15 lipca 2022

Jak żyć, gdy bycie odpowiedzialnym jest nieopłacalne, a nieracjonalność jest… racjonalna? Siedem grzechów, które psują finanse osobiste w Polsce

Jak żyć, gdy bycie odpowiedzialnym jest nieopłacalne, a nieracjonalność jest… racjonalna? Siedem grzechów, które psują finanse osobiste w Polsce

Ucieczka od odpowiedzialności za własne finanse jest pogłębiającym się problemem w polskim życiu gospodarczym. Z czego biorą się kolejne propozycje rządu, które mają „robić dobrze” różnym grupom społecznym? Z rosnącego oczekiwania wśród wyborców na to, żeby państwo załatwiło za nich kolejne problemy. Do czego nas doprowadzą notorycznie popełniane grzechy wobec finansów osobistych?

Przeciekawe jest badanie CBOS z 2015 r. dotyczące motywów głosowania na poszczególne partie. Co przesądziło o zwycięstwie PiS? Oczekiwanie zmiany. „Wyprowadzą kraj z marazmu”, „żeby coś się zmieniło w każdej dziedzinie”, „polepszy mi się byt, będzie się lepiej żyło, będzie więcej pracy, zrobią coś dla młodych” – takie odpowiedzi padały najczęściej na pytanie: „dlaczego głosowaliście na partię Jarosława Kaczyńskiego?”.

Zobacz również:

Paradoksalnie na taki pakiet ułatwień jak: polityka prorodzinna, 500 zł na dziecko, pomoc rodzinie, ochrona socjalna wskazywał tylko 1% wyborców. PiS trafił na bardzo dobry moment. Po prawie dekadzie nędznego wzrostu gospodarczego, kiepskich perspektyw, relatywnie wysokiego bezrobocia i realizowanej przez rząd polityki oszczędności na wzór zachodnioeuropejskiej „austerity” – sytuacja gospodarcza zaczynała się poprawiać. Ludzie chcieli pracować, chcieli brać los w swoje ręce i – jak można wnioskować z tego badania – mieli tylko nadzieję, że władza nie będzie im w tym przeszkadzać.

Co się więc zmieniło przez te sześć lat, że obecnie program rządzącej partii to niemal wyłącznie „tarcze”, dodatki i -naste emerytury? Na pewno rządy PiS wprowadziły socjalną rewolucję w podejściu państwa do obywateli. O 500+ i jego skutkach napisano pewnie tysiące artykułów. Fakt jest jednak taki, że przełamano pewne tabu. Rząd powiedział ludziom: pieniądze wam się należą i nie jest prawdą, że nie ma na nie miejsca w budżecie.

Pierwszy grzech – podatki mogą spadać, a wydatki – rosnąć

Początkowo rzeczywiście tak było. Rząd PiS korzystał na fantastycznej koniunkturze w polskiej gospodarce. Mieliśmy wysoki wzrost gospodarczy przy niskiej inflacji, rynek pracy zasilany imigracją z Ukrainy i niskie stopy procentowe (Adam „Cud Gospodarczy” Glapiński). I budżet państwa był w stanie pokrywać nowe wydatki socjalne, a jednocześnie notować z roku na rok coraz mniejszy deficyt.

Czy te programy były błędem? Nie. Dla wielu gospodarstw domowych 500+ stało się niemal wybawieniem ze spirali zadłużenia, dało stabilizację finansową i możliwość zainwestowania w poprawę jakości życia lub odłożenia w końcu jakichś pieniędzy na później. Czy program wypełnił wszystkie cele? Zdecydowanie nie. Nie przełożył się na demografię, choć na to liczono.

Gdzie 500+ narobiło najwięcej szkód? W sferze świadomości społecznej i mentalności rządzących. Z faktu, że raz się udało, wyciągnięto wniosek, że już zawsze się będzie udawało. Że można zwiększać wydatki publiczne bez podnoszenia podatków. W czasach wzrostu gospodarczego da się budżet tak uszyć, żeby wszystko się dopinało (rośnie konsumpcja, rosną wpływy z VAT). Ale gdy przychodzi spowolnienie, te pieniądze trzeba gdzieś znaleźć.

Czytaj też: Na co idą nasze podatki? Czy więcej do budżetu wkładasz, czy z niego dostajesz? Mamy ściągawkę, żeby to sobie policzyć

Drugi grzech – tarcza jest dobra na wszystko

Wielki kryzys finansowy z 2008 r. doprowadził do przejęcia przez banki centralne wiodącej roli w prowadzeniu polityki gospodarczej. Do ich arsenału trafiły nowe, niekonwencjonalne instrumenty – luzowanie ilościowe, ujemne stopy procentowe, bezpośrednie interwencje na rynkach finansowych – nie tylko w zakresie walut, ale też obligacji i akcji.

