Duży zawód dla frankowiczów. Co prawda Sąd Najwyższy tym razem nie odłożył obrad poświęconych sześciu kluczowym zagadnieniom dotyczącym kredytów frankowych, ale też nie podjął żadnej decyzji. Poprosił o zajęcie stanowiska Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka, Komisję Nadzoru Finansowego, Rzecznika Finansowego oraz Narodowy Bank Polski. Aż dziwne, że zapomniał o Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego. Czy Sąd Najwyższy się łamie? Co taki rozwój wydarzeń może oznaczać dla frankowiczów? Raczej nic dobrego
Robi się ciekawie, bo przynajmniej NBP – jak wynika z ostatnich wypowiedzi prezesa Adama Glapińskiego – nie jest wielkim fanem całkowitego pozbawiania banków zarobku na kredytach frankowych
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Już dwa razy Sąd Najwyższy – w pełnym składzie Izby Cywilnej – odkładał zajęcie się sześcioma zagadnieniami dotyczącymi kredytów frankowych. Tym razem miało się udać. Co prawda większość zagadnień „zadanych” Izbie przez samą prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Manowską jest już lepiej lub gorzej rozpoznanych albo przez Sąd Najwyższy albo przez europejski trybunał TSUE, ale mimo wszystko miała to być decyzja wielkiej wagi.
Banki czekają z ugodami na Sąd Najwyższy. A ten… milczy
Po pierwsze dlatego, że ma to być ostateczna pieczęć pod wykładnią, którą od mniej więcej roku stosuje większość sędziów, ale jednak nie wszyscy. Wykładnią, która mówi, że jeśli w umowie kredytowej jest nieuczciwa, nieprecyzyjna klauzula, to trzeba ją wyrzucić, a nie naprawiać.
I że jeśli po takim wyrzuceniu umowa zaczyna wyglądać dziwnie (np. jest oparta na wskaźniku LIBOR, ale spłacana w złotych), to można ją unieważnić. I że czas przedawnienia roszczeń klientów (o zwrot rat i umorzenie długu) oraz banków (o zwrot pożyczonego na początku kapitału) liczy się od wyroku unieważniającego umowę (a nie od jej zawarcia).
Po drugie dlatego, że jest ważna rzecz, której do tej pory żaden sąd nie chciał „tknąć” – rozkminka zagadnienia czy bank ma prawo domagać się jakiegoś wynagrodzenia (i ewentualnie jakiego) w sytuacji, gdy kredyt zostaje unieważniony. Czy to, że klient bezumownie korzystał z bankowego kapitału przez kilkanaście lat może wymagać jakiejś opłaty, czy też nie?
Jest to kluczowe zagadnienie, bo właśnie tą kartą grają bankowcy, zniechęcając klientów do składania pozwów o unieważnienie kredytów frankowych. Zdarzają się nawet sytuacje, w których roszczenia banków są liczone w taki sposób, jak gdyby klient przez kilkanaście lat korzystał z… kredytu gotówkowego. A tu już niewąska patologia
I właśnie ten punkt ma być najważniejszym rozstrzygnięciem Sądu Najwyższego, na które czekają frankowicze oraz banki. Większość z nich – nie licząc PKO BP – wstrzymuje się z tego powodu z oferowaniem klientom ugód. Gdyby się okazało, że bankom przysługuje jakieś wynagrodzenie za korzystanie z kapitału – prawdopodobnie ich ochota do zawierania ugód mogłaby spaść prawie do zera.
Rozstrzygnięcie jednak nie zapadło Sąd Najwyższy co prawda się zebrał i poobradował trochę z przerwą na obiad, ale uradził tylko tyle, że… trzeba zasięgnąć więcej opinii. Między innymi będzie pytał Rzecznika Praw Obywatelskich co on o tym wszystkim myśli oraz prezesa Narodowego Banku Polskiego o to samo.
Sąd Najwyższy się łamie? A może (finansowa) waga sprawy go gniecie?
Wygląda to trochę jak schowanie głowy w piasek. Po pierwsze dlatego, że zagadnienia, którymi miał się zająć Sąd Najwyższy były już wielokrotnie omawiane i roztrząsane na wszystkie sposoby, trudno więc uwierzyć, że pytanie kogokolwiek co o tym wszystkim myśli mogłoby coś jeszcze nieść.
