Sprawy frankowe zapychają sąd w Warszawie, więc zostaną oddelegowane do specjalnego wydziału. O unormowaniu tej kwestii w skali kraju myśli już Ministerstwo Sprawiedliwości. Czy to wyraz „spychologii” i chęć sprawienia, by procesy frankowe nie zamulały już całych sądów, a tylko ich pewien obszar, czy rzeczywiście ukłon w stronę frankowiczów i pomysł na przyspieszenie rozpatrywania spraw?
W filmie „Banksterzy”, który momentami dość luźno nawiązuje do rzeczywistości, jest scena narady prezesów banków. Menedżerowie ustalają, że „wchodzą we franki”, bo to czysty zysk. I tylko jeden prezes, grany przez Mariusza Bonaszewskiego, kładzie się Rejtanem i mówi, że to lipa.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W napisach końcowych jest adnotacja, że wszelkie podobieństwo do prawdziwych zdarzeń i osób jest zupełnie przypadkowe, a film, którego koproducentem jest jedna z frankowych kancelarii, niekoniecznie jest kroniką wydarzeń z czasów kryzysu finansowego.
Film być może jest krzykiem rozpaczy pozostawionych samych sobie frankowiczów. Mimo hucznych zapowiedzi rozwiązania kwestii kredytów frankowych, państwo w tej dziedzinie wcieliło się w rolę nocnego stróża, który nie kiwnie palcem, a tylko stoi z boku i obserwuje rozwój sytuacji.
Sprawy frankowe zamulają sądy. Bo państwo umyło ręce
Obietnice polityków o ustawowym odwalutowaniu kredytów okazały się kiełbasą wyborczą, ostatnia propozycja KNF to odgrzewany kotlet, którego nikt nie chce tknąć, a prezes Narodowego Banku Polskiego gaworzy, że banki muszą liczyć na siebie. A na przykład nad Sekwaną kwestia franków została załatwiona jednym procesem i jednym wspólnym odszkodowaniem.
Strategia nic nie robienia była z punktu widzenia państwa dobra jeszcze rok temu, gdy po przełomowym wyroku TSUE, nie było wiadomo, jak do spraw frankowych będą podchodzić polscy sędziowie.
Frankowicze hurtowo oddają sprawy do sądów i wygrywają (w 2020 r. – ponad 90% spraw zostało wygranych przez frankowiczów). Ale wydziały się zapychają. O ile w 2019 r. do sądu okręgowego w Warszawie wpłynęło 4.600 spraw frankowych, to w roku ubiegłym było to już ponad 17.o00 spraw. Drugie tyle jest w trakcie rozpoznawania lub czeka na pierwszą rozprawę. A ten rok z pewnością przyniesie nowe rekordy. Sędziowie są przytłoczeni tonami akt, terminy się wydłużają, rośnie ryzyko, że na wyroki frankowicze poczekają długie lata.
W kolejce muszą czekać obywatele, którzy do sądu przychodzą w zupełnie innych sprawach. Żeby przyspieszyć procedury i odciążyć sędziów, warszawski Sąd Okręgowy już na przełomie roku zapowiedział powołanie specjalnego wydziału frankowego. Potem pomysł podchwyciło Ministerstwo Sprawiedliwości, która zastanawia się nad powołaniem specjalnych wydziałów nie tylko w Warszawie. Skąd takie uprzywilejowanie i dlaczego na podobne fory nie mogą liczyć poszkodowani sądzący się o wyższe odszkodowanie np. z ubezpieczycielem? Komu mogą przysłużyć się sądy frankowe? Co zmienią w sytuacji frankowiczów i banków?
Tu nie chodzi o sprawy frankowe, tylko o… niefrankowe
Na razie nic się jeszcze nie zmieniło. „Rzeczpospolita” napisała ostatnio, że specjalistyczny wydział ds. franków nie powstanie w stolicy prędzej niż 1 kwietnia. Środowisko prawnicze apeluje, by takie sądy powstały w każdym sądzie okręgowym, bo choć frankowicze mogą wnosić pozwy także tam, gdzie mieszkają, to największym wzięciem cieszy się Warszawa – tutaj siedzibę mają banki, tutaj dzieje się 70% spraw frankowych, a też linia orzecznictwa jest tu przewidywalna – w czwartym kwartale 95% spraw było wygranych przez frankowiczów. W liczbach bezwzględnych nie są to duże wartości – to 428 korzystnych wyroków.
Ale czy sądy frankowe mogą być przełomem? Okazuje się, że to nie pierwszy taki pomysł i że w sądzie działa już specjalna sekcja poświęcona wybranym sprawom, których jest nawał. Pisała o tym na Twitterze Joanna Bitner, do niedawna prezes Sądu Okręgowego w Warszawie, która tłumaczyła, że kilka lat temu specjalna sekcja przejęła od trzech wydziałów ubezpieczeniowych sprawy odwołań funkcjonariuszy milicji i innych służb z czasów PRL od obniżenia emerytur i rent (to tak a propos tego, czy emerytury od ZUS są gwarantowane, czy nie).
„Trzeba odkorkować pion cywilny w sprawach niefrankowych. Odrębny wydział to pierwszy krok w dobrą stronę” – powiedziała sędzia Bitner. Ale prawnicy są w tej sprawie podzieleni, niektórzy mówią wprost, że sędziowie są tylko ludźmi, i że niektórych sprawy frankowe przerastają. „Wydanie wyroku zależy nie od tego, w jakim wydziale sędzia będzie orzekał – czy będzie to wydział cywilny, czy specjalistyczny – ale od jego sprawności technicznej, organizacyjnej i intelektualnej” – mówiła „Wyborczej” mecenas Barbara Garlacz. A z tym różnie bywa:
Na to zwracają uwagę też inni prawnicy – czasami sędziowie nie za bardzo znają się na sprawach finansowych i przedłużają postępowania. Inni wpadają w rutynę i wydają wyroki bez wystarczająco wnikliwej analizy spraw i bez uwzględnienia specyfiki okoliczności konkretnej relacji klient-bank. Czy wydziały frankowe mogłyby to zmienić?
„Rozwiązanie takie nie jest nowe i jest z powodzeniem stosowane w Europie Zachodniej. Najczęściej decydują tu względy lokalne i nadreprezentacja w systemie prawnym jednolitych spraw, które obciążają funkcjonowanie systemu w danym regionie lub państwie”
– mówi nam Izabela Libera, partner zarządzający i założyciel kancelarii Libera i Wspólnicy.
„W mojej ocenie nie ma jednak szans, by takie wydziały bądź sądy powstały w innych miastach, gdyż nie pozwala na to sytuacja kadrowa tych instytucji. Jest też spora grupa zagadnień związanych z kredytami frankowymi, które cały czas wymagają rozstrzygnięcia przez Sąd Najwyższy. Mamy sporą grupę sędziów, którzy rozumieją racje konsumentów, prawo europejskie nie jest im obce i są wyspecjalizowani w orzekaniu w tzw. sprawach frankowych. Czy jednak zasilą oni nowy sąd i czy proces wyboru tych sędziów będzie transparentny?”
W tej wypowiedzi jest być może klucz do zrozumienia sytuacji procesowej frankowiczów. Sąd Najwyższy nie pali się do zajęcia się sprawami frankowymi. A jak pisaliśmy, roboty ma dużo – tutaj sześć problemów, związanych z frankami, na które odpowiedź powinien dać Sąd Najwyższy. Tymczasem np. w październiku Sąd Najwyższy uchylił się od odpowiedzi na pytanie, co się dzieje z umową o kredyt denominowany po usunięciu z niej nieuczciwych klauzul – czy upada, czy może dalej wiązać strony.
Do przyspieszenia spraw frankowiczów w sądach potrzebne są więc dwie rzeczy: jak najlepsze wykorzystanie potencjału sędziów, którzy są najbardziej doświadczeni i rozpatrywaniu tych spraw (i idzie im to najsprawniej) oraz dokładniejsze wytyczne Sądu Najwyższego. Ale czy tworzenie specjalnych wydziałów w sądach przybliży rozwiązanie tych dylematów? Można mieć wątpliwości.
Czytaj też: Państwo Dziubak przetestują najważniejszą linię obrony banków w sprawie franków
Chichot historii, czyli jak prezes PiS radził frankowiczom wizytę w sądzie
Nie kto inny, tylko prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński powiedział w lutym 2017 r., że frankowicze powinni wziąć sprawy we własne ręce i zacząć walczyć w sądach. To chichot historii, bo wtedy akcje banków na giełdzie wystrzeliły jak rakieta, gdyż inwestorzy uznali, że bomba frankowa jest rozbrojona: sprawy w sądach będą wlec się latami i że frankowiczom będzie trudno coś ugrać.
Tego dnia, czyli 10 lutego notowania banku Millenium wzrosły o 14%, Getin Noble Banku o 13%, a mBanku o 6%. Po latach wiemy, że to właśnie sądy stały się zapalnikiem problemów dla banków, dla frankowiczów szansą na wyjście spod pręgierza. Widać to w rezerwach, które na poczet niekorzystnych wyroków muszą zawiązywać banki i po spadku kursów, który zaczął się w maju od zapowiedzi niekorzystnego dla banków wyroku TSUE.
Rezerwy frankowe rosną –w przypadku banku ING sięgają już 30% wartości portfela kredytów walutowych, a inne banki też systematycznie je powiększają. mBank niedawno odpisał kolejne 440 mln zł i zwiększył pokrycie portfela frankowego rezerwami do 10%.
KNF zaczyna wydawać rekomendacje na temat podziału uszczuplonych w pandemii zysków banków, czyli wypłaty dywidend. A zysk sektora spadł w 2020 r. (do listopada) o 40% – do 7,8 mld zł. Jeszcze półtora roku temu rezerwy frankowe były praktycznie nieistotne, ale wszystko zmienił korzystny dla klientów banków wyrok TSUE. Z całą pewnością w tym roku będzie jeszcze głośno o frankowiczach i ich bojach z bankami.
źródło zdjęcia: Unsplash/@purzlbaum, zwiastun filmu „Banksterzy”