Przez lata te same banki centralne apelowały o wzięcie odpowiedzialności przez rządy – jeśli przesłucha się wystąpienia Maria Draghiego, jeszcze z czasów jak szefował EBC, to w każdym znajdzie się wezwanie do przeprowadzenia reform strukturalnych w gospodarce i ostrzeżenie, że narzędzia banków centralnych nie uzdrowią gospodarki, mogą jedynie złagodzić niektóre objawy kryzysu.

Większość rządów jednak miała to w nosie, reformy – zwłaszcza w Europie – były odkładane. W 2019 r. wiele sygnałów sugerowało, że kroplówka aplikowana przez banki centralne przestaje działać, inflacja się rozkręca, a gospodarki spowalniają. Kto wie, co by się wydarzyło, gdyby nie wybuch pandemii, który przykrył wszystkie te problemy.

W końcu obudziły się rządy. Ale znowu zamiast strukturalnych reform zadziałały w trybie kryzysowym. Przełamane zostały kolejne tabu – władze gospodarcze zaczęły na szeroką skalę stosować różnego rodzaju interwencje, u nas zwane tarczami. Bezprecedensowy transfer pieniędzy bezpośrednio z budżetu państwa do kieszeni obywateli pozwolił przejść gospodarkom bez większych szkód przez okresy lockdownów.

Nasz rząd jednak na tym nie poprzestał. Uznał chyba, że każdy problem w gospodarce da się rozwiązać przez dosypanie gotówki. Paliwo drogie? Obniżamy podatek (a więc „dotujemy” ceny kosztem budżetu państwa). Rosną koszty życia? Czternasta emerytura. Raty kredytów idą w górę? Wywracamy do góry nogami system finansowy, żeby zmienić WIBOR.

Kłopot w tym, że jednym z największych problemów gospodarki jest właśnie nadmiar pieniędzy – a właściwie nadmiar konsumpcji. Natomiast wydaje mi się, że problem, który rząd stara się rozwiązać, nie jest natury gospodarczej, a wyborczej.

Wpadliśmy jako społeczeństwo w pułapkę myślenia – „co zrobi rząd”. Uzależniliśmy się od gospodarczych środków przeciwbólowych. Ale niestety cykliczność gospodarki jest nie do uniknięcia. Czym innym jest reagowanie na szok – jakim była pandemia – a czym innym próba zatrzymania spowolnienia.

Grzech trzeci – fundusz ma zarabiać albo płacić klientom

To historia sprzed kilku lat. Po wybuchu afery Getbacku kilka TFI obudziło się z ręką w nocniku pełnym… obligacji upadającego windykatora. Co gorsza, w kupowaniu tych instrumentów brylowały fundusze z mega popularnej wówczas kategorii „pieniężne”. Na przykład Quercus TFI miał ponad 80 mln zł w portfelach swoich funduszy.

Co zrobiło to TFI (i jego główny akcjonariusz), gdy okazało się, że Getback raczej w przewidywalnej przyszłości nie spłaci swoich zobowiązań? Wykupił wszystkie te papiery do osobnego funduszu, płacąc 100% ich wartości nominalnej plus odsetki. To był ruch, który z pewnością docenili klienci Quercusa, ale branża krytykowała. Dlaczego? Bo obawiano się, że taki precedens wyśle sygnał do inwestorów indywidualnych, że mogą oczekiwać pokrywania strat przez TFI.

To, że Quercus zapakował się ponad zdrowy rozsądek w obligacje Getbacku, nie było przestępstwem, tylko błędem. Klienci mogli zajrzeć w składy portfeli i zobaczyć nadmiarowe pozycje, i zastanowić się nad podejmowanym ryzykiem. Ale widocznie nie przeszkadzało im to, bo Getback płacił absurdalnie wysokie kupony.

Od tamtego czasu raczej nikt w ślady Quercusa nie planuje iść, ale oczekiwanie, że fundusze mają zawsze zarabiać, a jak tracą, to znaczy, że coś jest z nimi nie tak, pozostaje. Ostatnie miesiące pokazały to na funduszach obligacji skarbowych, które zanotowały mocno ujemne stopy zwrotu. I od razu zaczęły pojawiać się nagłówki: „Upadł mit bezpiecznych inwestycji w obligacje…

Tylko że bezpieczny nie oznacza – zawsze zyskujący. Owszem, średnio w tym roku fundusze polskich obligacji skarbowych są na minusie o około 10%. Ale fundusze akcji straciły prawie dwa razy więcej. Mówił to w naszym podcaście Michał Duniec, prezes firmy Analizy Online – przeciętny polski klient TFI sprzedaje fundusze, gdy notują ujemne stopy zwrotu, a kupuje, gdy pokazują dodatnie wyniki. Czyli kupuje na górce, a sprzedaje na dołku.

