W trakcie Wielkiego Kryzysu amerykański noblista Simon Kuznets po raz pierwszy obliczył spadek PKB, czyli wartości wyprodukowanych w kraju dóbr i usług. Ale czy po 100 latach, gdy walczymy z największym od tamtej pory kryzysem, nie czas na stworzenie nowych wskaźników mierzenia poziomu życia ludzi? Może więcej prawdy o pandemii powie nam dostępność lekarzy, liczba zgonów, zdawalność matur, liczba wypadków drogowych, czy zmiana zarobków?
„Wzrostu PKB sobie ludzie do garnka nie włożą i nie ugotują. Ważniejszy jest wzrost dochodów Polaków” – powiedział na dwulecie swojego urzędowania ówczesny minister finansów Mateusz Morawiecki. I trudno nie przyznać mu racji. Choć PKB to uniwersalny i porównywalny między krajami wskaźnik ekonomiczny, to jednak jego zmiany nie pokazują tego, jak zmienia się „dobrostan” społeczeństw.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wszyscy dziś zastanawiają się co wynika z ogłoszonego właśnie spadku PKB o 8,9% w drugim kwartale, czyli w okresie, w którym władze zaserwowały krajowi bezprecedensowy lockdown. O tyle mniej towarów i usług wytworzyli wszyscy w Polsce w porównaniu z poprzednim kwartałem. Można powiedzieć, że gospodarka Polski skurczyła się o prawie 100 mld zł. Mogło być gorzej. Ale patrząc na wykres opublikowany przez Bankier.pl – wygląda i tak przerażająco.
Moim zdaniem wynika z tego niewiele. Dlatego postanowiłem sprawdzić, jak w tym czasie zmieniły się inne parametry, niż PKB (zwykle przyrastający o 550-630 mld zł w skali roku). Jak spadły lub wzrosły nasze dochody, możliwości finansowe i jak zmieniła się sytuacja ekonomiczna i zdrowotna? Cóż z tego, że tarcze antykryzysowe pozwoliły – jak twierdzi GUS – spłycić spadek PKB, jeżeli pogorszyły się inne wskaźniki, które pokazują jak realnie zmieniło się nasze życie?
Czytaj też: Czy sukcesy sportowe pokrywają się z gospodarczymi? Medale olimpijskie a PKB
Czy PKB jest jeszcze miarą szczęśliwości?
Nasz wynik na tle Europy jest – nie bójmy użyć się tego słowa – przyzwoity. PKB Niemiec spadło w drugim kwartale względem kwartału pierwszego o 10,1%. W przypadku Włoch spadek PKB wyniósł 12,4%, we Francji o 13,8%, a w Hiszpanii 18,5%. W Wielkiej Brytanii – o 20%. W sumie strefa euro „skurczyła się” pod względem wartości wytwarzanych kwartalnie dóbr i usług o 12%, a cała Unia Europejska – o 11,9% (jeśli ktoś lubuje się w analizie cyferek – polecam dane na stronie Eurostatu).
Od czasu, kiedy były premier Donald Tusk w czasie kryzysu 2009 r. referował stan gospodarki na tle mapy Europy, na której Polska była jedyną zieloną wyspą, każdy niemal Polak jest dumny z tego, że nasz PKB rośnie mocniej lub spada mniej, niż w innych krajach. Ale oczywistym jest, że standardu i poziomu życia nie mierzy się tylko przy pomocy PKB. To, że największe gospodarki skurczyły się o wiele bardziej niż Polska, nie znaczy, że żyje się tam gorzej niż nad Wisłą.
Koronnym przykładem jest Japonia, która od kilku dekad nie może pobudzić gospodarki do wzrostu, co nie znaczy, że jej mieszkańcy klepią biedę. To największa „dysfunkcja” PKB – przykłada się do tego wskaźnika wielką wagę, a nie pokazuje on realnej zmiany sytuacji ludzi w codziennym życiu. Dlatego ekonomiści pod różnymi szerokościami geograficznymi szukają sposobu na nowy opis świata, który lepiej odda to, jak się żyje ludziom w różnych krajach. Co to może być?
Jakiś czas temu pisaliśmy o mierniku w postaci poziomu sprzedaży… męskiej bielizny. Choć brzmi to jak pomysł z Monty Pythona, to jest to teoria ekonomiczna, która ma już 50 lat, a która mówi, że jeśli spada sprzedaż artykułu pierwszej potrzeby – jakim są męskie majtki – to oznacza to, że idzie potężny kryzys. Tych, którzy chcieliby zgłębić temat zapraszam do tekstu: PKB, CPI, PMI i cały ten bełkot. A recesję ponoć najlepiej przepowiadają… zakupy męskich majtek. I nie tylko! Bo bliższa ciału koszula.
