1 lipca rusza w Polsce loteria szczepionkowa. Patrząc na wartość nagród, mam wrażenie, że rząd zapomniał dopisać do nich jedno zero. W innych krajach, gdzie jest prowadzona loteria szczepionkowa, nagrody są zdecydowanie wyższe. Co jest do wygrania u nas? Kto może wziąć udział w loterii i do kiedy trzeba się zgłosić? Jakie są szanse na wygraną? Czy gra jest warta świeczki? I czy w ogóle płacenie za szczepienie ma sens? Są kraje, które już to sprawdziły
To nie jest #ostatniaprosta, skoro połowa Polaków nie jest jeszcze zaszczepiona i nie zamierza zgłosić się do punktu szczepień. Żeby zachęcić nieprzekonanych, rząd sięgnął po sprawdzony sposób – chce rozdawać pieniądze. 1 lipca startuje loteria szczepionkowa. „Los” kosztuje tyle co nic – wkłucie w ramię (plus naprawdę minimalne ryzyko jakichś powikłań; w tym tekście policzyliśmy, ile ono realnie wynosi). Realna stawka do wygrania – powrót do normalności. A do tego nagrody rzeczowe i finansowe. Czy warto wziąć udział w losowaniu? I jaka jest szansa na wygraną?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Loteria szczepionkowa: 6 października wielki finał. A dzień później nowy lockdown?
Poprzedni rząd, żeby zachęcić ludzi do wymagania od sprzedawców paragonów (i przez to zmniejszać szarą strefę), zorganizował loterię paragonową. Teraz będzie loteria szczepionkowa, która potrwa trzy miesiące, czyli do 6 października. Data jest nieprzypadkowa – od powodzenia narodowego programu szczepień zależy to, czy czeka nas czwarty lockdown. W poprzednim roku to właśnie w październiku zaczęły eksplodować nowe ogniska wirusa.
Te trzy „loteryjne” miesiące być może zadecydują o naszym „być albo nie być” – i o tym, czy czeka kolejne zamknięcie gospodarki. Takiego scenariusza nie można wykluczyć – być może covid znów szykuje się, żeby skoczyć nam do gardeł (a raczej… do płuc). Wirus mutuje i staje się bardziej zaraźliwy. Wariant indyjski (delta) potrzebuje dosłownie sekund, żeby przeskoczyć z człowieka na człowieka.
Sytuacja jest na tyle dynamiczna, że nawet naukowcy odpowiedzialni za modelowanie pandemii gubią się w zeznaniach – niektórzy twierdzili, że odporność zbiorową nabędziemy w maju i że wystarczy, że liczba zaszczepionych i ozdrowieńców wyniesie 70% populacji. Teraz mowa jest o końcu wakacji, ale z powodu nowych odmian wirusa słychać, że odporność osiągniemy dopiero przy 90-procentowym odsetku „zaszczepieńców” i ozdrowieńców.
W Wielkiej Brytanii zakażeń jest najwięcej od lutego. W Izraelu – najwięcej od kwietnia. A przecież są to kraje, w których – jak się wydawało – osiągnięto już odporność zbiorową. Wirusa łapią głównie osoby, które przyjęły tylko jedną dawkę dwudawkowego preparatu albo w ogóle się nie zaszczepiły. Brytyjczycy nie szczepią jeszcze najmłodszych dorosłych, czyli osób w wieku 18-25 lat. I to głównie one chorują. Ta odmiana, w przeciwieństwie do poprzednich, nie oszczędza też dzieci.
Tempo szczepień jest za małe – nie ma chętnych. Nie tylko w Polsce, ale również w USA czy w „światłej” Australii (jedynie 3% osób jest po dwóch dawkach, i mając 17 <siedemnaście!> nowych przypadków… wprowadzają lockdown w Sydney). Prezydent Joe Biden obiecał, że na Dzień Niepodległości zaszczepionych będzie 70% populacji. Już wiadomo, że to się nie uda.