Straty na inwestycjach są czymś naturalnym, zaś oczekiwana stopa zwrotu jest proporcjonalna do ryzyka. To banały, o których jednak wiele osób zapomina. Jeśli więc fundusz „pieniężny” robił przez kilka lat regularnie 2-3% zysku przy stopie NBP na poziomie 1,5%, to znaczyło, że coś chyba jest nie tak z percepcją ryzyka…

Grzech czwarty – dobrą lokatę ma załatwić rząd

Inflacja wystrzeliła, NBP zaczął podnosić stopy procentowe, WIBOR podążył za decyzjami banku centralnego (a nawet zaczął je nieco wyprzedzać), a raty kredytów hipotecznych wzrosły o kilkadziesiąt procent. Oprocentowanie depozytów tkwiło jednak przez kilka miesięcy na poziomie z czasów niemal zerowych stóp.

Podniósł się lament. Banki nas okradają! Dlaczego nie płacą więcej za lokaty? Oczywiście ta sytuacja nie wynikała wcale ze złośliwości prezesów PKO czy ING. To my sami przyczyniliśmy się do tego, że banki nie kwapiły się do poprawiania oferty. W jaki sposób? Głównym powodem tego, że banki nie walczyły o pozyskiwanie pieniędzy klientów było to, że ich zwyczajnie nie potrzebowały.

Czy widząc nędzne 0,01% na lokacie, Polacy masowo zaczęli lokować środki np. w obligacje skarbowe? Popyt na obligacje nie tylko nie wzrósł, ale wręcz wyhamował. W latach 2018–2021 było tylko pięć miesięcy, w których sprzedaż obligacji detalicznych była mniejsza niż rok wcześniej. W tym roku takich miesięcy było już trzy.

Czyżbyśmy woleli siedzieć i czekać, aż bank nam sam da lepszą ofertę? A może liczyliśmy, że wymusi to rząd? Z czasem oprocentowanie lokat zaczęło rosnąć. Dlaczego? Bo zniknęła większość nadpłynności. A jak to się stało? Głównie z dwóch powodów. Po pierwsze NBP w końcu przywrócił stopę rezerwy obowiązkowej (czyli to, jaką część depozytów banki powinny mieć „odłożone”) do przedpandemicznych poziomów. A po drugie, sami wycofaliśmy kilkadziesiąt miliardów złotych z banków, gdy wybuchła wojna w Ukrainie.

Na rynku trwa nieustanne przeciąganie liny między kupującymi a sprzedającymi. Jeśli kupujący nie są aktywni, jeśli nie głosują nogami – a raczej swoimi pieniędzmi – to sprzedający nie mają powodów, by się starać.

Grzech piąty – z każdym kredytem może być jak z frankowym

Konsekwencje wygranej przez klientów batalii sądowej w sprawie kredytów frankowych są ogromne, wykraczające daleko poza kwestię tych produktów. Dla wielu – także dla mnie – są symbolem, że można utrzeć nosa wielkiej finansjerze, która od lat w mniejszych i większych sprawach bezlitośnie wykorzystuje swoją pozycję wobec klientów.

Ileż to ukrytych prowizji, ile pułapek wpisanych do umów drobnym drukiem, ile zmienianych ni z gruszki, ni z pietruszki tabel opłat, ile niepotrzebnej papierologii przy załatwianiu najbardziej błahych spraw. No i w końcu się banki doigrały. Nie pomogło państwo, nie pomogły elity, banki nie chciały nawet słyszeć o zrobieniu kroku w tył – aż pierwsze sprawy sądowe zaczęły zamykać się wyrokami korzystnymi dla frankowiczów.

Pamiętacie jeszcze apele „mędrców”, w tym kuriozalny list rektorów w obronie kredytów frankowych, pouczających sędziów, że banki są zbyt cenne dla gospodarki, żeby pociągać je do odpowiedzialności za bezprawne skubanie klientów? Obecnie chyba większość pogodziła się z tym, że kredyty frankowe są nie do obrony. Banki pozawiązywały rezerwy, a niektóre nawet wyszły z programami ugód. Lepiej późno niż wcale. Jednak mleko się rozlało.

Czytaj też: Precedensowy wyrok w sprawie sprzedaży obligacji GetBack. Klient wygrał i odzyskał zainwestowane pieniądze. Inni poszkodowani mogą nie mieć tego szczęścia

Retoryka obrońców status quo sprowadzała się do postulatu: „podpisałeś umowę, to teraz pokornie płać kredytobiorco, a nie gadasz o jakichś prawach konsumenta. Kredyty się spłaca i kropka”. No i teraz mamy problem. Dlaczego? Bo skoro wielkie autorytety tak kategorycznie postawiły sprawę, ale ostatecznie w sprawie franków przegrały – to można teraz podważyć właściwie wszystko.

I konsekwencje tego widzimy. Raty kredytów złotowych wzrosły? Są pozwy zbiorowe o ich unieważnienie. Kancelarie, które dotąd specjalizowały się w obsłudze frankowiczów, już uruchamiają taśmy produkcyjne do kredytów złotowych. Jestem całym sercem za walką o prawa konsumentów, o prawa pracownicze, o prawa obywatelskie. Ale to, co się teraz dzieje, jest żerowaniem na pragnieniu ucieczki od odpowiedzialności.

