Szkolenia wojskowe dla pracowników. Premier Donald Tusk zapowiada, że w 2027 r. mogą objąć nawet 100 000 osób w wieku od 18 do 60 lat. Wstępne propozycje resortu obrony narodowej mają być znane jeszcze w marcu. Szkolenia wojskowe na pewno w części będą dotyczyć osób pracujących. Jak to może wyglądać i jak wygląda w krajach, które już to robią? Przykładów dostarcza Izrael, państwo pozostające pod ciągłą presją potencjalnego konfliktu zbrojnego
Praca zdalna i hybrydowa albo krótszy, 4-dniowy tydzień pracy? Takie dylematy jeszcze niedawno rozpalały wyobraźnię pracowników, pracodawców i ekonomistów. Teraz pojawił się nowy ważny temat: szkolenia wojskowe dla Polaków (i Polek). Niedawno premier ogłosił wielki program szkoleń, a teraz ujawnił garść szczegółów. Minister obrony narodowej przygotowuje już zasady programu, które ujawni do końca marca. W przeszkoleniu w 2027 r. może wziąć udział 100 000 osób i będą to ochotnicy. Premier wyraził nadzieję, że chętnych nie zabraknie.
- Wysoki sezon na grypę. Jak chorować z głową? Czy pracodawca może nam w tym pomóc, a firma (za dużo) na tym nie stracić? [POWERED BY HALEON]
- Spoofing, czyli jak oszust może zadzwonić do Ciebie z numeru osoby bliskiej? Co zrobić, by nie paść ofiarą oszustwa? [POWERED BY BNP PARIBAS BANK POLSKA]
- Jak zdobyć motywację do inwestowania? Jak osiągnąć ten stan, w którym łatwiej nam jest odłożyć pieniądze, niż je wydać? Kluczowe jest… pierwsze 100 000 zł? [POWERED BY UNIQA TFI]
Premier zapowiedział, że przeprowadzone w innym trybie będą też szkolenia specjalistyczne – m.in. osób, które będą odpowiedzialne za obronę cywilną w swoich miejscach pracy lub zamieszkania. A także osób, które mają specjalistyczną wiedzę, którą będzie można wykorzystać w razie konfliktu. Premier wspomniał również o zachętach, które będą dostępne dla osób chcących wziąć udział w szkoleniu wojskowym. Będzie np. możliwość odbycia bezpłatnego kursu prawa jazdy zawodowego na ciężarówki. Dalszych szczegółów brak. W zeszłym roku w tego typu dobrowolnych szkoleniach wzięło udział ok. 11 000 Polaków.
Szkolenia wojskowe dla cywili to fundamentalna zmiana w naszych realiach. W społeczeństwie pozbawionym od 15 lat zasadniczej służby wojskowej egzotyczne jest samo myślenie o przerwaniu kariery zawodowej, żeby pójść do wojska, choćby na krótko. Widzimy działania wojenne na ekranach telewizorów, komputerów i smartfonów, a żołnierzy – na piknikach organizowanych z okazji świąt narodowych i wojskowych. Przeciętny cywil jest kompletnie odcięty od tego, jak wojsko funkcjonuje na co dzień. I to ma się zmienić.
Polska jak Izrael? Jak tam wyglądają szkolenia wojskowe dla cywili?
W przeszkoleniu wojskowym będą brali udział również pracownicy. Będą na jakiś czas zostawiać swoje miejsca pracy, firmy i instytucje, żeby zająć się przygotowaniem wojskowym. Tak jak wszyscy pracownicy przechodzą szkolenie BHP, tak docelowo większość może przechodzić szkolenie wojskowe. Tyle tylko że szkolenie BHP czasem zamienia się w traktowaną dosyć lekko formalność, a z przeszkoleniem wojskowym tak być nie powinno. A jak być powinno? Pokazuje to przypadek Izraela. Jak to wygląda w kraju stale zagrożonym wojną?
