13 kwietnia 2019

Czy Polska powinna wejść do strefy euro? Prezes Kaczyński straszy wzrostem cen. Czy ma rację? Siedem argumentów za i przeciw euro

Czy Polska powinna wejść do strefy euro? Prezes Kaczyński straszy wzrostem cen. Czy ma rację? Siedem argumentów za i przeciw euro

Czy Polska powinna wejść do strefy euro? Prezes Jarosław Kaczyński straszy wzrostem cen i obiecuje, że jego partia Polski do klubu euro wprowadzać nie zamierza. Czy ma rację? Oceńmy jego argumenty na chłodno, bez emocji. I poszukajmy kontrargumentów „na drugą nóżkę”. Kto ma mocniejsze karty w ręce: przeciwnicy czy zwolennicy wejścia Polski do strefy euro?

Gdyby nie chodziło o rzecz tak ważną, jak wybory, to powiedziałbym, że prezes partii rządzącej Jarosław Kaczyński wrzucił granat do szamba swoją wypowiedzią dotyczącą (nie)wprowadzenia waluty euro w Polsce. Choć w zasadzie trudno mówić o niespodziance: stosunek Prawa i Sprawiedliwości do euro jest znany, a najnowsze wypowiedzi prezesa tej partii nic nowego nie ujawniają.

Zobacz również:

„Czy euro dobrze służy różnym europejskim państwom? Owszem służy, ale Niemcom, Holandii, Belgii. Inni, nawet tak silne państwa jak Francja, na euro tracą, a inne wręcz upadają. Czy zyskałyby na tym polskie gospodarstwa domowe i kieszenie Polaków? Niezależnie od tego, jaki będzie mechanizm przyjęcia euro, w ten czy inny sposób na tym stracimy. Czy euro jest nam potrzebne? Czy przyśpieszy nasz rozwój? Wyrówna nasz poziom zamożności z krajami zachodnimi? Nie. Mówimy „nie” dla euro, mówimy „nie” europejskim cenom. Mówimy: europejskie płace, a nie europejskie ceny”

– powiedział Jarosław Kaczyński na kolejnej konwencji wyborczej. I trudno się oprzeć wrażeniu, że w ten sposób chce wywabić opozycyjnego niedźwiedzia z jaskini. Jak wiadomo, wśród opozycyjnych polityków jest sporo zwolenników wejścia Polski do strefy euro. Jednocześnie wiadomo, że większość Polaków boi się wzrostu cen związanego ze zmianą waluty.

Mówi o tym choćby ostatni sondaż dla „SuperExpressu”, z którego wynika, że tylko co trzeci Polak popiera wejście do strefy euro. Nie ma więc nic lepszego z punktu widzenia partii rządzącej, niż sprowokowanie polityków liberalnych, by zaczęli publicznie bronić pomysłu euro w Polsce i „postraszyli” tym scenariuszem tę większość opinii publicznej, która euro się boi.

Argumenty przeciwko euro nie skupiają się tylko na wzroście cen: prof. Eryk Łon – członek Rady Polityki Pieniężnej z rekomendacji PiS – niedawno stwierdził, że złotówka mogłaby zostać wspólną walutą Europy. A w ostatnich dniach doszedł do wniosku w jednym z felietonów, że przyjęcie euro w Polsce byłoby… wypełnieniem strasznej przepowiednii siostry Łucji. Lepiej nie wiedzieć co tam siostra łucja mówiła o euro, ale na pewno nic dobrego. Przepowiednie Nostradamusa to przy tym pikuś.

No, ale koniec żartów. Problem jest poważny – zmiana waluty na europejską to jeden z poważniejszych wyborów, przed którymi może stanąć Polska – więc spróbujmy zmierzyć się z argumentami obu stron. Kto ma rację w sporze o wprowadzenie waluty euro w Polsce? Najpierw argumenty przeciwko euro.

Po pierwsze: natychmiastowy wzrost cen i wolniejszy wzrost zarobków

Mogłoby się to rzeczywiście zdarzyć z trzech powodów: a) zaokrąglanie przez handlowców cen w górę (np. do pełnego euro), b) szybsze, bo pozbawione przeszkód dostosowanie cen do zachodnioeuropejskich (przy braku tak szybkiego dostosowania pensji), c) wzrost zainteresowania konsumentów z innych krajów euro „nowym” krajem (czyli wzrost popytu i cen np. na nieruchomości, ziemię).

