Koronawirus jest już nie tylko w Chinach, Japonii, czy Korei, ale też w USA i Wielkiej Brytanii. I zaczyna budzić postrach wśród osób podróżujących do Azji oraz… na rynkach finansowych. Złoto jest najdroższe od siedmiu lat, drożeje ropa naftowa. Ile kosztuje nas walka z epidemiami? A może bardziej powinniśmy bać się naszej poczciwej grypy?
Kilkaset osób dziennie ląduje na lotnisku Chopina w ramach rejsów z obszarów, na których występuje wirus z Wuhan. LOT-owskie dreamlinery przywożą pasażerów z Chin, Japonii, Korei Południowej, czy Tajlandii. Wszędzie tam stwierdzono występowanie chorych, których zaatakował koronowirus z Wuhan (jego nazwa wzięła się od tego, że – w dużym uogólnieniu – pod mikroskopem przypomina koronę).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Alert bezpieczeństwa panuje w Chinach. W Wuhan zarażonych są setki osób osób, kilkadziesiąt już zmarło. To właśnie w tym 11-milionowym mieście stwierdzono „pacjenta zero”, który zaraził się od zwierzęcia). Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) rozważa wprowadzenie stanu globalnego zagrożenia zdrowia publicznego. Wirus infekuje nie tylko organizm człowieka, ale wpływa też na gospodarkę. Jakie mogą być skutki ewentualnej epidemii?
Wuhan jak SARS. Jak epidemia uderza w gospodarkę?
Nowa choroba przywołuje wspomnienia z epidemii SARS z lat 2002-2003. Tamtym wirusem, który również urodził się w Chinach, zaraziło się na całym świecie 8.000 osób z czego 774 zmarło. Oznacza to bardzo wysoką śmiertelność. SARS atakował płuca, podobnie jak wirus z Wuhan. Nowy wirus podobno nie jest aż tak śmiercionośny, ale na dokładne statystki trzeba jeszcze poczekać.
Oceniając potencjalne gospodarcze konsekwencje koronowirusa w scenariuszu, gdyby rozpowszechnił sie na cały świat, trzeba „odbić się” właśnie od danych dotyczących skutków SARS. W sumie tamta choroba kosztowała światową gospodarkę 40 mld dol. – głównie azjatycką, ale skutki odczuły jest USA. Wpływu na Polskę nikt nie oszacował, ale wtedy – trzeba pamiętać – nie byliśmy nawet członkiem Unii Europejskiej. Dziś nasze związki z globalnymi rynkami są większe, więc i potencjalne konsekwencje mogą być dotkliwsze.
Zagrożona jest przede wszystkim turystyka. Daleki Wschód, a szczególnie południowo-wschodnia Azja, to jeden z najpopularniejszych kierunków wycieczek. Chiny, Tajlandia, ale też Seul – to kierunki popularne także wśród polskich turystów, o czym świadczy fakt, że LOT otworzył w ostatnich latach aż pięć nowych połączeń azjatyckich – z Tokio, Seulem, Singapurem i Pekinem. Według danych e-Sky w ciągu ostatnich pięciu lat liczba osób podróżujących do Azji i na Bliski Wschód prawie się podwoiła.
Można się spodziewać, że w efekcie strachu przed nowym wirusem z podróżami wstrzyma się wielu turystów, którzy nie muszą lecieć do Azji, albo mogą przełożyć wyjazd. Lotniska, gdzie przewijają się dziesiątki tysięcy podróżnych z najbardziej egzotycznych krajów świata to nie są najbardziej higieniczne miejsca na świecie i łatwo się tam zarazić.
Zagrożone są przychodzy linii lotniczych oraz sieci hotelowych. Pocieszające się jest to, że po epidemii SARS chluba Kong Kongu, linie lotnicze Cathay Pacific, dość szybko „odbudowały” swoją wartość. Na razie w efekcie doniesień o wirusie z Wuhan notowania Cathay Pacific, United Airlines, spółek z grupy Marriott, czy Las Vegas Sands i Wynn Resorts spadły o kilka procent.
Z drugiej strony warunki są inne – dziś rentowność linii lotniczych jest niższa, niż kilkanaście lat temu (wciąż spadają ceny biiletów), a linie lotnicze już teraz mają problemy z powodu uziemienia trudnej do zastąpienia w tak krótkim czasie całej floty Boeingów 737 MAX.
Nie wiem jaką część przychodów naszego LOT-u stanowi sprzedaż biletów na loty azjatyckie, ale gdyby wirus rozpowszechnił sie na całym świecie, to nie byłoby wesoło w naszych liniach lotniczych. Przewiozły one w zeszłym roku 10 mln pasażerów (o 1,1 mln osób więcej, niż w 2018 r.), ale z powodu uziemienia Boeingów 737 MAX straciły 2 mln kolejnych potencjalnych klientów. Straty z tego tytułu LOT oszacował na 500 mln zł.
Biorąc pod uwagę, że w 2018 r. linia lotnicza miała 209 mln zł zysku operacyjnego i 45 mln zł zysku netto, zaś w nie podsumowanym jeszcze 2019 r. wyniki raczej nie mają prawa być lepsze (więcej pasażerów, ale uziemionych pięć dużych samolotów), nie ma dużego marginesu na ewentualne skutki „kryzysu turystycznego”.
Analitycy oceniają, że oprócz turystyki epidemia może najbardziej dotknąć branżę handlu i sprzedaży detalicznej (sieci sklepów). Żadna z rodzimych polskich sieci nie jest jednak globalnym brandem, więc trudno spodziewać się bezpośredniego wpływu ewentualnego spadku sprzedaży na naszą gospodarkę.
Epidemia wirusa z Wuhan może obniżyć ceny akcji i nasze oszczędności emerytalne. Czy podwyższy ceny złota?
Analitycy giełdowi już zaczęli w swoich komentarzach do sytuacji rynkowej monitorować rozwój epidemii. Na razie kolejne przypadki nie mają wpływu na notowania spółek, a tym samym giełdowe indeksy, ale jeśli liczba zachorowań będzie rosła, to nastroje na rynku się popsują. Między listopadem 2002 r., a marcem 2003 r. – gdy szalał SARS – indeks amerykańskich spółek S&P 500 stracił na wartości 16%.
Niektórzy inwestorzy, widząc co się święci, zaczęli kupować złoto. Cena złotego kruszcu, która i tak rośnie już od roku, w połowie stycznia osiągnęła cenę 1580 dolarów za uncję. To najwięcej od siedmiu lat! Co ma złoto do choroby? To czysta psychologia. Inwestorzy uważają, że jeśli świat opanuje globalna pandemia, świat może stanąć na krawędzi kryzysu. A to zawsze skłania do inwestowania w „kryzysowe” aktywa takie jak złoto.
Wirus z Wuhan, a sprawa Polska: powinniśmy bardziej bać się koronawirusa, czy grypy
Jeśli wirus pojawiłby się w Polsce, niemal na pewno „bramką” wejściową będzie dla niego lotnisko Chopina, największy międzynarodowy port lotniczy w kraju. Oczywiście, ktoś może przylecieć przez Katowice, czy Kraków z międzylądowaniem we Frankfurcie, ale to jednak Okęcie jest polskim oknem na świat. Lotnisko Chopina na razie robi jednak niewiele. Co dokładnie? – Nasi medycy działają w porozumieniu z krajowymi służbami sanitarnymi, państwowymi, liniami lotniczymi, a pasażerowie podróżujący z Chin wypełniają specjalne formularze lokalizacyjne.
Osoby, które wykazują objawy grypopodobne są badani przez naszych medyków – tłumaczy nam rzecznik lotniska.
Czy to wystarczy? Na innych lotniskach przynajmniej monitoruje się, czy przybysze z Chin nie mają gorączki. Ale z drugiej strony Warszawa nie ma bezpośredniego połączenia z Wuhan. Oby ostrzejsze środki nie były potrzebne.
Czytaj też: LOT chciałby przejąć niemieckie linie Condor. Czy dzięki temu wszedłby do lotniczej elity? I co by to oznaczało dla polskich pasażerów?
Boimy się tego co nieznane, więc nic dziwnego, że nowy wirus wywołuje lęki. Trudno ocenić, ile w tym jest realnego zagrożenia, a ile paniki. Tymczasem bardziej powinniśmy obawiać się tego, co grozi nam tu i teraz, czyli wirusa grypy.
Z danych Państwowego Zakładu Higieny wynika, że wirusem grypy co sezon zakaża się w Polsce 35-40% dzieci w wieku do czternastego roku życia, a szczepi się przeciwko niemu mniej niż 1%. W całej populacji szczepiło się w ostatnich kilku latach jedynie 4% Polaków. Ile z nas choruje? To trudno ocenić, bo nie wszyscy zgłaszają się do lekarza. Wiadomo, że coraz więcej.
Jeszcze w ok. 5-7 lat temu rocznie (czyli w trakcie sezonu grypowego od jesieni do wiosny) grypę lub jej podejrzenie stwierdzano u 2 mln pacjentów. A dziesięć lat temu – u mniej niż miliona. Teraz t0 nawet 5 mln! Albo zaczęliśmy częściej chodzić do lekarzy, którzy lepiej diagnozują chorobę, albo grypa staje się bardziej aktywna. Rocznie z powodu grypy i powikłań umiera ok. 50 osób.
Dlaczego się nie szczepimy, skoro szczepionka chroni przed zachorowaniem nawet w 80-90%? Trudno powiedzieć, zapewne głównie dlatego, żę nam się nie chce. Wymaga to wizyty u lekarza i przejścia kwalifikacji (oceny, czy jesteśmy zdrowi) no i wbicia igły, a niektórzy boją się zastrzyków. Podać szczepionkę może tylko lekarz lub pielęgniarka i trzeba mieć receptę.
Barierą raczej nie jest cena, bo szczepionka kosztuje ok. 40 zł. W tym roku po raz pierwszy pojawiły się droższe, „szczepionki” bez igły za ok. 90 zł. Preparat podaje się w sprayu do nosa. Niektóre miasta refundują szczepionki seniorom i osobom w grupie ryzyka (dzieciom, lekarzom), ale to zależy od decyzji wydziału zdrowia i spraw społecznych danego urzędu miasta.
Ile naszą gospodarkę kosztuje grypa? Jak policzyła cztery lata temu firma doradcza EY bezpośrednie koszty grypy dla polskiej gospodarki to minimum 43,5 mln zł rocznie. W tej kwocie kryją się koszty leków, hospitalizacji, diagnostyki (np. RTG płuc). Gdy przypadków jest dużo, kwota ta rośnie do 730 mln zł. Dziś ze względu na wzrost cen te kwoty byłby zapewne o kilka-kilkanaście procent większe.
Ale to nie wszystko. EY policzył koszty pośrednie, czyli koszty absencji w pracy, leczenia powikłań, obniżonej wydajności pracowników czy tego, że nie możemy sami odebrać dziecka z przedszkola. Wtedy koszty rosną dodatkowo o kwotę od 836 mln zł do 4,3 mld zł – w zależności od tego, jak wiele przypadków grypy mamy w danym roku. Średnio ten koszt wynosi 1,5 mld zł. Może więc zamiast bać się o wirusa z Chin, warto nie dać się zarazić grypie, która dziś zbiera bardziej obfite żniwo.
źródło zdjęcia:PixaBay/YouTube