Rosnący wskaźnik WIBOR przekłada się na wzrost oprocentowania kredytów i wysokości miesięcznych rat. Co robić, jeśli nie radzimy sobie ze spłatą zobowiązań? Jak chronić się przed wzrostem oprocentowania kredytu? Są co najmniej cztery sposoby na ratunek dla domowego budżetu. A wkrótce może będzie piąty
Raty kredytów od jesieni zeszłego roku szybko rosną, ale z danych Biura Informacji Kredytowej wciąż nie wynika, by kredytobiorcy hipoteczni mieli problemy ze spłatą kredytów. Udział opóźnień w spłacie rat powyżej 90 dni dotyczy mniej niż 3% wartości aktywnych kredytów.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Komitet Stabilności Finansowej, który zebrał się ostatnio, też uspokaja, że „dotychczasowy wzrost kosztów obsługi kredytów mieszkaniowych nie powinien stanowić zagrożenia dla terminowego regulowania zobowiązań przez kredytobiorców”. To nie oznacza, że problemu nie ma albo za chwilę nie wybuchnie. W końcu dla niektórych kredytów wzrost rat – po uwzględnieniu wszystkich podwyżek – będzie dwukrotny. Ale nie od razu.
W zależności od tego, jaki wariant wskaźnika WIBOR został wpisany do umowy kredytowej – 3-miesięczny lub 6-miesięczny – z częstotliwością kwartalną lub półroczną banki aktualizują oprocentowanie kredytu. Można powiedzieć, że kredyt – choć oprocentowany według stopy zmiennej – na kwartał lub pół roku jest kredytem o stałej stopie.
W związku z waloryzacją oprocentowania jeszcze nie wszyscy kredytobiorcy odczuli wszystkie dotychczasowe podwyżki stóp procentowych, które ruszyły na początku października ubiegłego roku.
Przypomnę, że stopa referencyjna banku centralnego wzrosła w tym okresie z 0,1% do 4,5%, a wskaźnik WIBOR z ok. 0,25% do 4,9% (w przypadku 3-miesięcznego) lub 5,15% (w przypadku 6-miesięcznego). Z jednej strony oprocentowanie kredytów zmienia się z kilkumiesięcznym opóźnieniem w stosunku do zmian stóp procentowych, a z drugiej strony – stawka, na której to oprocentowanie się opiera, wyprzedza o kilka miesięcy podwyżki stóp procentowych. Każdy klient odczuje wzrost raty kredytowej w innym momencie.
Waldemar Rogowski, główny analityk BIK, niedawno w rozmowie z PAP powiedział, że jeśli poziom stopy referencyjnej przekroczy 4%, a tym samym oprocentowanie kredytów wyniosłoby ponad 6%, mogłyby się pojawić pierwsze trudności ze spłatą kredytów mieszkaniowych. I to się właśnie teraz zaczyna dziać.
Co robić, jeśli raty kredytowe zbyt mocno nadwerężają domowy budżet? Gdzie szukać pomocy?
Jak chronić się przed wzrostem oprocentowania kredytu?
>>> Wydłużenie kredytu i obniżenie pojedynczej raty na zawsze. Klasycznym sposobem ratowania sytuacji finansowej kredytobiorcy jest wydłużenie okresu spłaty kredytu, a tym samym obniżenie pojedynczej raty. Taka operacja sprawia, że kredyt sumarycznie staje się droższy, ale mniej dolegliwy. Dla domowego budżetu zagrożeniem nie jest łączny poziom zadłużenia, lecz wysokość najbliższej raty.
Banki nie robią co prawda klientom wielkich problemów przy wydłużaniu okresu spłaty (z ich punktu widzenia taki kredyt staje się bardziej opłacalny), ale tylko wtedy, jeśli takiej „restrukturyzacji” podlega kredyt, który jest regularnie obsługiwany. Dlatego warto pomyśleć o tym zawczasu i złożyć wniosek o zmianę harmonogramu spłaty jeszcze zanim zabraknie nam pieniędzy na zapłatę rat.
Warto pamiętać, że jesteśmy dopiero w połowie wzrostu rat. Jeśli dziś kredyt staje się dużym problemem w Twoim domowym budżecie, to pomnóż wzrost raty, który nastąpił w ostatnim roku razy dwa, i sprawdź, czy dasz radę spłacać tak oszacowaną ratę kredytu. Jeśli nie – działaj od razu, nie czekaj aż zrobi się niebezpiecznie.
>>> Program wsparcia kredytobiorców, czyli trzy lata bez raty. Osoby nieradzące sobie ze spłatą kredytu mogą też liczyć na pomoc państwa. Od kilku lat działa w Polsce Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, który zasilany jest ze składek banków. FWK powstał na podstawie ustawy o wsparciu kredytobiorców znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy. Programem „opiekuje się” Bank Gospodarstwa Krajowego. To pożyczka na spłatę kredytu.
Kto może skorzystać ze wsparcia i na jakich zasadach? Pierwszą przesłanką uprawniającą do sięgnięcia po pomoc jest utrata pracy, ale z zastrzeżeniem, że zwolnienie nie nastąpiło z winy pracownika. Druga to utrata części dochodów, przez co kredytobiorca nie jest w stanie spłacać kredytu. A konkretnie chodzi o sytuację, kiedy wartość miesięcznych rat kredytowych przewyższa połowę dochodów gospodarstwa domowego.
Wniosek o wsparcie trzeba złożyć w banku, który udzielił kredytu. Fundusz dopłaca maksymalnie 2000 zł (wcześniej 1500 zł) do raty kredytowej przez maksymalnie trzy lata (wcześniej 18 miesięcy). Jeśli osoba kwalifikująca się do wsparcia spłaca ratę np. w wysokości 1800 zł, wówczas fundusz dopłaci taką właśnie kwotę. Jeśli rata sięga np. 2500 zł, fundusz dopłaci maksymalnie 2000 zł, pozostałe 500 zł kredytobiorca musi zapewnić ze środków pozapożyczkowych. Maksymalna kwota pożyczki nie może więc przekroczyć 72 000 zł.
Pożyczka wypłacana jest przez maksymalnie 3 lata, ale może skończyć się wcześniej, jeśli kredytobiorca znajdzie pracę albo zacznie zarabiać więcej (wysokość raty spadnie poniżej 50% dochodów gospodarstwa domowego).
Po otrzymaniu ostatniej raty wsparcia, zaczyna obowiązywać dwuletnia karencja. Po tym czasie kwota wsparcia rozkładana jest aż na 144 nieoprocentowane raty, czyli na 12 lat. I co ciekawe, jeśli kredytobiorca terminowo spłaci 100 rat, pozostałe zostaną umorzone. Jeśli więc ktoś zadłużył się w funduszu „pod korek”, czyli na 72 000 zł, może liczyć na umorzenie 22 000 zł.
>>> Ustawowe wakacje kredytowe, czyli spokój przez trzy miesiące. Warto też w tym miejscu przypomnieć o tzw. ustawowych wakacjach kredytowych. Kiedy wybuchła pandemia koronawirusa, banki (ale też firmy leasingowe) zaproponowały klientom możliwość zawieszenia od trzech do sześciu rat kredytowych. Szybko się okazało, że wakacje kredytowe kosztują. Banki kazały bowiem płacić odsetki na bieżąco, a kapitał odroczony powiększał wartość kredytu. Klienci, którzy skorzystali z wakacji, zapłacili więcej odsetek, niż gdyby z oferty bankowej nie korzystali. Programem objętych zostało kilkaset tysięcy umów kredytowych.
Bankowe „wakacje kredytowe” się skończyły, ale chwilę później z podobną propozycją wyszedł rząd, który zaproponował „ustawowe wakacje kredytowe”. Z bankowych „wakacji” mógł skorzystać praktycznie każdy. Niektóre banki wymagały, by kredytobiorca we wniosku o odroczenie spłaty rat oświadczył, że ucierpiał w wyniku pandemii, choć to była formalność. W propozycji rządowej pojawił się warunek, iż z zamrożenia rat – na maksymalnie trzy miesiące – może skorzystać osoba, która straciła pracę lub inne główne źródło dochodu po 13 marca 2020 r.
Rząd gwarantuje, że bank musi odroczyć spłatę bez naliczania odsetek i innych opłat. Wyjątkiem są opłaty z tytułu składek na ubezpieczenie powiązane z umową kredytu. Niezapłacone raty po prostu wydłużają okres kredytowania. To rozwiązanie przewiduje też, że jeśli kredytobiorca ma kilka kredytów tego samego rodzaju (np. dwa kredyty waloryzowane do franka szwajcarskiego albo dwa kredyty konsumenckie) u danego kredytodawcy, będzie mógł zawiesić spłatę tylko jednego kredytu.
Stała stopa, czyli stabilna (niekoniecznie niska) rata przez kilka lat
Inny pomysł to zaciągnięcie kredytu o stałym oprocentowaniu lub zamiana kredytu o zmiennej stopie na stałą. Od połowy 2021 r. wszystkie banki muszą oferować wariant stałoprocentowy na co najmniej 5 lat. Po tym okresie kredytobiorca decyduje, czy skorzystać z kolejnego 5-letniego okresu ze stałą ratą czy kontynuować spłatę według stopy zmiennej.
Nikt nie wie, czy w ciągu 5 lat kredyt stałoprocentowy okaże się korzystniejszy. Wydaje się jednak, że osoby, które zaciągnęły taki kredyt przed startem podwyżek stóp procentowych, ubiły dobry interes, a więc zapłacą mniej niż osoby spłacające kredyt zmienny. W tamtym czasie mogły wynegocjować oprocentowanie na poziomie ok. 3%. Obecnie oprocentowanie kredytów „zmiennych” może już zbliżać się do 6-7%.
Trudno też powiedzieć, czy warto jeszcze przechodzić na stopę stałą. Wszystko zależy od tego, jak potoczy się sytuacja na rynku stóp procentowych: ile podwyżek już za nami, ile przed nami oraz jak długo utrzymają się stopy na wysokim poziomie. W każdym razie, wybór takiego wariantu kredytu da nam kilka lat stabilnej raty.
Może zdarzyć się tak, że stopy procentowe NBP najpierw ostro pójdą w górę – np. do 6-7%, co oznaczałoby wzrost oprocentowania kredytów o zmiennym oprocentowaniu nawet do 7-9% w skali roku, a po roku zaczną szybko spadać. Wówczas kredyt o stałym oprocentowaniu, wynoszącym 6-7% w skali roku, wcale nie musi być lepszą opcją niż obecny kredyt o zmiennym oprocentowaniu. Co z tego, że przez rok, półtora „stała stopa” będzie tańsza od raty kredytu opartego na szalejącym WIBOR-ku, skoro w 2024 r. stopy NBP i WIBOR mogą wrócić do np. 4%? Wtedy kredyt z WIBOR-em będzie miał już oprocentowanie 5-6% w skali roku…
Zamrożony WIBOR pomoże chronić się przed wzrostem rat?
Jest więc kilka sposobów na walkę z drożejącym kredytem. Można przejść na oprocentowanie stałe, choć nie ma gwarancji, że ten wariant finansowo się opłaci. W przypadku utraty pracy lub głównego źródła dochodu można „kupić” sobie trzy miesiące na znalezienie nowego zajęcia. Jeśli mamy pracę, a raty kredytowe zaczną pochłaniać ponad połowę domowego budżetu, można rozważyć zaciągnięcie pożyczki na spłatę rat w ramach Funduszu Wsparcia Kredytobiorców.
Kto wie, może za chwilę kredytobiorcom przybędzie kół ratunkowych. Od niedawna mówi się w Polsce o zamrożeniu wskaźnika WIBOR, czyli o skopiowaniu pomysłu węgierskiego. Z kolei Platforma Obywatelska rzuciła pomysł, by ze wspomnianego Funduszu Wsparcia Kredytobiorców dopłacano do kredytów, których oprocentowanie przekroczy określony poziom.