcji eksperci obliczyli indeks. Efekt? O ile WIBOR jest płaski – oscyluje wokół 1,7%, to wskaźnik kosztu finansowania nieustannie się zmienia – od stycznia do września 2018 r., czyli w okresie zbierania danych, przyjmował (wskaźnik dla okresu 3-miesięcznego) wartości od ok. 1,55 do 1,80%. Zmienność wskaźnika oddaje więc zmienność rynku depozytów. Teraz ekipa Tomasza Mironczuka przygotowuje się, aby wystąpić do KNF o licencję na stosowanie tego wskaźnika w transakcjach z klientami.
Dziwne zapisy w umowach kredytowych
Mironczuk przekonuje, że wskaźnik spełni wymogi regulacyjne BMR i może być używany przez banki zarówno jako wskaźnik podstawowy, jak i alternatywny. Likwiduje też ryzyko ekonomiczne, bo jest bliski realnym kosztom finansowania banków, a więc zabezpiecza stabilność marży odsetkowej banku.
Wreszcie jest prosty do zrozumienia dla „kredytobiorcy Kowalskiego”, bo opiera się na cenach depozytów składanych przez niego w banku. A to z kolei jeden z wymogów ustawy o kredycie hipotecznym z marca 2017 r., która nakazuje, by wskaźniki w umowach kredytowych były zrozumiałe, dostępne, obiektywne i możliwe do zweryfikowania przez strony umowy.
Przeczytaj też: „Płatność tylko gotówką”. To tradycjonalizm, czy też… rachunek ekonomiczny? Sprawdzamy dlaczego niektórzy nie lubią być cashless
Przeczytaj też: Nadałem przelew ekspresowy i słono za niego zapłaciłem. Pieniądze, które miały dotrzeć do odbiorcy w 5 minut, szły prawie dwie godziny!
Banki już dziś w nowo podpisywanych umowach zabezpieczają się na wypadek, gdyby WIBOR przestał być publikowany. Ale mam wrażenie, że panuje tu „wolnoamerykanka”. Np. w umowie jednego z banków znalazłem zapis, zgodnie z którym w razie zaprzestania publikacji WIBOR-u oprocentowanie kredytu będzie obliczane w oparciu o stopę referencyjną NBP powiększoną o 0,2 pkt proc.
Z kolei inny bank wpisał do umowy, że w takiej sytuacji będzie stosował średnią stawkę „ustalaną na podstawie stawek oprocentowania depozytów międzybankowych oferowanych przez trzy główne banki prowadzące aktywne działania na rynku międzybankowym w Warszawie”.
Jakie to banki? Jak konkretnie wyliczany będzie ten indeks? Czy będzie zgodny z BMR? Gdzie i jak to zweryfikować? Więcej zagadek niż konkretów.
Źródło zdjęcia: Pixabay.com