Jesień 2021, podobnie jak jesień 2020, może stanąć pod znakiem lockdownu i kolejnej fali covidu. Prawdopodobnie „zostało” nam tylko 5 tygodni swobody – w ubiegłym roku z powodu wzrostu liczby zachorowań, już na początku sierpnia rząd wprowadził podział na żółte i czerwone strefy. Czy loteria szczepionkowa temu zapobiegnie?
Delta wchodzi do akcji. Czy PiS wprowadzi obowiązek szczepień?
Jak zwiększyć liczbę chętnych do zaszczepienia? Minister Zdrowia Andrzej Niedzielski ogłosił, że od 25 czerwca pracownicy rządowej infolinii zaczynają dzwonić bezpośrednio do osób, które się nie zaszczepiły. I będą namawiać na szczepionki (ciekawe skąd mają numery telefonów?). Z kolei Paweł Grzesiowski, jeden z najbardziej „popularnych” ekspertów epidemicznych, twierdzi, że to nie rząd powinien dzwonić do ludzi, tylko ksiądz proboszcz, wójt, lokalny celebryta, popularny strażak w remizie… czyli osoba, której „lokalsi” najbardziej ufają. A w każdej miejscowości to będzie ktoś inny.
Rząd gra o ogromną stawkę, a przede wszystkim – o własną przyszłość i nasze życie. Już ubiegł rok i rekordowa liczba nadmiarowych zgonów pokazały, że Polska nie radzi sobie z pandemią – zarówno z leczeniem chorych na COVID-19 jak i nieleczeniem wszystkich pozostałych. Przez nieudolność władz kilkadziesiąt tysięcy Polaków umarło, choć nie musiało. Powtórki ta ekipa nie przetrwa.
Rząd zasypał kryzys gospodarczy górą pieniędzy i ograniczył do minimum zamknięcie gospodarki (pomimo niewydolności służby zdrowia), więc gospodarka się turla nie najgorzej, również kosztem tych kilkudziesięciu tysięcy zmarłych. Ale rząd wie, że bez sukcesu programu szczepień ta układanka runie jak domek z kart. Jak podało Oko.Press, prezes PiS Jarosław Kaczyński na wyjazdowym posiedzeniu klubu PiS przebąkiwał coś o obowiązkowych szczepieniach, choć minister Michał Dworczyk potem zaprzeczał, że taki scenariusz jest na agendzie.
Czytaj więcej o dylemacie Kaczyńskiego: Jak przekonać ludzi do szczepień? Obowiązek szczepień? Płacenie przez niezaszczepionych za leczenie COVID-19? (subiektywnieofinansach.pl)
Czytaj też: Przywileje dla zaszczepionych to segregacja? A może nie mamy wyjścia? (subiektywnieofinansach.pl)
Czytaj również o koncertach „nur fur zaszczepieni”: Na festiwalu sektory tylko dla zaszczepionych. To się dzieje. W Polsce! (subiektywnieofinansach.pl)
A tutaj o kosztach walki z COVID-19: Ile pieniędzy kosztowała cię walka z Covid-19? Obliczyli naszą „składkę” (subiektywnieofinansach.pl)
Czy pieniądze mogą przekonać do szczepienia przeciwko COVID-19?
W praktyce obowiązkowość szczepień byłaby trudna do wyegzekwowania. Czy patrole sanitarne miałyby pukać do drzwi niezaszczepionych i dokonywać iniekcji zawiniętemu w kaftan bezpieczeństwa pacjentowi? To nie wchodzi w rachubę. Jeśli nie kij, to musi być marchewka. Gdy wszystkie metody zawiodą – zostają pieniądze.
To nie jest nowy pomysł. Pisaliśmy na „Subiektywnie o Finansach” tuż przed startem szczepień – gdy obawy o skuteczność szczepionek były największe – że są pomysły płacenia każdemu, kto się zaszczepi, wysokiej kwoty. Amerykanie w pewnym momencie mówili o 1000 dolarach jako kwocie, która byłaby w stanie przekonać tych, którzy bardzo się obawiają wkłucia. Ta kwota miała być kompromisem między możliwościami rządu a minimalną kasą, która – jak wynikało z badań – miałaby skuteczność „stymulacyjną”.
