Patrząc na wyniki PKO BP, największego polskiego banku, można się zastanawiać: czy pandemia mu przypadkiem nie służy? Ugody z frankowiczami? Proszę bardzo, choćby jutro. Samoobsługa kont osobistych przez aplikację mobilną? Chętnie, ale prowizje zostają. Żenujące oprocentowanie depozytów? U innych też już jest żałosne. Co nam mówią wyniki finansowe PKO BP – największego polskiego banku – obejmujące cały pandemiczny rok?
W świecie finansów, jak wiadomo, duży może więcej. Handel pieniędzmi jest działalnością do bólu skalowalną – im większe góry gotówki (lub „bezgotówki”) przerzucasz z miejsca na miejsce, tym pokaźniejsze są twoje prowizje za pośrednictwo. I tym mniej musisz się przejmować pandemiami, kryzysami, lockdownami.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pokazują to dobitnie wyniki banku PKO BP, największego kredytodawcy w kraju. Podczas, gdy inne banki mają poważne problemy z pokazaniem jakiegokolwiek zysku (nie pomagają w tym rezerwy na przegrane sądowe z frankowiczami), w kwaterze głównej PKO BP wciąż jest prawie, jak w skarbcu Sknerusa McKwacza – czyli na bogato.
W PKO BP jak w skarbcu Sknerusa McKwacza
Bank zarządzany przez Zbigniewa Jagiełło zakończył pandemiczny rok czystym zyskiem w wysokości 2,64 mld zł. To oczwiście duży spadek w porównaniu z zarobkiem w 2019 r., który osiągnął równe 4 mld zł, ale mimo wszystko trzeba wyrazić uznanie, że w tak złych dla banków czasach – i przy zerowych stopach procentowych – PKO BP wciąż jest maszynką do zarabiania pieniędzy.
Patrząc z kosmosu sprawa wygląda następująco: bank zarządzający astronomiczną kwotą 382 mld zł (z tego 280 mld zł to pieniądze powierzone przez klientów, a reszta to różnego rodzaju kapitały mniej lub bardziej własne) na pośrednictwie w przerzucaniu tych pieniędzy z miejsca na miejsce zainkasował 14,4 mld zł zarobku.
Z tego 10,1 mld zł to różnica między oprocentowaniem uzyskanych od klientów depozytów i udzielonych kredytów, zaś 3,9 mld zł – prowizje. Zysk na różnicach odsetkowych w porównaniu z 2019 r. spadł o 150 mln zł, zaś zysk na prowizjach – wzrósł o 170 mln zł. Przypadek? Nie sądzę.
Tak czy owak, mamy 14,4 mld zł. Od tego trzeba odjąć drobne 6 mld zł kosztów działania banku (te wszystkie marmury w oddziałach i pensje pracowników, ale i koszty utrzymywania systemów informatycznych), jakieś 2 mld zł strat na kredytach nie spłacanych w terminie (połowa z powodu pandemii Covid-19), miliard złotych rezerw na odszkodowania dla frankowiczów i 1,5 mld zł na podatek bankowy i dochodowy.
Czytaj też: PKO BP znów zarobił fortunę. Jak to się robi? Oto kilka wstydliwych faktów
Kogo skubnął PKO BP?
Innym po tych wszystkich obciążeniach nie zostałaby już żadna „górka”, a szefom PKO BP – została. To w dużej części duma klientów, którzy – w liczbie 8 mln duszyczek – zasilają bank pieniędzmi, nie oczekując zbyt wiele w zamian.
Jedni czynią to, przekazując mu za darmo swoje oszczędności w zarządzanie (średnie oprocentowanie depozytów w PKO BP to śmieszne 0,09%), a inni – pożyczając je od banku i płacąc od tego odsetki. Jeszcze inni – płacąc prowizje za konta, karty, wymianę walut, płatności internetowe.
Jak się ma 8 mln klientów i każdego dodatkowo skubnie się w prowizjach na 1 zł miesięcznie, to robi się z tego 100 mln zł rocznie. A PKO BP skubnął przeciętnego swojego klienta w 2020 r. dodatkowo na 1,4 zł zł miesięcznie.
Na czym szczególnie dotkliwie? Głównie na prowizjach od przyznanych kredytów (a także debetów i kart kredytowych – na to radzę najbardziej uważać) oraz ubezpieczeń do tych kredytów. A także na wymianie walut przy różnych okazjach. W dalszym ciągu jedną czwartą dochodów prowizyjnych PKO BP stanowią opłaty wnoszone przez klientów za prowadzenie kont bankowych.
I to mimo faktu, że już 3,9 mln klientów PKO BP – czyli bez mała co drugi – korzysta z bankowości mobilnej, czyli używa aplikacji IKO. Te rachunki obsługują się same, ale mimo rosnącej liczby „cyfrowych” klientów dochody banku z prowadzenia rachunków nie spadają. Ciekawe, prawda? Jak widać klient samoobsługowy nie musi być klientem, który bankuje za darmo.
Bank, który ma mnóstwo depozytów i… prawie nie płacił za nie jeszcze zanim to było modne
Zawsze wydawało mi się, że klient PKO BP to jakiś inny „gatunek człowieka”. Po pierwsze dlatego, że w placówkach tego banku zawsze można zobaczyć kolejkę klientów nie akceptujących nadejścia XXI wieku i bankowości zdalnej. Po drugie dlatego, że w PKO BP zawsze było dużo więcej pieniędzy, niż być powinno.
Chodzi o to, że to był bank płacący jedne z najmniejszych odsetek od depozytów, a jednocześnie mający największy udział w rynku tych depozytów. A więc klienci trzymali tam pieniądze mimo tego, że na nich zarabiali mniej, niż u większości konkurencyjnych banków.
Odnoszę wrażenie, ze pod tym względem pandemia bankowi PKO BP nawet pomogła. Kiedy bowiem NBP ściął stopy procentowe prawie do zera, to wszystkie banki zrobiły to samo. W PKO BP oprocentowanie pieniędzy było żałośnie niskie jeszcze zanim to stało się modne, ale przynajmniej teraz nie kłuje już w oczy, bo w innych bankach też zrobiło się żałosne.
Efekt? Klienci w 2020 r. przynieśli do największego polskiego banku 23 mld zł świeżutkiego grosza. W sumie gospodarstwa domowe trzymają w PKO BP 197 mld zł. Nawet jeśli trzeba trochę zmartwić się, że marża odsetkowa (czyli różnica między odsetkami od depozytu i kredytu) wynosi w PKO BP już tylko 2,76% – a nie 3,33%, jak rok temu – to i tak jest grubo dodatnia.
A to miłe, gdy za otrzymany od ludzi, w celu wygenerowania tej marży, pieniądz płaci się niemal zero. Generowanie marży staje się wówczas czystą przyjemnością polegającą na przetwarzaniu zera po stronie kosztów w wartości niezerowe po stronie przychodów.
Góra depozytów i … hipoteczna porażka PKO BP
Inna sprawa, że PKO BP tej szansy w pełni nie wykorzystał. O ile w takim Banku Millennium kredyty hipoteczne sprzedawały się w 2020 r. jak ciepłe bułeczki, o tyle w PKO BP nowa sprzedaż kwartalna spadła z 3,5 mld zł w zimie 2019 r. do 2,5 mld zł pod koniec 2020 r. Dla porównania: w całym roku sprzedaż kredytów hipotecznych w trzy razy mniejszym Banku Millennium wyniosła 6,8 mld zł. Na początku 2021 r. bank wrócił do udzielania kredytów na 90% wartości nieruchomości. Zobaczymy czy jego kredyty hipoteczne wrócą dzięki temu do mody.
Jakkolwiek trzeba powiedzieć, że PKO BP jest bankiem nowoczesnym – ma fajną aplikację mobilną IKO, w której można pogadać z czatbotem, używając robotów pomaga nam inwestować oszczędności i budować proste portfele inwestycyjne, ogarnia potrzeby takie jak dostęp do samochodu (no dobra, przynajmniej próbuje) – nie widać, by zbudował już przyzwyczajenia klientów do korzystania z tych usług.
Niby dwie trzecie pożyczek gotówkowych sprzedaje się już zdalnie, niby 4 mld zł klienci zainwestowali już dzięki usłudze Inwestomat (wspomniany wyżej roboadvisor), ale pod względem cyfrowym możliwości PKO BP chyba wciąż przekraczają zapotrzebowanie klientów. I w tej dziedzinie w pandemii bank zabuksował.
Co oczywiście nie oznacza, że stało się coś strasznego. Zyski PKO BP są przecież i tak solidne, a nawet gdyby trzeba było nagle spłacić wszystkich frankowiczów zgodnie z propozycją KNF, to i tak bank by sobie z tym jakoś poradził.
Frankowicze niechętnie pozywają PKO BP, ale bank chętnie zawrze ugody
Klienci niechętnie pozywają PKO BP o franki, bank ma raptem 5.400 postępowań sądowych o wartości 1,4 mld zł. To oznacza, że do sądu poszło ledwie 5% wszystkich posiadaczy takich kredytów. Stąd skromna (tylko 900 mln zł) rezerwa utworzona na franki, dzięki której bank może prężyć muskuły i chwalić się wyższymi zyskami.
Zarząd PKO BP policzył, że gdyby chciał odfrankowić wszystkie kredyty swoich klientów (portfel wart jest 5 mld franków, czyli ponad 20 mld zł), to koszt całej operacji wyniósłby 6,1-6,7 mld zł. Niemało, bo to równowartość zysku netto banku za dwa-trzy lata.
Ale z drugiej strony nie ma ryzyka, że po wypłaceniu klientom „odszkodowań” PKO BP musiałby opracowywać jakiś program odbudowy kapitałów, bo ma ich o 18 mld zł więcej, niż wynika z wymogów KNF dla banku o takiej skali działalności.
Szefowie banku zapowiedzieli, że zwrócą się do walnego zgromadzenia akcjonariuszy o zgodę na odwalutowanie kredytów frankowych i zakładają, że taką zgodę otrzymają. Niewykluczone więc, że PKO BP będzie jednym z największych orędowników zlikwidowania ryzyka frankowego w polskiej branży bankowej.
I na tym też mógłby skorzystać, bo o ile inne banki przez lata lizałyby rany i nierzadko musiałyby oszczędzać pieniądze, żeby odbudować kapitał, to PKO BP spokojnie stać na taki ruch bez żadnych wyrzeczeń. Wiadomo, że prędzej chudy umrze, niż gruby schudnie. To oznacza, że bankowi PKO BP opłaca się wywierać presję na ugody z frankowiczami, by konkurencja mu osłabła.
Tak PKO BP może wygrać na pandemii. Nie tylko ugody z frankowiczami
I nie jest to jedyny przyczynek do postawienia tezy, że PKO BP może wygrać na tej pandemii. Pamiętajmy, że oprocentowanie depozytów już wszędzie jest tak samo kiepskie (nie tylko w PKO BP). I że to PKO BP ma 8 mln klientów, którym co roku może podwyższać prowizje. Każde statystyczne 1 zł wyższego „uzysku” z klienta miesięcznie to 100 mln zł więcej zysku w skali roku. Znacie inny bank, który może zrobić tak niewiele, żeby zarobić tak wiele?
Osobiście nie jestem wielkim fanem rosnącej potęgi kilku największych banków – w tym PKO BP – bo to tzw. challenger banks, czyli pretendenci rzucający wyzwania gigantom, są stymulatorem zmian i walki konkurencyjnej w branży bankowej. A u nas niestety coraz bardziej zaczyna być jak we Włoszech, czy we Francji, że gros rynku podzieli między siebie kilka największych banków, a cała reszta wyginie lub zejdzie do niszy.
————
Posłuchaj nowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W 42. odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” zastanawiamy się skąd wziąć więcej szczepionek, czy warto przenieść pieniądze z OFE do IKE (bo znów będzie można, o ile zapłaci się rządowi haracz), opowiadamy o nowych zwyczajach firmy ubezpieczeniowych oraz o inwestowaniu w tantiemy muzyków. Zapraszamy do posłuchania tutaj.
01:34 – „Temat tygodnia”: Co zrobić, żeby zwiększyć globalną produkcję szczepionki przeciw Covid-19?
15:11 – „Dwie strony medalu”: Emerytura od państwa czy z inwestycji w realną gospodarkę? Już wkrótce Polacy będą musieli podjąć ważną decyzję.
28:01 – „Poradnik Ekipy Samcika”: Szkoda całkowita? Już nie trzeba złomować auta, czyli nowe praktyki firm ubezpieczeniowych.
35:17 – „Ciekawostka tygodnia”: Inwestycja w tantiemy, czyli jak zarabiać na talencie artystów?
zdjęcie tytułowe: kadr z filmu rysunkowego Disneya/PKO BP (prezes Zbigniew Jagiełło)