Będzie tarcza antyputinowska? Wojna w Ukrainie spowodowała, że jeszcze bardziej nie po drodze nam gospodarczo z Rosją. Doszło do tego, że premier Mateusz Morawiecki ogłosił… derusyfikację gospodarki. W jej ramach ochrona ludzi przed podwyżkami cen prądu i gazu, ochrona rolników przed wyższymi cenami nawozów i… być może ekstra-podatki dla firm, które nie wyszły z Rosji. Czy Leroy Merlin, Auchan i Decathlon zapłacą „karę”? I wyjdą z Polski? Niestety: premier zapomniał o… kilku najważniejszych rzeczach, bez których derusyfikacja będzie tylko pustym hasłem
Wojna w Ukrainie trwa ponad trzy tygodnie. Reakcja demokratycznego świata mogła być tylko jedna – sankcje gospodarcze. Ale ponieważ Rosja jest największym dostawcą surowców do Europy, widzimy olbrzymi wzrost cen: gazu, ropy, węgla, nawozów sztucznych, a nawet pszenicy. Już odczuwamy to w portfelach, a będzie jeszcze gorzej. NBP prognozuje dwucyfrową inflację w 2022 r., a Credit Agricole – że ceny pieczywa pójdą w górę o 25%.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale chyba musimy cierpieć. Jeśli nie odetniemy Rosji Putina od pieniędzy, to będziemy de facto „hodować” mu armię, która w końcu nas zaatakuje. Polska jest jednym z krajów, które domagają się najbardziej ostrych sankcji na Rosję. Więc premier Mateusz Morawiecki ogłosił trzecią w swojej karierze tarczę: była już tarcza antykryzysowa (miała uratować gospodarkę przed skutkami COVID-19), antyinflacyjna, a teraz będzie antyputinowska. Na czym ma polegać derusyfikacja gospodarki?
Czytaj też: Wojna w Ukrainie a inflacja: jak rosnące ceny stali uderzą w nasz portfel? (subiektywnieofinansach.pl)
Czytaj też: Wojna, strach, rynek nieruchomości i uchodźcy. Co z cenami mieszkań (subiektywnieofinansach.pl)
Na czym to ma polegać Tarcza antyputinowska?
Premier powiedział, że to pierwsza wersja tarczy i należy się spodziewać kolejnych. W tej pierwszej wersji chodzi o to, żeby z jednej strony ograniczyć szok finansowy związany z podwyżkami cen spowodowanymi wojną i odcięciem handlu z Rosją, a z drugiej – żeby w dłuższym terminie można było zerwać wszelkie więzi Polski z gospodarką agresywnego i wrogiego nam kraju. W tym celu:
>>> Rolnicy (ale tylko ci mniejsi, mający do 50 ha ziemi) dostaną gotówkę do ręki – 500 zł za 1 ha gruntów rolnych oraz 250 zł za 1 ha łąk i pastwisk. Pieniądze mają być przeznaczone na refundację podwyżek cen nawozów. Do ich produkcji wykorzystuje się drożejący gaz, a Rosja i Ukraina są dużymi eksporterami nawozów – w tym roku będzie tych produktów po prostu mniej, a więc będą droższe. Ceny nawozów są dziś kilka razy wyższe niż przed rokiem (szczegóły tutaj). W dotacji chodzi o to, żeby rolnicy nie dopłacali do produkcji żywności.
>> Gospodarstwa domowe aż do 2027 r. nie będą płaciły rynkowych cen za prąd i gaz. Zostanie wydłużony okres obowiązywania taryf na prąd i gaz. Dziś ceny rynkowe są kilkukrotnie wyższe niż ceny w taryfach przyjętych przez państwowy urząd (różnicę dopłacają firmy, które nie są objęte taryfami). Prąd na giełdzie kosztuje 75 groszy za kWh, gospodarstwa domowe płacą ok. 40 groszy za kWh. Za gaz płacimy 20 groszy za kWh, na giełdzie cena wynosi 55 groszy za kWh. Żeby przedłużyć okres regulowania cen za prąd i gaz, potrzebna będzie zgoda Komisji Europejskiej (podobnie jak na cały pakiet antyputinowski). W ramach tarczy rząd dołoży firmie Gaz-System drobne 3 mld zł na budowę sieci gazociągów.
>>> Będzie dodatkowy podatek dla firm, które nie wyszły z Rosji? W poniedziałek przy okazji spotkania opozycją rzecznik rządu Piotr Müller dodał, że planowany jest dodatkowy podatek nakładany na „firmy, które nie zdecydowały się na wycofanie czy zamrożenie działalności w Rosji”. Rzecznik rządu stwierdził, że te podmioty nie mogą być traktowane tak, jak te, które opuściły Rosję. Mają być traktowane gorzej.
„Nie może być tak, że te podmioty, które w tej chwili nie mają odwagi, aby wycofać się z finansowania rosyjskiego reżimu, były tak samo traktowane, jak te podmioty, które podjęły odpowiedzialną decyzję, by zaprzestać działalności na terenie Rosji”
– stwierdził rzecznik rządu w poniedziałek po południu. Byłbym całym sercem za tym pomysłem gdyby rząd wyjaśnił o co mu chodzi: czy o polskie firmy, które sprzedają do Rosji i mają tam fabryki? Na przykład Carsanit czy Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych? Czy raczej o koncerny międzynarodowe takie jak Leroy Merlin, Renault czy inne francuskie marki? To wygląda na pomysł z sufitu.
>>> Będzie konfiskata majątków rosyjskich oligarchów w Polsce? Rząd chce zabrać rosyjskim obywatelom (ale którym?) ich majątek. Na razie wiadomo tylko, że w tym celu jest aaaaabsolutnie niezbędna zmiana konstytucji. Ale po co? Ale na co? Czy ktoś policzył ilu ruskich oligarchów mamy w Polsce? Jaki majątek do nich należy? Generalnie jesteśmy za, ale wolelibyśmy wiedzieć czy para nie idzie w gwizdek. Pewne ślady ruskich oligarchów w Polsce prowadzą do przemysłu azotowego. Rosyjskiego właściciela ma też jedna z największych firm pożyczkowych – Vivus.
Kolejna tarcza premiera: dziurawa, nielogiczna i ryzykowna
Jak widzicie, na razie nie jest tego zbyt wiele. A to co jest, można uznać za urzeźbione na kolanie. Tarcza antyputinowska premiera Morawieckiego jest zestawem sloganów. Co z tego, że gospodarstwa domowe zapłacą mniej za prąd, skoro tym samym więcej zapłacą firmy i wrzucą to w ceny towarów w sklepach? Na koniec i tak zapłacimy więcej za energię, tyle że w sklepach, a nie w rachunkach do elektrowni. Gdzie tu jest jakakolwiek tarcza antyputinowska?
Co z tego, że mały rolnik dostanie dopłatę „do nawozów”, skoro duży (produkujący więcej) jej nie dostanie? Jaka jest gwarancja, że te dopłaty obniżą ceny żywności? Po co dopłacać do hektara pola, skoro można byłoby dopłacać do zakupów nawozu? Można odnieść wrażenie, że chodzi o to, by małym rolnikom (częściej głosującym na PiS) włożyć do kieszeni pieniądze pod pretekstem refundacji cen nawozów.
Pomysł z nakładaniem podatków na firmy, które nie wycofały się z Rosji jest równie ryzykowny, jak „Polski Ład”, który stał się kompromitacją rządu, nie potrafiącego ogarnąć poziomu skomplikowania swojego własnego konceptu. Poza tym doprowadzenie do wyjścia z Polski jakichkolwiek koncernów nikomu nie pomoże – po prostu wzrośnie bezrobocie. Powinniśmy raczej ściągać tutaj koncerny wycofujące się w Rosji.
Być może premier czeka z ogłoszeniem tarczy antyputinowskiej 2.0 na nasze subiektywne porady. Pomożemy. O czym więc premier zapomniał i co się powinno się znaleźć w ulepszonej wersji tarczy?
Czytaj też i miej wyrzuty sumienia: Inwazja na Ukrainę za nasze pieniądze? Jak możemy odkupić winy? (subiektywnieofinansach.pl)
Na czym powinna polegać skuteczna tarcza antyputinowska?
Polska gospodarka nie ma z Rosją zbyt dużej wymiany handlowej, ale i tak jesteśmy jednym z największych europejskich kooperantów Rosji. Do Rosji rok w rok jedzie 3% polskiego eksportu, natomiast z Rosji sprowadzamy 6% wszystkich towarów, które mamy z zagranicy. Jeśli chcemy tarczy antyputinowskiej z prawdziwego zdarzenia, to trzeba chronić nie tylko rolników przed drogimi nawozami oraz gospodarstwa domowe przed drogim prądem i gazem.
>>> Polskie firmy, które sprzedają do Rosji towar, dostałyby rekompensaty za zniszczony biznes. Polska w 2021 r. była drugim największym eksporterem towarów do Rosji wśród wszystkich krajów Unii Europejskiej (większy eksport notują tylko Niemcy). Wartość polskiego eksportu do Rosji wyniosła 8 mld euro (sprzedawaliśmy Rosjanom leki, samochody ciężarowe i sprzęt AGD). Derusyfikacja musiałaby chyba oznaczać, że analogiczne sankcje nałoży na polskie firmy Rosja (tak, jak przestała kupować polskie jabłka). Tarcza musiałaby to próbować wyrównać. Oczywiście na koszt podatników.
Czytaj też o bojkocie rosyjskich produktów: Bojkot rosyjskich produktów. Czy to ma ma sens i jak bojkotować? (subiektywnieofinansach.pl)
>>> Polski rząd wdrożyłby strategię zakupów nawozów spoza Rosji i Białorusi. Dwie trzecie światowej produkcji nawozów należy do zaledwie pięciu krajów. To Chiny (ok. 28%) Rosja (10%), Indie, USA, Kanada, Białoruś. W ramach Unii Europejskiej najwięcej nawozów mineralnych produkuje się w Niemczech, jednak udział tego kraju nie przekracza 2% produkcji światowej. Polski rynek nawozowy jest odpowiedzialny za wytwarzanie blisko 1,4% globalnej produkcji. Nawozów raczej nie będziemy potrzebowali mniej, ale możemy próbować kupować je gdzie indziej. Jeśli będzie drożej – dopłacać do tego z podatków.
>>> Polscy konsumenci dostaliby pieniądze, by przestać palić rosyjskim węglem. Polska zdecydowaną większość węgla ma z własnego „urobku” (i ponoć tylko z tego źródła kupują polskie firmy energetyczne – niestety wydobywanie jest wciąż nierentowne, dopłacamy górnikom z podatków), ale importujemy też węgiel z Rosji. To zdecydowana większość z prawie 13 mln ton węgla, które sprowadzamy z zagranicy. Węgiel sprowadzają prywatni odbiorcy, firmy, pośrednicy. Według ekspertów, z którymi ostatnio rozmawiałem, nikt nawet tego specjalnie nie monitoruje. Rosyjski węgiel rozpływa się po Polsce i trafia do 3 mln (!) gospodarstw domowych, które ogrzewają się węglem (przede wszystkim zwykłymi kopciuchami). I do małych ciepłowni.
Tarcza antyputinowska powinna zawierać rozwiązania, które sprawią, że rosyjski węgiel przestanie być w Polsce potrzebny. Albo więc musimy zainwestować pieniądze w pilną wymianę wszystkich kopciuchów i dopłaty do droższych źródeł energii (większość ludzi pali ruskim węglem nie z umiłowania Putina, ile z powodu jego niskiej ceny), albo centralnie zakazać kupowania węgla z Rosji (to trudne, bo będzie kwitł przemyt).
>>> Gaz kupowalibyśmy tylko ze źródeł poza Rosją, nawet jeśli będzie drożej. W tym roku kończy się wieloletni kontrakt na gaz z Rosji – kontrakt jamalski. Rząd zapowiedział, że go nie przedłuży i gazu z Rosji nie będziemy potrzebować, bo zastąpi go gaz z Norwegii (dzięki nowiutkiemu gazociągowi Baltic Pipe) i gaz skroplony LNG z USA i Kataru, który trafia do nas dzięki gazoportowi w Świnoujściu. Są dwa pikantne szczegóły.
PGNiG będzie miał rurę, ale… nie ma jeszcze kontraktów, które pozwoliłyby w pełni wykorzystać moce przesyłowe Baltic Pipe. Owszem, PGNiG ma w Norwegii swoje złoża – ok. 25% gazu transportowanego przez Baltic Pipe to będzie właśnie gaz z własnego wydobycia na szelfie norweskim (czyli względnie tani) – ale co z resztą? Dziś cała Europa bije się o gaz. Czy Norwegii wystarczy go do zapełnienia gazociągu do Polski? Zapytałem o to w PGNiG, a firma odpowiada, że to nie będzie jeden duży kontrakt, ale wiele mniejszych.
„Kluczowe jest posiadanie dostępu do rynków, na których gaz można kontraktować – posiadając ten dostęp, gaz potrzebny do zapełnienia pozostałej wolnej przepustowości będziemy kontraktować w zależności od potrzeb”
– brzmi odpowiedź PGNiG. Czy gazu dla nas nie zabraknie? Podobno wiele zależy od Norwegów, którzy muszą teraz zwiększyć produkcję i limity wydobycia.
„Norwegia jest trzecim eksporterem gazu na świecie (po Rosji i Katarze). W ubiegłym roku kraj ten wyeksportował 113 mld m3 gazu, z którego większość trafiła do Unii Europejskiej, zaspokajając blisko 25% unijnego zapotrzebowania na gaz. W okresie zwiększonego zapotrzebowania Norwegia maksymalizuje produkcję. PGNiG obserwuje pozytywne działania administracji norweskiej, mające na celu umożliwienie wzrostu produkcji i eksportu – 16 marca norweskie Ministerstwo Ropy Naftowej i Energii zatwierdziło wnioski o zmienione pozwolenia wydobycia dla pól Oseberg, Troll i Heidrun, co będzie skutkowało zwiększoną produkcją gazu ziemnego”
– uspokaja nasz gazowy czempion, który ma zostać wkrótce wchłonięty przez PKN Orlen. Czy to będzie oznaczało skuteczną derusyfikację? Nie. Gaz z Rosji ciągle może do nas płynąć z Niemiec. Rocznie sprowadzamy tą drogą 2 mld m3 gazu. Gaz nie jest „znakowany”, ale raczej jest to gaz rosyjski niż norweski czy LNG z Ameryki. Wniosek? Póki Niemcy nie uniezależnią się od rosyjskiego gazu (co mają w planach), my też nie będziemy zderusyfikowani w 100%.
Czytaj więcej o tym: Polska i Europa bez rosyjskiego gazu: co się musi stać, żeby się udało? (subiektywnieofinansach.pl)
>>> Zmniejszylibyśmy radykalnie zapotrzebowanie na ropę naftową i olej napędowy. Rząd ogłasza tarczę antyputinowską, ale w niej ani słowa o tym… co z rosyjską ropą, której kupujemy coraz więcej. Udział ropy REBCO (Russian Export Blend Crude Oil) w zaopatrzeniu Polski zwiększył się z 66,6% w 2019 r. do 69,7% w 2020 r. Dostawy ropy z innych źródeł przez naftoport mogłyby teoretycznie zastąpić ropę płynącą przez ropociąg „Przyjaźń”, ale ten pomysł nie jest na razie rozważany przez rząd. Poza tym byłoby dużo drożej.
Gdyby chcieć pomyśleć o uniezależnieniu się od rosyjskiej ropy, to należałoby mieć szeroko zakrojony program wspierania kolei, samochodów elektrycznych i OZE. Po prostu transport musiałby ograniczyć zużycie ropy naftowej. Tyle, że to nie do zrobienia w krótkim czasie. I kosztowałoby dziesiątki miliardów euro.
Prawdziwym problemem są dostawy oleju napędowego. Polska – oprócz „surowej” ropy naftowej – importuje także gotowe paliwa, czyli m.in. olej napędowy. Pomimo że olej napędowy stanowi aż 64% całej produkcji naszych rafinerii, to potrzebujemy go tak dużo, że spore ilości importujemy z Rosji i Białorusi. Kilkanaście procent krajowego zużycia oleju napędowego musimy kupować, w większości z Rosji.
Czytaj więcej: Ceny paliw w dół, a rosyjska ropa w naszych bakach. Jak ją oznaczać? (subiektywnieofinansach.pl)
Czytaj też trzy rzeczy o naszym bezpieczeństwie energetycznym: Kolejki na stacjach paliw? Podwyżki cen? Oto, co musisz wiedzieć zanim znów wpadniesz w panikę (subiektywnieofinansach.pl)
>>> „Zamknęlibyśmy” drogi dla rosyjskich TIR-ów (i dla wszystkich jadących do Rosji i Białorusi). Przez Polskę codziennie jedzie 1 300 rosyjskich tirów, które wiozą z Zachodu na Wschód frukty cywilizacji. Ostatnio, w ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa, Polacy i Ukraińcy próbowali zablokować odprawę rosyjskich ciężarówek, ale protestujący zostali przepędzeni przez policjantów. Premier mówi, że sam nic nie może zrobić – że to granica Unii Europejskiej i że przecież te TIR-y nie wiozą broni ani sprzętu dla rosyjskiego wojska. Trzymając się tej logiki, zachodnie firmy – takie jak McDonald’s – też nie powinny wycofywać się z Rosji, bo przecież sprzedają frytki, a nie rakiety.
Odcięcie Rosji od dostaw TIR-ami może być skuteczniejsze niż misja pokojowa NATO. Kłopot w tym, że po pierwsze zapewne byłyby one w stanie omijać nasz kraj (chyba, że blokada byłaby solidarna), a po drugie – transport jest bodaj najważniejszą gałęzią polskiej gospodarki. Jeśli z czegoś jesteśmy znani w całej Europie, to właśnie z dużego udziału w rynku transportowym. Musielibyśmy odciąć sobie dużą część tego biznesu. Chociaż może po wojnie i tak nie będzie co wozić do Rosji?
Czytaj więcej: Wysyp sankcji dusi Rosję. Ile kosztuje ta wojna? Ile tracą oligarchowie? (subiektywnieofinansach.pl)
Derusyfikacja nie taka łatwa. Chyba, że ma być hasłem reklamowym
Polska przez dziesięciolecia była członkiem Układu Warszawskiego (dla młodszych czytelników: to takie „sowieckie NATO”), więc łatwo pozbyć się naleciałości rosyjskich nie będzie. Polska armia ciągle ma w hangarach 30 rosyjskich samolotów MiG-29 (większość zdolnych do latania), 75 radzieckich czołgów, 41 śmigłowców Mi-2. Ale tylko rząd zmienił sobie samoloty z Tupolewów na Gulfstreamy. A żołnierzy pozbawił nowoczesnych śmigłowców. Pal licho, że unieważniono kontrakt na 50 francuskich Caracali. Problem w tym, że nie mamy też 50 amerykańskich Blackhawków. Tarcza antyputinowska w polskim wojsku jest kaputt.
Dopełnieniem derusyfikacji powinien być też demontaż kolei szerokotorowej, która sięga aż na Śląsk. Ostatnio wrócił też pomysł… rozbiórki pomnika przyjaźni polsko-radzieckiej, czyli Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. To już oczywiście trochę w formie żartu, chociaż… może nie do końca? Wysadzenie w powietrze takiej „nieruchomości” musiałoby być ciosem dla rosyjskiego dyktatora, wrażliwego na punkcie doceniania rosyjskiego wkładu w rozwój świata.
Tarcza antyputinowska to na razie marketingowy chwyt premiera. W tym tekście starałem się pokazać, co musiałoby się stać, żebyśmy mogli mówić o tym jak o poważnym projekcie. Pytanie, czy w ogóle warto się w tym kierunku napinać. Polskie towary na rosyjskim rynku zapewne łatwo jest zastąpić innymi, ropę naftową jeszcze będziemy z Rosji potrzebowali, a polski transport na Wschód po anihilacji zdjąłby nam sporo z krajowego PKB. Jeśli tak trzeba – trudno. Ale wspólnie z całą Europą. Na razie wszakże tarcza antyputinowska premiera to tylko zgrabny slogan.
źródło zdjęcia: PixaBay/KPRM