Nie ma nic przyjemniejszego, niż sprawdzić na własnej skórze jak działa XXI wiek w kartach płatniczych. Wyjechałem na długi weekend z kilkoma kartami w portfelu. Każdą z nich zapłaciłem tego samego dnia rachunki o podobnej wartości. Która karta okazała się najbardziej „oszczędna”?
Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu, po wakacjach w Hiszpanii, podsumowałem koszty bankowe na 400-500 zł. Głównie chodziło o spready przy płatnościach kartą. Kilka tysięcy euro rachunku zapłaconego w hotelu, kilkaset euro wydane na lokalne jedzenie i pamiątki, kolejne kilkaset na transport po kraju…
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dziś oczywiście płacenie polską kartą za granicą też może mocno uderzyć po kieszeni. Ale przynajmniej jest alternatywa. Zamiast złotowej karty mogę używać walutowej w zestawie z kantorem internetowym działającym online i z niskim spreadem. Mogę też wziąć kartę wielowalutową, która ma kantor wbudowany i sama „wie” w której walucie ma zapłacić.
Czytaj też: Posiadaczom tej karty płatniczej robot zaplanuje podróż
Czytaj też: Już trzy telekomy wprowadziły dopłaty do roamingu. Kiedy zapłacisz więcej?
mBank, Revolut i Citi Simplicity do portfela. I jedziemy za granicę!
Długi majowy weekend spędziłem ze granicą. Wykorzystując tę okoliczność postanowiłem sprawdzić na własnej skórze i portfelu jak działają nowe i stare sposoby płacenia za granicą. W konkursie wzięła udział „polska” karta kredytowa Citi Simplicity (podaję ją jako przykład, ale tak naprawdę mogłaby to być dowolna karta denominowana w złotych, która znajduje się w moim portfelu), eurowa karta mBanku oraz wielowalutowa karta Revolut.
Zasiliłem przed wyjazdem kwotą 1000 euro karty mBanku i Revolut. W mBanku działa kantor online, w którym wymianę walut można przeprowadzić kilkoma kliknięciami. Za wspomniany tysiąc euro zapłaciłem 4228 zł, co oznacza, że bank przeliczył mi transakcję po niecałe 4,23 zł.
Do aplikacji Revolut przesłałem pieniądze z polskiej karty kredytowej i tam wymieniłem na euro. Kurs wyniósł 4,21 zł, czyli ciut lepiej niż w mBanku, ale różnica wyniosła raptem niecałe 30 zł. Dobre i to. Zasilając saldo Revolut kartą kredytową kiedyś płaciło się 1% prowizji, ale teraz już jest do operacja darmowa.
Czytaj też: Wakacje pokazują które banki grają z nami fair, a które cwaniakują
Czytaj też: Bankierzy czy piraci? Jedna płatność, trzy przewalutowania i 280 zł prowizji. To się nadaje na karę chłosty
Czytaj więcej: Jedna karta do wszystkich walut? Tak działa Revolut
Druga część testu to było płacenie za granicą. Mając już euro nie musiałem narażać się na spready regulując rachunki kartami mBanku i Revolut. Jedynym problemem było to, że każdy terminal uparcie proponował mi przewalutowanie transakcji – moja karta mBanku była identyfikowana jako polska, zaś Revolut – jako brytyjska. Chcieli mi więc przewalutowywać transakcjie na złote lub na funty, co ja z kolei zawsze musiałem odrzucać.
Czytaj też: Szukasz taniego samolotu na wakacje? Uważaj na to oszustwo!
A gdy zabraknie pieniędzy za granicą? Wystarczą sekundy
Któregoś dnia postanowiłem z zegarkiem w ręku sprawdzić co się stanie, gdy na kartach mBanku i Revoluta zabraknie mi pieniędzy. W przypadku obu kart spróbowałem przeprowadzić doładowanie tuż przed płatnością. W mBanku trwało to średnio 30 sekund (czas potrzebny na zakup euro w kantorze online), zaś w Revolucie – 5 sekund (doładowanie konta złotówkami z polskiej karty kredytowej i wymiana na euro po kursie międzybankowym).
Tylko raz zdarzyło się, że terminal odmówił akceptacji karty Revolut „ze względów bezpieczeństwa”. Było to na jednej ze stacji paliw. Nie wiem jak często taka sytuacja może się zdarzyć, ale próba porozmawiania o tym z Revolutem jest raczej skazana na niepowodzenie, bo w tej „firmie” klientów obsługują wyłącznei boty. W przypadku mBanku żadnej odmowy akceptacji nie zanotowałem.
Czytaj też: W tych bankach możesz połączyć kartę walutową z e-kantorem. Re-we-la-cja!
Czytaj też: Poznajcie automatyczny kantor. Do wymiany walut kasjer już niepotrzebny
Trzecią część testu to było porównanie warunków finansowych płatności kart mBanku i Revolut z najzwyklejszą polską kartą kredytową, działającą na „starych” zasadach. Tak, jak wspomnialem, użyłem do tego testu karty Citi Simpicity, choć mógłbym użyć dowolnej innej z portfela. Od razu zauważę, że bank Citi Handlowy ma w ofercie kartę wielowalutową, więc gdyby to nie były testy, tylko „prawdziwe życie”, to zapewne taką właśnie kartę bym zabrał za granicę, a nie „polską” Simplicity.
