W 2015 r. ogromny pożar spalił ostatnie piętro bloku mieszkalnego na poznańskiej Wildzie. Pani Agata z zazdrością patrzyła jak sąsiedzi kolejno dostają odszkodowania: 150.000 zł, 250.000 zł… Jej udało się „wyszarpać” tylko 56.000 zł. Dlaczego tak mało? Winne są niesprawiedliwe ubezpieczeniowe procedury, czy fatalny zbieg okoliczności?
W nasze ręce trafiła kolejna sprawa związana z tym, że – zdaniem czytelniczki – ubezpieczyciel nie wypłacił odszkodowania w pełnej kwocie. Dzieje się tak nierzadko i z różnych powodów. W przypadku polis majątkowych na przeszkodzie czasem staje nierozgarnięty likwidator, brak faktur za wykonane naprawy, zbyt ogólnikowe kosztorysy, czy zła (czytaj: za droga) – zdaniem firmy ubezpieczeniowej – zastosowana technologia remontowa.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Mieszkanie w leasingu i problemy gotowe. Ubezpieczyciel czeka na rozwój sytuacji
Sprawa zaczęła się wiosną 2015 r. Wtedy, w dość nowym bloku, bo liczącym zaledwie 10 lat, spłonęło całe ostatnie piętro – w tym lokal naszej czytelniczki (wtedy na szczęście jeszcze nie zasiedlony). Źródłem ognia było, jak wykazało śledztwo, zwarcie instalacji elektrycznej. Pani Agata opowiada o tych wydarzeniach tak:
„Mieszkanie spłonęło doszczętnie, nie było nawet dachu. Wchodząc do środka nad głową miało się niebo, a cały blok został wyłączony z użytkowania na kilka miesięcy. W zasadzie oprócz gołych, osmolonych ścian nic nie zostało. Likwidator z firmy ubezpieczeniowej stwierdził, że czegoś takiego nie widział i bez żadnych wątpliwości jest to szkoda całkowita. Byliśmy ubezpieczeni w firmie Compensa i liczyliśmy, że wyrówna straty”
– relacjonuje czytelniczka. Spokój pani Agaty był tym większy, że widziała jak sprawnie idzie likwidacja szkód u sąsiadów: jedna sąsiadka szybciuteńko, w przeciągu miesiąca dostała pełną sumę ubezpieczenia, czyli 250.000 zł. Jej ubezpieczyciel uznał szkodę za całkowitą i nawet nie poprosił o żadne dokumenty.
Drugi sąsiad w podobnym czasie otrzymał 150.000 zł – to mniej niż wynosiła suma ubezpieczenia, bo firma wyliczyła wartość szkody jako sumę ubezpieczenia minus to, co zostało czyli mury. Nasza czytelniczka relacjonuje, że w jej przypadku było inaczej.
„Posiadaliśmy to mieszkanie na podstawie umowy leasingu nieruchomości podpisanej z deweloperem, z cesją na polisie ubezpieczeniowej na rzecz dewelopera. Za trzy miesiące mieliśmy je wykupić na własność i stać się wreszcie właścicielami po 10 latach płacenia rat. Niestety, po pożarze deweloper stwierdził, że już nie istnieje lokal, który był przedmiotem umowy. W końcu udało nam się dojść do porozumienia. W lutym 2016 r. – prawie rok po pożarze – podpisaliśmy akt notarialny zakupu mieszkania”
W tym czasie ubezpieczyciel stał na stanowisku, że nie może wypłacić ubezpieczenia, ponieważ nie wie komu: deweloperowi, czy najemcom. Tu akurat mu się nie dziwię, bo mógł się narazić na długą batalię sądową z niezadowoloną stroną – albo panią Agatą, albo deweloperem. Ubezpieczyciel czekał więc cierpliwie na rozwój sytuacji.
Dopiero wiosną 2016 r. pani Agata zdobyła akt notarialny potwierdzający, że jest właścicielem mieszkania (a raczej zgliszczy). W tamtym momencie piłka była po stronie ubezpieczyciela. Jak ją rozegrał?
Czytaj też: Ubezpieczenie mieszkania: kiedy nie dostaniesz odszkodowania?