Ostatecznie pomysł nie wszedł w życie, bo okazało się, że szczepionka zyskała zaufanie obywateli i ustawiały się po nią kolejki. Ale są kraje, które postanowiły płacić za zaszczepienie. Czołowy przykład to Serbia. Rząd tego kraju od lutego do maja płacił równowartość 25 euro każdemu, kto się zaszczepi. Ale patrząc na statystyki zaszczepienia w tym kraju trudno mówić o tym, by program zakończył się sukcesem.
Do tej pory – mimo możliwości otrzymania gotówki do ręki – tylko jedna trzecia Serbów się zaszczepiła w pełny sposób (dwie dawki). Trudno jednak powiedzieć, czy jest to efekt braku sensu motywacji finansowej (jeśli ktoś uważa, że szczepienia to zło, albo że ta szczepionka to globalny eksperyment medyczny, albo że cała pandemia została wymyślona przez koncerny farmaceutyczne, żeby napchać ich kieszenie – to żadna kasa go nie przekona), zbyt niskiego bonusu (może 250 euro zamiast 25 euro by zmieniło stan rzeczy?) czy też faktu, że w Serbii używano nie tylko szczepionek z Zachodu, ale szczepi się ludzi też rosyjską szczepionką Sputnik, która nie budzi takiego zaufania.
W Polsce nikt na razie nie wpadł na płacenie każdemu zaszczepionemu. Rząd próbuje rozkręcić zainteresowanie szczepieniami loterią. Na czym polega loteria szczepionkowa? A zatem jest jedynie szansa na wygranie kasy. Kto może wziąć w niej udział? Co można wygrać?
Loteria szczepionkowa: kto może się zgłosić?
Żeby wziąć udział w loterii jej uczestnicy muszą być pełnoletni – czyli niestety odpadają dzieci, które w Polsce też mogą zapisać się na szczepienie – i przejść cały proces zaszczepienia (dwie lub jedna dawka w zależności od rodzaju szczepionki). W losowaniu mogą wziąć udział wszyscy, niezależnie od daty zaszczepienia – to nie jest opcja dostępna tylko dla maruderów, którzy chcą się zaszczepić po 1 lipca. Jedyny warunek – trzeba się zgłosić na szczepienie najpóźniej 30 września (bo wtedy zamykane są zapisy na loterię).
Jeśli dobrze rozumiem, w przypadku osób, które zgłoszą się w trybie last call, w grę wchodzi tylko szczepienie jednodawkową szczepionką Johnson&Johnson, bo w przeciwnym razie nie miałyby one szansy, by przed 6 października uzyskać pełne zaszczepienie (a wtedy jest ostatnie losowanie).
Za technikalia loterii odpowiada Totalizator Sportowy i to on będzie przeprowadzał losowania nagród. Rejestracji w loterii będzie można dokonać na dwa sposoby: poprzez Internetowe Konto Pacjenta lub poprzez infolinię Narodowego Programu Szczepień – 989. W obu wypadkach konieczne będzie podanie m.in. numeru telefonu, na który zadzwoni ktoś z wiadomością o wygranej (dużej) albo przyjdzie SMS z informacją o wygranej (małej).
Czujecie już smak zwycięstwa? W ciągu 3 miesięcy trwania loterii szczepionkowej, czyli od 1 lipca do 6 października odbędą się 104 losowania – codzienne oraz tygodniowe. 6 października odbędzie się losowanie finałowe, w którym do wygrania będzie dwa razy po milion złotych plus dwa samochody. W efekcie każdy, kto weźmie udział w losowaniu, będzie miał 4 szanse na wygraną – jedną dzienną, jedną tygodniową, jedną miesięczną i jedną finałową.
W przypadku nagród dziennych, określanych również jako „natychmiastowe”, będzie to 200 zł (otrzyma ją co 500. osoba uczestnicząca w loterii spośród wszystkich, którzy się zaszczepią drugą dawką danego dnia) lub 500 zł (co 2000. osoba biorąca udział w loterii). Jeśli dany uczestnik dostanie informację, że wygrał np. 200 zł, będąc pięćsetną osobą danego dnia, to oznacza, że nie może wygrać 500 zł jako dwutysięczna osoba – dzienną nagrodę można wygrać tylko raz.
Nie jest jasne, jak zostaną potraktowani wszyscy ci, którzy już się zaszczepili dwoma dawkami (a więc po 1 lipca nie będzie żadnego dnia, który oznaczałby dla nich „dzień szczepienia” i mogliby być zakwalifikowani do losowań 200 zł lub 500 zł dostępnych dla osób, które akurat danego dnia uzyskały wkłucie. Zakładam, że dzienna nagroda im już „nie grozi”, ale być może zostaną „dorzuceni” do puli nagród tygodniowych, miesięcznych oraz oczywiście finałowej).
Jakie szanse na wygraną? I czy opłaca się zgłaszać?
Na nagrody przeznaczono 14 mln zł. Dużo? Mało? Cóż, przy tak dużej stawce kwoty pojedynczych wygranych powinny być większe o co najmniej jedno albo i dwa zera. O ile w ogóle pieniądze mogą zmotywować ludzi niechętnych szczepieniom.
Największą do tej pory pulę nagród w loterii szczepionkowej zaoferował stan Kalifornia (117 mln dolarów, czyli prawie pół miliarda złotych). W innych stanach były to między innymi karty podarunkowe i czeki – rekordowy na 5 mln dolarów. I to działało – im bliżej było do losowania, tym liczba zaszczepionych i biorących udział w loterii rosła. Ale nie wszędzie był sukces. Stan Ohio zrezygnował z loterii, po tym jak nie udało się osiągnąć progu 50% zaszczepionych.
Nagrody tygodniowe (losowania w każdą środę) to w każdym losowaniu 5 razy po 50 000 zł oraz 60 hulajnóg elektrycznych. Raz w miesiącu w losowaniu do wygrania będą dwa czeki po 100 000 zł i dwa auta toyota corolla. Na październikowy finał przygotowano dwie nagrody – dwie osoby dostaną po 1 mln zł i samochody toyota CHR.
Milion złotych to już jest coś, ale jakie jest prawdopodobieństwo takiej wygranej? Cóż, niewiele większe niż prawdopodobieństwo trafienia „szóstki” w Lotto. Przy optymistycznym założeniu, że dzięki loterii albo pomimo jej istnienia liczba osób w pełni zaszczepionych sięgnie 60% dorosłych (czyli – jak można przypuszczać – jakieś 14-16 mln ludzi, przy czym obecnie w pełni zaszczepionych jest 11,5 mln Polaków i oni już dziś mogliby się zgłosić do loterii) – szansa na milion byłaby dwa razy większa niż w Lotto, gdzie prawdopodobieństwo wynosi 1:13 000 000.
No ale w Lotto do wygrania bywa i kilkanaście milionów złotych, a tutaj mamy nędzny 1 mln i samochód elektryczny (taki komplet). Milion to kwota pozwalająca na wypłacanie sobie „pensji” w wysokości 10 000 zł miesięcznie przez ponad 8 lat. Czyli w grze jest prawie dekada nicnierobienia.
Ciekawie pomyślano system wypłat. Małe kwoty, czyli 200 zł i 500 zł, będą wypłacane „od ręki” – z bankomatów PKO BP albo w oddziałach tego banku (zwycięzcy dostaną SMS-em specjalny kod, podobny do kodu BLIK, w oparciu o który będzie można odebrać pieniądze). Nie wiadomo, czy bank będzie pobierał prowizję za obsługę kasową. Większe kwoty – jak się domyślam – będą przelewane na konto (Totalizator Sportowy ma się kontaktować z beneficjentami telefonicznie).
Nie ma też decyzji Ministerstwa Finansów, żeby duże kwoty nagród były zwolnione z 10-procentowego podatku od nagród, który obowiązuje w Polsce. Na dziś Totalizator Sportowy deklaruje jednak, że będzie opłacał za zwycięzców ten podatek.
Loteria szczepionkowa to nie jest polski wynalazek. Ale hulajnogi elektryczne i codzienna perspektywa wygrania 200 zł… to nie jest coś, co przekona 50% populacji (w tym rodziców i dzieci) do szczepień.
źródło zdjęcia: Unsplash/Demotywatory