Co prawda letni sezon urlopowy ma się ku końcowi, ale wkrótce czekają nas zimowe wyjazdy na ferie w górach. Niezmiennie lubimy dokonywać zakupów w zagranicznych sklepach internetowych, a w tej branży sezon na bezspreadowe transakcje trwa cały rok. Pojechałem do Włoch i jednego dnia postanowiłem przetestować karty czterech fintechów oraz dwóch banków. Jakie wnioski? Czy ma znaczenie której karty używamy za granicą? A może przy płatności w walutach obcych wszystkie mają porównywalne kursy?
Lubię łączyć przyjemne z pożytecznym, więc w czasie niedawnego urlopu postanowiłem sprawdzić, które karty płatnicze są dla mnie „najcenniejsze” przez pryzmat ich możliwości. Karty, jak wiadomo, służą przede wszystkim do płacenia. Przede wszystkim liczyły się więc dla mnie kursy walut (w tym przypadku euro), brak wysokich opłat abonamentowych oraz niezawodność karty (czy nic się nie zawiesiło) i możliwość jej włożenia do smartfona (czyli wygoda).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dla wielu osób ważne są też możliwości darmowych wypłat z bankomatów za granicą. To bywa ważna funkcja karty płatniczej podczas zagranicznego wyjazdu. Ale ja staram się nie używać w ten sposób kart za granicą (coraz trudniej o prawdziwie darmowy bankomat). Awaryjnie nabyłem w kantorze, który zawsze miał bardzo dobre kursy walut, symboliczne 50 euro. I to wystarczyło na wszystkie moje „gotówkowe” potrzeby podczas wakacji.
Kurs zakupu euro w polskim kantorze wyniósł 4,665 zł i jest to punkt odniesienia do moich kartowych testów. Tyle właśnie kosztowałyby mnie wszystkie zagraniczne zakupy, gdybym zabrał ze sobą jedynie gotówkę. Znam osoby, które nadal tak robią, bo boją się korzystać z kart płatniczych za granicą. Albo miały już z nimi jakieś negatywne doświadczenia. Na przykład takie, jak czytelnik „Subiektywnie o finansach” w Grecji.
Pewnie gdybym chciał nabyć więcej waluty w kantorze, to udałoby mi się zbić kurs – może nawet do ok. 4,60 zł? Z drugiej jednak strony wybrałem się do Włoch, czyli kraju, w którym nie ma problemu z płatnościami bezgotówkowymi. A wypłaty z bankomatów? Gdybym potrzebował, to nie byłoby z nimi problemu. Pierwsze wypłacone 200-300 euro miesięcznie we wszystkich aplikacjach jest darmowe, co oczywiście nie znaczy, że bankomat nie doliczy dodatkowej opłaty surcharge (kilka euro prowizji za skorzystanie z bankomatu z użyciem karty z innego kraju).
Czy za granicą można płacić kredytówką bez spreadu?
Mój test nie jest oczywiście miarodajnym rankingiem, to raczej zestaw spostrzeżeń obytego w świecie finansów człowieka, który na wakacjach stara się mieć wszystko pod kontrolą. Wziąłem więc aż trzy karty pozabankowe (Revolut, Curve, Zen), jedną od banku zagranicznego (Aion Bank) oraz dwie karty od polskich banków. Wszystkie „zamknąłem” bezpiecznie w smartfonie, więc nie zajmowały miejsca w portfelu.
Po co mi aż tyle kart? Skoro mogę z nich korzystać z darmo albo prawie za darmo, to dlaczego pozbawiać się takiej możliwości? W zależności od sytuacji mogę wybrać do płatności tę lub inną kartę, a gdyby przyszło wypłacać pieniądze z bankomatów, to zawsze lepiej mieć możliwość skorzystania z kilku bezpłatnych operacji o większej łącznej kwocie.
Nie wyobrażam sobie wyjazdu zagranicznego bez kart Revolut i Curve. Druga z nich to „karta kart”, rodzaj kartowego „przedłużacza”: płatności z jej użyciem obciążają inne karty, ale transakcje rozliczane są po kursie Curve, czyli z bardzo niskim spreadem. Mam podpiętą do Curve kredytówkę z polskiego banku. Ma ona kiepskie przeliczniki walutowe, ale za to kredyt kartowy jest tani (w moim przypadku wynosi tylko 2%). No i jeszcze punkty w programie Payback się naliczają.