Jeśli rzeczywiście sądy orzekłyby, że kredyty oparte o WIBOR są niezgodne z prawem – to przyklasnę odwadze prawników, którzy zdecydowali się podjąć tę sprawę. Ale obawiam się, że wygrana w sprawie franków wielu osobom przestawiła myślenie na tory poszukiwania winnych. Będzie w tym poszukiwaniu krótka przerwa – na wakacje kredytowe.

Fundusz, w który zainwestowałem, traci? Na pewno mnie oszukali. Podnieśli mi opłatę za kartę kredytową? Złodzieje! Nie doczytałem umowy, nie przeanalizowałem ryzyka, skusiłem się na ofertę bez wgłębiania się w szczegóły? Najwyżej pozwę tego, kto mi umowę podsunął.

To może doprowadzić do serii katastrof finansowych. I przyjdzie zapłacić za grzechy finansów osobistych. Bo z jednej strony zacznie się wylewanie dziecka z kąpielą – i nawet te całkiem porządne instytucje i produkty zostaną wrzucone do jednego worka z piramidami finansowymi, oszustwami i klauzulami niedozwolonymi. A z drugiej – wzrośnie przekonanie, że da się uniknąć wszelkich konsekwencji, bo przecież banki przegrały w sprawie franków, więc na pewno przegrają w każdej innej, prawda?

Grzech szósty – zysk nominalny nie realny

Wszyscy dzisiaj chcą pokonać inflację. Rentowność polskich obligacji skarbowych w funduszach inwestycyjnych sięgnęła 8%, ale wielu kręciło nosem, bo inflacja jest dużo wyższa. Lokaty też były „śmiesznie niskie” w porównaniu z dynamiką cen, ale te 5-6% obecnie zaczyna już ludzi interesować.

Co więcej, oprocentowanie 10-letnich detalicznych obligacji skarbowych przez ponad półtora roku (od maja 2020 r. do stycznia 2022 r. ) w pierwszym roku oszczędzania wynosiło 1,7%. Dopiero potem wchodziło indeksowanie inflacją. I pamiętam, że mówiono wtedy, że to nieopłacalne, bo ten słaby pierwszy rok niweluje korzyści z kolejnych wysokich lat.

No to teraz mamy oprocentowanie w pierwszym roku 6,25%. I to już wygląda nieźle prawda? Tylko że te 1,7% to było mało przy inflacji 4-5%, a teraz… teraz jest prawie 16%. Przypomnę, że w latach 2014–2016 mieliśmy w Polsce deflację. A więc realny zysk dawało trzymanie pieniędzy w skarpecie. Czy wtedy ktoś benchmarkował swoje stopy zwrotu do inflacji? Raczej nie.

Inflacja jest dominującym tematem w finansach, to prawda. Ale przy takim jej gwałtownym wzroście nie ma realnej (nomen omen) szansy na to, by ją pobić. Przynajmniej w krótkim terminie. Instrumenty, które pozwalały ją pokonać długoterminowo, są na rynku dostępne od lat – ale wszyscy sobie przypominają o ubezpieczeniu od pożaru, gdy ich dom już płonie.

Czytaj też: Fundusz obligacji skarbowych kontra nowe obligacje detaliczne. Co wybrać? Jak zbudować strategię dłużną na nadchodzące lata? Oto kilka wskazówek!

Grzech siódmy – doradca jest dobry, bo nic mu się nie płaci

Nie jesteśmy skłonni płacić za usługi. Darmowe konta i bankomaty, darmowe portale informacyjne, darmowe klipy na Youtube i muzyka na Spotify. Jakoś się przekonaliśmy do opłat abonamentowych za filmy i seriale, pakietów opieki medycznej i karnetów na siłownię – jednak nadal z myślą (patrzę po sobie), że skoro już zapłaciłem, to „mam za darmo”.

Przyzwyczailiśmy się do bezpłatnych przelewów i bankomatów bez prowizji. I tego samego oczekujemy od osób i podmiotów, które będą nam świadczyć usługi finansowe. Kto nie słyszał od znajomych – „polecę ci doradcę kredytowego, on nic od ciebie nie bierze”. No ale skoro nic mu się nie płaci, to dlaczego nazywasz się jego klientem?

A nasz klient, nasz pan. Kto płaci, ten wymaga. Kto płaci doradcy kredytowemu? Bank. A skoro tak, to na czym możemy opierać przekonanie, że zostanie nam polecony produkt, który jest najkorzystniejszy dla nas? A nie – zupełnym przypadkiem – ten, który akurat daje największą prowizję doradcy?

