Pan Jarosław wpłacił 100.000 zł na ubezpieczenie z funduszem w firmie ubezpieczeniowej Europa. Po pewnym czasie złożył dyspozycje wypłaty swoich pieniędzy. Firma odpowiedziała, że choćby stanęła na głowie, to nie da rady teraz oddać wszystkiego. I że trzeba było się liczyć z ryzykiem. Na czym polega kłopot? I jak to możliwe, że oni coś takiego nazwali „ubezpieczeniem”?
Ta historia tak naprawdę jest banalnie prosta. Jest klient, jest ubezpieczyciel i jest umowa. Regulamin przewiduje, że jeśli ktoś chce zlikwidować inwestycję, to pieniądze dostaje w ciągu 14 dni. To ładnie wygląda na papierze, ale gdy przyszło co do czego – okazało się, że pieniędzy nie ma, a w tle są… wierzytelności GetBacku.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Ubezpieczenie inwestycyjne z komponentem… wierzytelności
Pan Jarosław w 2016 r. postanowił ulokować gdzieś pieniądze. W Idea Banku zaproponowano mu ubezpieczenie na życie połączone z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym w TU Europa. A dokładniej: „UFK Debt&Equity II”. Nasz czytelnik zdecydował się włożyć w to niebagatelną sumę 100.000 zł. Już sama nazwa sugeruje, że produkt opiera swoją strategię na inwestowaniu m.in. w portfele wierzytelności jakichś spółek windykacyjnych. To ryzykowny biznes, który jednak może być całkiem intratny.
Ubezpieczenia inwestycyjne UFK nie mają, delikatnie mówiąc, dobrej prasy. Są obarczone dużym ryzykiem inwestycyjnym, w dodatku zobowiązywały klienta do zamrożenia pieniędzy na wiele lat pod groźbą potężnych opłat likwidacyjnych. Opłaty te generalnie są już uznane za nielegalne i w większości przypadków ubezpieczyciele pozwalają już klientom wycofać się z interesu bez ich ponoszenia.
Są też procesy sprzedawców, którzy przedstawiali UFK jako bezpieczne zamienniki lokaty bankowej. W listopadzie 2018 r. sąd w Częstochowie skazał sprzedawcę, który z chęci zainkasowania jak największej prowizji nie informował klientów o niekorzystnych dla nich zapisach umowach. To nieprawomocny wyrok, ale w sentencji jest nakaz zwrotu pokrzywdzonym klientom 70.000 zł.
Czytaj też: Gdzie się podziało 205.000 zł? Tego nie (po)wie nawet bank, który sprzedał polisę. Ubezpieczenie-widmo?
Zabawa w chowanego, czyli gdzie jest kasa. Wir nas wkręca
Pan Jarosław w przekazanej nam wiadomości nie narzeka na proces dystrybucji produktu, z czego wnioskujemy, że nie ma żalu do pracownika banku, który mu sprzedał polisę. Czytelnik ma inną pretensję – że firma mówi mu teraz, iż nie jest w stanie wypłacić mu wszystkich należnych pieniędzy z tytułu likwidacji polisy UFK. Gdzie się one podziały i co jest pod płaszczykiem tej historii?