Płacę więc za granicą kartą Curve, ale karta kredytowa „widzi” te transakcje tak, jakby były dokonywane w Polsce (bo Curve je „w locie” przewalutowuje przy bardzo niskim spreadzie). Dzięki temu mam najtańszy pieniądz z możliwych, bo płacę za granicą pieniędzmi banku (a nie swoimi) i to bez spreadu. A po powrocie do kraju wyrównuję saldo karty kredytowej i w zasadzie mam dzięki temu darmowy kredyt. Słyszałem, że to eldorado powoli się kończy, bo polskie banki chciałyby obciążać kartę Curve prowizjami.
Czytaj też: Karty wielowalutowe: które banki mają najciekawsze propozycje
W dzień powszedni inna karta, w weekend inna
Z aplikacją Curve – jak czytałem na „Subiektywnie o finansach” – bywają kłopoty techniczne wynikające z tego, że aplikacja jest „pomiędzy” mną, moim bankiem i sklepem, w którym robię zakupy. Mój podstawowy backup to Revolut – najstarsza w Polsce pozabankowa aplikacja pozwalająca bez spreadów płacić za granicą. Revolut stał się jeszcze lepszy od czasu, kiedy wprowadził do oferty karty-kredytówki.
Podczas włoskich wakacji w sierpniu wykonywałem transakcje obiema kartami (Revolut i Curve). Kursy dla obydwu były bardzo zbliżone – w trzecim tygodniu sierpnia euro przeliczane było po kursie 4,58-4,59 zł. To wyraźnie mniej w stosunku do tego, ile zapłaciłem za euro w tanim kantorze w Polsce kilkanaście godzin wcześniej (4,66 zł). Była to wartość zbliżona do ówczesnego kursu średniego NBP (4,5876 zł).
W przypadku obu kart trzeba pamiętać o jednej ważnej kwestii. Bardzo dobre kursy nie obowiązują w weekendy! Wtedy właśnie te dwa fintechy pobierają dodatkowo ok. 1% opłaty od transakcji. A więc kurs euro zamiast 4,59 zł rośnie do 4,65 zł. Nadal nieźle w porównaniu do kursów proponowanych przez polskie banki w przypadku płatności wykonywanych „zwykłymi” (bez opcji wielowalutowej) kartami płatniczymi, ale znacznie drożej, niż poza weekendami.
Dodam również, że karty Curve i Revolut umożliwiają (nawet w bezpłatnym planie taryfowym) bezprowizyjną wypłatę z bankomatów do 200 euro (lub równowartości w lokalnej walucie) w każdym miesiącu. Powyżej tej kwoty pobierana jest już prowizja. Więc gdybym nie miał gotówki zabranej z Polski, to zawsze istniała możliwość wypłaty np. na lotnisku. Akurat we Włoszech nie trafiłem na bankomaty pobierające opłatę surcharge, ale to ryzyko też trzeba brać pod uwagę.
Jako backup do Curve i Revoluta wziąłem karty Zen oraz Aion Bank. To nowe podmioty na naszym rynku. Mają to wszystko, co ma Revolut, ale nie musimy się obawiać pogorszenia kursów w przypadku płatności w weekendy. Kursy są tak samo dobre jak w inne dni tygodnia.
Czytaj więcej o debiucie Aion Bank: Na polski rynek wszedł Aion Bank. Zaglądamy do jego oferty. (subiektywnieofinansach.pl)
W moim przypadku było to 4,58 zł zamiast ok. 4,65 zł, czyli kursu, po jakim w weekend przeliczały mi na euro na złotówki Revolut oraz Curve. Jednak o ile Aion, Revolut i Curve oferują darmowe pakiety usług (w moim przypadku są one wystarczające, choć oczywiście aplikacje proponują też pakiety płatne), o tyle w przypadku Zen (po okresie promocyjnym) minimalna opłata za konto wyniesie 0,99 euro miesięcznie. Nie jest więc to aplikacja w pełni darmowa, choć z drugiej strony oferuje usługi dodatkowe – przedłużoną gwarancję dla zakupów, ubezpieczenie tych zakupów oraz instant cashback, czyli zwrot części pieniędzy za zakupy.
Czytaj więcej o aplikacji Zen: Tradycyjny bank w realu i fintechowy bank w internecie: znajdź różnice (subiektywnieofinansach.pl)
Karty z polskich banków: nie zawsze są pułapką
Nie trzeba być fanem fintechów. Być może wolisz mieć konto w „normalnym” banku z oddziałami. W którym banku warto mieć takie konto i jednocześnie korzystać z karty płatniczej nie obawiając się koszmarnych przeliczników walut? Do niedawna u mnie taką funkcję pełniła karta Mastercard Intensive z mBanku. Jednak bank (po okresie promocyjnym) zaczął sobie za nią liczyć 10 zł miesięcznie. Zamieniłem tę kartę na zwykłą debetówkę z mBanku, ale podpiętą pod Curve. Efekt ten sam. Cytując klasyka, skoro nie ma różnicy to po co przepłacać?
Jednak aby sprawdzić jak działa za granicą zwykła debetówka z mBanku postanowiłem przetestować i ją (bez pośrednictwa Curve). Transakcja w euro kosztowała mnie początkowo 4,72 zł (taki był kurs w momencie zakładania blokady), ale finalnie transakcja została rozliczona po 4,84 zł! Płacić za euro 4,58 zł to zupełnie coś innego niż 4,84 zł – 26 groszy więcej! To prawie 6% różnicy. mBank ma też w ofercie kartę bezspreadową, więc oczywiście rozsądny klient tego banku (nawet jeśli nie zna Curve albo się go boi) ma możliwość uniknięcia spreadu.
Sięgnąłem po jeszcze jedną kartę, jaką znalazłem w portfelu (a w zasadzie miałem podpiętą pod usługę Wallet w moim smartfonie). Była to standardowa, czerwona debetówka z Banku Pekao. Niepozorna, ale z funkcją wielowalutową. Aby porównać ją np. do Curve muszę się posłużyć już większym przybliżeniem. Curve przeliczyło euro po 4,584 zł, a karta z Banku Pekao po 4,595 zł. Różnica to około 1 grosz, czyli złotówka na każde 100 euro.
Wielowalutowych lub bezspreadowych kart w polskich bankach nie ma wcale tak mało. Zwykle kurs wymiany przy transakcjach jest o 2-3 gr. gorszy, niż przy transakcjach z Curve, Revolutem, czy Zen. Trzeba po prostu zapytać w swoim banku czy mają jakąś porządną kartę nadającą się do wyjazdu za granicą i ją zawczasu zamówić lub wymienić. Wiem, że np. Citibank, który słynie z bardzo kiepskich kursów wymiany na swoich „normalnych” kartach ma bardzo dobrą kartę wielowalutową. (ale jej akurat nie mam w portfelu, bo jestem kredytowym klientem Citi, a to wielowalutowe cudo to karta debetowa do konta osobistego).
Jeśli karta wydana przez stacjonarny bank, w którym warunki zwolnienia z opłaty za konto i kartę mogą być dość łatwe do uzyskania, ma opcję bezspreadową lub wielowalutową – uważam, że jest to bardzo dobra propozycja. Na pewno konkurencyjna w stosunku do tego, co mają do zaoferowania fintechy.
Czytaj więcej o tym: Karta bezspreadowa, czyli tani sposób na płacenie za granicą (subiektywnieofinansach.pl)
Płatności w walutach obcych: warto podwajać krycie
Wnioski? Na pewno nie warto jechać za granicę z przypadkową kartą. Warto wziąć minimum dwie, albo i więcej. Jedna niech będzie jako podstawowa, druga jako awaryjna, a trzecia do zakupów weekendowych. Najlepiej mieć karty z różnych banków lub banku i fintechu – i ze znaczkami różnych organizacji płatniczych (na wypadek, gdyby jedna nie zadziałała). Nieco gotówki w portfelu również się przyda.