Podobnie jest z doradcami inwestycyjnymi. Ile bylibyście gotowi zapłacić komuś, żeby dobrał za Was instrumenty do portfela? Narzekamy na wysokie opłaty w funduszach inwestycyjnych. Ale duża część trafia wcale nie do zarządzających, tylko do tych „darmowych” dystrybutorów. Jaka część? Na przykład Quercus TFI w raporcie za I kwartał 2022 r. podał, że miał łącznie 21,5 mln zł kosztów operacyjnych. Z tego na dystrybucję poszło… 11,5 mln zł, czyli ponad 50%.

Fundusze (zwłaszcza te niezależne od dużych grup finansowych) może by i były w stanie dawać niższe opłaty za zarządzanie. Ale nie miałby kto ich sprzedawać, bo dystrybutorzy nie byliby zainteresowani. A konkurencja na rynku rośnie – przy takich spadkach, jakie teraz mamy na rynku, coraz mniej jest chętnych na fundusze. Nie dałbym sobie ręki uciąć, że w takiej sytuacji doradca będzie kierował się wyłącznie interesem osoby, która do niego przychodzi…

A jednak mimo tego idea płatnego doradztwa „dla mas” wydaje się w Polsce z kosmosu. Co więcej, nawet gdyby znaleźli się chętni, żeby kogoś z licencją doradcy inwestycyjnego wynająć, to… nie bardzo mogą. Dlaczego? Bo zabrania tego prawo. Licencjonowani doradcy i maklerzy muszą działać w ramach firm inwestycyjnych. Zupełnie swobodnie mogą za to funkcjonować na rynku osoby bez licencji, byleby unikali nazwy zastrzeżonego zawodu „doradcy inwestycyjnego”.

Czy zdążymy się „nawrócić”? Czeka nas „piekło” za grzechy finansów osobistych?

Jak brać odpowiedzialność za swoje finanse w czasach, gdy odpowiedzialność jest nieopłacalna? Czy w czasach promowania nieracjonalności bycie racjonalnym jest… racjonalne?

Wychowuje się w ten sposób społeczeństwo, które nie jest przygotowane do brania własnego dobrobytu w swoje ręce. Ludzie oczekują, że na każdą trudność z pomocą przyjdzie rząd. Postawa odpowiedzialna, zapobiegawcza staje się strategią przegrywającą.

Jaką trzeba przyjąć postawę? Taką, by rano na przystanku powiedzieć sobie „spóźniłem się na autobus”, a nie „autobus mi uciekł”. To pierwsze wymaga przyznania się do własnej winy, ale sprawia, że następnym razem wyjdziemy z domu wcześniej. Jeśli trzymamy się tego drugiego, to może i znajdziemy winnych własnej niedoli, ale za grosz swojej sytuacji nie poprawimy.

Źródło zdjęcia: Edal Anton Lefterov/WikiMedia Commons

Subscribe
Powiadom o
51 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Pawceluto
2 lat temu

Społeczeństwo wychowało się ułomnie samo bo cała rzesza ludzi zupełnie bezpodstawnie wymyśliła sobie, że stać ich na dobrobyt wyższy niż w o wiele bardziej rozwiniętej zachodniej zagranicy. To że polityczna propaganda ich tylko w tym utwierdzała czy wręcz do tego zachęcała, w ogóle nie zmienia ich odpowiedzialności. W dużych miastach typu Warszawa, Trójmiasto, Kraków, Poznań itd. 30-35 latkowie, którzy w rzeczywistości dopiero co są na początku kariery zawodowej, stwierdzili że kilkupokojowe mieszkania, nowoczesne domy, nowiusieńkie samochody i wakacje kilka razy w roku zwyczajnie im się należą. Co z tego, że ich nie stać skoro można wziąć kredyt i będzie można… Czytaj więcej »

michal
2 lat temu
Reply to  Pawceluto

Pytanie czy zachod jest odpowiedzialny bo jak patrze na ECB i Lagarde i ich problemy z budownictwem plus Niemcy i ich polityka energetyczna to Polska jawi sie jak oaza odpowiedzialnosci…

Admin
2 lat temu
Reply to  michal

O odpowiedzialności Zachodu pogadamy jak we Francji wygra Le Pen, a w Niemczech neofaszyści :-). W USA pewnie będzie już rządził znów Trump, a my będziemy wtedy pisali bloga cyrylicą, nadając z Sybiru

jsc
2 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

(…) W USA pewnie będzie już rządził znów Trump, a my będziemy wtedy pisali bloga cyrylicą, nadając z Sybiru(…)
Jak ta narracja się zmienia… jeszcze parę miesięcy temu zwycięstwo Ukrainy było pewne, a teraz Redaktor Samcik wybiera się na Nieludzką Ziemię.

Admin
2 lat temu
Reply to  jsc

Piszę z przekąsem 🙂

jsc
2 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Z przekąsem nie przekąsem… ale wątpliwości się pojawiają.