Nasz czytelnik już kilka miesięcy temu – jesienią 2018 r. – wypowiedział umowę ubezpieczenia i tym samym wydał dyspozycję całkowitego wykupu jednostek produktu UFK Debt&Equity II. Gdy transakcja została rozliczona pan Jarosław nie mógł się doliczyć kilkudziesięciu tysięcy złotych, w związku z czym zapytał się „co tu jest grane?”. Odpowiedź od TU Europa przyszła w połowie grudnia:
„Szanowny Panie, dyspozycja została zrealizowana częściowo, a jej dalsza realizacja uległa zawieszeniu. Częściowa realizacja jest związana brakiem odpowiedniego poziomu aktywów płynnych (depozyty bankowe, środki pieniężne) w UFK Debt & Equity II. Dalsza realizacji dyspozycji uległa zawieszeniu i będzie ściśle uzależniona od poziomu aktywów płynnych. W przypadku, gdy sytuacja ulegnie zmianie, niezwłocznie Pana o tym poinformujemy oraz przedstawimy aktualny stan realizacji dyspozycji. Zaistniała sytuacja jest od nas niezależna, w razie jakichkolwiek pytań zapraszamy do kontaktu”
Kontakt z człowiekiem to jest coś, czego pan Jarosław łaknął w tamtym momencie jak niczego innego. I rozesłał do „wszystkich świętych” skargę na postępowanie TU Europa za to, że firma nie chce zrealizować prostej dyspozycji o treści „oddajcie moje pieniądze, które umieściliście w produkcie o nazwie ubezpieczenie”.
Schlebia nam, że oprócz kancelarii premiera, ministra finansów, prokuratury generalnej oraz KNF-u do korespondencji została dołączona nasza skromna redakcja. Nie wiemy czy organy państwa pomogły panu Jarosławowi, dlatego nie oglądając się na innych, postanowiliśmy sami sprawdzić o co tu chodzi i pomóc czytelnikowi w nierównej walce. Sprawa, która miała być klasyczną interwencją wciągnęła nas w samo serce największej afery gospodarczej ostatniego roku.
Pieniędzy nie ma przez GetBack. A ryzyko jest wpisane w inwestowanie. I już?
W polisolokacie (UFK) od TU Europa zaszyte były fundusze Trigon TFI, które inwestowały w portfele wierzytelności firmy GetBack. A tych jak wiadomo w sporej części nie da się odzyskać, sama spółka jest bankrutem Werzyciele spółki (głównie posiadacze obligacji) w ubiegłym tygodniu zgodzili się zredukować roszczenia do 25% tego co wpłacili. I to nie w płatności jednorazowej, ale przez osiem kolejnych lat, zaczynając dopiero od 2020 r.
W związku z tym zapytaliśmy TU Europa czy klient dostanie swoje pieniądze, czy nie. Odpowiedź brzmi, że na razie nie, bo „inwestowanie w produkty z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi zawsze jest związane z ryzykiem inwestycyjnym, które jest po stronie klienta”. Co jest po stronie firmy oferującej takie „ubezpieczenie”? Takie zainwestowanie pieniędzy, żeby klient odebrał swoje pieniądze z zyskiem. W tym przypadku firma nie podołała.
„Do zawieszenia realizacji wykupów doszło w związku ze zrealizowaniem ryzyka płynnościowego opisanego w postanowieniach umownych, a bezpośrednią przyczyną jest tymczasowy brak środków płynnych w UFK”
– usłyszeliśmy. W papierach wszystko się zgadza: załączniki do regulaminu produktu i jego karta informacyjna jak na dłoni informują, że może on inwestować do 100% w zamknięte fundusze ze stajni Trigon, które to inwestują m.in. w portfele wierzytelności. I że ryzyko jest olbrzymie – włączając w to brak płynności. Problem w tym, że pan Jarosław nie jest klientem Trigona, bo umowę podpisał z TU Europa. Ale TU Europa mówi, że pieniędzy nie ma, bo nie ma ich Trigon.