Fintechy mają fajne przeliczniki, ale krajowe banki też nie śpią. Już dawno się zorientowały, że oddając klientów fintechom tracą pieniądze. Dlatego też wiele banków ma już karty wielowalutowe lub bezspreadowe, oferujące całkiem sensowne przeliczniki. Nie są tak fajne, jak karty i aplikacje od fintechów, ale jeśli komuś nie przeszkadza trochę mniej przyjazny interfejs, o kilka groszy gorsze kursy, albo ograniczona liczba dostępnych walut – może zostać przy swoim banku.
Z jakich kart korzystaliście w te wakacje za zagranicą? Które możecie polecić, a które zdecydowanie odradzacie? Zapraszam do dyskusji. Do zimy jeszcze trochę czasu, ale do wyjazdu na ferie warto przecież przygotować się wcześniej.
———–
NAWET 24.000 zł DO WYGRANIA ZA TRANSAKCJE NA CINKCIARZ.PL
Jedną z porządnych aplikacji fintechowych z kartami bez spreadu, które przydają się za granicą, jest Cinkciarz.pl. Oferuje nie tylko wymianę walut i płatności za granicą, ale też usługę portfela walutowego. Gdybyście chcieli przetestować portfel walutowy, alerty i walutowe zlecenia stałe w Cinkciarz.pl, to teraz przy okazji można wygrać kasę, bo 1 września uruchomili… loterię z nagrodami pieniężnymi o łącznej wartości pół miliona złotych. Żeby wziąć udział w losowaniu trzeba zbierać punkty za transakcje (im więcej punktów tym większe szanse), w których jedną z walut jest USD, GBP, CHF lub EUR.
Jako transakcja liczy się nie tylko wymiana walut, ale też przekazy pieniężne, transakcje kartowe i płatności internetowe przez Cinkciarz Pay. Łącznie będzie aż 19 losowań dla użytkowników indywidualnych i 19 dla biznesowych. Losowania będą co miesiąc, co kwartał, co pół roku i na koniec (we wrześniu 2022 r.) będzie losowanie główne dla wszystkich konkursowiczów. Do wzięcia jest 190 nagród pieniężnych (od 5 000 zł do 24 000 zł). A tutaj strona loterii, na której znajdziecie też jej regulamin.
———
PROWADZISZ SKLEP LUB MAŁY BIZNES? ROZWIŃ GO Z FINTECHEM ZEN
Zamiast konta firmowego w banku (albo obok niego) możesz mieć inne – w fintechu. Rozważ aplikację ZEN oferującą wielowalutowe konto z kartą do bezspreadowych zakupów na całym świecie, bardzo wygodną i prostą w obsłudze aplikację mobilną, program cashback (dzięki któremu można odzyskać część pieniędzy z zakupów firmowych) oraz przedłużoną o rok gwarancję na opłacone kartą ZEN towary.
Poza tym ZEN to „wjazd” do systemu, dzięki któremu przyjmiesz płatność od swoich klientów w dowolnej formie – kartą płatniczą, BLIKiem, a także za pomocą PaySafeCard, Trustly, WebMoney, Skrill, Neosurf… Możesz więc bez obaw oferować swoje produkty lub usługi na całym świecie (a platformę do płatności łatwo zintegrujesz z CMS-em swojej strony internetowej). Do tego błyskawiczne rozliczanie transakcji, które trafiają od razu na zbiorcze konto w ZEN – pieniądze możesz wydać natychmiast. Nie za tydzień, ani za dwa, tylko od razu.
ZEN pobiera comiesięczny abonament (tutaj szczegóły wszystkich wariantów), ale przez miesiąc można wypróbować aplikację za darmo. Z kodem SOZEN – przez dwa miesiące. Żeby spróbować, trzeba SKORZYSTAĆ Z TEGO LINKU. Więcej o funkcjach aplikacji było w recenzji na „Subiektywnie o Finansach”, gdy wchodziła na rynek. Polecam też artykuł o ZEN Buddies, jednej z najciekawszych funkcji tej aplikacji, A także felieton o tym, gdzie jest ten moment, w którym przestajesz w ogóle potrzebować tradycyjnego banku.
———
zdjęcie tytułowe: Jason Leung/Unsplash