Niemieckie konto bankowe to pożądana usługa dla tych, którzy chcą część oszczędności mieć w „twardej walucie” i przechowywać je poza zasięgiem polskich władz państwowych oraz monetarnych. Jeszcze kilka lat temu była niedostępna dla zdecydowanej większości Polaków. Ale dziś już tak nie jest. Wbrew pozorom konto w Niemczech nie musi być ani drogie, ani trudne do otwarcia. Jakie ma zalety? Oto krótki poradnik o takich kontach
W moim odczuciu dosyć mało Polaków (mieszkających na stałe w Polsce) ma konta w zagranicznych bankach. Dokładnych danych nie mam, ale rozpytując ludzi dochodzę do takiego właśnie wniosku. Ponadto – jeżeli ktoś już takie konto zakładał – to raczej w celach merkantylnych (premia za otwarcie), a nie jako miejsce do trzymania poważnych oszczędności. Jeszcze do niedawna nie miało to większego sensu ekonomicznego. W Niemczech już od pewnego czasu oprocentowanie depozytów jest zerowe (lub prawie zerowe), a w Polsce do niedawna dało się na depozycie zarobić (przynajmniej nominalnie). Teraz jednak sytuacja w oprocentowaniu pieniędzy w Polsce i Niemczech się zrównała. Może więc niemieckie konto bankowe i trzymanie na nim części oszczędności ma dziś sens?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jak zdywersyfikować oszczędności?
Generalnie w lokowaniu oszczędności zalecana jest różnorodność. W rezultacie – jeżeli jeden pomysł zakończy się niepowodzeniem, to nie zostaniemy z ręką w nocniku. Już dawno Maciek Samcik pisał o swojej zasadzie czterech ćwiartek. Jej najważniejsza część, to nie trzymać wszystkich oszczędności w jednym worku. Nawet w bankowym worku.
Oczywiście dotyczy to gospodarstw domowych, które mają oszczędności w wysokości co najmniej półrocznych-rocznych dochodów. Rodziny mające mniejsze oszczędności (lub nie mające ich wcale) powinny trzymać się kont oszczędnościowych w polskich bankach i stopniowo uczyć się więcej oszczędzać. Na przykład tak. Albo tak.
Bankructwo banku w Polsce jest bardzo mało prawdopodobne. Nawet jeśli bank ma kłopoty, Bankowy Fundusz Gwarancyjny może użyć tzw. przymusowej restrukturyzacji i oddać go za grosze innemu, silniejszemu bankowi. Ale jest inne zagrożenie – bankructwo państwa lub dewaluacja wartości waluty po to, żeby tego bankructwa uniknąć (długi najlepiej spłaca się z pomocą wysokiej inflacji, niszczącej wartość oszczędności przechowywanych w danej walucie). Niektórzy już obawiają się, że inflacja w Polsce może wyrwać się spod kontroli, a NBP cały czas działa na rzecz osłabienia wartości złotego do euro i dolara.
Czytaj też: Kryzysowe niepokoje Polaków. Czy rząd mógłby przejąć oszczędności na naszych kontach? Uspokajam. Nie musi
Dlatego posiadając większe oszczędności (bo dla 1 000 zł nie ma sensu tego robić, chyba że traktując to jako naukę na przyszłość) warto chociaż część z nich trzymać w innej walucie, niż złoty i – być może – poza granicami naszego kraju. Konto walutowe w polskim banku zwiększa nasze bezpieczeństwo finansowe (chroni przed spadkiem wartości złotego), ale nie ogranicza go do zera. Ciągle istnieje minimalna szansa, że bank upadnie, a BFG nie wypłaci odpowiednich kwot. Albo – co bardziej prawdopodobne – pojawią się kłopoty z wypłatą dolarów lub euro z kasy banku. To się już działo podczas koronakryzysu.
Czytaj też: Dlaczego w bankach brakuje dolarów? Bankowcy mówią, że „to tylko awaria”
Chociaż i z wypłatą złotych bywa różnie: Chcesz wypłacić w banku więcej, niż 20.000 zł w gotówce? Przygotuj się na konieczność awizowania i czekania nawet do pięciu dni!
Ochrona przed ryzykiem kursowym z jednoczesną gwarancją depozytów
Osobiście jestem zdania, że dobrze posiadać jakąś część zgromadzonego kapitału w silniejszej i bardziej znanej walucie (euro, dolar, frank szwajcarski). Nie musi to być duża część, ale jakieś 10-20%. W zależności od kwoty oszczędności polecam zacząć od euro, następnie pomyśleć o dolarach, a na końcu uzupełnić oszczędności o franki szwajcarskie.
Problem w tym, że te oszczędności trzeba później gdzieś trzymać. Nikt normalny nie będzie przecież chować 10.000 euro w szafie ze skarpetami. Choć można zainstalować sobie w domu sejf – byle porządny, czyli taki, którego nie da się wyrwać razem z fragmentem ściany. Konto walutowe w polskim banku – jak już powiedzieliśmy – nie zabezpiecza nas w 100%. Popularną alternatywą stał się ostatnio Revolut, który zdobył licencję bankową na Litwie. Ale litewskim gwarancjom bankowym nie każdy chciałby powierzyć duże kwoty. A poza tym Revolut to fintech, ma raptem kilka lat historii, a wielu z nas „poważne” pieniądze woli trzymać w poważnym banku z długą tradycją i zbudowaną przez dziesięciolecia reputacją.
Co więc zrobić? Najprostszym i najtańszym wyjściem wydaje się otworzyć niemieckie konto bankowe. Niemcy to nasz bliski sąsiad, mamy szerokie relacje handlowe, pracuje tam wielu Polaków, a dzięki europejskiemu prawu każdy z nas może tam otworzyć konto bankowe.
Konta w Niemczech nie zakładamy w celach zarobienia kokosów na oprocentowaniu. (raczej na osłabieniu złotego). Przypomnę poniżej wykres oprocentowania niemieckich obligacji rządowych, który niedawno wrzucał Maciek Samcik – delikatnie mówiąc nie powalają oprocentowaniem (trzeba dopłacać za nie 0,6%, czyli mają ujemne oprocentowanie). Nie oznacza to, że nie ma możliwości otwarcia w Europie konta w euro z dodatnim oprocentowaniem. W tym serwisie znajdziemy porównanie kilku wybranych ofert.
Oczywiście może się zdarzyć, że złotówka będzie się umacniała i wtedy nasze środki będą mniej warte. Ba – jest to nawet całkiem prawdopodobne w momencie wychodzenia z epidemii, bo wtedy inwestorzy powinni być bardziej chętni do ponoszenia ryzyka na rynkach wschodzących. Musimy się więc liczyć z ryzykiem walutowym.
Ich heisse Michał – z czym się je niemieckie konto bankowe?
Na co zwracać uwagę otwierając konto w niemieckim banku? Po pierwsze, musi to być „prawdziwy” bank, a więc posiadać niemiecką gwarancję ochrony depozytów. Dzięki temu Wasze oszczędności do kwoty 100.000 euro będą chronione. Tutaj sprawdzicie, czy dany podmiot jest chroniony przez państwowy system gwarancji depozytów w Niemczech.
Po drugie, ważna jest prostota zakładania konta. Nie tylko w Polsce istnieją już banki, w których konto założymy bez wychodzenia z domu – w Niemczech też. Nie trzeba wybierać się osobiście do naszych zachodnich sąsiadów. Będzie to w pełni funkcjonalne konto bankowe. Oczywiście nie każdy bank to umożliwia, a są też takie, w których – aby założyć rachunek – musimy posiadać niemiecki adres (przynajmniej tymczasowy).
Po trzecie, opłaty. Banki w Niemczech też mają swoje tabele opłat i prowizji, a więc warto zaznajomić się ile kosztuje konto, karta, wypłata z bankomatów, przelewy oraz czy i od jakiej kwoty występuje deposit fee (opłata za przechowywanie środków). Tego w polskich bankach jeszcze nie ma, ale chyba też niedługo będzie.
Generalnie, w największym skrócie, nasze oszczędności w euro powinny być przechowywane na zdalnie otwartym koncie, w banku z niemiecką gwarancją ochrony depozytów i z jak najniższymi opłatami. Poniżej wymieniam i porównuję kilka interesujących opcji, ale banków w Niemczech jest dużo więcej.
Jeżeli chodzi o formalności, to potrzebny będzie Wam dokument tożsamości – dowód osobisty lub paszport. Dobrze jest też znać język (zwykle wystarczy angielski) w chociaż minimalnym zakresie. Zakładając depozyt najlepiej mieć już kupione euro i przelać je z konta walutowego w polskim banku lub na przykład z Revoluta (lepiej małymi transzami), bo nie każdy bank przeliczy nam to po dobrym kursie.
W ciągu trzech miesięcy od otwarcia konta możemy zostać poproszeni o podanie numeru TIN (Tax Identification Number). Część banków o tym przypomina i tego wymaga, ale na przykład niemiecki bank vivid tego ode mnie nie chciał, bo nie pracuję w Niemczech. Co to jest TIN? Według tej strony, TIN to nasz (w Polsce) pesel lub NIP (jeżeli był nadany).
Opcja pierwsza – bankowe fintechy – zakładamy konto w aplikacji
Świat idzie do przodu, technologia się rozwija i coraz więcej spraw jesteśmy w stanie załatwić zdalnie. Trwająca pandemia tylko ten proces przyspieszyła (chociaż, szczególnie w Polsce, ciągle mamy firmy, które nie chcą podpisywać umów elektronicznie, bo… nie będzie na nich pieczątki). Obecnie nie ma problemów z założeniem konta bankowego za pośrednictwem internetu, nawet konta w innym kraju. Specjalizują się w tym nowoczesne banki internetowe.
Do nich należy chociażby aplikacja vivid, która dzięki licencji Solaris Banku ma gwarantowane depozyty do 100.000 euro. Opisywałem ją szerzej tutaj. W standardowym planie otrzymujemy za darmo konto bankowe, kartę wirtualną, kartę debetową i możliwość cashbacku. Rejestracja jest szybka i przyjemna – trzeba jednak znać angielski chociaż w minimalnym stopniu. Deposit fee wynosi 0,5% rocznie dla kwot przekraczających 250.000 euro, a więc spokojnie można tu lokować gwarantowane 100. 000 euro. Vivid działa tylko i wyłącznie w aplikacji mobilnej – nie ma możliwości logowania się na stronie internetowej.
Na bardzo podobnej zasadzie niemieckie konto bankowe oferuje Bitwala, która także współpracuje z Solaris Bankiem. Wśród różnic trzeba wymienić trudniejszą rejestrację (odbywa się między innymi video rozmowa, do której trzeba mieć dobre łącze internetowe i trzeba lepiej znać język obcy). Konto i powiązane z nim usługi (najczęściej używane) są za darmo, a deposit fee nalicza się od 50.000 euro. Do Bitwala możemy się też logować przez przeglądarkę.
Samodzielnym bankiem jest N26, który także chroni nasze oszczędności do kwoty 100.000 euro. Tutaj mamy do wyboru cztery typy kont (Standard, Smart, You i Metal) w cenie od 0,00 do 16,90 euro miesięcznie. Wraz ze wzrostem opłaty za prowadzenie konta wzrasta też jego funkcjonalność i przydatność (na przykład więcej darmowych wypłat z bankomatów, ciekawsze ubezpieczenia). N26 jest też interesującym wyborem dla firm, bo możemy tam otworzyć konto firmowe (też w czterech wariantach i cenach) z dodatkowym cashbackiem 0,1%. Deposit fee w N26 nalicza się od kwoty 50.000 euro.
Opcja druga – masz niemiecki adres? Oto dwie znane marki, które umożliwiają otwarcie konta przez internet
Jeżeli nie przekonują Was fintechy, to można też skorzystać z oferty tradycyjnych i bardziej znanych banków. W Polsce też mamy wiele banków, ale jednak jest kilka największych, o najsilniejszej marce, uznawanych za najbezpieczniejsze (a gwarancje dla wszystkich są identyczne). W poniższych dwóch bankach konto możemy otworzyć przez internet, ale będzie nam potrzebny niemiecki adres. Te konta są związane z wyższymi opłatami i raczej są przeznaczone dla osób często bywających w Niemczech.
W niemieckim ING banku możemy otworzyć darmowe Girokonto pod warunkiem, że będziemy na nie otrzymywać wynagrodzenie w kwocie minimum 700 euro. Jeżeli nie spełnimy tego warunku, to koszt wyniesie 4,90 euro miesięcznie. Z kontem dostaniemy bezpłatne wypłaty w ponad 97% bankomatów w Niemczech od kwoty 50 euro, ale w Polsce dochodzi już dodatkowa opłata. Deposit fee wyniesie tutaj 0,5% rocznie dla kwot przekraczających 100 000 euro.
Commerzbank również oferuje darmowe konto przy wpływach minimum 700 euro. Ponadto oferują w promocji 50 euro za otwarcie takiego konta. W tym banku założymy też droższe konta Klassik (4,90 euro miesięcznie) i Premium (12,90 euro miesięcznie) z dodatkową funkcjonalnością. Deposit fee także nalicza się tutaj od 100 000 euro. Wniosek wypełniamy na stronie internetowej banku, a następnie weryfikujemy się za pośrednictwem czatu video.
Podsumowując: niemieckie konto bankowe bez problemu można założyć za darmo przez internet. Będzie ono przydatne podczas zakupów w zagranicznych sklepach internetowych lub wyjazdów wakacyjnych. No i bezpiecznie (z niemieckimi gwarancjami) zdeponujemy na takim koncie do 100.000 euro. Jeśli chcemy mieć większy wybór – musimy mieć niemiecki adres, a najlepiej też niemiecką pracę. Wtedy już cały niemiecki rynek bankowy stoi przed nami otworem.
————————————
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” – w składzie Michał Wachowski, Maciek Bednarek, Irek Sudak oraz Maciek Samcik – rozmawiamy z przedsiębiorcą, który zdecydował się otworzyć swoją działalność mimo narzuconych przez rząd obostrzeń. Czy to nieodpowiedzialna partyzantka, czy zwyczajny odruch człowieka, który jest pod ścianą, pozostawiony bez żadnej pomocy i walczy o życie? Zastanawiamy się też komu pomoże administracyjne przedłużenie obniżki kosztów pożyczek pozabankowych (i czy firmy, które nam ich udzielają, to zniosą). Zdradzamy trzy mało popularne sposoby na oszczędzanie pieniędzy i ujawniamy, ile można było zarobić opóźniając tylko o kilka miesięcy ewakuację z pewnego niezbyt popularnego programu oszczędnościowego. A na koniec sprawdzamy po co prezesowi UOKiK konsola do gier? Zapraszamy do posłuchania! Trzeba kliknąć ten link albo baner poniżej. Albo znaleźć nas na jednej z popularnych platform podcastowych, np. w Spotify, Google Podcasts, czy Apple Podcasts.
Rozpiska odcinka:
03:11 – Wielki bunt przedsiębiorców przeciw zakazowi prowadzenia biznesu. Czy to głupota czy konieczność?
18:29 – Chwilówki jeszcze do końca roku z ostrzejszymi limitami ceny. Czy to oznacza, że się opłacają?
29:46 – Trzy mało popularne, ale bardzo opłacalne sposoby na zaoszczędzenie kilku stówek.
38:35 – Kto się pospieszył, niech żałuje – jak można było dostać „za darmo” 500-700 zł i dlaczego większość z nas nie skorzystała z okazji?
45:13 – Dlaczego prezes UOKiK w pracy będzie grał w Cyberpunka 2077?
Zdjęcie główne: niekverlan / pixabay