Czytaj też: Wygrał w sądzie 46.000 zł, ale bankowi prawnicy chcieli go wykiwać. Nie dał się. Wyprowadził kontrę
Nie mamy pańskiego płaszcza. Proszę poszukać w innej szatni
Czyli sytuacja z gatunku: „nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi”? Tyle, że szatniarzem jest tu firma ubezpieczeniowa, która w ochronie majątku klientów powinna widzieć jedyny sens swego istnienia. TU Europa wyjaśnia:
„Z uwagi na wysokie saldo wykupów zarządzający UFK – Trigon TFI – w pierwszej kolejności pozyskiwał płynność przez umorzenia aktywów UFK w funduszu absolutnej stopy zwrotu. Po ich wyczerpaniu się, doszło do tymczasowego zawieszenia realizacji dyspozycji klientów. Fundusze sekurytyzacyjne charakteryzują się niską płynności i brakiem możliwości przeprowadzenia wykupów na żądanie. Z tego powodu płynność w UFK będzie pojawiała się wraz z kolejnymi wykupami certyfikatów realizowanych przez fundusz sekurytyzacyjny. Pod koniec ubiegłego roku dyspozycje klientów zostały częściowo zrealizowane. Dokładamy wszelkich starań, by całkowita realizacja dyspozycji klientów zakończyła się jak najszybciej”
To może „płaszcz” pana Jarosława jest w innej szatni? Pytamy więc w Trigonie.
„Trigon TFI nie posiada, ani nie posiadała żadnej relacji umownej z klientami nabywającymi produkty ubezpieczeniowe TU Europa. Osoby te nie są i nie były uczestnikami funduszy zarządzanych przez Trigon TFI. Dla Trigon TFI jedynym uczestnikiem Funduszy jest TU Europa”
Nie tyle nie mają płaszcza, co twierdzą, że przedstawiany im numerek jest z innej szatni. Dla nich klientem nie był pan Jarosław, tylko TU Europa. Niestety, nie zmienia to zupełnie faktu, że nasz czytelnik – i wielu jemu podobnych, którzy zainwestowali w Debt&Equity II (na koniec czerwca fundusz miał prawie 20 mln zł aktywów) – nie mogą dostać swoich pieniędzy, bo fundusz ich nie ma. Ale czy tak się godzi postępować? Czy znowu okaże się, że nikt nie jest odpowiedzialny? Zapytaliśmy się o to KNF.
„Generalnie wstrzymanie wypłat z UFK, którego środki inwestowane były w zewnętrzne fundusze inwestycyjne zarządzane przez TFI może nie być samodzielną decyzją zakładu ubezpieczeń, a jest konsekwencją wstrzymania wypłat przez taki zewnętrzny fundusz inwestycyjny np. w wyniku utraty płynności funduszu. Ze specyfiki tego typu produktów wynika, że ryzyko utraty zainwestowanych środków spoczywa co do zasady na kliencie”
Czyli to jednak wina klienta, że firma ubezpieczeniowa sprzedała mu „polisę”, a teraz mówi, że nie ma pieniędzy, żeby zwrócić kasę. Dobrze, że czytając maila trzymałem się oparcia, bo chyba bym spadł z krzesła!
Jak odzyskać pieniądze utopione w „wierzytelnościowych” polisach?
Nie chcę być złym prorokiem, ale wydaje się, że możliwości odzyskania pieniędzy – o ile w ogóle jakieś są – będą rozłożone nie na miesiące, ale kwartały, a może nawet lata. Problemem jest kryzys zaufania po wybuchu afery GetBack i masowy odpływ pieniędzy i klientów od funduszy, które inwestowały w portfele GetBacku. W tym od Trigona, który nieprędko może odzyskać płynność.
Czytaj też: Czy kłopoty GetBacku uderzą w klientów funduszy inwestycyjnych? Kto lokował w „bezpieczne” obligacje?
Zaufania do Trigona nie buduje lipcowy komunikat KNF o tym, że Komisja prowadzi postępowania administracyjne przeciwko czterem firmom zarządzającym funduszami w sprawie potencjalnego naruszenia obowiązków nad wykonywaniem przez GetBack zarządzania portfelami wierzytelności. Kontrole objęły TFI: Altus, Noble Funds, Saturn oraz Trigon. Czy wyniki tych kontroli spowodują, iż klienci polis takich jak ta, w którą zainwestował nasz czytelnik, odzyskają resztę pieniędzy? Wątpliwe.
źródło zdjęcia: PixaBay