W Izraelu służba wojskowa dotyczy i mężczyzn, i kobiet po ukończeniu 18. roku życia. Mężczyźni oficerowie służą 48 miesięcy; poborowi, którzy nie są oficerami – 36 miesięcy, a kobiety – 24 miesiące. Izrael ma 15. największą armię świata i przeznacza na wojsko ok. 27,5 mld dolarów rocznie (dane SIPRI za 2023 r.). To mniej więcej połowa obecnego polskiego budżetu na wojsko. Ale Izrael jest cztery razy mniej licznym krajem pod względem liczby obywateli i kilka razy mniejszym pod względem powierzchni niż Polska.
Otoczenie Izraela jest wyjątkowo wrogie, więc regularna armia nie wystarcza. Musiałaby być dużo większa, a to byłoby za drogie. Izrael stworzył więc szczególny system szkolenia i utrzymywania sił wojskowych w rezerwie. Dzięki temu w czasach względnego spokoju wydatki na wojsko nie przytłaczają budżetu państwa, a w okresach zwiększonego napięcia czy otwartego konfliktu zbrojnego (jak trwająca od ponad roku wojna z Hamasem) jest z czego czerpać zasoby żołnierzy.
Według Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS International Institute for Strategic Studies) Siły Obronne Izraela (IDF Israel Defense Forces) mają obecnie armię liczącą 170 000 – 190 000 żołnierzy służby czynnej, w tym poborowych, do tego dochodzi 445 000 – 465 000 porządnie przeszkolonych rezerwistów, których w każdej chwili można rzucić do akcji.
Armia profesjonalna to ok. 25% sił, które – w razie poważnego konfliktu zbrojnego – może wystawić Izrael. W sumie Izrael jest w stanie szybko postawić w stan gotowości 650 000 żołnierzy (gdybyśmy mieli działać tak samo, to Polska – proporcjonalnie do liczby ludności i obszaru – musiałaby mieć ich potencjalnie trzy miliony). Oczywiście tak duży wzrost liczebności musiałby się wiązać ze znacznie większymi kosztami – i dla budżetu państwa, i dla gospodarki – bo do armii trafiliby pracownicy opuszczający miejsca pracy.
Niezależnie od tego, czy ktoś był w wojsku w młodości, musi aktualizować wiedzę wojskową i brać udział w ćwiczeniach. Rezerwiści powoływani są na coroczne miesięczne szkolenia do 45. roku życia, potem ćwiczenia są dobrowolne. Zazwyczaj rezerwiści służą przez wiele lat w tych samych zespołach, co zwiększa efektywność szkoleń i minimalizuje czas potrzebny na dostosowanie się do nowej grupy, zwiększa też więzi i zaufanie między ludźmi, co bardzo przydaje się i w czasie ćwiczeń, i na polu walki.
W razie wybuchu otwartej wojny, np. obecnie w Strefie Gazy, rezerwiści są powoływani do działań na froncie w zależności od potrzeb. Często potrzeby dotyczą rezerwistów w konkretnych zawodach, np. lekarzy, programistów, informatyków. Każde zwiększenie napięcia w regionie czy konflikt zbrojny to jednocześnie wyzwanie dla firm i całej gospodarki.
Praca, kariera, rodzina, czy… wojna?
Izrael jest co prawda przyzwyczajony do funkcjonowania pod presją potencjalnego konfliktu zbrojnego z sąsiadami, ale co innego presja, a co innego otwarta wojna, jaka ma miejsce od października 2023 r. między Izraelem a organizacją terrorystyczną Hamas kontrolującą do niedawna Strefę Gazy. Prowadzenie wojny na taką skalę jest możliwe tylko przy wykorzystaniu rezerw wojskowych, czyli ludzi, którzy nie są na co dzień żołnierzami.
Mówi o tym np. jeden z reportaży BBC News, który pokazuje sylwetki kilku osób biorących udział w wojnie, ale traktujących to jako okresowe zadanie i konieczną przerwę w życiu zawodowym. Z reportażu widać jednak, że początkowo te osoby planowały krótszy pobyt w wojsku i po roku są już zniecierpliwione przedłużającą się pauzą w ich aktywności w pracy czy na studiach.
„Rozmawialiśmy w Tel Awiwie z Noamem, 33 lata, przed ogłoszeniem zawieszenia broni. Nie możemy prowadzić tej wojny przez dłuższy czas. Po prostu nie mamy wystarczającej liczby ludzi – powiedział. Jako rezerwista Sił Obronnych Izraela Noam normalnie spodziewałby się kilku tygodni służby wojskowej w roku. Ale spędził już 250 dni w mundurze. Wojna, jak powiedział, wyrwała go z życia, które znał. Jego plany zawodowe zostały opóźnione o rok.”
Po atakach Hamasu z 7 października 2023 r., kiedy zginęło ok. 1200 izraelskich osadników, na wezwanie Sił Obronnych Izraela odpowiedziało 300 000 rezerwistów, czyli nawet więcej, niż armia potrzebowała. Po roku wojny do wojska zgłasza się już tylko 65-85% potrzebnych żołnierzy. Ale Izrael jest zbyt małym krajem, aby mieć dużą drogą profesjonalną, regularną armię. IDF musi polegać więc na rezerwistach.
Ciężar udziału w bieżących działaniach armii ponoszą najaktywniejsi członkowie społeczeństwa, którzy są jednocześnie siłą napędową rynku pracy. Stąd koszty ekonomiczne prowadzenia długiej wojny są wyjątkowo bolesne dla kraju z gospodarką opartą na zaawansowanych technologiach i wysoko wykwalifikowanych pracownikach, którzy w każdej chwili mogą trafić na front. Firmy nie mogą uzupełniać luk, bo pracownik powołany do wojska ma prawo wrócić na poprzednie stanowisko pracy z poprzednim wynagrodzeniem. Jak to działa?
Pracownik okresowo powołany do wojska otrzymuje wynagrodzenie według swojej normalnej stawki od pracodawcy. Narodowy Instytut Ubezpieczeń (NII National Insurance Institute) zwraca pracodawcy pieniądze. Żeby je otrzymać, pracodawca musi złożyć wniosek dostępny na stronie NII, musi też wypłacać pracownikowi wynagrodzenie w normalnych datach wypłaty pensji. Jeśli zwrot świadczenia z NII jest wyższy, pracodawca musi przekazać pracownikowi różnicę.
Pracownicy są chronieni przed zwolnieniem podczas służby rezerwowej i przez 30 dni po jej zakończeniu. Ustawa o ochronie pracowników w sytuacjach nadzwyczajnych zabrania pracodawcom zwalniania pracowników, którzy są nieobecni w pracy z powodu przestrzegania instrukcji wynikających ze „specjalnych warunków” wprowadzanych przez ministra obrony.
„Specjalne warunki” obejmują pracowników, którzy są nieobecni, bo np. muszą opiekować się dzieckiem poniżej 14. roku życia w czasie, gdy współmałżonek jest w wojsku. Albo gdy szkoła jest zamknięta ze względów bezpieczeństwa. Częste są np. sytuacje, gdy ze względów bezpieczeństwa na niektórych obszarach kraju nie działa transport lub zamknięte są firmy i szkoły. Wtedy pracodawcy nie mogą karać pracowników za nieobecność.
Ustawa o pracy w sytuacjach nadzwyczajnych pozwala jednak pracodawcom wymagać od pracowników obecności w miejscu pracy, jeśli zostało ono uznane za „organizację niezbędną”. Wiele przepisów skłania pracodawców do szczególnego traktowania pracowników w sytuacjach nadzwyczajnych związanych ze sprawami bezpieczeństwa. Chodzi np. o nagłą utratę członka rodziny, utratę zdrowia w wojsku, kłopoty ze zdrowiem psychicznym.
Te przepisy dotyczą jednak pracowników zatrudnionych na etacie. W gorszej sytuacji są samozatrudnieni, wśród których dużo jest wykwalifikowanych specjalistów. Samozatrudnieni nie mają gwarancji powrotu do poprzedniego miejsca pracy, co obciąża bardzo małe firmy. Mogą one utracić rynek zamówień i klientów, bo pracownicy mogą wybrać konkurencyjne podmioty.
Ile traci rynek pracy pod presją działań wojennych?
Jaki wpływ na rynek pracy ma system wojskowy Izraela oparty w 25% na regularnej armii, a w 75% na rezerwistach? Przeanalizował to ekonomista Roe Kenneth Portal w ramach projektu badawczego Izraelskiego Instytutu Demokracji (IDI Israeli Democracy Institute). Autor postanowił oszacować na podstawie danych o rynku pracy CBS Labor Force Survey ciężar, jaki ponosi rynek pracy w związku z koniecznością służby wojskowej rezerwistów, np. w ostatnim okresie wojny z Hamasem.
Przed 7 października 2023 r. ten ciężar był wyjątkowo niski. W okresie od 2018 r. do momentu ataku Hamasu na osadników izraelskich wynosił mniej niż 0,1% utraconych godzin pracy. Jednak w październiku 2023 r. skokowo wzrósł do 5% godzin pracy w Izraelu. Gdy średnio ok. 3200 pracowników było nieobecnych w pracy w typowym miesiącu od stycznia do września 2023 r., to od października do grudnia 2023 r. było to średnio ok. 130 000 pracowników miesięcznie nieobecnych w pracy. W miarę postępu wojny ciężar ten stopniowo malał i w czerwcu i lipcu 2024 r. wynosił ok. 1% siły roboczej.
Udział rezerwistów w całym rynku pracy w październiku 2023 r. wyniósł 5%, ale różnice między sektorami były bardzo duże. Niektóre straciły ponad 10% godzin pracy, podczas gdy inne poniosły straty znacznie mniejsze, wynoszące ok. 2–3%. Jakie mogą być konsekwencje makroekonomiczne „wyciągnięcia” z rynku pracy kilku procent pracowników, by brali udział w wojnie albo w szkoleniach wojskowych?
Z tym jest pewien problem. Odszkodowania wypłacane rezerwistom są wliczane do PKB. Rok utraty 1% godzin pracy rozłożonych równomiernie w całej gospodarce będzie prawdopodobnie kosztował ok. 7,9 mld NIS (szekli izraelskich), czyli 0,64% wyników finansowych firm.
Swoje szacunki ma też izraelski resort finansów. Większość szkód dla gospodarki wynika z czasowej utraty pracownika przez firmę lub instytucję bez możliwości zatrudnienia innego pracownika, jeśli rezerwista jest na etacie. Ministerstwo Finansów oblicza (na podstawie średniego wynagrodzenia), że miesięczny średni koszt dla gospodarki na rezerwistę wynosi ok. 45 000 NIS miesięcznie. Kurs szekla to 1,05 zł, a więc mówimy o kwocie porównywalnej z 42 000 zł miesięcznie.
Dodatkowo budżet państwa ponosi wydatki na odszkodowania dla rezerwistów. W 2023 r. wyniosły one 8,2 mld NIS, a w 2024 r. zaplanowano dodatkowe prawie 4 mld NIS. Średni roczny wydatek w tym zakresie to 1,6 mld NIS w ciągu pięciu lat przed wojną (czyli równowartość 1,5 mld zł).
Podsumowanie roku wojny na rynku pracy Izraela znalazło się w raporcie ośrodka badawczego centrum Taub. To część „Raportu o stanie narodu 2024”. Ekonomiści Centrum Taub Michael Debowy, Gil S. Epstein i Avi Weiss przedstawiają dane dotyczące bezrobocia i płac w porównaniu z poprzednimi latami. Pokazuje to infografika poniżej. W okresie styczeń–lipiec 2024 r. pracownicy przepracowali średnio 37 i 31 godzin tygodniowo (odpowiednio dla mężczyzn i kobiet), co oznacza spadek o 5% i 2% w porównaniu z tym samym okresem w 2023 r. oraz spadek o 7% i 1% w porównaniu z 2019 r.
W ujęciu bezwzględnym, między październikiem 2023 r. a lipcem 2024 r. przeciętny izraelski pracownik skrócił swój tygodniowy czas pracy o ponad dwie godziny w porównaniu z tym samym okresem w poprzednim roku, a kobiety na rynku pracy skróciły swój tygodniowy czas pracy o pół godziny. Dane dotyczą tygodniowych godzin pracy, sezonowo wyrównanych. Obszar zaciemniony to okres konfliktu z Hamasem.
Praca w kraju pełnym rezerwistów: są plusy?
Przez cały okres życia szkolnego i zawodowego wojsko odgrywa stałą rolę w życiu mieszkańców Izraela. Po zakończeniu służby w armii wszyscy przenoszeni są do rezerwy i co roku powoływani do uzupełniania przeszkolenia. Opisane powyżej skutki dla gospodarki nie są pozytywne, głównie ze względu na braki pracowników. Jednak cały system może mieć także pozytywne skutki.
Znaną cechą izraelskiej gospodarki jest nasycenie startupami, szczególnie technologicznymi. Naukowcy zajmujący się tym fenomenem odkryli pewną prawidłowość. Otóż izraelska armia charakteryzuje się brakiem klasycznej europejskiej czy amerykańskiej hierarchii. Z powodu specyfiki odbywanej służby, która często odbywa się nie w zamkniętych jednostkach, tylko w ramach niewielkich oddziałów w miastach lub osadach albo wręcz w sytuacji niemal frontowej, grupkami zadaniowymi nie dowodzą wysocy rangą oficerowie, tylko sami żołnierze.
Polega to na tym, że szeregowiec może być w jednym tygodniu dowódcą, a w innych – zwykłym żołnierzem. Zmienność funkcji uczy żołnierzy nieprawdopodobnej elastyczności i nie przyzwyczaja ich do ślepego wykonywania poleceń. Każdy może mieć rację w określonej, nowej dla żołnierzy sytuacji w zetknięciu z realnym zagrożeniem np. na granicy, na pustyni, na odległych wzgórzach.
Żołnierze przechodzą do rezerwy i w podobnych zespołach często tworzą niewielkie firmy. Doświadczenie pozyskane na polu walki czy w trudnych antyterrorystycznych zadaniach pozwala im współpracować z pełnym zaufaniem do siebie, z wzajemną znajomością wszystkich swoich cech charakteru.
Takie firmy twórczo wykorzystują doświadczenia z kontaktu z najnowszymi technologiami wojskowymi, a także mają atuty w postaci skutecznego networkingu w branżach, w których pracują znajomi z wojska. Co najciekawsze, pracownicy wracają do wojska na przeszkolenie rezerwistów w tych samych grupach zadaniowych, w których służyli w służbie zasadniczej i często – w których pracują w cywilu.
Wada tego rynku pracy polegająca na ciągłym ryzyku okresowego powołania na szkolenie czy do działań wojennych pracowników potrzebnych firmom może być tym samym przekuta w nieprawdopodobny atut, który odcisnął trwały ślad na izraelskiej gospodarce. Jest ona znana z dużego udziału startupów nowych technologii, a te z kolei są znane z wysokiej innowacyjności i produktywności. Wzór dla nas?
Źródło zdjęcia: Levi Meir Clancy/Unsplash