Na GPW pojawił się pierwszy polski ETF. A włodarze giełdy zapowiadają, że oferta takich tanich i prostych funduszy indeksowych jeszcze w tym roku się wzbogaci np. o ETF-y oparte na indeksach obligacji czy średnich spółek. Czy warto zainteresować się tym sposobem lokowania oszczędności, także w perspektywie budowania przyszłej emerytury?
W nowy rok inwestorzy na polskiej giełdzie wchodzą z nie lada nowością. 6 stycznia zadebiutował na GPW nowy, polski fundusz ETF stworzony przez Agio Funds, z pomocą i z know-how firm Beta Securities i DM BOŚ.
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Pierwszy polski ETF. Ile kosztuje i ile można zarobić?
Cena jednego Beta ETF WIG20 TR wynosi obecnie ok. 40 zł, ma on wiernie naśladować wahania indeksu największych spółek, czyli WIG-20 i to z uwzględnieniem dywidend (czyli z dopiskiem „TR” jak „total return”). Ale uwaga – ETF nie będzie wypłacał inwestorom dywidend — ich wartość zwiększa jedynie wartość indeksu. Czyli wartość ETF-a ma rosnąć tyle, o ile rośnie WIG20 plus to, co spółki z indeksu wypłacają w formie dywidend.
Z drugiej strony opłata za zarządzanie tym ETF-em została w dniu debiutu obniżona o 0,1 pkt proc. do 0,4% od wartości aktywów w skali roku, co obniży jego wynik w stosunku do „gołego” indeksu WIG20 (zapewne mniej, niż dywidendy, ale mimo wszystko…). Przy zakupie ETF-a (można kupić nawet jeden, za 40 zł) trzeba zapłacić prowizję maklerską (zwykle wynosi kilka dziesiątych procenta wartości transakcji – im większa, tym prowizja mniejsza). W DM BOŚ zrobili „promocję” i do końca marca prowizja za transakcję ETF wynosi 0,1%.
ETF stworzony przez Agio Funds dołączy do wąskiego grona już notowanych na polskiej giełdzie ETF-ów skonstruowanych przez francuską firmę Lyxor – odzwierciedlają one WIG20 (od niedawna również z dywidendą), amerykański indeks S&P (obecnie cena certyfikatu to 97 zł) i niemiecki DAX (440 zł). Od debiutu „francuskich” ETF-ów minęło już 8 lat, i naprawdę szkoda, że na nasze, rodzime musieliśmy czekać prawie dekadę.
Szkoda też, że pierwszy polski ETF będzie odwzorowywał indeks największych spółek, który w dłuższym terminie jest mniej atrakcyjną inwestycją, niż inne indeksy na warszawskiej giełdzie (składa się w dużej części z państwowych banków i spółek energetycznych).
Polscy inwestorzy mogą teraz wybierać w ofercie czterech ETF-ów notowanych na GPW. Wciąż kiepściuchno, bo na świecie do wyboru jest już 5.700 ETF-ów, a do wielu z nich mamy już teraz dostęp dzięki możliwości inwestowania na zagranicznych giełdach, które oferują polskie biura maklerskie. Kłopot w tym, że minimalna wartość zakupu papierów wartościowych na zagranicznych giełdach zwykle jest znacznie wyższa (a i prowizje maklerskie bywają wyższe, niż te od zakupów na GPW).
W rzeczywistości w polskich domach maklerskich dostępnych jest „jedynie” kilkaset ETF-ów, które jednak są droższe w zakupie – prowizja procentowo wynosi tyle samo, co w przypadku „polskich” ETF-ów, jednak opłata minimalna to w zależności od biura maklerskiego 10-50 euro/dolarów za każdą transakcję.
Wkrótce na GPW mają mają dołączyć kolejne ETF-y: oparte o indeksy obligacji, czy średnich spółek. Czekamy z niecierpliwością, bo jeśli chcemy na serio uchodzić za rynek rozwinięty, to przy czterech ETF-ach będzie to raczej pozorne. Na szczęście wszystkie znaki na niebie i ziemi (a właściwie zapowiedzi włodarzy giełdy) wskazują na to, że wkrótce wreszcie będzie w czym wybierać.
Czytaj też: Początek nowej ery? Wkrótce ruszy pierwszy polski ETF, który będzie replikował zmianę wartości indeksu WIG20
ETF czyli inwestycyjny koktajl – tani, a daje kopa
Fundusze ETF, czyli exchange-traded fund mają kilka zalet i cech, które sprawiają, że są to instrumenty w miarę zrozumiałe nawet dla niezaawansowanego inwestora, a przede wszystkim tanie w zakupie i płynne (w każdej chwili można zamienić je na gotówkę). Mogą stać się realnym sposobem na pomnażania oszczędności w długim, nawet emerytalnym horyzoncie.
Wyobraźmy sobie inwestora, który z historii notowań wie, że indeksy giełdowe rosną wraz ze wzrostem gospodarki danego kraju. I chciałby też coś z tego mieć. Może kupić fundusz inwestycyjny, którego zarządzający wybiera spółki do portfela. Ale taki fundusz musi odpalić kilka procent prowizji sprzedawcy, a do tego jeszcze bierze opłatę za zarządzanie rzędu 3-4% w skali roku. Żeby wyjść na plus, fundusz musi systematycznie osiągać znacznie lepsze wyniki, niż średnia rynkowa.
Alternatywą są właśnie ETF-y, które automatycznie odzwierciedlają zachowania indeksów, więc są tańsze w zarządzaniu (nie stoi za nimi sztab analityków i zespół wysoko opłacanych zarządzających – do naśladowania indeksu wystarczy komputer). Na zaawansowanych rynkach za zarządzanie ETF-ami płaci się 0,1-0,3% wartości aktywów rocznie. Jakie są koszty zakupu? Nie płacimy pośrednikom, tylko samodzielnie kupujemy ETF-y na giełdzie (jedyny koszt to 0,25-0,4% prowizji maklerskiej).
Firmy zarządzające funduszami inwestycyjnymi obawiają się ETF-ów, dlatego same też wprowadzają podobne konstrukcje. Np. inPZU, czyli nowa platforma funduszy od PZU, czy fundusze inwestycyjne od Axa TFI – w obu firmach można już kupić fundusze przypominające trochę ETF-y płacąc symboliczne 0,5% opłaty za zarządzanie i nie płacąc żadnej opłaty przy zakupie.
Czytaj też: Polacy kupują fundusze najdrożej na świecie. Jak przełamać ten trend? To musi być wojna… hybrydowa
Fizyka, czy syntetyka, czyli ETF niejedno ma imię
ETF co do zasady jest na tyle bezpieczny na ile bezpieczny jest jego składnik – jeśli kupujemy ETF oparty np. o indeks giełdy tureckiej XU100, to możemy być pewni, że w cenie na pewno dostaniemy dużą zmienność i spore ryzyko. Jeśli podstawą ETF-a jest indeks giełdy rynku rozwiniętego, np. tokijskiego, czy londyńskiego, to teoretycznie zmienność powinna być mniejsza.
Na bezpieczeństwo może też wpływać sama budowa ETF-a – to czy replikuje dany indeks fizycznie, czy syntetycznie. Co to znaczy? Fizycznie, czyli poprzez realne inwestycje w akcje konkretnych spółek, a nie jakieś wymyślne instrumenty pochodne, które tylko wartość akcji odzwierciedlają (wtedy mowa o odwzorowaniu sztucznym, syntetycznym).
Inwestorzy bardziej doceniają ETF-y replikujące indeksy fizycznie. Dlaczego? Bo w razie czarnego scenariusza – gdyby rynek zaczął tonąć – jest większa szansa na odzyskanie pieniędzy. Za naszymi jednostkami uczestnictwa stać będą realne inwestycje, zapisane depozytach papierów wartościowych, a nie instrumenty pochodne, które w sytuacji kryzysowej mogą okazać się bezwartościowe lub „niesprzedawalne”.
Spośród notowanych na GPW ETF-ów syntetyczne są Lyxor S&P i Lyxor WIG20. Debiutujący AgioFunds i Lyxor DAX są funduszami, które inwestują realnie w akcje.
Co nie znaczy, że nie ma tam dodatkowego składnika – ekspozycja ETF WIG20TR na instrumenty pochodne może wynieść maksymalnie 25%. Samo ryzyko inwestycji zostało określone na wysokim poziomie – sześć w siedmiopunktowej skali przy horyzoncie inwestycyjnym sięgającym 3-5 lat.
Co na to wpłynęło? Przede wszystkim zmienność na giełdach, ale nie tylko. Dodatkowym elementem ryzyka jest dość mała dywersyfikacja – 20 największych spółek, w dodatku w sporej części kontrolowana przez skarb państwa. Jeśli ktoś wierzy w politykę gospodarczą rządu, to może śmiało kupować. Ale jeśli ktoś myślałby o inwestycjach z myślą o dywidendach ze spółek energetycznych, tak jak miało to miejsce jeszcze 3-5 lat temu, to może o tym zapomnieć.
Dlatego jeśli zdecydujemy się inwestować w ETF-y to nie stawiajmy wszystkiego na jedną kartę, wierzmy w Polską giełdę, ale może w imię dywersyfikacji ryzyka dokupić certyfikaty giełdy we Frankfurcie?
Dobrą opcją jest też wybór ETF-ów dywidendowych. Jeśli mają one odwzorowywać indeksy, to z tego wykresu wynika, że lepiej żeby było to WIG20TR, niż zwykły WIG20.
Tak jak w przypadku tradycyjnych TFI pieniądze powierzone ETF-owi nie wchodzą w skład masy upadłościowej, gdyby firma prowadząca ETF zbankrutowała. To dodatkowe zabezpieczenie dla inwestorów.
Czytaj też: Inwestowanie proste i tanie? Robodoradcy, ETFy i finanse społecznościowe. Sprawdziłem dla Was aplikacje, które przyniosą rewolucję!
Jak inwestować w ETF-y z myślą o jesieni życia?
Na krótko przed debiutem nowego polskiego ETF-a napisał do nas czytelnik: „Czy przygotujecie tekst o inwestycjach w ETF-y? A szczególnie w kontekście IKE/IKZE? Gdzie można prowadzić rachunek maklerski typu IKE, na którym można kupić ETF-y?” To dobry moment by wziąć „na tapetę” temat czy ETF, może być dobrym sposobem na inwestycje emerytalne.
Przede wszystkim: inwestując w ETF-y z myślą o horyzoncie krótkim, ale też wieloletnim trzeba wziąć do serca wszystko to co napisaliśmy do tej pory:
- że jest to inwestycja z jednej strony płynna, ale jednak podobnie jak każda inna giełdowa – ryzykowna
- jest tania, ale wymagająca pewnej wiedzy (trzeba umieć wybrać ETF i mieć konto maklerskie, co nie jest potrzebne przy zakupie zwykłych funduszy inwestycyjnych)
- nie powinniśmy inwestować w jeden wybrany ETF, ale w kilka, tak żeby rozproszyć ryzyko i nie uzależnić się od wahań jednego indeksu
- poprzez rachunki maklerskie w ramach kont IKE/IKZE nie można inwestować w ETF-y zagraniczne. Powód? Za każdym razem trzeba by było oceniać czy dany ETF spełnia ustawowe definicje produktu, w który można inwestować za pośrednictwem IKE/IKZE. Firmy maklerskie nie chcą się w to „bawić” i takiej opcji w ogóle nie oferują
Co wybrać? IKE czy IKZE i ile za to zapłacę?
Czytaj też: Emerytura z dywidend? 5000 zł, dobry pomysł, IKE, IKZE i… gotowe! Poradnik dla rozsądnych
Jaka jest oferta biur maklerskich w przypadku Indywidualnego Konta Emerytalnego i Indywidualnego Konta Zabezpieczenia Emerytalnego? Niektóre biura w ogóle nie mają tego w ofercie, inne mają tylko IKE, a inne tylko IKZE. Poniżej podaję prowizje za transakcje i opłaty za podstawowy rachunek, który wystarczy do inwestycji w polskie ETF-y. Coraz częściej taki prosty rachunek można otworzyć z poziomu usług bankowości elektronicznej, bez konieczności wizyty w oddziale.
Linki prowadzą do plików z tabelami opłat.
- DM BOŚ IKE/IKZE. Prowadzenie – darmowe. Prowizja 0,25%, min. 5 zł
- DM Santander IKE. Prowadzenie – 6 zł miesięcznie, chyba, że dokonamy 1 transakcji w miesiącu. Prowizja 0,39% min. 5 zł
- DM BDM IKE/IKZE. Prowadzenie – darmowe. Prowizja 0,39% min. 5,95 zł
- DM BPS IKE/IKZE. Prowadzenie – darmowe. Prowizja 0,13% min. 3 zł
- DM mBank IKE. Prowadzenie – darmowe przy 1 transakcji w roku. Prowizja 0,39% min. 5 zł
- DM Millennium. Prowadzenie – darmowe przy 1 transakcji kwartalnie. Prowizja 0,38% min. 4,9 zł
- DM PKO BP IKE. Prowadzenie 60 zł rocznie (jeśli inwestujemy w obligacje do dopłacamy 0,1 % wartości nominalnej obligacji zapisanych nie więcej niż 200 zł). Prowizja 0,39% min. 5 zł
Sytuacja optymalna to taka, w której w grupie kapitałowej naszego banku jest biuro maklerskie, które ma i IKE i IKZE. W praktyce taka kombinacja jest trudna do osiągnięcia ze względu na dość skromną – trzeba przyznać – ofertę brokerów. W tej sytuacji musimy się na coś zdecydować. Co będzie lepsze? Jeśli inwestycje w ETF-y chcemy potraktować jako dodatkowy, coroczny parasol podatkowy, to powinniśmy skłaniać się w stronę IKZE.
Źródło zdjęcia: PixaBay