Koronawirus Covid-19 straszy inwestorów. Twój portfel topnieje? Ciesz się, że nie masz tych obligacji. Z powodu wirusa można na nich stracić wszystkie pieniądze! Ich posiadacze mają gorzej, niż ci, których „uszczęśliwiono” obligacjami Getbacku. Dużo gorzej
Strach przed rozprzestrzenieniem się koronawirusa Covid-19 dopadł już cały świat, co widać jak na dłoni, patrząc na notowania spółek giełdowych. Nie mogę powiedzieć, że Was nie ostrzegałem. Każdy tydzień nieskutecznej walki z koronawirusem zwiększa straty dla gospodarki światowej. Już chyba nie ma nadziei, że ograniczą się one do kilkudziesięciu miliardów dolarów, raczej mówimy o setkach miliardów.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Koronawirus Covid-19 straszy posiadaczy akcji. Ale nikt nie straci tyle, co oni…
Z punktu widzenia tych z Was, którzy mają pieniądze ulokowane nie tylko w bankach, ale i na rynku kapitałowym, stres związany z koronawirusem ma wpływ na wartość oszczędności (chyba, że część z nich macie ulokowaną w złocie lub franku szwajcarskim).
Warto jednak pamiętać, że nawet jeśli firmy przejściowo zmniejszą przychody i zyski, to przecież koronawirus ich całkiem nie zniszczy. Prędzej czy później odzyskają swoje moce produkcyjne i znów zaczną zwiększać swoją wartość oraz wypłacać dywidendy.
Czytaj też: Jaka jest stawka wyścigu z czasem o pokonanie koronawirusa z Wuhan? Policzyłem!
Są jednak tacy pechowcy, którzy z powodu koronawirusa mogą stracić wszystkie pieniądze. Ich sytuacja jest gorsza nawet, niż posiadaczy obligacji Getbacku. Tam przynajmniej jest jakiś układ z wierzycielami i kiedyś-tam firma odda choćby niewielką część pieniędzy. Ale są inne obligacje, które z powodu koronawirusa Covid-19 mogą ulec całkowitej anihilacji.
To tzw. obligacje katastroficzne, które w 2017 r. wyemitował Bank Światowy jako instrument finansowania kryzysowego. Wartość obligacji wyniosła 425 mln dol. Termin wypłaty pieniędzy oraz wysokich odsetek mija w lipcu tego roku. Ich posiadacze na pewno nie śpią spokojnie, bo coraz więcej wskazuje na to, że nie dostaną ani odsetek, ani nawet zainwestowanych pieniędzy.
Aby ten czarny scenariusz się zrealizował, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) musi ogłosić wybuch pandemii Covid-19. A to może się zdarzyć w każdej chwili. Koronawirus Covid-19 rozprzestrzenił się już na prawie 40 krajów i zaraził ok. 100.000 ludzi. Kilka tysięcy osób już zmarło.
Kto zarobi na ludzkiej śmierci? Do wzięcia nawet 13,2% rocznie!
Co ma piernik do wiatraka? Tu pandemia, a tam bezpieczne – zdawałoby się – obligacje. Otóż akurat te obligacje z bezpieczeństwem mają niewiele wspólnego. Trzyletnie papiery mają co prawda świetne oprocentowanie w wysokości LIBOR plus 6,9% w skali roku oraz LIBOR plus 11,5% w skali roku (w dolarach). To świetny procent (LIBOR wynosi obecnie 1,7%). Ale – zgodnie z prospektem emisyjnym – zostają przekształcone w „niespłacalne” jeśli WHO w trakcie ich „życia” zidentyfikuje pandemię, liczba zgonów osiągnie 2500 w jednym kraju i co najmniej 20 zgonów będzie zanotowanych w innym. W przypadku obligacji wyżej oprocentowanych progi są jeszcze niższe.
Jak wiadomo – wszystkie warunki „zniszczenia” obligacji zostały spełnione poza jednym – ogłoszeniem pandemii. Jeśli tylko WHO się na to zdecyduje, posiadacze obligacji wartych 425 mln dolarów (w tym 100 mln dolarów w transzy o wyższym oprocentowaniu) stracą wszystko.
Co prawda obligacje nie są notowane na żadnej giełdzie, ale dziennikarz agencji Bloomberg dotarł do jednego z ich posiadaczy, który twierdzi, że w prywatnych transakcjach obligacje ostatnio były sprzedawane przez jednych inwestorów innym za 60-70% ich wartości nominalnej. Czyli z ogromnym dyskontem, choć wciąż mniejszym, niż w przypadku typowych „śmieciowych” obligacji, których emitentów może ocelić przed bankructwem tylko cud.
Bank Światowy hazardowy?
Co to za dziki pomysł, żeby emitować obligacje, które de facto są ryzykownym, acz wysoko oprocentowanym zakładem? Bank Światowy uznał, że w ten sposób zgromadzi łatwy do uruchomienia w razie potrzeby kapitał. Pieniądze z niespłaconych obligacji właściwie natychmiast po ogłoszeniu pandemii mogą być przekazane na walkę z wirusem do krajów rozwijających się lub najbiedniejszych.
Kto kupuje takie dziwo? Podobno prywatni, zamożni inwestorzy m.in. z Niemiec i Japonii, którzy – poza spekulacyjną szansą na zysk wielokrotnie wyższy, niż w przypadku klasycznych obligacji – dostali też możliwość chwalenia się, że położyli swoje pieniądze na ołtarzu walki ze światowymi nieszczęściami.
Zainteresowanie obligacjami było tak duże, że ich wartość Bank Światowy zwiększył trzykrotnie. I – jeśli zostanie ogłoszona pandemia Covid-19 – ryzyko mu się opłaci. Za sprzedawanie papierów wartościowych, których oprocentowanie zależy de facto od śmierci ludzi, był mocno krytykowany. Ale jego przedstawiciele tłumaczyli, że to pozwala po pierwsze przenieść na prywatnych inwestorów koszty walki z kryzysami i nieszczęściami, a po drugie – natychmiast w sytuacji kryzysowej uzyskać dostęp do pieniędzy.
Wygląda na to, że „hazard” Banku Światowego, którego przedmiotem jest pandemia, może mu się opłacić. Ale z drugiej strony… nie wiadomo czy ogłoszenie pandemii nie „zaora” rynku na tego typu instrument. Nowe emisje obligacji pandemicznych prawdopodobnie wymagałyby jeszcze bardziej hojnych warunków dla inwestorów.
Czytaj też: Odkupić od kogoś polisę na życie i zarabiać na niej 8-10% rocznie? To możliwe
Obligacje katastroficzne? U ubezpieczycieli to normalka
Obligacje katastroficzne to nic dziwnego w świecie ubezpieczeniowym. Z punktu widzenia ubezpieczycieli jest to de facto jeden z instrumentów reasekuracji własnego ryzyka. Jeśli np. ubezpieczyciel wystawi polisy na wypadek trzęsienia ziemi o wartości 100 mln euro, to jednocześnie może sprzedać obligacje katastroficzne o podobnej wartości, obiecując inwestorom wysoki procent lub całkowitą utratę pieniędzy w przypadku wystąpienia trzęsienia ziemi o określonej magnitudzie i na określonym terenie.
Nabywcy takich papierów – o ile ryzyko się spełni – są w znacznie gorszej sytuacji, niż posiadacze najgorszych obligacji korporacyjnych. W odróżnieniu od obligatariuszy Getbacku nie mają szansy na nic. Aż dziwne, że tego typu hazardowe instrumenty finansowe można nazywać obligacjami.
Tutaj więcej: o obligacjach katastroficznych i pandemicznych
zdjęcie tytułowe: FreakWave/Pixabay