Po drugie dlatego, że wygląda to na próbę pozyskania „alibi” dla decyzji, która nie będzie w pełni po myśli kredytobiorców. Zwłaszcza pomysł o zapytanie prezesa NBP może do tego zmierzać, bo kilka tygodni temu Adam Glapiński dość swobodnie wypowiadał się o tym, że jeśli kredytobiorca korzystał z kapitału, to jest przecież oczywistym, że za ten kapitał powinien zapłacić.
Waga finansowa rozstrzygnięcia jest na tyle duża – mówimy o tym, czy z kieszeni do kieszeni przepłynie kilkadziesiąt miliardów złotych, a sprawa może zahaczyć nawet o konieczność ratowania jednego, czy drugiego banku, któremu może najzwyczajniej w świecie zabraknąć pieniędzy na spłacenie frankowiczów – że najwyraźniej Sąd Najwyższy nie ma wielkiej chęci brać za nią samodzielnej odpowiedzialności.
Im bardziej można się „obstawić” pismami, stanowiskami, analizami oraz ekspertyzami, tym łatwiej będzie uzasadnić decyzję niepopularną (na korzyść banków) albo nieklarowną („stanowiska są bardzo rozbieżne, musieliśmy znaleźć trzecią drogę”). A może to Leszek Balcerowicz dał sędziom „najwyższym” do myślenia?
I to jest największe ryzyko wynikające nie tyle z braku decyzji Sądu Najwyższego (mógł np. ogłosić, że musi jeszcze poczekać na pisemne uzasadnienie orzeczenia siedmiu sędziów Sądu Najwyższego, którzy wypowiedzieli się w piątek – i nie byłoby to ani trochę podejrzane), ile z tego, co Sąd Najwyższy chce dalej ze sprawą czynić. Wygląda na to, że nie ma wśród sędziów chęci do decyzji rewolucyjnych oraz brzemiennych w skutki – a tylko takie mogą usatysfakcjonować frankowiczów.
Trzecia z rzędu dobra wiadomość dla banków (przynajmniej chwilowo)
Z „odroczki” – oraz z jej okoliczności – cieszą się banki, dla których jest to kolejne małe zwycięstwo. Najpierw europejski sąd TSUE nie zająknął się ani słowem ani o przedawnieniu bankowych roszczeń, ani o koszt korzystania z kapitału, potem Sąd Najwyższy w składzie „siódemkowym” pozbawił bankowców ryzyka, że nie będą mogli odzyskać wypłaconej klientom kwoty głównej kredytu z powodu przedawnienia, a teraz to.
Oczywiście: to nie jest tak, że bez uchwały Sądu Najwyższego sądy nie wiedzą co mają robić i wszystko stoi w miejscu. Procesy banków z frankowiczami się toczą, sędziowie orzekają, wyroki zapadają. Ale z uchwałą mogłyby zapadać szybciej. Problem polega na tym, że niektórzy sędziowie – nie mając „podpórki” w postaci uchwały Sądu Najwyższego – nie chcą kończyć procesów.
Wszyscy pozostali klienci banków przyglądają się sprawie tak, jak gdyby ona ich nie dotyczyła, ale bolesna prawda jest taka, że dotyczy ona wszystkich. Bo bankowość to handel nie swoimi pieniędzmi. Jeśli bank coś zabrał, to zabrał dla siebie. Ale jak musi oddać, to na pewno będzie starał się oddać z kieszeni klientów. Ten scenariusz na razie został odroczony.
Przeczytaj, to też ważne: Zbigniew Jagiełło, prezes największego polskiego banku, niespodziewanie podał się do dymisji. Co się stało? I co to oznacza dla klientów?
————
Posłuchaj nowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W tym odcinku „Finansowych Sensacji Tygodnia” mamy gościa specjalnego. Mariusz Piotrowski z serwisu Fly4Free.pl odpowiada na nasze pytania dotyczące nadchodzących wakacji. Rezerwować wycieczki i miejsca w samolocie już teraz, czy czekać do czerwca? Jak będą wyglądały podróże lotnicze tego lata? Co z covidowym paszportem? A ceny biletów? Zapraszamy do posłuchania!