Poza tym jest mnóstwo innych wskaźników, które próbują skwantyfikować standard życia. Jednym z najpopularniejszych jest Światowy Indeks Szczęśliwości, który bierze pod uwagę PKB (a jakże), ale także długość życia, nastroje społeczne, przestępczość itp. Najnowsza, marcowa edycja niestety pomija wybuch pandemii. Z kronikarskiego obowiązku odnotowujemy, że Polska była wtedy na odległym 43 miejscu. Pierwsza była Finlandia, Dania i Szwajcaria. O tym, gdzie wyjechać, by żyć szczęśliwie, pisaliśmy na „Subiektywnie o finansach” jakiś czas temu.
Inne najpopularniejsze alternatywy dla PKB to: Wskaźnik Dobrego Życia (Better Life Index), którym posługuje OECD (mierzy sytuację mieszkaniową, dochody, poziom wykształcenia, więzi społeczne), Wskaźnik Rozwoju Społecznego (Human Development Index, HDI), który mierzy długość życia, poziom edukacji, czy stworzony przez Bank Światowy Wskaźnik Kapitału Ludzkiego (Human Capital Index), który mierzy przeżywalność różnych grup wiekowych. Coś bardziej na czasie to Wskaźnik Szczęśliwej Planety (Happy Planet Index), który bierze pod uwagę kwestie ekologii),czy Indeks Odpowiedzialnego Rozwoju stworzony przez Polski Instytut Ekonomiczny.
Problem w tym, że te wskaźniki aktualizowane są zwykle raz na rok albo i rzadziej. A PKB jest mierzone na całym świecie co kwartał. Jak więc sprawdzić, jak zmieniło się nasze życie w trakcie pandemii? Oto naszych dziewięć składowych miernika poziomu życia „pod rządami” Covid-19.
W czasie pandemii zarabiamy mniej, a ceny rosną szybciej
To, czy żyje nam się lepiej, czy gorzej, oceniamy na podstawie stanu naszego portfela. Niestety, pandemia uszczupla nasze zasoby finansowe i to w dwójnasób. Po pierwsze pozycja pracownika nie jest już tak mocna, jak przed pandemią. Pracownicy wielu branż, zamiast podwyżek, dostają obniżki wynagrodzeń. Według GUS w drugim kwartale średnia płaca wyniosła 5.024,48 zł. To kwota o 5,8% (ok. 307 zł) niższa niż w pierwszym kwartale tego roku. No, ale to jednak o 3,8% więcej, niż przed rokiem. Czy jest się z czego cieszyć? Nie za bardzo.
A po drugie mamy bardzo wysoką inflację, najwyższą w całej Unii Europejskiej – w sumie ceny w czerwcu były o 3,2% wyższe niż przed rokiem, co zjada wzrost płac i w efekcie możemy sobie pozwolić na zakup mniejszej liczby rzeczy, niż przed rokiem. Wzrost cen napędzały początkowo zafundowane na początku roku podwyżki: prądu, czy usług komunalnych. Potem ekonomiści byli zdania, że pandemia powstrzyma wzrosty, ale tak się nie stało. Jest wręcz odwrotnie – prawie wszystko drożeje. Mocno drożeją usługi turystyczne, gastronomiczne, żywność, ale nie tylko. Inflacja bazowa, czyli m.in. z wyłączeniem cen energii i żywności wynosi 4,1 % i jest największa od 18 lat.
Dodruk pieniędzy na niespotykaną w historii skalę rodzi obawy, że pieniądz będzie coraz szybciej tracił na wartości, choć zdaniem ekonomistów w Polsce było miejsce na taki dodruk (NBP skupił obligacje warte 100 mld zł), i inflacja nie powinna wybuchnąć.
O tym, ile dokładnie zostało po pandemicznym roku pieniędzy w portfelu dowiemy się dopiero na początku 2021 r. Wtedy GUS poda dane o miesięcznym dochodzie rozporządzalnym, który mówi ile netto ma do wydania przeciętny pracownik, po odliczeniu wszystkich kosztów stałych – podatków i tych związanych z utrzymaniem danego gospodarstwa. W ubiegłym roku było to 1.819 zł, a więc o 126 zł więcej, niż w 2018 r. Ale według GUS aż 40% Polaków nie może sobie pozwolić na godne życie – ich dochód rozporządzalny jest po prostu za niski.