Czy to racjonalne argumenty? Częściowo na pewno tak. Opowieści o wzroście cen we Włoszech poprzez ich zaokrąglanie w górę są już legendarne, choć chyba częściowo nieprawdziwe. Wzrosła tam o 70% cena kawy cappucino (czyli narodowego napoju Włochów), ale patrząc po całości gospodarki – ceny „zaokrągliły” się tylko o 2%. Na Litwie, która weszła do strefy euro na początku 2015 r., tamtejszy GUS wyliczył wzrost cen niektórych towarów spożywczych na 40%, ale w tym przypadku to też były przypadki jednostkowe.

Czytaj też: Litwini skarżą się na wzrost cen po wejściu do strefy euro

Czytaj na drugą nóżkę: Prof. Marian Noga uważa, że opowieści o wzroście cen po wejściu do strefy euro to wierutna ściema. I pokazuje liczby

Poza tym, do jasnej cholery, teraz też większość rzeczy, które mamy w domach, jest produkowana za granicą i sprowadzana do Polski za euro lub dolary. Ceny samochodów, telewizorów, smartfonów są przeliczane z euro. Dlaczego po tym jak my wejdziemy do strefy euro ceny miałyby jakoś drastycznie się zmienić? Może się coś-tam wyrówna, coś zaokrągli, ale z drugiej strony spadną koszty transakcyjne (o nich dalej).

Ale tak – wzrost cen, mniejszy lub większy, to dość prawdopodobny efekt krótkoterminowy, który trzeba by brać pod uwagę, pokazując Narodowi także inne, równoważące bilans. Jest oczywiste, że wejście Polski do strefy euro spowoduje zacieśnienie współpracy z potęgami gospodarczymi, przepływ pieniędzy, innowacji, co z czasem przyniesie wzrost płac. Tyle, że nie stanie się to od razu, zaś ceny mogą pójść w górę już w pierwszych tygodniach po przeprowadzeniu „operacji strefa euro”.

Po drugie: brak instrumentów ratunkowych w przypadku kryzysu

To też argument, któremu nie można odmówić mocy. To właśnie dzięki manewrowaniu stopami procentowymi – i pośrednio kursem złotego – Polska przeszła bez skurczenia się gospodarki przez kryzys 2007-2009 r. Gdy gospodarka słabnie, możemy obniżyć stopy procentowe (dzięki czemu potanieje kredyt) i obniżyć kurs własnej waluty (dzięki temu nasze towary za granicą będą relatywnie tańsze).

Będąc w strefie euro zrzeklibyśmy się tego asa w rękawie i zostałyby nam tylko manewry podatkowe (też ograniczone zgodami Komisji Europejskiej). NBP stałby się zaledwie przybudówką Europejskiego Banku Centralnego (choć miałby wpływ na jego decyzje). A w Polsce obowiązywałyby takie same stopy procentowe, jak w całej strefie euro. Gdyby nasza gospodarka radziła sobie gorzej, niż np. niemiecka, nie moglibyśmy zareagować obniżając stopy.

—————————————————

Czytaj też raport specjalny o strajku nauczycieli:

>>> Ile „sprawiedliwie” powinien zarabiać nauczyciel? Robota męcząca, ale więcej wakacji, więc… podliczamy!

>>> Rząd (niechcący) pokazał co czeka nauczycieli w Polsce? Ilu zostanie bez pracy? Policzyłem „etatouczniogodziny” i… wszystko jasne

>>> Ile rocznie wydajemy na korepetycje? I dlaczego nauczyciele muszą ich udzielać?

—————————————————

Po trzecie: za mała siła naszej gospodarki, żeby skorzystać na euro

Kraje rywalizują między sobą na wielu poziomach – np. kosztami siły roboczej, innowacyjnością produkowanych towarów i usług, cenami produkowanych dóbr… Wchodząc do strefy euro de facto zapisujemy się do bezpośredniej (bez żadnych dopalaczy) rywalizacji z krajami, które technologicznie i organizacyjnie wyprzedzają nas o dziesięciolecia. Dzisiaj możemy sprzedawać nasze towary w Niemczech, czy Francji, bo są tak samo dobre, a tańsze. Gdy wejdziemy do strefy euro – będziemy w tym samym ringu, co potęgi.

Eksperci niemieckiego think tanku Centrum Polityki Europejskiej (CEP) w lutym pokazali symulację jak wyglądałby wzrost PKB krajów strefy euro, gdyby nie przyjęły one wspólnej waluty. Symulacja dotyczyła 8 z 19 krajów. Autorom wyszło, że od 1999 r. w Niemczech euro przyczyniło się do wzrostu dobrobytu o 1,9 biliona euro. Niemcy uchodziły w oczach wielu inwestorów za „bezpieczną przystań” dla ich pieniędzy.

Inne państwa obniżyły poziom dobrobytu obywateli po wejściu do euro. W przypadku Włoch autorzy raportu mówią o stracie 4,3 biliona euro. Francja miała stracić 3,6 biliona. Holandia, Hiszpania, Belgia, Portugalia wyszły mniej więcej na zero – zyskały lub straciły od kilkudziesięciu do kilkuset miliardów euro. Choć jeśli rozłożyć to na długie lata – robią się z tego drobne kwoty. A poza tym te kraje są w delikatnie innej, niż my, sytuacji geopolitycznej. Nie leżą na skraju rosyjskiej strefy wpływów.

Czytaj więcej o tym raporcie: Kto skorzystał, a kto stracił na wejściu do strefy euro. Są nowe obliczenia!

Ale, wracając do głównego nurtu, mamy trzy realne, poważne argumenty przeciwko wejściu do strefy euro i trzeba je brać pod uwagę, policzyć, przeanalizować. Ale są i korzyści z przyjęcia euro, które – być może – przeważałyby nad tymi dwoma czynnikami, gdyby wszystko dokładnie policzyć. Jakie to czynniki?

Po czwarte: przyciągniecie światowych inwestycji i innowacji

Im więcej będzie w Polsce nowoczesnych fabryk, inwestycji największych światowych koncernów, tym będziemy bogatsi i nowocześniejsi – mam nadzieję, że tego nikt nie kwestionuje. Im więcej nowych technologii będzie powstawało nad Wisłą, tym więcej będziemy zarabiali (PKB rośnie szybciej dzięki produkcji smartfonów, niż etui do smartfonów).

Czytaj więcej na ten temat: Ta tabelka bezbłędnie pokazuje dlaczego tak mało zarabiamy. Dowiesz się z niej również co musi się stać, żebyśmy mieli niemieckie pensje

Jeśli odpada ryzyko walutowe, to inwestycje są bezpieczniejsze, łatwiejsze do policzenia. Słowacja od wejścia do strefy euro (w 2009 r.) zanotowała pięciokrotny wzrost zagranicznych inwestycji. Przyciągnęła np. trzy wielkie koncerny samochodowe, które zbudowały tam fabryki (Volkswagen, Kia i PSA Peugeot Citroen). Produkcja przemysłowa rośnie dzięki sile sektora samochodowego i elektronicznego. Wzrosła wydajność pracy – czyli w ciągu godziny pracy przeciętny pracownik wytwarza więcej PKB. Choć pewnie trzeba by porównać osiągniecia Słowaków z jakimś porónywalnym wielkościowo krajem poza klubem euro.

Pod względem poziomu życia Słowacy – zawsze biedniejsi od Polaków i Czechów – coraz bardziej się do nas zbliżają. Jeśli chcemy mieć zachodnie pensje, to musimy osiągnąć taki sam poziom technologiczny, jak Niemcy, Francja, czy tygrysy azjatyckie. Proste pytanie: łatwiej to osiągnąć ułatwiając czy utrudniając napływ inwestycji do Polski?

Tutaj więcej: Jak radziła sobie Litwa po roku od wejścia do strefy euro?

Czytaj również: Słowacja i euro. Czy to małżeństwo się udało? 

Po piąte: skasowanie kosztów wymiany walut w handlu i turystyce

Żyjemy w erze globalizacji. Nie jesteśmy samotną wyspą, współpracujemy z innymi krajami. Pieniądze na 500+, „trzynastkę” dla emerytów oraz Krowę+ zapewnia nam m.in. handel, wymiana dóbr i przepływ siły roboczej (np. gdybyśmy nie mogli sprzedawać na całym świecie naszych jabłek – byłoby kiepsko, bo mamy ich więcej, niż sami jesteśmy w stanie zjeść).

Konieczność wymiany walut przy każdym przepływie rzeczy lub ludzi między krajami generuje olbrzymie koszty. W skali roku Polska sprzedaje za granicę towary za ponad bilion i za ponad bilion złotych ściąga inne. Jeśli koszt wymiany walut wynosi tylko 1%, to mówimy o 20 mld zł bezsensownych kosztów, które są ostatecznie wyjmowane z naszych, konsumenckich kieszeni (bo wliczane w ceny). Komisja Europejska nie bez powodu przygotowuje dyrektywę, która ma wymusić obniżenie tych kosztów. W skali Europy mówimy o 25 mld transakcji rocznie!

Podczas podróży zagranicznych wydajemy rocznie w innych krajach 70-80 mld zł. W większości przypadków płacimy 6-8% spreadu za wymianę walut (Revolut i karty wielowalutowe jeszcze nie są dobrem powszechnym). Spokojnie można powiedzieć, że z powodu braku euro tylko turyści płacą 5 mld zł bezsensownych prowizji. Te pieniądze mogłyby zostać w naszych kieszeniach. Dziś lądują w kieszeniach banków i ich akcjonariuszy.

Czytaj o planach Komisji Europejskiej: Bruksela chce ściąć koszty transakcji transgranicznych, w tym wymiany walut i spreadów walutowych

Sprawdź: O ile więcej zarobisz jeśli założysz lokatę w dobrym banku? Tutaj aktualizowany na bieżąco ranking najbardziej szczodrych banków!

Zerknij też: Aktualizowany na bieżąco ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?

Nie przegap: Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?

Po szóste: spadek długu Polski i odsetek od niego

Polska jest zadłużona na ponad bilion złotych. Koszty obsługi tego długu, czyli odsetek płaconych od wyemitowanych obligacji, wynoszą 30 mld zł rocznie (800 zł na każdego podatnika rocznie). Kraje strefy euro zadłużają się znacznie taniej, bo strefa euro to pieczątka wiarygodności. Emitowalibyśmy euroobligacje dwa razy taniej, płacilibyśmy dwa razy mniejsze odsetki, NBP mógłby rozwiązać 500 mld zł rezerw walutowych, obniżając o kilka punktów procentowych zadłużenie kraju.

Bycie w strefie euro mogłoby nas uchronić przed kryzysem walutowym, który – jeśli nadejdzie – spowoduje zniszczenie oszczędności Polaków w bankach (zagrożonych byłoby 800 mld zł depozytów). Jesteśmy jednym z najbardziej zadłużonych za granicą krajów patrząc na strukturę długu (po Turcji i Węgrzech).

Obniżenie wiarygodności finansowej kraju – a w przypadku posiadania złotego jesteśmy na to bardziej narażeni, niż wtedy, gdybyśmy mieli euro – może dość łatwo spowodować odpływ kapitału z Polski, krach waluty i kłopot z obsługą długu zagranicznego (o programach typu 500+ czy Krowa+ trzeba byłoby zapomnieć). Przynależność do klubu euro by nas przed tym zabezpieczała.

Czytaj też o tym: Czy Polska może zbankrutować tak, jak (prawie) bankrutuje Turcja? 

Czytaj więcej: Po ile składamy się na budżet państwa i ile kosztują każdego Polaka odsetki od długu zaciąganego w naszym imieniu przez Polityków? Oj, kupiłbyś sobie coś…

Po siódme: euro to geopolityczna polisa ubezpieczeniowa

Wygląda na to, że w Polsce nie powstanie „Fort Trump”, bo niby dlaczego Amerykanie dla naszego widzimisię mieliby nadstawiać głowy rosyjskiemu niedźwiedziowi. Wielka gra geopolityczna toczy się ponad naszymi głowami i jeśli będzie trzeba, to każda ze stron nas sprzeda w imię własnego interesu. Jedynym zabezpieczeniem jest sytuacja, w której Polska będzie pełna kapitału zainwestowanego – i trudnego do wycofania – przez największe światowe koncerny.

Jeśli Niemcy i Francuzi będą mieli w Polsce tyle interesów, że ich naruszenie spowodowałoby już nie miliardowe, ale wielobilionowe straty, to będą Polski bronić – np. przed zakusami Putina – jak lwy. W każdym innym przypadku sprzedadzą nas za przysłowiową miskę ryżu, jak to już w historii się zdarzało. Fakt, że jesteśmy w NATO delikatnie poprawia naszą sytuację, ale gdybyśmy byli w NATO i strefie euro, „zapakowani” po uszy fabrykami niemieckimi, francuskimi, hiszpańskimi, czy holenderskimi – nasza narodowa polisa ubezpieczeniowa miałaby dalece większą wartość.

Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!

Czytaj też: W konsekwencji konwencji, czyli czym się różni dobry polityk od pośrednika finansowego? 

Tu nie potrzeba psychoanalityka, tylko matematyka

Zwolennicy euro, widząc sondaże, w których wychodzi nasz strach przed wyższymi cenami w euro, opowiadają w kółko, że „trzeba z Polakami o tym rozmawiać”. Ale, do jasnej cholery, to nie wizyta u psychoanalityka, żeby rozmawianie było jakimkolwiek lekarstwem. Tu trzeba mocnych argumentów, popartych liczbami, które przekonają szarego zjadacza bułek, że wejście do strefy euro mu się po prostu opłaci.

Jeśli argumenty będą mocne, a uda się z nimi przebić do większości Narodu, to problem wejścia do strefy euro sam się rozwiąże, bowiem w najbliższych wyborach mandaty zdobędą ci politycy, którzy – zdaniem większości z 60% Polaków interesujących się czymkolwiek – będą realizowali ich interesy wyrażone w euro. Teraz Polacy wybrali tych, których wybrali, bo uznali, że program 500+ i przyspieszenie możliwości przechodzenia na emeryturę po prostu im się opłaci.

Czytaj też: Dobry wywiad z prof. Grzegorzem Kołodką o „zadach” i „waletach” euro

Trzeba też znaleźć odpowiedź na pytanie: jak to jest, że poza euro jest tylko jedna naprawdę potężna gospodarka na naszym kontynencie – Wielka Brytania? Euro mają Francja, Niemcy, Włochy. A także kraje aspirujące, takie jak Słowacja, Estonia, Łotwa, czy Litwa. Na Starym Kontynencie Polska jest największym krajem poza klubem euro. Jeszcze są kraje skandynawskie i Szwajcaria, mniejsze, lecz od nas bogatsze.

Ale gdyby Europa się zasklepiła w strefie euro, moglibyśmy zostać największym”spadkowiczem” do drugiej ligi. Trzeba porządnie policzyć czy ten spadek by nam się opłacił. Bo najwięcej za prawa telewizyjne płacą jednak w Ekstraklasie.

A tak na marginesie… Strona „Subiektywnie o finansach” skończyła właśnie 10 lat! Zobacz jak się w tym czasie zmieniała i po co mi to było

zdjęcie: moerschy/Pixabay.com

 

Subscribe
Powiadom o
45 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ppp
5 lat temu

Dodałbym jeszcze kwestię kursu. Jeśli kurs były odpowiednio niski, mógłby zrównoważyć problem wzrostu cen i innych niedogodności. Jeśli kurs byłby taki, jak aktualnie – niczego by nie zrównoważył, a jeszcze utrwalił nędzę wielu Polaków.
Generalnie jestem przeciw przyjmowaniu Euro, ale nie bezwarunkowo – jeśli kursy byłby poniżej 3zł/1E, to można by zacząć rozmawiać.
Pozdrawiam.

armi
5 lat temu
Reply to  Ppp

dokładnie – w pełni popieram kurs 2-3 pln za Euro i Dolara – i… nawet bez Euro będzie się w PL żyło dużo lepiej i nie będzie się opłacało wyjeżdzać za granicę do pracy co to za 'zielona wyspa’ skoro brak recesji jest okupione realnym ubustwem ludzi żyjących w danym kraju Tak jak jest podane w artykule ; ceny sprzętu agd rtv, zagranicznych wakacji, paliwa, samochodów, oprogramowania, komputerów, abonamentów na usługi światowych gigantów jak Apple, Netflix, HBO itd są przeliczane z Euro lub $$$ oraz zaokrąglane w górę by zabezpieczyć się przed ryzykiem kursowym – stąd niższe ceny w USA… Czytaj więcej »

Ksawery
5 lat temu
Reply to  Ppp

Dziwnym trafem to ostatnio coraz częściej okazuje się, że pewne usługi i rzeczy są tańsze w obcej walucie niż złotym. Nie będzie dwóch tygodni jak kupowałem przeloty WizzAirem do Bergen oraz powrót z Göteborga. Ponieważ opłacało się dobrać WizzClub to też go chciałem nabyć. Kupując bilet z wylotem z PL i cenami w PLN WizzClub to było 139PLN. Z przy zakupie z wylotem w SE i opłacie w SEK było to 299SEK. A ile to 299SEK? Przy płatności Revolutem wyszło 122PLN – 12% taniej. Podobnie jest z elektroniką, gdzie często w Norwegii i Szwecji kupuję je taniej niż w PL.… Czytaj więcej »

5 lat temu

Bardzo sensowny i wyważony artykuł, a jednak całe dobre wrażenie psuje argument o wzroście wydajności pracy. Jakim cudem prosta zamiana jednego koloru papierka w portfelu na drugi sprawia magicznie, że ludzie znajdują magiczny sposób, żeby pracować efektywniej?

A tak zupełnie na marginesie: czy macie w planach wdrożenie Disqusa?

5 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

W takim razie wzrost wydajności to nie cud, ale i tak sztuczka arytmetyczna nieco poniżej pasa: nie sprawiło jej euro, tylko wzrost ilości zakładów efektywniejszych branż – choć owszem, spowodowany prawdopodobnie jego przyjęciem. Ale i tak uważałbym z tym argumentem. Kapitał przeniesie się tam, gdzie będzie miał lepszy wzrost – i np. dochodzą mnie słuchy, że wychwalany pod niebiosa w Krakowie outsourcing usługowy już zaczyna przeprowadzkę do Azji. Z racji kosztów właśnie. Tak samo stanie się z całością NIEZALEŻNIE od przyjęcia bądź nieprzyjęcia euro, jeśli będziemy się opierać tylko na inwestycjach zagranicznych. Disus przydałby się, captche trochę wnerwiają 🙂 Nie… Czytaj więcej »

anonymous
5 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Całkowicie zbędny. Wystarczy poprawić formę obecnych komentarzy.
Natomiast skoro zmiana waluty spowoduje napływ technologii to nie lepiej zmienić walutę na funty albo jeny?

Radek
5 lat temu
Reply to  anonymous

O, dobry pomysł. Proponuję dolara. Albo faktycznie wziąć 2-3 waluty (dolar, funt, jeny). Można mieć kilka języków urzędowych, to kilka walut też przejdzie. A i nikt nie zarzuci nam zaściankowości.

Grzegorz
5 lat temu

Panie Macieju!
Zapraszam Pana bardzo serdecznie co środę i sobotę do Jabłonki i Nowego Targu na południu Polski – następują wtedy prawdziwe OBLĘŻENIA kiermaszy przez Słowaków, dzieje się tak od wprowadzenia euro na Słowacji.

lech
5 lat temu
Reply to  Grzegorz

Może to ich euro jest tak silne, że wszystko w Polsce jest dla nich tanie ?

Michał
5 lat temu

Nie nie nie! aż wróciłem do początku, kto to napisał! Panie Macieju „do jasnej cholery”, tak jak Pan pisze, odleciał Pan na maxa! i to już konkretnie i ponoszą Pana fantazje! Szary zjadacz bułki patrzy na cenę bułki, a nie wakacji i obligacji, na które Pana stać! a innych po zdrożeniu bułki nie będzie nawet na tą 2gą bułkę stać! Zejdzie Pan na ziemię w końcu… Kolejny temat, to ziemia. To chce Pan odebrać marzenia wielu Polaków, bo po czymś takim to tylko bogatych będzie stać kupić działkę, aby odsprzedać obcokrajowcom. Polakom zostanie karton po mostem i ewentualna kawalerka. Starszych… Czytaj więcej »

Paweł
5 lat temu

Najsensowniejszym rozwiązaniem w perspektywie kilku najbliższych lat byłoby wprowadzenie Euro bez umowy z EU tak jak jest w Kosowie czy Czarnogórze. Mam na myśli, że przez pewien okres np: 5 lat równolegle funkcjonują obie waluty tz: można nimi wpłacić w sklepach opłacać rachunki i odbierać pensje jak kto woli. Wtedy zachowamy kontrolę nad stopami procentowymi a ci co chcą mieć Euro na co dzień mieliby taką możliwość. A po paru latach ponowna dyskusja na ten temat. Pozdrawiam.

Frost
5 lat temu
Reply to  Paweł

To by oznaczał przyjęcie sztywnego kursy wobec EURO. Moglibyśmy stać się celem ataków spekulacyjnych + = rezygnacja z ważnego instrumentu polityki monoetarnej.

5 lat temu

Koszt wprowadzenie euro to też wymiana kas fiskalnych w sklepach.

anonymous
5 lat temu

Gdzie niby niemcom się polepszyło? niemaszki w osobistych rozmowach twierdzą że za 100 marek można było zapełnić dwa koszyki w markecie a za 100 euro niecały jeden koszyk w założeniu że jak zarabiali 2500 marek to po zmianie zarabiają 2500 euro.

Don Q.
5 lat temu

Gdy gospodarka słabnie, możemy obniżyć stopy procentowe

— no właśnie w praktyce już niespecjalnie…

Marcin
5 lat temu
Reply to  Don Q.

Dlaczego nie? EBC, a wcześniej FED pokazał „jak zwyciężać mamy”:)
Istnieje jeszcze „helikopter z pieniędzmi”.

5 lat temu
Reply to  Marcin

Dodajmy, że EU robi helikopter właśnie teraz. Najgorszy moment do wejścia do euro wiedząc, że wszystko może zaraz walnąć o ziemię.

Janusz_z_wąsem_wyborca pis
5 lat temu

Dużo ciekawych argumentów, wiele poważnych, mimo to jest wrażenie, że pan Maciej nagania na euro 🙂

Krzysztof
5 lat temu

Gdyby Polska przyjęła euro, zabezpieczyłaby się przed jednym nieszczęściem: zepsuciem własnego pieniądza przez hojnych polityków. Coś takiego już się przydarzyło Polsce: pamiętna hiperinflacja przy ostatnich podrygach komuny. Widząc, jak do rządzenia wzięła się „dojna zmiana”, jakie ma kwalifikacje i jak jej to rządzenie wychodzi, nie mam żadnych wątpliwości, że w celu utrzymania władzy zepsują wszystko co tylko da się zepsuć – również polski pieniądz…

Marcin
5 lat temu
Reply to  Krzysztof

Jak na teraz, to opisywaną politykę psucia pieniądza masz w EBC.
Sam Schaeuble, już były (a szkoda) minister finansów niemiec mówił, że polityka EBC doprowadza do okradania niemiecki emerytów z posiadanych oszczędności.

Oczywiście, to nie znaczy, że NBP ze swoimi stopami jest święty.

Regnard
5 lat temu
Reply to  Krzysztof

10/10 i między innymi z tego powodu „ojro” u nas nie będzie. Nigdy. Między innymi – bo główne powody to to, że raczej przez nabierającą prędkości inflację następuje odjazd od wymagań niż zbliżanie się do nich, dwa – o ile pamiętam konieczna byłaby zmiana konstytucji a lepiej nawet nie myśleć jaki przy okazji crap by się w niej zapewne znalazł (państwo wyznaniowe pełną gębą, przewodnia siła, wieczysty sojusz – wszystko już było). Pewnie jak ktoś tu pisał niżej lub wyżej możliwe byłoby przyjęcie by tak rzec polityczne, ale po doświadczeniach z różnymi mało stabilnymi cieplejszymi krajami chyba nikt normalny na… Czytaj więcej »

Marcin
5 lat temu

Szanowny Panie Redaktorze Wiele argumentów w artykule wygląda jakby na siłę zostało wymyślone pod tezę. Jakie wrzucenie granatu do szamba i jakie straszenie? Przecież Jarek wyraźnie powiedział „… Mówimy: europejskie płace …”. Czyli to co część Polaków i jakaś część związku pracodawców podnosi, by najpierw gospodarczo (również strukturalnie) dorównać w jakimś stopniu do Niemiec i wtedy można by myśleć o euro. (Warto też wspomnieć, że są związki pracodawców i tzw. „związki pracodawców” w stylu call center i kancelarii) Jakieś ponad 10 lat temu Polska za rządów pierwszego Tuska chciała przyjąć euro (działania werbalne). Wtedy też czytałem wywiad z byłym członkiem… Czytaj więcej »

Jarosław Kaczyński vel "Morawiecki"
5 lat temu
Reply to  Marcin

Marcin, europejskie pensje możemy mieć przez chwilę – kilka miesięcy. Po tym czasie wartość pieniądza przez rozdawnictwo i podnoszenie minimalnej spowoduje zapaść waluty i galopujący wzrost cen.

Podstawą jest kreowanie wartości dodanej w formie namacalnej – budownictwo, technologia, metalurgia, przemysł, przetwórstwo lub usług IT/audyt/finanse. Jeżeli dodamy jedno zero każdemu do wypłaty to będzie radość Januszy i Grażyn „Wooow, mamy mega pensje!” potrwa to 3-4 miesiące i nagła zapaść 🙂 ale wybory wygrane, „a po nas choćby potop”.

Marcin
5 lat temu

Co do Słowacji, fabryk, technologii – na podstawie czego założono, że fabryki na Słowacji powstały dzięki euro? Przecież oni są znani z dużych dopłat do inwestycji oraz tamtejszym prawie zezwalającym na wywłaszczanie ziemi, przykład: Jaguar. – jaki to znowu Słowacy mają zaawansowany przemysł elektroniczny? Czy produkcja telewizorów jest czymś takim? Raczej nie. Jakby to były słowacka wiedza, technologia, kapitał, to tak. – samą wydajność pracy zwiększa się przez automatyzację produkcji oraz wymianę dotychczasowych urządzeń na nowe przez istniejące fabryki (by miało wpływ na całą gospodarkę). Bodźcem dla opieszałych jest konkurencja. W ostatnich latach jednym z impulsów było wprowadzenie wycinarek na… Czytaj więcej »

Marcin
5 lat temu

Inne kwestie: – na podstawie czego stwierdzono (jest sugestia), że ktoś wygrał z powodu 500+. Tyle czasu minęło od wyborów, a ludzie nadal pewnych rzeczy nie rozumieją, – nie jest dziwne, że euro posiada większość starej unii, bo był to projekt polityczny. Istnieje doza prawdopodobieństwa, że w przyszłości nawet by nas przyjęli, mimo niespełnienia wszystkich kryteriów. W ten sposób otworzyliby oczy niedowiarkom, pokazali, że robią krok naprzód. – nie jest też dziwne, że Pribałtika przystąpiła do euro. Patrząc jakie mają zasoby ludzie, gospodarcze, to raczej innego wyjścia nie mieli. Ekwador też nie ma własnej waluty. – Tanie kredyty nie są… Czytaj więcej »

Frost
5 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Panie Macieju, a propos 500+ to jest jednak takie wyjaśnienie post factum. Bo jednak przed wyborami 2015 nikt nie sądził, że ten program zostanie przyjęty. Zatem IMHO dopuszczalne wnioski są takie:
– PIS wygrał w 2015, ale nie dzięki obietnicą takich jak 500+ (ale IMHO ze względu na rozczarowanie PO)
– wysokie poparcie dla PIS jakie nadal się urzymuje oczywiście wypływa z 500+

Marcin
5 lat temu

Nie wiem jak waluta miałaby ochronić jakiekolwiek państwo przed atakiem? Jedynie w przypadku małych państw (i średnich pewnie też) da stabilność systemu bankowego. Ale w artykule była mowa o realnej obronie (zakusy Putina itp.). Państwa europejskie nie posiadają jakichkolwiek realnych zdolności obronnych. Gdy zaczęli bombardować Libię sił starczyło na kilka dni. W konsekwencji musiało dołączyć USA oraz wziąć główną odpowiedzialność za tą operację. Wystarczy również wspomnieć o problemach sprzętowych (sprawność) oraz kadrowych (zasoby oraz morale) naszego zachodniego sąsiada. Kolejna to Francja, która pokazała swoje realne zdolności przy bombardowaniu Syrii. Polecam też jeden z wywiadów z byłym dyplomatą na wschodzie Panem… Czytaj więcej »

lech
5 lat temu

Panie Maćku,
A co by było gdyby Chiny przyjęły euro ? Straciłyby swoją przewagę cenową ? Ruina gospodarcza ?
Może jakaś drobna analiza, a raczej wróżby na ten temat…

lech
5 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Na pewno teorertyczny, ale w polskim sporze o plusy i minusy przyjęcia € mógłby sie przydać.

Marcin
5 lat temu

Z EURO byłyby tańsze hipoteki dla ludu?

Frost
5 lat temu

A propos wzrostu cen to często nie zwraca się uwagi, że ludzie mają pewne tzw. punkty zaczepienia. Tzn. Jeżeli np. ktoś kupował piwo za 1 markę, a teraz płaci 1 EURO to powie, że ceny poszły o 100% w górę, ale zapomina o następujących faktach: – jego punkt odniesienia dotyczy sytuacji 10-15 lat temu, cena przez ten czas pewnie by i tak wzrosła do 2 marki – prawdą jest, że po przejściu na EURO nastąpił skokowy wzrost, ale potem długo cena była stabilna Co do utraty instrumentu polityki monetarnej to jest to bardzo ważny jeżeli nie najważniejszy argument. Dzięki własnej… Czytaj więcej »

Michał
5 lat temu

Da mnie przeciwko euro są zasadniczo dwa argumenty:
– polityka monetarna EBC (drukarnia)
– jeszcze gorsza polityka „południowców”, na którą mielibyśmy się wszyscy zrzucać

Euro to nieudany eksperyment, bo po kryzysie 2011 r. w Europie nawet konserwatywne Niemcy, które mieli porządne mareczki wcześniej, musiały popłynąć z prądem. Zamiast namawiać do Euro pomyślałbym o namawianiu do powrotu do walut narodowych – i wspomniana wyżej marka byłaby na pewno w cenie 🙂

W niezależność banków centralnych to na nie wierzę.

M.

T1000
5 lat temu

Przecież przyjęcie wspólnej waluty jest obowiązkiem Polski, więc rozważania o celowości spełnienia tego obowiązku są bezprzedmiotowe. Alternatywa to Polexit i przystąpienie do Unii Euroazjatyckiej z siedzibą w Moskwie.

Piotr
1 rok temu

Polecam też mój subiektywny wpis na blogu ekonomicznym.

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu