Koronawirus panoszy się po Europie, a polskie biura podróży wciąż sprzedają wycieczki do Włoch. Bilety do miejsc, w których występują ogniska wirusa sprzedają linie lotnicze, autobusowe, koleje. Rezerwacje działają na Booking.com i Airbnb. Ostrzeżeń nie wydają nawet hotele mieszczące się tam, gdzie koronawirus się rozprzestrzenia. Czy to znak, że branża turystyczna lekceważy zagrożenie? Jak powinna się zachować? Linia Air France już ogłosiła: „jeśli nie chcesz lecieć na północ Włoch – zwrócimy pieniądze za bilet”
Koronawirus od kilku tygodni jest już w Europie. Przybywa zakażonych i ofiar śmiertelnych. „Zjadliwość” wirusa co prawda nie jest dużo większa, niż zwykłej grypy (w 80% przypadków infekcja przebiega bez poważniejszych objawów), ale w odróżnieniu od grypy – na Covid-19 nie mamy jeszcze szczepionki. Najbardziej podatne na wirusa są osoby starsze i cierpiące już na inne choroby. A epidemia, do tej pory odległa i abstrakcyjna, jest już u naszych bram.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Władze ostrzegają przed podróżowaniem do miejsc, w których koronawirus się rozprzestrzenia. Choćby z powodu kłopotów z poruszaniem się na miejscu, zamkniętych atrakcji turystycznych, ryzyka „wpadnięcia w kwarantannę” na miejscu lub po powrocie.
Wenecja Euganejska, czyli Veneto – jedno z największych na świecie ognisk wirusa – to region popularny wśród Polaków. Na stronach polskich biur podróży ciągle są w ofercie wycieczki do tego rejonu z marcowymi datami wyjazdu. W mediach społecznościowych panuje oburzenie i zdarzają się komentarze, że dla biznesu liczy się tylko zysk. W końcu co roku na zorganizowane wczasy lata 3-4 mln osób, na których biura podróży zarabiają setki milionów złotych.
Czytaj też: Są tacy, dla których epidemia to doskonałą okazja do zarobienia dużych pieniędzy.
Epidemia koronawirusa, a rezygnacja z wycieczki: teoria i praktyka
Czy branża turystyczna powinna ostrzegać przed wyjazdami lub w ogóle wstrzymać wyloty do niebezpiecznych miejsc? Czy biura podróży mogą sprzedawać wycieczki do Włoch lub do Chin? Otóż mogą, nikt im tego nie może zabronić. Czy my musimy kupować imprezę turystyczną akurat tam gdzie panoszy się koronawirus? Nie, nie musimy.
Jak ktoś lubi wakacje z dreszczykiem emocji, to może sobie pojechać nawet na trekking do Afganistanu, czy Iraku – swego czasu polskie biura podróży oferowały takie ekstremalne doświadczenia. Czy biura podróży powinny ostrzegać przed zwiększonym prawdopodobieństwem zarażenie się wirusem w niektórych destynacjach? Tak, powinny, to byłby przejaw odpowiedzialności.
Kłopot mają ci, którzy wycieczkę już kupili i opłacili zanim koronawirus się zaczął rozprzestrzeniać. Czy można zrezygnować z wycieczki bez ponoszenia kosztów? Odpowiedź na to pytanie nie jest już taka prosta. Zgodnie z ustawą o imprezach turystycznych, jeśli na miejscu wystąpienia nieuniknionych i nadzwyczajnych okoliczności, możemy zrezygnować z wyjazdu, a biuro podróży odda pieniądze.
Rezygnacja bez potrącania tych kosztów jest możliwa „w sytuacji wystąpienia zagrożenia w miejscu docelowym lub bezpośrednim jego sąsiedztwie”, ale zdaniem biur podróży źródłem nie mogą być doniesienia medialne lecz oficjalne stanowisko organu państwa, w tym wypadku Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W ustawie nic jednak o tym kryterium nie ma.
Na dziś MSZ odradza wyjazdy do 11 gmin w Lombardii: Codogno, Castiglione d’Adda, Casalpusterlengo, Fombio, Maleo, Somaglia, Bertonico, Terranova dei Passerini, Castelgerundo, San Fiorano, zaś w regionie Wenecji Euganejskiej do Vo’ Euganeo (Padwa).
Ostrzeżenia nie obejmują żadnego z popularnych wśród Polaków kurortów narciarskich. To oznacza, że Polacy, którzy wykupili wyjazdy na narty muszą liczyć na dobrą wolę biur podróży. W styczniu napisał do mnie jeden z czytelników, który przyznał, że Rainbow Tours oddało mu pieniądze za wylot do Szanghaju.
Jak jest teraz? Portal Travelplanet, który agreguje ofertę wszystkich największych biur podróży w Polsce, tak komentuje dla nas tę sytuację:
„Czekamy na decyzje touroperatorów, dla których podstawowym wyznacznikiem określającym sytuację są komunikaty MSZ. W zależności od rekomendacji organizatorzy podejmują decyzje o zawieszeniu danego kierunku bądź zamianie na inny. Klienci pytają w biurach przede wszystkim o zmianę terminu bądź regionu we Włoszech. To jeden z najpopularniejszych kierunków w czasie wyjazdów zimowych. W okresie ferii, a więc od połowy stycznia do 23 lutego wyjechało tam ok. 13% klientów polskich biur podróży. Po zakończeniu ferii zimowych w Polsce ruch turystyczny do Włoch zmniejszył się radykalnie”
Dawajcie proszę znać jak zachowują się wobec klientów polscy touroperatorzy. Jeśli macie wykupioną wycieczkę do Włoch lub w inne zagrożone miejsce i poprosiliście biuro podróży o rezygnację z pełnym zwrotem kosztów – porządne biuro powinno w trosce o Wasze życie i zdrowie uwzględnić tę prośbę. Które biura uwzględniają, a które się ociągają? Informujcie w komentarzach. Jeden z czytelników pisze tak:
„TUI anulowało wyjazdy na narty do Włoch, skróciło czartery do Tajlandii i nie ma oferty do tego kraju na lato. Klienci dostali zwrot pieniędzy. Itaka miała wyjazdy na narty do Turynu, ale chyba już nie ma. W czarnej d… są ci, który kupili wyjazd samodzielnie w ofertach bezzwrotnych”
Czy przewoźnicy będą zwracali pieniądze za bilety? Air France już to zapowiada
Nikt się o nas lepiej nie zatroszczy niż my sami. Ale w przypadku turystyki zorganizowanej życzyłbym sobie, żeby oferta, która jest w katalogach biur podróży była odfiltrowana od miejsc niebezpiecznych, albo wyraźnie oznaczona: „w tym kraju z jakichś przyczyn nie jest bezpiecznie”. Dziś z góry wiadomo, że wycieczka na północ Włoch może się skończyć w najlepszym razie kwarantanną, a w najgorszym razie śmiercią z powodu zakażenia.
Ale przecież biura podróży to tylko ułamek ruchu turystycznego. Do Włoch, do Chin i w niemal każdy inny zakątek świata możemy dotrzeć na własną rękę. Linie lotnicze nie zawiesiły połączeń do Werony, która leży w bezpośrednim sąsiedztwie z miastem Brescia, gdzie jest dużo przypadków koronawirusa. Portal Skyscanner podaje, że z przesiadkami można tam dolecieć z Warszawy aż 410 różnymi połączeniami bezpośredniki i przesiadkowymi. Do Wenecji wciąż można bez przeszkód dojechać FlixBusem albo pociągiem.
Ale pojawiły się już pierwsze przypadki gotowości przewoźników do zwracania klientom pieniędzy bez żadnych ograniczeń, jeśli zrezygnują oni z podróży do miast w północnych Włoszech. Taki komunikat ogłosiła właśnie linia Air France, która będzie oddawać pieniądze nawet tym pasażerom, którzy kupili najtańsze bilety, bez możliwości zwrotu lub zmiany rezerwacji. Wydaje się, że podobną możliwość zaczną wprowadzać także inni przewoźnicy lotniczy, kolejowi i autobusowi
Poza tym hotele we Włoszech nie informują o ryzyku – resort AlpHoliday, nawet jeśli zostanie wycofany z oferty biur podróży, będzie dostępny dzięki bezpośredniej rezerwacji na stronie internetowej. Ostrzeżeń tam nie ma żadnych, podobnie jak na portalach rezerwacyjnych Booking.com. ani Airbnb. Włosi są w trudnej sytuacji, bo turystyka to 13% całej wartości wypracowywanych w tym kraju dóbr i usług (czyli PKB). „Wyłączenie” tego silnika gospodarki daje niemal gwarancję, że kraj stoczy się w gospodarczy kryzys.
Jeśli wybieracie się w miejsca występowania epidemii, pamiętajcie, że nie będziecie mogli się leczyć z tytułu polisy turystycznej. Tylko kilka firm na rynku, w tym wychodząca już z Polski AXA, nie zapisała epidemii jako wyłączenia działania polisy.
Hotel jak luksusowe więzienie. Czy jest sens kupować wycieczki first minute?
Koranawirus to zła wiadomość dla całej branży turystycznej, nie tylko dla LOT-u, który właśnie finalizuje przejęcie wakacyjnej linii czarterowej Condor. Może sparaliżować biznes i uczynić go bardzo nieprzewidywalnym. Jest pewne, że spadnie liczba rezerwacji kontraktowanych przez klientów z wyprzedzeniem, w ramach ofert first minute. Przecież nie wiadomo, czy za 3-4 miesiące koranawirus nie będzie szalał w kurortach Majorki, Santorini, na Riwierze Tureckiej, czy w Andaluzji, albo nie dotrze do Maroka, czy na Karaiby.
Nawet jeśli akurat w miejscu docelowym przypadków wirusa nie będzie, to pewnie spotkamy się tam z ludźmi, którzy mogli przylecieć z obszarów gdzie on jest lub był. W objętym kwarantanną hotelu na Teneryfie żołnierze pilnują 1000 gości (w tym kilkorga Polaków). „Winni” tego stanu są turyści z Włoch, którzy byli w bliskim kontakcie z zarażonym koronawirusem włoskim lekarzem.
To wszystko nie wróży dobrze sezonowi turystycznemu 2020. Być może biura podróży – które być może opłaciły już część rezerwacji w hotelach i w liniach lotniczych – będą musiały wprowadzić do sprzedaży specjalną ofertę rezerwacji z możliwością zwrotu 100% pieniędzy niemal do ostatniej chwili? Rośnie też ryzyko, że tego sezonu turystycznego nie przetrwają mniejsze biura podróży. Cała nadzieja w tym, że najpóźniej w ciągu kilku tygodni sytuacja z Covid-19 zostanie opanowana. Ale na to się nie zanosi.
źródło zdjęcia: PixaBay