Wirus z Wuhan budzi coraz większy strach. Zarażonych jest już kilka tysięcy osób, ponad 100 zmarło. Choroba rozplenia się na świecie, nie wyłączając naszej części Europy – chorują Niemcy, Francuzi, Czesi. Zapewne dotrze też do Polski. Ale nie wszyscy się boją. Są firmy, które na naszym strachu zbiją fortunę. Jakie? I czy można się przyłączyć do zarabiania na tym, że boją się inni?
Dla światowej gospodarki koronawirus to cios. Nie wiadomo jeszcze jak duży – to zależy od tego, jak bardzo rozpowszechni się choroba i jak duże zbieże żniwo. Na razie tanieje ropa naftowa (w obawie przed zapaścią rynku lotniczego), linie lotnicze zaczęły zawieszać połączenia z Chinami, McDonald’s zamyka tam tysiące swoich restauracji, a ludzie – z powodu obaw przed zarażeniem – boją się składać zamówienia w chińskich sklepach internetowych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wirus może pogłębić nadchodzące spowolnienie gospodarcze, Inwestorzy masowo uciekają do najbezpieczniejszych lokat kapitału: kupują franka szwajcarskiego i złoto. Ale nie wszyscy mają powody do lamentu. Kto może skorzystać na wybuchu epidemii?
Koranawirus – kto wynajdzie szczepionkę, zarobi miliardy? Ale nikt za bardzo się nie pali
Gdy wybucha epidemia oczy całego świata zwracają się w stronę naukowców i koncernów farmaceutycznych, które muszą wziąć się ostro do pracy, żeby wynaleźć szczepionkę. W takich sytuacjach okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Np. po wybuchu epidemii wirusa Ebola dekadę opóźnień w opracowaniu szczepionki nadrobiono w… 10 miesięcy.
Wcześniej nikomu nie opłacało się wydawać pieniędzy na walkę z Ebolą, bo zakażeń było niedużo i nie zagrażały zachodnim społeczeństwom. A opracowanie nowego leku to koszt kilku miliardów dolarów, z czego najdroższe są badania. Więcej o tym, ile kosztuje wynalezienie i skomercjalizowanie leków – pisaliśmy w tekście o spółce Selvita i Onco Arendi.
Joseph Stiglitz, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 2001 r., w taki sposób tłumaczył na łamach „British Medical Journal” brak leków dla Afryki: „Ubodzy nie mogą kupować leków, więc firmy ich dla nich nie produkują. Akcjonariusze spółek medycznych nie mieliby zwrotu z takich inwestycji”.
Ze szczepionką na koronawirusy jest podobnie. Jest on znany od lat, ale dopóki nie przeniósł się na człowieka żaden duży koncern farmaceutyczny nie opracował skutecznej szczepionki (źródło: Postępy Nauk Medycznych 4b/2015). Teraz jednak prace trwają, a firmy biotechnologiczne i ośrodki naukowe w USA oraz Australii donoszą, że skuteczna szczepionka może być gotowa za trzy miesiące.
To byłby istny rekord, ale pewnych terminów nie da się przeskoczyć. Nowa szczepionka musi przejść długotrwałe testy i badania kliniczne na zwierzętach, a potem na ludziach. Ale ten, komu się uda wprowadzić ją na rynek, może zarobić krocie. Rządy i tak będą musiały kupić jej ogromne ilości bez względu na cenę.
Prym w badaniach wiedzie spółka Novavax z Gaithersburgu w stanie Maryland. Jej giełdowa wartość wzrosła o 150% w ciągu dosłownie kilku dni. Jeszcze niedawno jej notowania szorowały po dnie, zaś jedna akcja była po 4 dolary. A teraz osiągają 10 dolarów. Prezes Novavaxu powiedział, że szczepionka NanoFlu, która może zabezpieczyć przed koranawirusem być może wejdzie na szybką ścieżkę badań klinicznych (które są już w ostatniej, trzeciej fazie – dane na infografice poniżej). Ale musi się na to zgodzić amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA).
Problem w tym, jak zauważyli czujni analitycy, że podobne deklaracje Novavax składał, gdy wybuchła epidemia Eboli. Firma do tej pory wprowadziła na rynek szczepionki na Ebolę, za to chętnie emituje i sprzedaje nowe akcje, bo praca nad szczepionkami jest kosztowna.
Rosną też notowania dwóch innych amerykańskich spółek biotechnologicznych, które pracują nad szczepionką na koronawirusa – Inovio Pharmaceuticals i Moderna. Norweska fundacja CEPI (Coalition for Epidemic Preparedness Innovations) przekazała firmom 11 mln dol. na przyspieszenie prac nad szczepionką.
Obydwie firmy notowane są na giełdzie w Nowym Jorku (Inovio Pharmaceuticals na NYSE, Moderna na Nasdaq), a ich kurs wzrósł w ostatnich dwóch tygodniach odpowiednio o 50% i 25 %. (wykresy poniżej). Wyceny innych dużych koncernów farmaceutycznych – takich jak GlaxoSmithKline, Sanofi, Roche, czy Merck – są na wysokich poziomach, ale trudno ocenić, czy koronawirus ma na to jakikolwiek wpływ.
Spekulacji akcjami spółek, które mają szansę wynależć lek na koronawirusa, nie musimy oglądać wyłącznie przez szybę. Polscy inwestorzy mogą bez większych problemów i formalności kupować amerykańskie akcje, o ile nie boją się dość wysokich prowizji biur maklerskich
Euforia na polskim lateksie. Rękawiczki chronią przed wirusem?
W reakcji na informację o rozprzestrzenianiu się wirusa mocno wzrosły notowania polskiej spółki notowanej na GPW – Mercator Medical. To potentat w produkcji i dystrybucji jednorazowych lateksowych rękawiczek – swoje wyroby sprzedaje do 5.000 różnych firm i placówek zdrowia w 70 krajach. Inwestorzy spodziewają się, że wraz z rozwojem epidemii, będzie rósł popyt na elementy odzieży, które chronią przed zakażeniem, a rękawiczki niewątpliwie do nich należą.
Jest pewien problem. Źródłem zaopatrzenia w oferowane przez firmę towary są dostawcy z obszarów, gdzie panoszy się wirus, czyli z Azji Południowo-Wschodniej: Tajlandii, Malezji, Indii, Chin i Wietnamu. Zapewne spółka ma spore zapasy swoich produktów, ale nie wiadomo, na ile one starczą przy zwiększonym popycie.
Problem może być w tym, że główna fabryka „polskich” lateksowych rękawiczek jest w Tajlandii, gdzie już stwierdzono wirusa. I gdyby władze tego kraju w odpowiedzi na kolejne przypadki wprowadziły ograniczenia w transporcie, które odbiłyby się na dostawach lateksowego „dobra”, to notowania Mercatora wcale nie muszą iść do góry.
Kolejną spółką, która może zarobić na koronawirusie, jest Biomed Lublin. Jeśli wirus wystąpiłby w Polsce i mielibyśmy do czynienia z epidemią, to produkty Biomedu będą bardzo pożądane – firma dostarcza odczynniki i preparaty stosowane w diagnostyce laboratoryjnej, w tym do badania wirusów. Notowania Biomed są najwyższe od 14 miesięcy, ale nie można powiedzieć, by było to jakieś rozpalające wyobraźnie wzrosty – w ciągu ostatnich dwóch tygodni o niecałe 15%.
Inną dużą polską firmą, która może zarobić pieniądze na strachu przed koronawirusem, są Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych. To holding, który skupia producentów różnych wyrobów higienicznych, sterylizatorni, tytułowych „materiałów opatrunkowych”, a także maseczek higienicznych.
A może wirusowe ETF-y?
Przy okazji wybuchu epidemii koniecznie warto śledzić wyceny ETF-ów zbudowanych w oparciu o akcje firm medycznych, biotechnologicznych i koncernów farmaceutycznych. Medyczne ETF-y mogą rosnąć pod warunkiem, że rosnąć będzie cała branża healthcare. To może być lepsza i bezpieczniejsza opcja niż próba wytypowania jednej spółki, która wygra wyścig o wytworzenie leku na koronawirusa.
Spójrzcie na iShares U.S. Healthcare ETF , albo na Vanguard Health Care ETF (wykresy poniżej). Ich kompozycja jest idealnie skrojona „pod inwestycję wirusową” – największy udział mają koncerny farmaceutyczne i firmy produkujące sprzęt i akcesoria medyczne. Poniżej lista TOP10 medycznych ETF-ów według portalu The Street.
Czytaj też: Inwestowanie (nie)patriotyczne, czyli pięć powodów, by polubić ETF na indeks średnich spółek
Czytaj też: To będzie rok ETF-ów? Rusza pierwszy polski fundusz indeksowy
Jest też kilka niemedycznych branż, które mogą zarobić na tym, że innym biznes popsuła epidemia. To przede wszystkim handel internetowy – wiele osób w obawie przed wirusem zakupy będzie robić w domowych pieleszach. Przez internet można kupować nie tylko ubrania i elektronikę, ale też artykuły spożywcze i higieniczne – największe sieci marketów w Polsce oferują zakupy online. Jest jeszcze Frisco – jedyny wyłącznie internetowy market, który właśnie zmienił właściciela.
Pewien pozytywny wpływ koronawirus może wywrzeć na media – zwłaszcza te telewizyjne, które zawsze lepiej sobie radzą, gdy dużo się dzieje i gdy ludzie się boją. Prawdopodobnie dobry strzał „zaliczył” Netflix, który wypuścił właśnie serial o światowej pandemii. Jeśli sytuacja z wirusem z Wuhan wymknie się spod kontroli, to czuję, że uda się dzięki temu serialowi zyskać mnóstwo nowych subskrybentów.
Kto jeszcze zyska na wirusie?
Koronawirus, podobnie jak wirus grypy, jest wirusem sezonowym. Jest cień szansy, że epidemia sama wygaśnie za miesiąc lub dwa, gdy zrobi się cieplej i przyjdzie wiosna. Ale strach przed podróżowaniem, szczególnie do Azji, może się utrzymywać jeszcze przez długie miesiące (oby się nie okazało, że LOT miał fatalny timing z zakupem linii turystycznych Condor).
To sprawia, że z niepokojem rozwój epidemii obserwują producenci ropy naftowej i sprzedawcy paliwa (mniejszy popyt na ich usługi) oraz biura podróży. Zawsze, gdy na świecie dzieje się coś złego – wybucha wojna, wybucha wulkan, terroryści atakują kurort turystyczny – skłonność ludzi do podróżowania gwałtowanie spada.
Trudno sobie odmówić wypoczynku, dlatego dotychczasowi klienci biur podróży będą szukać alternatyw. Polscy klienci znajdą ją w kraju – widzieliśmy już po atakach w Tunezji, rewolucji w Egipcie, czy nie udanym przewrocie w Turcji. Zawsze po takich wyskokach rekordy popularności biły nadbałtyckie kurorty, wczasy na Mazurach, czy w górach. A to oznacza, że na wyższą frekwencję być może powinny szykować się działające w kraju sieci hotelowe (największa z nich to francuski Accor, który od lat jest właścicielem m.in. sieci Orbis).