Likwidator jak doktor Jekyll i pan Hyde. Jak zrobić remont za 36.910 zł?
Pani Agata relacjonuje, że likwidator nie był już tym samym empatycznym i uprzejmym panem co przed rokiem. Ta sama osoba, która mówiła, że jest to szkoda całkowita, wyliczyła teraz wartość bezsporną na 36.910 zł. Co się takiego stało, że likwidator przeistoczył się z uczynnego doktora Jekylla w złowrogiego pana Hyde’a?
Zaczął się ping-pong czyli wysyłanie upomnień, ponagleń i wniosków. Dzięki tym zabiegom kwota odszkodowania jaką udało się uzyskać naszej czytelniczce, wzrosła do prawie 42.000 zł. Gdy pani Agata napisała wniosek o ponowną kalkulację odszkodowania, usłyszała, że kasa będzie wypłacona na bazie przedstawionych faktur.
Czyli, że musi sama zatrudnić i opłacić ekipę remontową. I dopiero na koniec prac, po wystawieniu wszystkich faktur Compensa wypłaci odszkodowanie. Pech chciał, że pani Agata musiała też otworzyć drugi front – zdrowotny, przez co formalnościami zajął się jej mąż, który znalazł ekipę remontową.
Fachowcy z marszu wzięli się do pracy. Jaki był efekt ich kilkumiesięcznych prac? Mieszkanie zostało przywrócone do stanu używalności, koszt jednak był ogromny. Pani Agata z mężem na podstawie ofert firm musieliby wyłożyć prawie 116.000 zł, a przypomnijmy, na razie na stole jest jedynie 42.000 zł odszkodowania. Wtedy zaczął się drugi set ping-pongowego meczu, dzięki któremu wynik udało się podwyższyć do 56.000 zł. To jednak i tak ciągle o 60.000 zł za mało w stosunku do tego, ile realnie kosztowałby remont.
„Ostatnie próby jakie podejmowałam w celu odzyskania odszkodowania były w lutym 2018 r. Bezskutecznie. Firma nie przyjmuje żadnych argumentów”
Spłuczka w ścianie to bezpodstawne wzbogacenie się?
Dlaczego firma nie chce przyznać pełnej kwoty ubezpieczenia, a o każdy tysiąc złotych więcej trzeba toczyć ciężkie boje? Dostaliśmy od pani Agaty kopię odmowy wypłaty wszystkich pieniędzy. Co z niej wynika?
„W toku likwidacji szkody do przedstawionych przez poszkodowanych faktur nie zostały załączone jakiekolwiek kosztorysy powykonawcze, umożliwiające szczegółową weryfikację poniesionych kosztów. Brak kosztorysów uniemożliwiło również zweryfikowanie zakresu wykonanych robót adaptacyjnych. Analiza faktur zakupu materiałów, wskazuje że lokal mieszkalny został wykończony w wyższym standardzie w stosunku do istniejącego przed powstaniem szkody. Nie wymagaliśmy przekazania szczegółowych kosztorysów na wykonanie robót sporządzonych wg KNR (Katalog Nakładów Rzeczowych, czyli poglądowe cenniki usług budowlanych), ale dokumentacji powykonawczej umożliwiającej przeprowadzenie obiektywnej weryfikacji zakresu wykonanych robót remontowych oraz cen jednostkowych”
Firma argumentuje, że klienci mogli się bezpodstawnie wzbogacić instalując sprzęt lepszy niż tego jaki był w chwili pożaru. Pani Agata ze skruchą przyznaje nam, że zainstalowała wbudowaną w ścianę spłuczkę Geberit, zamiast zwykłego rezerwuaru, ale że przecież w tym czasie technologia poszła do przodu. I że dla równowagi szafki w kuchni nie mają już systemu cichego domykania.
Nie są to jednak – jak mówi czytelniczka – różnice wskazujące, że wypłata powinna być zaniżona o 50.000 zł! Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, że problemem jest spłuczka do toalet. Największy zgrzyt dotyczy tego, że jak sama przyznaje pani Agata – „nie dostarczyliśmy ubezpieczycielowi szczegółowych kosztorysów.
„Zanim m przystąpiliśmy do remontu otrzymaliśmy informację, że nie jest potrzebne wcześniejsze akceptowanie kosztorysu przez ubezpieczyciela, gdyż otrzymamy zwrot kosztów na podstawie przedstawionych faktur za usługi i zakupiony sprzęt. Po zakończeniu remontu okazało się, że faktury to za mało. Potrzebne są kosztorysy. W naszej sytuacji, gdy mieliśmy małą firmę remontową, a ja spędziłam mnóstwo czasu w szpitalu, nie mieliśmy możliwości egzekwować od wykonawców na każdym kroku kosztorysów”
Czy to jest wystarczający powód do odmowy wypłaty odszkodowania? Widać, że branża ubezpieczeniowa nie wypracowała jednolitych standardów likwidacji szkód: raz wystarczy jedna wizyta likwidatora i wszystko idzie gładko, raz trzeba przedstawić faktury, innym razem razem kosztorys, a jeszcze innym i faktury i kosztorys.
Pokażcie kosztorysy, a wszystko będzie dobrze?
Biuro prasowe Compensy z zapałem zabrało się do wyjaśniania sprawy. Zwykle firmy proszą o przesłanie stosownych upoważnień, które zwalniają firmę z tajemnicy bankowej lub ubezpieczeniowej. Niestety, zapał działu komunikacji ostudzili prawnicy, którzy stwierdzili, że nie mogą nawet takiego pisma rozpatrzyć, bo pośrednio przyznaliby się, że pani Agata jest ich klientką jeszcze zanim tajemnica zostałaby zdjęta.
Trochę to śmieszne, a trochę straszne, bo sama zainteresowana nie ma najmniejszego problemu dzielić się z nami szczegółami swojej sprawy, zaś firma pozbawia się w ten sposób możliwości rzetelnej odpowiedzi i weryfikacji prawdziwości tego, co przekazuje nam czytelniczka.
Dostaliśmy od ubezpieczyciela odpowiedź natury ogólnej z powołaniem się na art. 824 Kodeksu cywilnego, który mówi, że klient nie może się dzięki odszkodowaniu wzbogacić. Z drugiej strony jest też art. 361 K.c., który mówi, że ubezpieczyciel ma „obowiązek zwrócić koszty celowe i ekonomicznie uzasadnione”. Jednak w przypadku poniesienia wyższych kosztów furtka nie jest zamknięta.
Jeśli klient przedstawi faktury i kosztorysy do weryfikacji roszczenia, umożliwia to ewentualną zmianę stanowiska ubezpieczyciela. I tak jest właśnie w tym przypadku. Wygląda więc na to, że pani Agata – jeśli chce zawalczyć o brakujące 60.000 zł – musi dostarczyć „dokumentację powykonawczą umożliwiają przeprowadzenie obiektywnej „weryfikacji zakresu wykonanych robót remontowych oraz cen jednostkowych”.
Pani Agata ma wątpliwości czy poświęcenie kolejnych godzin na kosztorysowanie coś zmieni w tej sprawie. Skoro najpierw firma ubezpieczeniowa nie chciała kosztorysu, a teraz okazuje się on niezbędny, to klientka podejrzewa, że to gra na zwłokę i na wyczerpanie przeciwnika. Że w kolejnym etapie sporu kosztorys zostanie podważony. Skoro firma na początku twierdziła, że kompletnie spalone mieszkanie da się wyremontować za 36.000 zł…
Te wątpliwości wypada częściowo podzielić, ale chyba mimo wszystko pani Agata powinna potraktować żądanie firmy jako krok w stronę uzyskania większej kwoty pieniędzy i dać jej (oraz sobie) jeszcze jedną szansę.
Mam nadzieję, że czytelniczce uda się sporządzić i dostarczyć kosztorysy. Mam też nadzieję, że po ich dostarczeniu ubezpieczyciel nie wymyśli kolejnego pretekstu, by nie wypłacić brakującej części odszkodowania, która pozwoliłaby na odtworzenie majątku. A jeśli szczęśliwego finału nie będzie, wrócimy do sprawy z nowymi siłami.
źródło zdjęcia:PixaBay