Maciej
2 lat temu
Reply to  Pawceluto

Bzdura. To władza demoralizuje społeczeństwo. Władza pokazuje, że można zadłużać się bez konsekwencji, żeby podwyższyć, sobie status, koniec końców, na chwilę. Nie twierdź Pan, że społeczeństwo jest sobie samo winne. Bo to społeczeństwo jest codzień bombardowane 'sukcesami’ władzy, m.in. w sferze socjalnej. I mniej zorientowana cześć społeczeństwa mogła stracić czujność. A proszę nie traktować tych ludzi z góry.

Michal
2 lat temu

Witam, ja sie generalnie zgadzam z wymowa artykulu tylko ze ja jestem w stanie usprawiedliwic przecietnego Kowalskiego to wydaje mi sie, ze jeszcze bardziej nieodpowiedzialne sa instytucje finansowe czy panstwowe. Ja mam z tym ogromny problem bo wieszamy psy na konsumentow a gdzie odpowiedzalnosc bankow, prezesow czy politykow? Kowalscy przynajmniej wlasnymi pieniedzmi traca na polisolokacie, kredycie frankowym czy zlotowym ale po tylu aferach prosze mi pokazac ktory prezes banku, regulator czy polityk poniosl jakakolwiek odpowiedzialnosc??? Zadnej, uwazam ze to jest duzo wiekszy problem kompletego braku odpowiedzialnosci profesjonalistow ktorzy maja swiadomosc konsekwencji a ciagle jakos tak wychodzi ze zadna kara sie… Czytaj więcej »

Admin
2 lat temu
Reply to  Michal

Nie wiem co na to autor, ale jest faktem, że instytucje finansowe również zachowywały – a w niektórych aspektach nadal tak jest – się nieodpowiedzialnie

Marek
2 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Dlatego należałoby regularnie straszyć banki runem na kasę. Po kolei każdego. Albo podnoszą oprocentowanie depozytów, albo wyciągamy całą kasę. „Malutki” problem w tym, ze nie da sie zorganizować ludzi. Gdyby ludzie się przebudzili, to banki by piszczały ze strachu…

Admin
2 lat temu
Reply to  Marek

W Polsce to byłby gruby blef 😉

jsc
2 lat temu

W przyszłym roku doczekamy się przedawnienia sprawy Papały… skoro Policja nie potrafi znaleźć mordercy swojego generała to czego można oczekiwać?

Andrzej
2 lat temu
Reply to  Michal

Już to wielokrotnie pisałem, władza, politycy są odwzorowaniem narodu nigdy odwrotnie. Mamy takie prawo, regulacje na jakie nas stać mentalnie jako naród :).

jsc
2 lat temu
Reply to  Andrzej

Jak chcesz się porównywać do Misiewicza, Macierewicza, Obajtka czy Czarnka proszę bardzo, ale ja wypraszam sobie.

Hawk
2 lat temu
Reply to  Michal

Dokładnie, Banki teraz płaczą nad brakiem płynności. A to tylko kwestia pazerności. Rozsądny Bank, w czasach stóp 0% powinnien dążyć do jak największego procenta portfela o stałej stopie, podbijając sobie marżę. Mając pewny ekstra zysk i stabilny portfel kredytowy.

Tomasz
2 lat temu

Taki tekst powinien być na maturze, żeby to do ludzi dotarło póki jeszcze może.

Admin
2 lat temu
Reply to  Tomasz

Dopóki główną misją ministra od edukacji jest to, żeby ze szkół wypuścić jak największych głupków, w przyszłości klientów populistycznych polityków – trochę mało prawdopodobne

Marian
2 lat temu
Reply to  Tomasz

Przecież największym poparciem wśród maturzystów cieszy się Konfederacja więc trzeba trochę przemyśleć oba komentarze o edukacji i populizmie.

Tymek
2 lat temu
Reply to  Marian

Akurat ta część maturzystów (20-25%) która głosuje na Konfederacje jest najbardziej inteligentna i ogarnięta 🙂
Jedyna partia która od 2019 mówiła o tym że należy podnieść stopy procentowe.
Jedyna partia która była przeciwko Lockdownom i blokowaniu biznesow
Jedyna partia która była przeciwko powszechnemu rozdawnictwu pieniedzy z budzetu

Admin
2 lat temu
Reply to  Tymek

Ale co się dzieje, że potem ci studenci zaczynają popierać PiS, PO i Lewicę? 🙂

Laszlo Kret
2 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

W pewnym momencie człowiek zdaje sobie sprawę, że jest tchórzliwy i leniwy, i zaczyna głosować na tego kto da mu ułudę bezpieczeństwa i dobrobytu zwalniając go z odpowiedzialności za siebie i swoje otoczenie.

Admin
2 lat temu
Reply to  Laszlo Kret

Źle, gdy to się dzieje przed emeryturą 😉

Jacek
2 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Pomiędzy popieraniem a faktycznym wrzuceniem karty do urny jest pewna różnica. Obstawiam tezę, że bardziej zdeterminowani są wyborcy partii, które obiecują ludziom, że coś im dadzą. Zwłaszcza odbiorcy środków budżetowych.

Admin
2 lat temu
Reply to  Jacek

To na pewno. Dlatego partie populistyczne starają się uzależnić od transferów socjalnych jak najwięcej ludzi.

jsc
2 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Okazuje się, że nie każdy może być (…)kowalem własnego lodu(…)…

Kusznier
2 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Obstawiam, że tracą parasol ochronny rodziców (źródło utrzymania) i dopada ich proza życia, czyli konieczność zarobienia na siebie.

Mieczysław
2 lat temu

Bardzo wnikliwy, mądry artykuł. Komuniści z PIS-u, którzy panicznie boją się utraty władzy, będą robić wszystko aby nie stracić choćby jednego głosu wyborców. Dlatego ich idiotyczne postępowanie nie ma nic wspólnego z ekonomią, ani sprawiedliwością społeczną, czy zdrowym rozsądkiem. Przynajmniej do wyborów parlamentarnych będą rozdawać na prawo i lewo. Będą walczyć z inflacją tworząc kolejne tarcze antyinflacyjne i dosypując kasy często tym, którzy jej wcale nie potrzebują. W tej sytuacji trzeba zrobić wszystko aby po wyborach władze przejęła jakaś racjonalna opozycja. Tylko nie ta, która już licytuje się z obecnie rządzącymi analfabetami ekonomicznymi, na np. wzrost płacy dla budżetówki o… Czytaj więcej »

Admin
2 lat temu
Reply to  Mieczysław

Bardzo jestem ciekaw jak w tym wyścigu populistów odnajdzie się „obrotowy” PSL, mający „wolatylny” program Hołownia i Lewica, której część najchętniej przystąpiłaby już dziś do PiS 🙂

Jacek
2 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Głosy zgarną ci, którzy przekonają ludzi, że ci nie stracą wszystkich okruszków pochodzących z wielkiego rozkradania środków budżetowych.
Ludzie nadal będą przekupywani własnymi pieniędzmi, a mogliby miec ich więcej, gdyby rząd przestał próbować wszystko regulować.

Admin
2 lat temu
Reply to  Jacek

Sporo ludzi woli jak ktoś za nich weźmie odpowiedzialność…

Jacek
2 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

No jasne – można potem obarczyć innych winą za własne błędy. A to wszystko zaczyna się już choćby na etapie myślenia o własnej finansowej przyszłości.

jsc
2 lat temu
Reply to  Mieczysław

(…)W tej sytuacji trzeba zrobić wszystko aby po wyborach władze przejęła jakaś racjonalna opozycja.(…)
Zacząłbym od zabezpieczenia wyborów przed ich sfałszowaniem… jak tu polegniesz to cała reszta będzie na nic.

mko
2 lat temu

Grzech 3 – fundusz zawsze zarobi, czy zyska, czy starci klient. A przecież skoro jest super duper specjalistą, to może wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje. Jaką odpowiedzialność ponosi tfi, które przepaliło pieniądze swoich klientów? Quercus postąpił etycznie, ale branża nie jest etyczna, wiec go spacyfikowali. Przy stratach tfi powinny dzielić się nimi ze swoimi klientami

Laszlo Kret
2 lat temu
Reply to  mko

Słuszna uwaga! Ten grzech trzeci jest niespójny z czwartym — po prostu ludzie głosują zabierając pieniądze (3.), czyli to do czego nawołuje autor (4.). Inna sprawa, że robią to w najgorszym momencie, ale głupota to nie grzech 😉

mko
2 lat temu

Grzech 5 – jakim cudem są banki, które nie udzielały trefnych kredytów (np. wbk za poprzednika Morawieckiego)? ING tez był skromny. Teraz najbardziej cierpią ci, którzy oszukiwali najbardziej. I gdyby mechanizmy oczyszczające rynek działamy poprawnie, to nieuczciwość byłaby szybko skarcona a klient byłby bezpieczny. Ale oczywiście łatwiej zrzucić winę na nieodpowiedzialnych klientów, a nie obciążać nią nieodpowiedzialnych menadżerów, zarządy, rady nadzorcze czy akcjonariuszy. Kredyty „frankowe” nie zostały wymyślone w Polsce, miały swoją niechlubna historię, wiec finansiści dobrze wiedzieli, w co się pakują. Dyrektywa 93/13 jest z 1993 roku !!

PauWS
2 lat temu

Sporo racji… ale z drugiej strony czym innym jest zadłużanie sie na kosnumcje (jak dla mnie szczyt głupoty) a czym innym żeby zapewnić własne potrzeby mieszkaniowe. Często zadłużamy sie „pod korek” nie dlatego, że takie jest nasze hobby tylko dlatego, że nie chcemy mieszać na warszawskiej Białołęce* albo w 30 metrowej klitce całą rodziną…. Niestety spełnienie naprawde podstawowych potrzeb wiąże się z coraz większym obciążeniem. Do tego banki nie zachowują się jak instytucje zaufania publicznego – o czym świety artykul był kilka dni temu ws. oferownia kredytów ze stałą stopą. Może wiele z tych działań jest legalnych – ale patrząc… Czytaj więcej »

Admin
2 lat temu
Reply to  PauWS

Ma Pani dużo racji

jsc
2 lat temu
Reply to  PauWS

(…)Do tego schodzi brak poczucia sprawczości – dysproporcje majątkowe i możliwości, które daje kapitał vs. możliwości, które daje solidna i uczciwa praca coraz bardziej się powiększają.(…)
To już zauważył Marks… zatem problem jest stary jak świat.

Inka
2 lat temu

Brawo za artykuł, dawno nie czytałam tak mądrego tekstu.

Ppp
2 lat temu

Wiedzę, że Maciej Jaszczuk mnie uprzedził (pozdrawiam!), ale dodam swoją listę. Ad 1 – 500plus nie spowodował przyrostu liczby dzieci, ale wielu znacząco poprawił JAKOŚĆ życia – zatem warto. Ad 2 – Czy w Polsce kiedykolwiek było „za dużo pieniędzy”? Może w XVIw, kiedy Zygmunt August sfinansował sobie wielką kolekcję arrasów, bo akurat mu się spodobały. W ostatnich 400 latach takie zjawisko w Polsce NIGDY nie występowało. Ad 3 i 4 – Kiedy ktoś pobiera opłaty/podatki/prowizje, to automatycznie powinien odpowiadać za skutki swoich działań.  Ad 5 – Profesjonalista w kontaktach z laikiem musi dbać nie tylko o swój zysk, ale… Czytaj więcej »

jsc
2 lat temu
Reply to  Ppp

(…)W ostatnich 400 latach takie zjawisko w Polsce NIGDY nie występowało.(…)
A 30 willi Obajtka to niby co to jak nie objawy nadpłynności?

Alf/red/
2 lat temu
Reply to  Ppp

Ad 1 – 500plus nie spowodował przyrostu liczby dzieci, ale wielu znacząco poprawił JAKOŚĆ życia

Statystycy mówią, że spadek ubóstwa widać było jeszcze przed 2015. Więc to nie 500+ było tu kluczowe. A inni zauważają, że skrajne ubóstwi się zwiększyło, i to w różnych modelach rodzin (samotny rodzic, 2+2 itd). Owszem poprawiła się JAKOŚĆ wielu rodzinom, dla których i tak już była ona całkiem dobra. Zatem nie warto. Nie takimi kosztami.

Mariusz
2 lat temu

Grzech numer jeden: więcej lekcji religii i historii a coraz mniej matematyki bo dziecko się stresuje że to trudne i rodzice wywierają nacisk na szkołę aby było jej jak najmniej i nie było jej na maturze. Grzech numer dwa: w
Polsce nie ma rządów prawa i instytucje finansowe czy też zwykły operator kablówki w swojej umowie może zawrzeć dowolne klauzule i oni mają środki aby My je przestrzegali a nas nie stać na kancelaria adwokacka za to by ścigać ich za nasze pieniądze.

jsc
2 lat temu
Reply to  Mariusz

(…)Grzech numer jeden: więcej lekcji religii i historii a coraz mniej matematyki bo dziecko się stresuje że to trudne i rodzice wywierają nacisk na szkołę aby było jej jak najmniej i nie było jej na maturze.(…)
Już nie fetyszyzujcie matematyki… weżmy taki przykład programistyczny… co mi po takim specjaliście co w małym palcu ma całą teorię złożoności algorytmów, ale za to nie umie w wzorce projektowe czy debugowanie?

Hawk
2 lat temu

Moim zdaniem największy błąd to że PIS nauczył ludzi że dostaną coś za darmo a nie ze swojej pracy. A drugi błąd że korporację traktują ludzi jak debili a nie jak pełnoprawnych partnerów, gdzie umowa ma być korzystna dla obu stron. Przecież problem stóp procentowych by praktycznie nie istniał gdyby bank i klient ryzyko zmiany stóp brał na siebie 50/50% .

Admin
2 lat temu
Reply to  Hawk

Zgadzam się

Anna
2 lat temu

Grzech pierworodny: naiwność, że nikt nie chce cię okraść, wszyscy chcą ci najlepiej doradzić, będą za ciebie myśleć. Ot darwinizm: selekcja ekonomiczna debili

jsc
2 lat temu

(…)Jeśli rzeczywiście sądy orzekłyby, że kredyty oparte o WIBOR są niezgodne z prawem – to przyklasnę odwadze prawników, którzy zdecydowali się podjąć tę sprawę.(…)
Nawet jeśli to będą prawnicy Prokuratorii Generalnej… https://www.gov.pl/web/prokuratoria ? Jeśli tak to proszę już teraz zawiązywać rezerwy.

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu