18 lutego 2020

Car-sharing po polsku. Firmy ledwo żyją, miasta mają to w nosie, a klienci biorą Ubera. Co musi się zmienić, by przyszła moda na wynajem?

Car-sharing po polsku. Firmy ledwo żyją, miasta mają to w nosie, a klienci biorą Ubera. Co musi się zmienić, by przyszła moda na wynajem?

Upadek jednego z pionierów wypożyczania aut na minuty każe stawiać pytanie: czy ten biznes ma w Polsce sens? Czy Polacy są w stanie odspawać się od własnych aut, aby miasta były mniej zatłoczone? A może cały ten car-sharing to hipsterski gadżet? Oto lista rzeczy, które muszą się stać, by car-sharing nie stał się tylko sezonową ciekawostką.

Żywota dokonała Vozilla, pierwsza w Polsce wypożyczalnia samochodów elektrycznych, która powstała we Wrocławiu w 2017 r. Bilans jej działalności jest niejednoznaczny. Po dwóch latach działalności firma miała 60.000 zarejestrowanych użytkowników, którzy wypożyczyli samochody blisko 600.000 razy. We flocie było 150 elektrycznych nissanów leaf i 50 innych „elektryków”. Wrocław wydawał się idealnym poligonem doświadczalnym dla bezsmogowego car-sharingu.

Zobacz również:

Gdyby się sprawdził, w dłuższym terminie by było myśleć o wprowadzeniu nowych regulacji w miastach, ograniczeniu ruchu w centrach miast i „przesadzenia” ludzi do aut na minuty. Ale przypadek Vozilli dowodzi, że to się nie ma prawa udać.

Właściciele Vozilli mówią wprost, że firmę pogrążyło to, że postawiła na samochody elektryczne, które były 2-3 razy droższe od porównywalnych modeli konkurencji. W dodatku koszty funkcjonowania firmy były wyższe, niż innych sieci car-sharingowych, bo takie auta trzeba gdzieś ładować, a ładowarek było w mieście za mało. Firmę podgryzały nie tylko inne firmy car-sharingowe, ale przede wszystkim Uber i hulajnogi elektryczne. No i pewnie klientów było zbyt mało. Gdyby auta były non-stop „w użyciu”, to być może do bankructwa by nie doszło.

Może w Polsce jeszcze nie czas na car-sharing? Może nie da się dziś namówić milionów ludzi, by zrezygnowali z własnych aut i regularnie korzystali z wypożyczanych? Patrząc na cyferki, powinno być to łatwe. Przeciętny, prywatny samochód przez 80% czasu stoi bezczynnie na parkingu, jest to prawdopodobnie najmniej opłacalna inwestycja w życiu przeciętnego Kowalskiego. Kowalski nie umie tego policzyć, czy po prostu woli płacić i jeździć własnym autem?

A może to miasta powinny włączyć auta na minuty/kilometry do systemu transportu publicznego?  Czy drastyczny wzrost opłat za parkowanie, wyłączenie całych kwartałów miast z ruchu prywatnych samochodów doprowadzi do (spóźnionego) renesansu polskiego car-sharingu?

Czytaj też: Startuje dostawczy carsharing IKEA. Ale auta nie zostawisz gdzie chcesz. Kto na to pójdzie?

Czytaj też: Car-sharing zamknięty dla najmłodszych? Kontrowersyjne posunięcie InnogyGo! Ale czy słuszne? I jak zareagują inni? Sprawdzam!

Car-sharing przychodzi falami

Najbardziej znane marki car-sharingowe, czyli Panek i Traficar, wywodzą się z tradycyjnych wypożyczalni samochodów. Firmy, które miały know-how jak zarządzać flotą i jak ja finansować przeszły rewolucje technologiczną, która polegała na doposażeniu aut w odpowiednie sterowniki i stworzenia aplikacji do wypożyczania aut nie na dni i tygodnie, lecz na minuty i kwadranse. Inne korzenie ma innogyGO!, czyli stworzony od podstaw przez firmę energetyczną car-sharing 500 samochodów elektrycznych na minuty. Dzięki temu przedsięwzięciu Warszawa została jednym z liderów elektromobilności na świecie.

Druga fala car-sharingu związana jest właśnie z wejściem w ten segment firm energetycznych. Oprócz innogy własny car-sharing ma PGE (po przejęciu firmy 4Mobility), własną markę rozwija też na Śląsku Tauron. Mobilność ma być znaczącym źródłem przychodów dla firm energetycznych po ich transformacji w bardziej „zielone”. Innogy go! udało się uruchomić car-sharing w tak dużej skali (500 aut, z których każde kosztuje ponad 150.000 zł) dzięki zaangażowaniu banku ING, który chce być aktywny w finansowaniu projektów proekologicznych.

Właściwie wszyscy na tym rynku walczą o życie. Nie ma kwartału, w którym firmy nie wprowadzałyby zmian w cenniku, w systemie rozliczeń, w minimalnym wieku kierowców.. Są też pierwsze przypadki firm, które zwyczajnie nie wytrzymują konkurencji. W połowie ubiegłego roku Warszawę opuścić Traficar.

W Europie działają renomowane systemy car-sharingowe m.in. Drive Now, czy Enjoy. Ale nawet tam car-sharing to niskomarżowy biznes (firmy nie publikują wyników finansowych). I nawet nie chodzi o to, że brakuje klientów. Największe koszty to oczywiście finansowanie pojazdów oraz ich serwisowanie. Ktoś musi je umyć, zatankować (ewentualnie naładować), czasami bywa, że naprawić. Co by się musiało stać żeby car-sharing utrwalił się na mapie miast i stał się elementem transportu?

Czytaj też: Car-sharing zamknięty dla najmłodszych? Kontrowersyjne posunięcie InnogyGo! Ale czy słuszne? I jak zareagują inni? Sprawdzam!

Czytaj też: Ceny wynajmu samochodów na minuty w górę! Taniej już tylko w subskrypcji. Czy Panek wypuścił z butelki Dżina podwyżek?

Car-sharing czeka na wsparcie miast. I się nie doczeka

Zapytałem trzy największe firmy o ich największe zgryzoty. Gdyby mogły wpisać się do jakiejś księgi skarg i zażaleń, to co by wpisały?  Główny zarzut jest taki, że polityka miast jest niespójna – jedne samorządy są bardziej otwarte na współprace, inne mniej, ale żaden nie jest gotowy do finansowego wspierania car-sharingu, ani włączenia go system transportu publicznego.

Warszawa rozpisała cztery lata temu przetarg na koncesję na system car-sharingu. Zwycięzca miałby zagwarantowaną przez 5 lat promocję przez miasto i pulę darmowych miejsc do parkowania. Ale nawet z tego nic nie wyszło, bo miasto nie było w stanie zdecydować, które firmy wspierać.

Na Zachodzie wygląda to różnie – niektóre miasta koncesjonują działalność car-sharingową (tak jest głównie w Niemczech), ale i wyznaczają dla nich dedykowane miejsca parkingowe. Ale trudno mówić, że jest to jakieś wielkie wsparcie. Polskie firmy car-sharingowe nie oczekują jednak taryfy ulgowej, ale otwartości i gotowości do współpracy.

Czytaj też: Car-sharing zamknięty dla najmłodszych? Kontrowersyjne posunięcie InnogyGo! Ale czy słuszne? I jak zareagują inni? Sprawdzam!

Car-sharing: spalinowy czy niskoemisyjny?

Vozilla upadła m.in. dla tego, że koszty leasingu drogich samochodów elektrycznych przekraczały możliwości firmy. Car-sharing aut bezemisyjnych jest najtrudniejszą formą tej działalności, głównie ze względu na brak infrastruktury do ładowania. Dopiero innogy w Warszawie buduje sieć 300 ładowarek, które ma być gotowa do końca tego roku.

Być może na car-sharing elektryczny jest po prostu za wcześnie. Natomiast hybrydy mogą być pomostem między klasycznymi spalinówkami, a elektrykami, w końcu w warunkach miejskich, w korkach, jadą głównie na silniku elektrycznym, więc nie przyczyniają się do emisji smogu. A są w zasięgu finansowym firm i klientów.

„Wiedząc już, że car-sharing jest potrzebny i sprzyja klimatowi oraz jest komplementarny dla transportu miejskiego, zwłaszcza w strefach , gdzie nie dociera komunikacja miejska, rolą rządu powinna być edukacja. Powinno się więcej mówić o imporcie starych diesli z innych krajów UE, o robieniu z Polski wysypiska, to „mówienie” powinno być jednocześnie apelem do ludzi, żeby tego nie robili, wszakże dla wielu znajdzie się alternatywa

– mówi nam Maciej Panek, właściciel marki Panek. I ma 100% racji. Zysk z ograniczenia emisji dzięki temu, że nawet 100.000 osób przesiądzie się do samochodów elektrycznych, będzie niczym, jeśli do Polski cały czas będzie napływać masa leciwych aut z drugiej, ręki, głównie diesli.

Statystyki się nie zmieniają i rocznie importujemy 1 mln używanych samochodów, bez żadnych ograniczeń dotyczących stanu technicznego czy norm emisji. Nawet takie kraje jak Białoruś, Ukraina czy nawet Iran (o czym przekonał się już słynny kierowca feralnej ciężarówki) nie pozwalają sprowadzać do siebie szrotu.

Czytaj też: Bycie eko to już nie kosztowne hobby dla „zielonych dziwaków”, lecz realny sposób na oszczędzanie pieniędzy. Jak dużych? Liczymy!

Czytaj też: Auto zastępcze, z którego korzystasz w ramach polisy OC sprawcy kolizji, może zamienić się w finansową pułapkę. Wystarczy chwila nieuwagi

Jedziesz auto na minuty? Parkujesz bez problemu

Korzystając z aut na minuty nie musimy płacić za parkowanie. Ale firmy nie mają z tego tytułu żadnej taryfy ulgowej, cenę parkowania zaszywają w stawce za minuty. Żeby promować car-sharing należałoby zwiększyć dostępność miejsc parkingowych, być może wydzielić tylko takie, na których mogą parkować auta współdzielone, niezależnie od firmowych „barw”. Można by ewentualnie pokusić się o preferencja dla aut niskoemisyjnych, hybryd, a może tylko aut elektrycznych? Na razie nie ma nic.

Miasta już rozpoczęły serie drakońskich podwyżek za parkowanie. Trudno powiedzieć na ile to zniechęci kierowców do wjazdu do stref płatnego parkowania i przesiadki do transportu publicznego lub współdzielonego.

Samorządy mogłyby wprowadzić strefy niskiej emisji z zakazem wjazdu aut spalinowych. Jeśli ktoś musi koniecznie jechać do centrum, a nie może skorzystać z komunikacji publicznej, to może wybrać samochód elektryczny (ewentualnie hybrydę) na minuty/kilometry. Miasta – w obawie przed „gniewem ludu” – boją się wprowadzać takie strefy, jak diabeł święconej wody, Kraków już się z takiej opcji wycofał.

Odezwą się zapewne osoby, które stwierdzą, że we współczesnych miastach samochód, czy to na minuty, czy własny, nie jest potrzebny. Że wystarczy tramwaj, rower lub hulajnoga. Niestety, nie w polskich warunkach, gdzie samorządy pozwoliły rozlać się miastom na dalekie przedmieścia, a infrastruktura jest porozrzucana po całej aglomeracji. Kierowcy są niejako zmuszani dowozić dzieci do oddalonych dzielnic, bo w ich okolicy nie ma szkół, żłobków, przedszkoli, czy nawet przychodni.

Czytaj też: Jeździsz hulajnogami Lime? Radzę uważać. Dla nich „włączone” i „wyłączone” to to samo. Przepraszają za błąd, ale… co z moją „stówą”?

Czytaj też: Oni odetną prąd car-sharingowi? Warszawę i kraj zaleją… skutery na minuty. Ja już jeździłem

Car-sharing jest dyskryminowany podatkowo. Więc jak ma być tani?

Elektromobilność i gospodarkę współdzielenia trzeba promować, Jedną z preferencji jest obniżenie stawki VAT na te usługi z 23% do preferencyjnej 8%. Cóż, ten argument pada zawsze ze strony przedstawicieli biznesu: na nasze usługi VAT powinien być niższy, wtedy produkty będą tańsze, klienci chętniej z nich będą korzystać, a przecież chodzi o nasze wspólne dobro.

Czytaj też: Car-sharing i kradzież tożsamości. Pan Arek nie wiedział o co chodzi w tym biznesie, dopóki nie dostał wezwania do zapłaty. Jak oni pilnują?

Idee są szczytne, ale jak by było z realizacją? Przejazd zamiast 31 zł kosztowałby 27 zł. Ale zawsze zostaje niepewność, czy różnicy firmy nie zachowałyby dla siebie. Car-sharing ma jednak mocny argument – 8% VAT obowiązuje na usługi taksówkarskie, więc dlaczego nie miałby być taki sam na car-sharing? A taki np. Uber to w ogóle rozlicza się w Holandii i podatków nie płaci. Trudno to nazwać uczciwą konkurencją. Kolejny postulat to możliwość odliczeń podatkowych na przejazdy służbowe.

Wynajem aut w carsharingu jest precyzyjnie monitorowany, z łatwością można więc oddzielić przejazdy prywatne od służbowych. Wiedza ta jest niezbędna przy rozliczeniach podatkowych. Gdyby na szczeblu centralnym zapadła decyzja o możliwości pełnego odliczenia przejazdów służbowych w car-sharingu elektrycznym od podatku, to wielu klientów biznesowych zyskałoby dodatkowy argument ekonomiczny”

– mówi Jakub Jedliński kierownik ds. Operacji i Rozwoju innogyGO! W tle jest też  korzystanie z bus-pasów przez wszystkie auta działające w car-sharingu (dziś mogą z nich korzystać tylko „elektryki”).

Wszystkie te postulaty są godne rozważenia, ale tak naprawdę po prostu to jest za drogie. Z opisanych wcześniej przyczyn car.sharing nie jest konkurencyjny cenowo w stosunku do taksówek i różnej maści „uberów”, zaś wjeżdżanie samochodem prywatnym do centrów miast w dalszym ciągu po prostu się opłaca. Czasem kierowca woli zapłacić 20 zł za parkowanie, niż 40 zł za kurs car-sharingiem w obie strony. Zwłaszcza, że w obu przypadkach problem ze znalezieniem miejsca do parkowania jest taki sam.

źródło zdjęcia: mat. prasowe

Subscribe
Powiadom o
42 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
4 lat temu

Znajomy powiedział mi kiedyś: „weź Ubera, zapłacisz tyle samo, a nie musisz szukać miejsca do parkowania” -niestety miał rację. Do tego ten stres, który powoduje bijący licznik, wiele osób stara się dojechać jak najszybciej żeby zapłacić jak najmniej, co jest niebezpieczne i powoduje wypadki drogowe. Firmy carsharing owe mają dużą szkodowość wiec płacą zapewne kosmos za ubezpieczenie floty. Tutaj mogły by pomóc ustalanie z góry ceny za dojazd we wskazane miejsce ( tak jak w Uber, w końcu te auta i tak więcej stoją niż jeżdżą więc po co ten licznik czasu? ) oraz zniżki za bezpieczną jazdę, albo nawet… Czytaj więcej »

Oskar
4 lat temu

Traficar przecież już od pół roku liczy stawkę na kilometr, nie minuty.

BdB
4 lat temu
Reply to  Oskar

Za to Innogy Go liczy tylko czas, co w parze z dynamiką ich hybryd powoduje bardzo duże prędkości.

asd
4 lat temu
Reply to  BdB

innogy biorę tylko nad ranem w niedziele, mogę wtedy jechać grubo ponad 100 a na mostach 150 wiec wychodzi mi taniej ze srodmiescia na tarchomin niz brać ubera – lecz jak mam swiadomosc ze nie bede miał gdzie zaparkować i zmarnować 50% więcej kasy wole brac ubera

Bartek
4 lat temu

’Gdyby auta były non-stop „w użyciu”, to być może do bankructwa by nie doszło.’ I to jest podstawowy problem. Auta non-stop w użyciu, co oznacza że klient szuka wolnych aut. Do tego czas dodatkowej obsługi i nagle sie okazuje że równie szybko było by komunikacją miejską. A co dopiero uber czy taxi. Gdzie faktyczny czas podróży jest równy czasowi podróż ;-). Wygoda użytkownia to ogromna flota czyli masa pojazdów które przez spory kawałek czasu generują wyłącznie koszty, oraz zajmują cenne miejsca parkingowe. Tym samym wracamy do punktu startu. Ten model biznesowy bez dotacji nie ma szans i nigdy nie bedzie… Czytaj więcej »

matipl
4 lat temu

Przecież z punktu widzenia użytkownika to jest drogi interes. Opłata za km, opłata za minuty, trzeba znaleźć wolny w okolicy, oddać w odpowiedniej strefie itd.
Wygodniej nadal jest taksówką. Co innego car-sharing dostawczaków.

jedkow
4 lat temu
Reply to  matipl

Traficar nie robi ograniczeń, Ale kiedyś nie było Trafi i wziąłem Panka. jakie moje zdziwienie było jak się okząlo, ze 2/3 Krakowa było wyłączone i nie miałem jak zakończyć wynajmu..Po tym jak zapłaciłem 2 razy tyle co normalnie Traficarem, podziekowąłem pankowi w ogóle, bo jaki jest sens „jeżdżenia (czytaj stania w korku przy bijącym liczniku)po ścisłym centrum, gdy masz wszędzie tramwaj za 3.40 bilet?

asd
4 lat temu
Reply to  jedkow

traficar uciekł mi z miasta wiele miesiecy temu (wawa)

Anna
4 lat temu
Reply to  matipl

Rozmowa z taksówkarzem podnosi koszt przejazdu o 10 zł / min.

marcin
4 lat temu

1)jakiś czas temu brałem „na chwilę ” auto dostawcze na minuty… no i wszystko pięknie – tylko sama jazda i przewiezienie gratów… 20 minuut… parkowanie i znalezienie miejsca …. 20 minut.
okazało sie że taniej było wziąć transport z firmy transporowej.

2) panek, trafic … po prostu nie ma racji bytu przy uberze. w warszawie znalezienie miejsca w centrum jest nie lada sztuką.. tracisz i czas i kasę – bo nie możesz porzucić auta gdzie chcesz.. i tu uber/free now i ine wygrywaja z car sheringiem.

Grzegorz
4 lat temu

Car sharing to żaden sharing (ekonomia współdzielenia na czym innym polega) tylko wynajem na minuty. Operatorem wynajmu jest prywatna firma więc dopłaty do tego biznesu przez miasta byłyby nieuczciwe (bo czemu nie dopłacać do każdej korporacji TAXI). Carsharingi jawią się w komunikacji medialnej jako eko alternatywa dla samochodów. Cóź, ekoalternatywą jest rower, metro lub tramwaj. Samochód z CS jak jest hybrydą to też spala sok z dinozaurów. Jak jest elektryczny to lepiej, ale i tak zajmuje miejsce parkingowe i tworzy korki. Nie przekonuje mnie zupełnie argument o tym, że prywatne auto jest najmniej opłacalną inwestycją. Trzeba tu dodać że w… Czytaj więcej »

4 lat temu
Reply to  Grzegorz

Wszystko super, tylko porównywanie carsharingu do taksówek miałoby sens wtedy gdyby miał on przynajmniej takie samo wsparcie jakie mają taksówki (mimo, że twierdzisz, że korporacje też należałoby również wspierać). Wyznaczone miejsca na wyłączność dla carsharingu jak dla taksówek (co z tego, że we Wrocławiu były miejsca, skoro sam Wojewoda stwierdził, że są nielegalne – a spróbuj zaparkować prywatne auto na postoju taxi, to albo zaraz Cię odholują, albo będziesz miał porysowaną karoserię) albo niższy podatek 8% (taxi) 23% carsharing. Jeśli chodzi o klasyczną sharing-economy w zakresie współdzielenia samochodów, to są od dawna platformy do takiego społecznego „sharingu” ale nigdy nie… Czytaj więcej »

Jasio
4 lat temu
Reply to  Grzegorz

Jak jest elektryczny to spala skrzypy i widłaki… jedyna korzyść ekologiczna to ta, że komin na Żeraniu ma 200 m, a rura wydechowa jest przy samej ziemi. A samochód mi się finansowo zamyka – przynajmniej w porównaniu do uberów i taksi. 1 zł / km wliczając wszystkie opłaty.

Co do reszty – pełna zgoda.

Dawid
4 lat temu

Czy ktoś może mi wytłumaczyć 1 rzecz. Auta elektryczne są tak drogie bo są takie Super, czy może dlatego że koszt produkcji jest tak wysoki??? Jeżeli to drugie, to gdzie jest ta ekologia?

Rafał
4 lat temu
Reply to  Dawid

Nie ma żadnej ekologii. To ściema Auta elektryczne zasilane są prądem z węgla a produkcja baterii do aut elektrycznych również nie ma nic wspólnego z ekologią.

Don Pedro
4 lat temu
Reply to  Rafał

Mój telewizor też jest ekologiczny bo jest na prąd…

Dawid
4 lat temu
Reply to  Rafał

No tak, bo produkcja zwykłych samochodów jest bardzo ekologiczna. 🙂
A to, z czego jest produkowany prąd, nie zależy od samochodu.

Jasio
4 lat temu
Reply to  Dawid

Ale ma wpływ na jego ekologiczność. Bez policzenia śladu od kopalni surowców do złomowiska zawsze będzie ściema.

Grzegorz
4 lat temu
Reply to  Dawid

A może auta elektryczne są takie drogie bo mogą? Bo cała maszyna ekologia+lobbying koncernów+ przepisy UE zmierzają do zmuszenia wymiany samochodów na elektryczne. I teraz pytanie: skoro właśnie rozpoczyna się wielka wymiana floty w UE (docelowo kilkaset milionów samochodów) to po co oferować tanie produkty? Przecież można wykonać gargantuiczny skok na kasę i podnieść ceny samochodów o 100%. Jak nie będzie alternatywy to ludzie i tak kupią. Jak nie będzie ich stać za gotówkę to wezmą w kredyty i najmy długoterminowe, które jeszcze dadzą zarobić bankom i podniosą ceny aut o kolejne naście/dziesiąt procent. A raczej wielu nie będzie stać.… Czytaj więcej »

Dawid
4 lat temu
Reply to  Grzegorz

A może jednak prawo popytu i podaży oraz koszt produkcji?
No i należy też na to tak spojrzeć, że taka Tesla i tak wychodzi taniej niż bolid młodzieży wiejskiej czy inne kaudi, a zbiera się lepiej.

ABC
4 lat temu
Reply to  Dawid

To nie są auta ekologiczne tylko niskoemisyjne. Dodatkowo sprawie opodatkowania Ubera interweniowała sama Pani ambasadoressa G. Mosbacher, nie ma to jak „wsparcie” dla polskich przedsiębiorców.

Tomasz
4 lat temu

>Może w Polsce jeszcze nie czas na car-sharing? Może nie da się dziś namówić milionów ludzi, by zrezygnowali z własnych aut i regularnie korzystali z wypożyczanych? Póki co nie ma najmniejszych szans, żeby ci ludzie zrezygnowali z własnych aut dla pojazdów wypożyczanych na minuty. Dlaczego? Bo zdecydowana większość ruchu to ruch sezonowy – rano do pracy, zwykle do centrum miasta, po południu z pracy, zwykle poza centrum czy na przedmieścia. Jeśli nawet znalazłaby się firma dysponująca na tyle ogromną flotą, żeby zaspokoić potrzeby wszystkich chętnych, to te samochody dalej stałyby przez większość dnia nieużywane, bo kto miałby je przeparkować, by… Czytaj więcej »

Paweł
4 lat temu

Nie ma to racji bytu, jest bolt, uber – i sie oplaca i nie trzeba parkowac, mozna byc pod wpływem lub zmecozny,

gal anonim
4 lat temu

To będzie biznes za 5 -10 lat jak będą auta autonomiczne.
To zmieni i oblicze: taxi ubera czy car-sharingu.

Prosta Apka w telefonie -auto teraz zamawiasz wiezie Cię lub sam jedziesz do celu- wysiadasz gdzie Ci pasuje a auto odjeżdża i nie obchodzi Cię miejsce do parkowania.

Dzisiejsze Carsharingi to przedskoczkowie.

Bolesne ale prawdziwe.

Franek
4 lat temu

Tak przy okazji, jeśli szukacie carsharingu lub hulajnogi i chcecie mieć te dane w tym samym miejscu co kom. miejską, to polecam od siebie apkę także&drive

Adrian
4 lat temu

Chcąc załatwić ważną sprawę, mając własne auto, wychodzisz, odpalasz i jedziesz. Często do najbliższego auta na minuty masz kilkanascie minut drogi. Nie wspominając o tym, że jeśli mieszkasz na wsi, to nie ma szans na auto, bo zwyczajnie nie ma tam wyznaczonej strefy parkowania, co jest logiczne, bo jednak każdy chce, by auto stało w miejscu, gdzie dużo użytkowników wokół. Ja co miesiąc płacę kokosy za parę przejazdów autem. Równie dobrze mogę kupić własne i płacić za niego raty, mając go na własność, nie sprawdzając wcześniej czy ktoś go nie zarysował i nie martwić się czy będę musiał płacić karę,… Czytaj więcej »

Piotr
3 lat temu
Reply to  Adrian

Dobrze prawisz! Ja korzystam z Trafficar czy MiiMove na dojazd do pracy. Pracujemy z żoną w jednym miejscu, tylko ja często idę na 6, ona dojeżdża naszym prywatnym autem na 9. Wracamy razem. W takim systemie, koszty wynajmu T czy MM są dużo niższe, niż utrzymanie drugiego prywatnego auta.

4 lat temu

„Najem długoterminowy” czy nowa moda przyjmie się w Polsce? Polak lubi mieć swoje i się nie dzielić 😉

Krzyszot
4 lat temu

A ja chciałbym zwrócić uwagę na jeden dość istotny dla mnie problem z samochodami na minuty: nie ma w nich fotelików dla dzieci. Jako ojciec trójki dzieci nie będę przy każdej podróży do przedszkola/żłobka/szkoły, czy po prostu na zakupy szedł do samochodu z trzema fotelikami (zresztą przy gabarytach fotelików nie wyobrażam sobie tego fizycznie). Zastanawiał się czy w tym samochodzie będzie dostatecznie szeroka kanapa albo czy kąt kanapy będzie pasował do profilowania fotelika (świadomy zakup fotelika samochodowego dla dziecka wiąże się z dopasowaniem fotelika do samochodu). Wole mieć foteliki „na stałe” wmontowane w samochód. A do pracy najwygodniej (i najszybciej)… Czytaj więcej »

Katarzyna
4 lat temu

Jako mieszkanka Wrocławia i (sporadyczna) klientka Vozilli pozwolę sobię dorzucić dodatkową perspektywę na sprawę. Zgadzam sie, że auto „na minuty” zamiast „na kilometry” w wiecznie zakorkowanym Wrocławiu, po prostu nie ma racji bytu. Po każdym przejeździe Vozillą, kiedy widziałam ile mnie to kosztowało to łapałam się za głowę. Nie bez przyczyny napisałam, że z usług Vozilli korzystam sporadycznie. Przyczyna – zawsze gdy potrzebuję transportu nie było żadnego dostepnego auta w promieniu 3km. I kończyło się na Uberze albo taksówce. Jakiś czas temu Vozilla podzieliła Wrocław na rejony o różnych kosztach. Zrobiła to w wyjątkowo nieelegancki sposób – trzymając szczegóły do… Czytaj więcej »

Michał
4 lat temu

„Przeciętny, prywatny samochód przez 80% czasu stoi bezczynnie na parkingu”. Pozostałe 20% to jest 4:48 godziny na dobę. Kto „przeciętny” spędza prawie 5 godzin dziennie w samochodzie?! Nawet uwzględniając całodzienną jazdę gdzieś na urlop czy do rodziny raz na jakiś czas. Myślę, że jeszcze więcej czasu samochodu jest marnowane na bezużyteczne stanie (i często zajmowanie przestrzeni miejskiej).

4 lat temu

Zapraszamy do współpracy z ParkCash. Pomagamy flotom parkować na zamkniętych parkinach, rozliczamy godzinowe parkowanie na zbiorczych fakturach. Na parkingach zamkniętych zawsze jest miejsce lub wystarczy poczekać 3 minuty. Jedna z firm carsharingowych już z nami współpracuje.

Jasio
4 lat temu

Mój samochód kosztował 30 tys. złotych. Paliwo do niego – 42 tys (wiem, bo liczę). To razem 72 tys. złotych. Dla równego rachunku zróbmy z tego 100 tys ze względu na ubezpieczenia, naprawy, itp., chyba nawet opłaty za parkowanie się w tym zmieszczą. Za te pieniądze przejechałem nim 100 tys. km. Czyli wychodzi – 1 zł / km. Teraz proszę mi znaleźć środek transportu indywidualnego, który zapewni mi taką stawkę i podobny komfort użytkowania – czyli wychodzę, wsiadam i jadę, bez czekania aż taksi czy uber wysadzi poprzedniego pasażera i przebije się przez korki, żeby do mnie dojechać (i nie… Czytaj więcej »

Jasio
4 lat temu

„polityka miast jest niespójna – jedne samorządy są bardziej otwarte na współprace, inne mniej” – czyli w Polsce jest niedobrze – choć dlaczego właściwie wszystkie miasta miałyby mieć tę samą politykę? Tym się różni samorządność od centralizacji, że każde miasto samo decyduje, co uznaje za dobre, niekoniecznie oglądając się na inne. „Na Zachodzie jest różnie” – co merytorycznie oznacza DOKŁADNIE to samo, ale za to jak brzmi!

Tak właśnie robi się propagandę!

Kuba
3 lat temu
Reply to  Jasio

No jest coś takiego jak standardy cywilizacyjne.

No chyba że dla ciebie prawie że jednakowe standardy komunikacji miejskiej, podstawówek, wody, budowy dróg czy ciepłownictwa są przejawem centralizacji 😂

4 lat temu

gdybym miał pewność że jak dojade do miejsca X i będę miał gdzie zaparkować (zamiast jezdzić w kółko lub zaparkować 1 km dalej) to bym brał auto na minuty zamiast ubera/bolta etc.

Dawid
3 lat temu

Ja mam daleko do centrum, komunikacja, to ciągłe przesiadki, ciasno, czasami brak klimy, ale zawsze śmierdzące niektóre ludziska, brak kultury i chamstwo, dopalanie kiepów w drzwiach, pięterko, a dołożyć trzeba opóźnienia lub brak 1 przyjazdu, jeżdżą jak chcą, cały plan przesiadek się sypie czasami. W zimę marźniesz, w lato leje się i czekasz już na 2gi autobus powinien dojechać… To się nazywa komunikacja. Car-Sharing, kiedyś go nie było. Jako przez taką komunikację, kiedy wolałem kupić auto, w excelu nawet pisałem 2zł na myjnię, ciągłe się psuło, źle trafiłem i zostałem oszukany na stanie (po wypadku i silnik mocniejszy włożony i… Czytaj więcej »

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu