Wiedźmin, polska gra wszech czasów, ma godnego następcę? Nie stoi za tym CD Projekt! Czy warto kupować akcje producentów gier?

Wiedźmin, polska gra wszech czasów, ma godnego następcę? Nie stoi za tym CD Projekt! Czy warto kupować akcje producentów gier?

Trwa złota era polskich producentów gier komputerowych. „Frostpunk” jest najlepiej ocenianą polską produkcją od czasu gdy debiutował „Wiedźmin”. Akcje CD Projekt biją rekordy, a gracze i inwestorzy już się rumienią, bo nadchodzi premiera nowego tytułu „Cyberpunk 2077”. Na giełdzie przybywa producentów gier, a ci, którzy już tam są drożeją na potęgę. Ale czy aby nie jest za późno żeby kupować ich akcje?

Hossa na akcja CD Projektu. Rekordowe 137 zł za papier producenta „Wiedźmina” oznacza, że firma, która produkuje gry jest wyceniana na 13 mld zł, czyli o 3 mld zł więcej niż paliwowy Lotos i tylko 7 mld zł mniej niż PGE . Możliwe, że już w tym roku zobaczymy premierę nowego tytułu „Cyberpunk 2077”, która rozmachem ma przyćmić „Witchera”. Czy na sukcesie można jeszcze zarobić, czy lepiej wypić szklankę wody żeby ochłonąć?

Zobacz również:

Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach„, zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie

„Wiedźmin”, czyli skazany na sukces?

W ubiegłym roku minęła dekada od czasu premiery pierwszej części gry o przygodach Geralta, w tym czasie firma sprzedała 33 mln kopii „Wiedźmina”, który jest uznawany za jedną z najlepszych gier w swoim gatunku.

Sukces artystyczny poszedł w parze z finansowym. Od debiutu giełdowego wartość CD Projekt wzrosła prawie 100 krotnie. Jednak prawdziwy dopalacz przyszedł wraz z premierą trzeciego „Wiedźmina” w 2015 r. Niemal wszystkie przychody, a w ubiegłym roku było ich 463 mln zł (z tego na czysto udało się wykręcić 200 mln zł zysku) pochodzą z zagranicy, głównie ze sprzedaży trzeciej części Wiedźmina. A prawie połowa z USA.

Można zaryzykować stwierdzenie, że nie ma drugiego poza Wiedźminem tak popularnego polskiego produktu. No może poza wysokoprocentowymi Chopinem i Belvederem.

Skoro jest tak fantastycznie, to dlaczego jeszcze nie wszyscy Polacy kupili po akcji CD Projektu? Jest kilka „ale”. Przede wszystkim wyniki firmy wiszą na „Wiedźminie”. Jeśli graczom by się odwidziało i stracili z jakiegoś powodu chęć grania w Wiedźmina to CD Projekt miałby nie lada problem.

Co prawda oprócz sprzedaży gry CD Projekt zarabia na dystrybucji gier za pośrednictwem własnej strony GOG.com, z której można kupić i ściągnąć na dysk gry różnych producentów. Dzięki własnej platformie CD Projekt nie musi odpalać innym dystrybutorom  kilkunastu-kilkudziesięciu procent od sprzedanej kopii.  Ale przychody z GOG-a to margines.

Czy można przewidzieć sukces CD Projektu i Wiedźmina? Wśród dziennikarzy krąży anegdota, że gdy CD Projekt wraz z kilkoma innymi polskimi spółkami prezentował się przed laty zagranicznym inwestorom, to gdy na prezentacjach kombinatów, kopalni i firm przemysłowych sale świeciły pustkami, to na CD Projekt analitycy i zarządzający musieli stać pod ścianą, bo zabrakło miejsc.

Inwestorzy, którzy nie zapakowali się gdy CD Projekt był kilka-kilkanaście procent poniżej obecnych notowań, dziś sporo ryzykują kupując „na górce”.

Następca „Wiedźmina”, czyli „Cyberpunk 2077”. Premiera już tuż?

Co może jeszcze skłonić do zakupu akcji CD Projektu? Od kilku lat trwają prace nad zupełnie nową grą „Cyberpunk 2077″ – kąśliwi internauci komentowali, że tytuł nawiązuje do daty spodziewanej premiery. Sama firma podkreśla, że nigdy nie komunikowała kiedy na półki (i do cyfrowych sklepów) trafi nowy tytuł.

Wiadomo, że „Cyberpunk 2077” ma swoim rozmachem przyćmić Wiedźmina. Oczekiwania są więc ogromne i wystarczyło, krótkie styczniowe *beep* na twitterowym profilu gry, by kurs CD Projektu skoczył o 7%, do 103 zł. Tych sześć znaków dodało ponad pół miliarda złotych w wartości firmy. A w serduszko kliknęło ponad 54.000 twitterowiczów.

Premiera „Cyberpunka 2077” może być jeszcze w tym roku zanim spadnie pierwszy śnieg. To oczywiście spekulacja związana z tym, że CD Projekt w przeciwieństwie do ubiegłego roku wstrzymał teraz wypłatę dywidendy (decyzję przyklepali we wtorek akcjonariusze). Teoria spiskowa mówi, że w ten sposób spółka gromadzi gotówkę, która przyda się na promocję nowej gry.

Oprócz firmy CD Projekt, która stała się symbolem całego polskiego sektora gamingowego  nazwy innych producentów przeciętnemu Kowalskiemu nie mówią zbyt wiele: CI Games, PlayWay, Bloober Team, Artifex Mundi, Vivid Games, czy Cherrypick Games. Tymczasem niektóre z nich zyskały kilkadziesiąt, a czy nawet kilkaset procent w ciągu ostatnich kilku lat. Czy dobra passa będzie trwać?

„Frostpunk” i kolejne rekordy

Przy ulicy Brechta w Warszawie, gdzie siedzibę ma 11 Bit Studios  zapewne odkorkowano nie jednego szampana.  Gra ich produkcji Frostpunk zbiera tak dobre recenzje, że – jak policzyła niedawno redakcja „Komputer Świat” – „Frostpunk” stał się najwyżej ocenianą przez zachodnich recenzentów polską grą od czasów „Wiedźmina 3″.

O co w niej chodzi? To strategia, która dzieje się w alternatywnej rzeczywistości XIX wieku, gdy Ziemię skuwa lód, a garstka ludzi walczy o przetrwanie.

Wcześniej na Twitterze firma narobiła szumu, bo zrobiła wrzutkę o tym, że „Frostpunk”, został dodany do tzw. listy życzeń na portalu Steam przez ponad 300.000 użytkowników.

Czytaj też: Nie rozumiecie kryptowalut? A co powiecie na to? Skin w grze CS:GO osiągnął cenę… kawalerki

Czytaj tez: „Netflix dla graczy”? Rekordzista zarabia na Twitchu 2 mln zł miesięcznie. Bo ludzie chcą płacić abonament za grania oglądanie

Krótkie wyjaśnienia dla tych, którzy przespali zmiany pokoleniowe i zatrzymali się w erze gdy gry kupowano przede wszystkim w pudełkach na sklepowych pułkach. Otóż Steam to obecnie największy na świecie kanał dystrybucji gier, które ściąga się z serwisu wprost na dysk.

Komunikat 11 Bit Studios był miodem na uszy inwestorów, bo ci ochoczo przystąpili do zakupów akcji spółki, czego efektem jak można się było spodziewać, był wzrost kursu akcji o dobrych kilka procent.

A to była dopiero przygrywka, bo po premierze „Frostpunk” stał się najlepiej sprzedającą grą na świecie. Wystarczyło 66 godzin aby zwróciła się trzyletnia  inwestycja w stworzenie gry. W tym czasie sprzedało się 250.000 jej egzemplarzy.

Kurs akcji 11 Bit Studios osiąga kolejne szczyty – od początku kwietnia wzrósł z 200 na 305 zł. Wartość firmy to ok. 700 mln zł, więc do producenta „Wiedźmina” jeszcze bardzo dużo brakuje.

Czy to jednorazowy wystrzał, czy znak, że polska branża gamingowa dołączyła do światowej pierwszej ligi? I że możemy na niej zarobić?

Trzy modele biznesowe

Producentów gier można podzielić na trzy kategorie. Na przykład taki CD Projekt latami pracuje nad nowym tytułem, dopieszcza go tak by był wymuskany do granic możliwości. Potem rzuca na rynek i spija śmietankę.

Inny model polega na wydawaniu w ciągu roku kilku tytułów, bo a nuż któryś tytuł okaże się hitem (takie strategie mają m.in. BlooberTeam, 11 Bit Studios).

Trzeci model jest najbardziej zdywersyfikowany i zalewaniu rynku kilkudziesięcioma prostymi i do tego darmowymi grami na smartfrony, czy do grania w przeglądarce internetowej. Skoro samą grę można ściągnąć za darmo, zarabia się na reklamach i sprzedaży ulepszaczy.

Taki jest model biznesowy ma właśnie rychły giełdowy debiutant Ten Square Games –  przychody firmy w jednej trzeciej zasilają wpływy z wyświetlanych w grach reklam.

Czytaj też: Banki testują nową technologię: zakładanie kont przez wideoczat

Czytaj też: To koniec ery PIN-ów? Biometria wchodzi do kart płatniczych. Plastik pozna cię po odcisku palca!

Dywidenda to rzadkość. Ale… są wyjątki

Niestety, w przypadku producentów gier przeciętnemu inwestorowi trudno jest zarobić na nich w inny sposób niż licząc na wzrost kursu akcji. Powód jest prosty – CD Projekt i inni niechętnie wypłacają dywidendy. Producent „Wiedźmina” zrobił do do tej pory raz, w ubiegłym roku – wyszło 1,05 zł na akcję. W tym roku zarząd rekomenduje zatrzymanie zysku w spółce.

Ale są wyjątki. Zarząd Ten Square Games zapowiada, że będzie rekomendował wypłatę sowitej dywidendy: w 2018 r. ma na to pójść 75% zysku netto. Trzeba na to poczekać aż rok (do walnego zgromadzenia, które podsumuje Anno Domini 2018).

Pod prąd poszedł też wyceniany na 700 mln zł PlayWay (firma ma kampus w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego).  W tym roku spółka chce wypłacić 15 mln zł. Na jedną akcje przypadnie 2,38 zł. Po ogłoszeniu tej wieści kurs akcji wzrósł o 14%.

PlayWay idzie z rozmachem i mierzy wysoko – inwestuje w wiele gier jednocześnie (flagowy tytuł to „Car Mechanic Simulator”), bo nigdy nie wiadomo, która z nich jak czytamy w raportach „będzie światowych hitem na miarę Minecrafta”. Na przykład na ten rok firma zapowiada 30 premier.

Jak na rolniczy kraj przystało polska firma wyprodukowała grę „Farm Manager 2018”, w której zaczynamy od symulacji pracy od drobnego rolnika po wielkoobszarowego farmera. Gra w dwa dni od premiery 6 kwietnia sprzedała się w liczbie 20.000 sztuk co pozwoliło na zwrot kosztów produkcji i marketingu – ok. 300.000 zł.

Czytaj też: Netflix i Amazon Prime na zawsze za darmo? Kartowa nowość otwiera drzwi do naciągania serwisów VOD. Na skalę przemysłową!

Czytaj też: Tego jeszcze nie było! Play ubezpieczy twoje skiny i itemy. Komputer i słuchawki też. Ale czy to gra warta świeczki?

PlayWay jako jedna z nielicznych firm na rynku chce regularnie wypłacać dywidendę. Oczywiście pod warunkiem, że sprzedaż gier pokryje koszty produkcji i promocji. Jednak Ten Squara Games, PlayWay są na rynku wyjątkami i raczej musimy przyjąć do wiadomości, że dywidendy należy szukać w innych spółkach.