Każdą z kart zapłaciłem 50 euro w tym samym miejscu i w tym samym terminalu. Citi przeliczył mi kwotę transakcji po kursie 4,52 zł, Revoluta doładowałem złotówkami i przewalutowałem je na euro po 4,26 zł, zaś na kartę eurową mBanku kupiłem w kantorze 50 euro po 4,28 zł. Jak widać, na tej jednej, dość niskokwotowej transacji różnica w kosztach pomiędzy nowoczesnymi rozwiązaniami kartowymi a „tradycyjnymi” wyniosła 10-12 zł.
Oznacza to, że jeśli ktoś będzie frajerem i pojedzie za granicę ze złotową kartą, to na każdych 100 euro płaconych w lokalnych sklepach będzie tracił na spreadzie jakieś 25 zł. Na 1000 euro strata – co pewne jak w banku – musi sięgnąć 250 zł. To czysty zysk banku na nic-nie-robieniu, na zamianie walut po kursie iście bandyckim. Tak działa za granicą każda polska karta złotowa.
Czy Paypal jest lepszy, niż karty?
Podobny test, choć w nieco innej konfiguracji „uczestników” wykonał jeden z moich czytelników, pan Paweł. Będąc za granicą, w strefie euro, zapłacił w tamtejszym hotelu rachunek z konta w serwisie PayPal oraz w pobliskich sklepach robił zakupy płacąc kartami Nest Banku oraz Banku Pekao (zwykła, złotowa kredytówka).
Okazało się, że w stosunku do Revoluta PayPal był droższy o 3,8% (taki spread został doliczony do transakcji w e-sklepie), karta NestBanku była droższa o 5,8%, zaś złotowa karta kredytowa Banku Pekao – aż o 6,2%.
W przypadku pana Pawła na każdym 1000 euro wydanym za granicą można było stracić (płacąc polską kartą ze spreadem) bądź nie stracić (płacąc kartą wielowalutową) 250 zł. To wynik niemal identyczny jak ten, który padł w moim teście. Nie rozumiem dlaczego w Polsce nie ma jeszcze samych kart wielowalutowych. Skoro banki mają w ofercie specjalne karty wielowalutowe, to może chrzanić tę „specjalność” i wyposażyć w tę funkcję każdą kartę, którą mamy w portfelach?
Może kiedyś tego doczekamy. A na razie? Nie bądźcie frajerami za granicą, używajcie wyłącznie dwóch odmian kart – walutowych (o ile bank-wydawca oferuje jednocześnie kantor online) lub wielowalutowych.
Warto pomyśleć o kartowej logistyce najpóźniej na tydzień przed wyjazdem, by zdążyć wyrobić sobie odpowiedni plastik i by bank – lub fintech, jeśli używacie karty pozabankowej – miał czas na jego dostarczenie. W przypadku firm niebankowych karty wielowalutowe oferuje, poza Revolutem, np. DiPocket oraz IgoriaCard.
Wyciąg z karty sobie, a saldo na jej rachunku – swoje. Jak żyć?
Żeby podczas podrózy zagranicznej kartę walutową można było szybko „doładować”, musi być przypięta do aplikacji mobilnej (a ta z kolei – do e-kantoru), zaś transakcje muszą być uwzględniane w saldzie natychmiastowo. Wbrew pozorom spełnienie tych warunków nie zawsze jest łatwe.
Czytaj też: Wypłacał z bankomatu euro. Kartą w euro. Z konta w euro. A prowizja? Kosmiczna!
Niektórzy klienci ING – który, pisząc na marginesie, ma w ofercie bardzo fajnie działającą kartę wielowalutową, testowałem ją w poprzednim sezonie wakacyjnym – skarżą mi się od kilku miesięcy, że bank ma problemy z systemem kart kredytowych. W sensie – z ich płynnym działaniem.
„W styczniu byłem we Lwowie a dopiero w lutym zaksięgowano moje zakupy. Samo opóźnienie mnie nie martwi, ale potem dostaję wyciąg, w którym część transakcji nie jest uwzględniona w saldzie, a są widoczne w historii transakcji. Po każdym długim weekendzie mam sytuację, w której wyciąg swoje, a saldo karty swoje. Bankowość internetową mają najlepszą i najwygodniejszą jaką spotkałem. Karta – jedna z nielicznych na rynku – nie doliczana prowizji za bezgotówkowe transakcje zagraniczne. Jest więc fajnie. Ale to opóźnienie transakcji mnie osłabia”
Jak widać oczekiwania klientów w stosunku do błyskawicznego, online’owego rozliczania transakcji (albo przynajmniej aktualizacji salda w czasie rzeczywistym) są coraz większe. I banki muszą czym prędzej je spełnić, bo inaczej zrobią to fintechy i odbiorą im klientów-podróżników.
Czytaj też: Karty przedpłacone odzyskują blask w erze fintechów. Które warto mieć?
Czytaj też: Chcą udawać Revoluta, czyli polska karta z kantorem w pakiecie
źródło zdjęcia: Skitterphoto/Pixabay