Przez pandemię nasze oszczędności w banku tracą na wartości
Pandemia mocno dała się we znaki sektorowi finansowemu. Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe do rekordowo niskiego poziomu 0,1%. Jeszcze w marcu główna stopa wynosiła 1,5%, a i tak byli tacy, którzy wybrzydzali, że to mało. Oznacza to, że banki zarobią z tytułu samych odsetek od kredytów o kilka miliardów złotych mniej. Próbują odbić sobie to na innych polach: drożeją konta, podnoszone są prowizje, wciskane są klientom usługi dodatkowe, które mają zwiększyć dochodowość produktów.
Z drugiej strony, pieniądze trzymane w bankach coraz bardziej tracą na wartości. Oprocentowanie rachunków bieżących jest zerowe, lokat z oprocentowaniem na poziomie choćby 1% już prawie nie ma, a inflacja wynosi ponad 3%. To sprawia, że w pandemii w Polsce nie opłaca się trzymać pieniędzy w banku. Paradoksalnie banki i tak przeżyły w drugim kwartale prawdziwy nawał gotówki od klientów (zdeponowaliśmy w bankach rekordowe jak na kwartał 86 mld zł), którzy bali się ją wydawać w w trosce o to, czy będą mieli za co żyć w drugiej połowie roku.
Służba zdrowia: dostępność lekarzy spada, ale liczba zgonów…. maleje!
Praktycznie każdy miernik „nie-PKB” bierze pod uwagę jakość i dostęp do służby zdrowia, więc i my postanowiliśmy poddać ocenie to, jak zmieniła się jakość usług. Jest to wskaźnik trudno mierzalny: nie każdy choruje, nie każdy ma równy dostęp do służby zdrowia, ale co do zasady, to dostępność wizyt i standard leczenia się pogorszył.
Wszystko z powodu reżimu sanitarnego i wprowadzenia nowych zasad w relacjach ze służbą zdrowia. Nagle okazało się, że bez problemu można leczyć pacjentów przez telefon i na czacie, choć wcześniej zdalne konsultacje należały do rzadkości i były domeną raczej prywatnych sieci medycznych. Telemedycyna zdaje egzamin w przypadku prostych do zdiagnozowania dolegliwości (ostatnio taki projekt dofinansował PKO BP i PFR).
W pandemii chorzy z powodu ograniczenia wizyt w przychodniach i w szpitalach są pozostawieni sami sobie (często chory nie może mieć osoby towarzyszącej, obowiązuje zakaz odwiedzin, a na wizyty trzeba się stawiać samemu). Ciężarne kobiety chodzą na USG same, bez mężów, młode mamy na pierwsze wizyty kontrolne z noworodkami chodzą bez ojców, nie ma porodów rodzinnych i nawet niektóre nowotwory leczy się teraz przez telefon. Prywatna służba zdrowia nie jest stworzona do walki z koronawirusem, ale i tak widać, jak bardzo pogorszyła się jakość usług.
Nie jest wykluczone, że będzie tak – na co zwracali uwagę niektórzy eksperci, że lockdown i walka z koronawirusem sprawią, że na innych polach będzie więcej ofiar. Ale na razie i to jest chyba zaskoczenie – tego nie widać. Według GUS, licząc w stosunku do połowy poprzedniego roku, liczba zgonów w drugim kwartale spadła o 5,1%. W kwietniu była mniejsza o ponad 3.000, w maju o 1.700 (danych za czerwiec nie ma). Co ciekawe, liczba zgonów w drugim kwartale jest też mniejsza niż w 2018 r. licząc do maja o 1.100. Jak to wyjaśnić? Nie wiadomo chociaż pewnie słyszeliście, że w pandemii lekarze notują mniej np. zawałów serca – w Polsce nawet o 27%. Może więc spadek tempa życia z powodu lockdownu wyszedł nam na zdrowie?
Bezrobocie ostro w górę, pół miliona osób straciło pracę z powodu pandemii
Bez pracy nie tylko nie ma kołaczy. Bez pracy, jeśli nie jest się rentierem, człowiek szybko ubożeje, trafia na margines życia społecznego. Tymczasem liczba osób bez pracy jest skorelowana z PKB. Jeśli PKB rośnie, oznacza to, że przybywa fabryk, firm usługowych, życie gospodarcze się kręci i tworzone są nowe miejsca pracy. W gospodarce takiej, jak Polska przyjmuje się, PKB musi rosnąć o ponad 3% żeby bezrobocie przynajmniej nie rosło (na koniec czwartego kwartału 2019 r. PKB rosło w tempie 3,1%).
Jeśli chodzi o bezrobocie, to przed pandemią było zbliżone do naturalnego minimum, które występuje w gospodarkach wolnorynkowych – oficjalna stopa bezrobocia wynosiła 5%, co oznacza, że kto chciał podjąć pracę, to raczej ją znajdywał.
Obecnie rejestrowane bezrobocie to 6,5%. Ale to prawdziwe, które nie podlega rejestracji w urzędach jest dużo wyższe i może sięgać 8-9%. Oznacza to, że w pierwszych miesiącach pandemii przybyło 500.000 bezrobotnych. Ale to nie koniec. Według badań przygotowanych przez zespół ekspertów UW, instytutu, GRAPE i CASE, pandemia przeorała nasza myślenie o pracy i nie mam na myśli pracy zdalnej.
Po pierwsze – wzrosła determinacja w szukaniu pracy, po drugie zmalały aspiracje płacowe i zawodowe i po trzecie: wiele osób pogodziło się z tym, że będzie musiało zmienić branżę, zawód, nabyć nowych umiejętności. Może się okazać, że praca w markecie za ponad 4.000 zł brutto nie jest taka zła. To dużo ważniejsze zmiany niż „jakieś tam PKB”.
Jest pandemia? Jest bon turystyczny, jest trzynasta emerytura, jest 500+. Żyć nie umierać?
Według GUS rośnie wartość wypłacanych zasiłków. I nie chodzi tylko o zasiłki dla bezrobotnych. Rośnie wartość wypłacanych przez państwo świadczeń społecznych. Według GUS na koniec czerwca suma wypłacanych wszystkich świadczeń, takich jak: renty, emerytury, zasiłki dla bezrobotnych, wynosiła 25,5 mld zł. Dla porównania: na początku roku było to 23 mld zł – tyle samo przed rokiem. Pod tym względem cały ubiegły rok był podobny i wartość transferów oscylowała wokół 23 mld zł.
Tymczasem wartość wypłacanych świadczeń wzrosła od początku pandemii o niecałe 2 mld zł. Najbardziej wzrosły kwoty wypłacanych zasiłków o 1,3 mld zł i zasiłków dla bezrobotnych o 26 mln zł. To pokazuje trudną sytuację społeczeństwa, które musi szukać pomocy finansowej od państwa. Z jednej strony dobrze, że są pieniądze na tę pomoc. Dobrze, że rząd utrzymał programy stymulujące popyt – Rodzina 500+, trzynastą emeryturę i wprowadził bon turystyczny – tak robi (czyli dosypuje kasy konsumentom) wiele krajów Europy i świata, np. Niemcy, czy USA.
Ale z drugiej strony – ta cała konsumpcja jest finansowana na kredyt. I kiedyś przyjdzie nam i naszym dzieciom spłacać pandemiczne długi.
Dług publiczny idzie na rekord
I to jest zła wiadomość. Państwowy dług publiczny na koniec pierwszego kwartału 2020 r. wyniósł 1.o45 bln złotych. To o 45 mld złotych więcej niż rok temu. I ciągle rośnie. Na koniec roku nasze zadłużenie może wynieść 1,2 bln zł (według fundacji FOR tyle może wynosić już teraz), co oznacza dodatkowe 150-200 mld zł długu, czyli 5.000 zł na każdego mieszkańca Polski (łącznie z noworodkami). To największy przyrost długu w tak krótkim czasie w historii Polski, ale być może dzięki temu uniknęliśmy większego bezrobocia albo oddaliliśmy kryzys w czasie, albo w ogóle go zażegnaliśmy – to się dopiero okaże.
Poza tym – i to jest dobra wiadomość – w relacji do PKB dług powinien zmieścić się w konstytucyjnym progu 60%, co zdaniem ekonomistów jest doskonałym na tyle Unii wynikiem. Ba, nie brakuje głosów, że progi należałoby zdjąć. Obecnie i tak sporo wydatków jest przesuwanych z budżetu do PFR i BGK, które również finansują je (np. wsparcie dla firm) na kredyt. Robi tak cały świat, co nie zmienia faktu, że zadłużenie na mieszkańca rośnie.
Jest źle, ale nasze nastroje się poprawiają
O tym, jakie są nastroje ludzi, mówi wykonywane przez GUS comiesięczne badanie – wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK), który uwzględnia takie parametry, jak ocena przyszłej sytuacji ekonomicznej kraju oraz obecne możliwości dokonywania ważnych zakupów.
W kwietniu wskaźnik ufności konsumenckiej spadł do najniższego poziomu od 2003 r. – do -36 pkt. W czerwcu odrobił straty i wrócił do -19 pkt, a już w lipcu, czyli w trzecim kwartale wyniósł -13,4. Największa zapaść była pod względem oceny zmiany sytuacji finansowej gospodarstwa domowego. W kwietniu wskaźnik ten spadł w drugim kwartale do -30 pkt, by odbudować się do -8,9 pkt w czerwcu. Nigdy w historii badania od początku tego millennium wskaźnik nie był tak nisko. Obecne, czyli lipcowe poziomy, są najniższe od 5-10 lat, ale szybko się odbudowują.
Zobaczymy jakie będą wyniki za sierpień, czyli miesiąc z nową rekordową liczbą zakażeń koronawirusem.
Pandemia to dobra wiadomość dla przyrody
Ekologia jest równie ważna, jeśli nie ważniejsza, niż stan portfela. Pandemia, a dokładniej lockdown sprawiła, że przyroda odbija zabrane w ostatnich latach przez człowieka pole – nad wolnym od turystów Morskim Okiem pojawiły się niedźwiedzie, u wybrzeży Filipin pojawiły się pierwszy raz od lat meduzy, w Wenecji delfiny itd.
Lockdownu już nie ma, ale życie nie wróciło do normalności – ciągle podróżujemy mniej (np. według danych Autostrady Wielkopolskiej ruch jest ok. 7-10% mniejszy niż przed rokiem), zmniejszyło się zanieczyszczenie powietrza w miastach. Przykład? Przez utrudnienia w handlu i produkcji towarów ślad węglowy Chin zmniejszył się o 25%, podczas gdy poziom zanieczyszczenia powietrza spadł o 36%. Dziś już znów jest brudno, ale nie aż tak jak przed pandemią.
Widać to po zmniejszeniu tempa przyrostu CO2 w atmosferze. Obecnie wynosi 414 ppm (cząsteczek na milion), a w maju ubiegłego roku było to nieco więcej 415 ppm. Choć gdyby przyjrzeć się średniej z kilku tygodni to CO2 jest więcej niż przed rokiem, ale przyrost nie jest tak gwałtowny, jak zwykle. Generalnie, nie ma lepszego sposobu na ograniczenie emisji niż kryzys gospodarczy – więcej na temat w tekście: jaki jest stan gry w walce z globalnym ociepleniem. Czy rzeczywiście świat ma przerąbane? I jak bardzo jesteśmy temu winni?
Koronawirus zaraził polską szkołę. Uczymy się gorzej
Niemal każdy wskaźnik alternatywny dla PKB jako jedno z kryterium poziomu życia wskazuje edukację. Pandemia mocno odcisnęła piętno na kształceniu młodego pokolenia. Od połowy marca żaden uczeń nie spędził w szkolnej ławie choćby 45 minut (z wyjątkiem pisania egzaminów). Nauka jest zdalna, a taka nauka to – zdaniem wielu pedagogów i rodziców – żadna nauka. Być może ma to już swoje odzwierciedlenie w wynikach egzaminu dojrzałości.
Wyniki tegorocznych matur (przełożonych i tak na czerwiec) są najgorsze od lat. W sumie tegoroczne matury zdało 74% abiturientów. Prawa do poprawki nie ma aż 8,8% (czyli tyle osób nie zdało więcej, niż jednego egzaminu). To najsłabsze rezultaty od 2014-2015 r. Minister edukacji mówi, że to może być równie dobrze wina strajku nauczycieli, jak i nauczania zdalnego. We wrześniu uczniowie mają wrócić do szkół a to, czy pogorszenie się wyników matur jest trwałe, okaże się w tym roku szkolnym.
Ten kryzys jest zupełnie inny, niż dotychczasowe i sama miara PKB w ogóle nie oddaje tego, jak zmienia się sytuacja społeczno-gospodarcza. Do tej pory pewne rzeczy – nawet w kryzysie – były stałe. Matury były w maju, można się było normalnie zapisać do lekarza, owszem drukowano pieniądze, ale nie w takiej skali jak teraz. Być może dziś należałoby wprowadzić nowy, ustandaryzowany miernik rozwoju życia, zmian w gospodarce, uwzględniający pandemię.
źródło zdjęcia: Krzysztof Kowalik/Unsplash/Pixabay