Czytaj też: Vivid Games obiecuje prawie 8% rocznie za pomoc w produkcji gier. Może być mordobicie. Pomożecie?

Czynniki ryzyka: YouTuberzy i globalna konkurencja

Trzymam kciuki za polskich deweloperów, bo gry komputerowe powoli stają się naszym towarem eksportowym. Ale martwię się też tym, co będzie gdy jednak kolejna gra nie okaże się hitem. W związku z licznymi wypowiedziami, zapowiedziami, komunikatami spółek w sprawie rekordowej sprzedaży nasuwają mi się skojarzenia z niektórymi spółkami poszukujących surowców.

W ich przypadku inwestorzy reagują, a to euforią, a to skrajnym pesymizmem w zależności od tego czy firma informuje, że jest już tuż-tuż odkrycia wielkiego złoża, co oznacza wzlot notowań kilka-kilkanaście procent.

Gorzej jeśli firma raportuje, że wbrew temu co mówili geolodzy, z odwiertu zamiast ropy tryska woda. Wtedy kurs przybiera formację wodospadu i leci na łeb na szyję.

Zarówno informacje o potencjale złoża, jak i o sprzedaży gry to informacje poufne, więc trudno przewidzieć czym zaskoczy nas w tym tygodniu kolejny producent gier: czy zaskakująco dobrą sprzedażą, czy może kiepskimi recenzjami gry, od któregoś z youtuberów.

Tak było przecież w listopadzie ubiegłego roku gdy zagraniczny youtuber YongYea (ponad 320.000 subskrypcji na YouTube) mówił do kamery, powołując się na byłych pracowników CD Projekt, że firma ma opóźnienia w produkcji „Cyberpunka 2077”. Kurs CD Projektu stracił wtedy prawie 20%.

Niespodziewane problemy nawiedziły też PlayWay. W kwietniu firma poinformowała, że sprzedaż „FarmManagera 2018” została zawieszona na platformie Steam, bo o swoje prawa upomniał się były kontrahent polskiej spółki – niemiecka firma United Independent Entertainment.

Niemcy zarzucają polskiej firmie naruszenie praw autorskich. PlayWay się broni, podtrzymuje, że żadne umowy nie zostały naruszone i że „podejmie wszelkie niezbędne działania prawne mające na celu ochronę interesu spółki”. Ale i tak kurs stracił 6%. w jeden dzień.

Rozczarowani mogli być też akcjonariusze CI Games. Na tle innych firm to giełdowy weteran, bo notowany od 11 lat. Firma celuje w większe, kapitałochłonne produkcje. W kwietniu 2017 r. roku nieprzychylne recenzje długo oczekiwanej, trzeciej części gry, w której wcielamy się w snajpera – „Sniper Ghost Warrior” pogrążyły kurs akcji CI Games. 

W końcu, po kilku miesiącach, gracze docenili polski tytuł, na który studio wydało – bagatela – 40 mln zł. To budżet nieosiągalny dla producentów większości polskich filmów. Przeciętny film da się nakręcić za 4-5 mln zł, a superprodukcja np. „Bitwa Pod Wiedniem” kosztowała 50 mln zł, „Jack Strong” 10 mln zł.

Z tego kryzysu CI Games wyszło jednak obronną ręką. W w ubiegłym roku przychody wzrosły czterokrotnie do 103 mln zł, a po dwóch latach strat firma wreszcie wyszła nad kreskę i dała 5,4 mln zł zysku netto. Ale o ile wyniki finansowe CI Games się poprawiły to kurs nie odzyskał dawnego blasku – dziś krąży w okolicach 1 zł. Przed premierą Snajpera było 3 zł.

W ciągu siedmiu lat giełdowej historii Bloober Team dał akcjonariuszom wzrost kursu o 50%. Ale w ostatnim roku akcje straciły połowę swojej wartości.

Blobber Team to krakowscy maniacy horroru. Studio ma w planach wypuszczać na rynek 2 gry rocznie w cenie do ok. 40 euro  i zarabiać na naszym strachu – celuje w gatunek „horror psychologiczny”. W portfolio „straszą” takie tytuły jak „Deathmatch Village”, czy „Layers of Fear”.

Inwestowanie w producentów gier to ryzykowana gra

Producenci gier to dla niejednego inwestora łakomy kąsek. Nęcić mogą imponujące wzrosty kursów akcji, jednak trzeźwe spojrzenie każe przypomnieć, że to już historia, która wcale nie musi się powtórzyć.

Producenci wysokobudżetowych tytułów narażeni są na surowe oceny komputerowych i konsolowych recenzentów, blogerów, YouTuberów. Nieprzychylna recenzja może mieć ogromną siłę rażenia, która odbije się na wynikach sprzedaży no i wynikach spółki.

Czytaj też: Czy firmy fintech wygryzą banki? W których segmentach mają największą szansę?

Czytaj też: Nowy patent w wojnie o franki. Klienci w sądach grają va banque. I… czasem nawet wygrywają

Jest jednak kilka „plusów dodatnich”, które przemawiają za tym, żeby  lepiej przyjrzeć się spółkom gamingowym. Przede wszystkim dostęp do gigantycznego rynku – w przypadku prostych gier na telefony w zasadzie każdy kto ma smartfona może zostać potencjalnym klientem – o ile lubi czasem łowić wirtualne karpie, pstrągi, czy sandacze.

Nie ma dużej bariery wejścia na rynek,  koszty produkcji nie są zaporowe, a przy dużej liczbie wydanych tytułów, jest szansa, że któryś chwyci.

Po drugie ten rynek będzie rósł, tak jak będzie rosła liczba smartfonów, bo niektórzy ciągle korzystają z poczciwych Nokii. Według prognoz firmy analitycznej Newzoo liczba smartfonów ma się zwiększyć z 2,9 mld na koniec tego roku do 3,6 mld za dwa lata. Tą liczbę trzeba interpretować jak nic innego tylko jak bazę potencjalnych klientów.

Oczywiście, tylko jakiś niewielki procent z tych kilku miliardów gra w gry, ale przy tak dużych liczbach to mamy już do czynienia z efektem skali.

Znaleźć klucz do serca Amerykanów

Zgodnie z szacunkami firmy doradczej PwC przychody producentów gier mobilnych wzrosną o blisko 70% – z 39 mld dol w 2016 roku do 65 mld dol. w 2020 roku. I to nie licząc wyświetlanych reklam, które mogą dołożyć kolejne kilkadziesiąt miliardów. O ile nie będzie załamania na rynku reklamy mobilnej, co także należy brać pod uwagę kalkulując ryzyko.

Pytanie brzmi: czy akurat polskie firmy będą tymi spośród gamingowego grajdołka, na które spadnie deszcz pieniędzy? W szarnki trzeba stanąć z międzynarodową konkurencją.

O ile dużych firm takich jak CD Projekt nie ma zbyt wiele, a każda z nich okopana jest na swoich pozycjach, to tych o średniej i małej wielkości jest bez liku, wystarczy wymienić takie firmy jak Playdemic (producent” Golf Clash”, roczne przychody o równowartości ok. 360 mln zł), Pixonic („War Robots”, 244 mln zł), czy BitRhymes („Bingo Bash”, 102 mln zł).

Naszą przewagą są wyśmienici, jedni z najlepszych na świecie informatyków, grafików no i polska myśl techniczna, która jak się okazuje potrafi zawojować rynek. A w zasadzie USA. Bo to Amerykanie najwięcej grają i najwięcej płacą i każda licząca się firma, również polska, ma w Kalifornii swoje biuro. 

Przeciętny gracz z tego regionu wydaje rocznie na swoje hobby równowartość 350 zł. Dla porównania w Europie jest to 250 zł. Jaka jest więc recepta na sukces? Podbić serca Amerykanów.

 

Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
MOck
7 lat temu

„poczciwych nokii” 😀
Sam mam Nokię i jest to chyba jednak smartfon 😉

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu