Zapłaciłeś już PIT? Czas sprawdzić na co pójdą te pieniądze. Oto pięć wydatków państwa, które najbardziej mnie wkurzają. Ale jest jedna liczba, która najbardziej dobitnie pokazuje, że staczamy się w przepaść.
Raz w roku fundacja FOR robi dobry uczynek i unaocznia w konkretnych cyferkach na co idą nasze podatki. Nawet jeśli ich nie widzimy (np. podatek VAT pobierany za każdym razem, gdy idziemy do sklepu), to je płacimy i to coraz bardziej słone. Politycy coraz więcej obiecują, więc muszą też coraz więcej zabierać. Niby jasne jak słońce, ale do elektoratu jakoś nie dociera.
- Połowa Polaków ma jakiś kredyt. Kiedy opłaci się skorzystać z jego refinansowania albo z konsolidacji? O strategiach spłaty zadłużenia [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL]
- Szybkie przelewy, docierające błyskawicznie do dowolnego odbiorcy na świecie? Usługi takie jak Visa Direct mogą przyspieszyć ruch pieniędzy [POWERED BY VISA]
- Amerykańskie akcje i dolar toną. Ale zbliżają się też do ważnych poziomów wycen. Czas decyzji dla inwestorów: Trump to katar czy ciężka grypa? {POWERED BY UNIQA TFI]
Czytaj też: Chcesz w przyszłym roku zapłacić niższy PIT? Zabierz się za to już teraz
Finał tegorocznego sezonu podatkowego FOR podsumował liczbą 21.491 zł jako sumą pieniędzy, którą przeciętny obywatel oddał państwu do zarządzania. Oczywiście: jeśli ktoś zarabia więcej, to oddał więcej. Jeśli zarabia mniej i jest beneficjentem redystrybucji – to jego bilans jest nieco bardziej korzystny. Ale – patrząc średnio na jeża – każdy oddał politykom do zarządzania równowartość małego samochodu.
Cały „Rachunek od Państwa” obejrzyjcie sobie na stronie FOR, ale ja zwrócę uwagę tylko na kilka najciekawszych rzeczy, które z tej lektury wynikają.
Czytaj na stronie FOR: „Rachunek od Państwa – edycja 2017”
Czytaj też: Wypełniłeś PIT? To weź kartkę i długopis i zrób to proste ćwiczenie. Po nim nic już nie będzie takie samo.
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”! Zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie
500 zł miesięcznie na emerytów i rencistów
Na emerytów i rencistów – ich emerytury, renty, dodatki, składki – przeciętny Polak płacący podatki oddaje aż 6.500 zł. Skoro mówimy o płacących podatki, to siłą rzeczy w grę wchodzą przyszli emeryci, których pieniądze są na bieżąco wydawane przez ZUS. My oczywiście swoje prawa emerytalne nabywamy, ale to są na razie „puste” zapisy na naszych kontach i nie ma żadnej pewności, że będzie pod to jakieś finansowanie.
Na razie pewne jest to, że każdy pracujący oddaje na renty, emerytury i przywileje obeznych emerytów w przybliżeniu 6.500 zł. Mówimy o składce rzędu 500 zł miesięcznie. Gdyby chociaż połowę tych pieniędzy można było oszczędzać samodzielnie zamiast oddawać do wspólnego worka, to… Ale niestety, płacić to my, a nie nam.
Czytaj też: Nadchodzi nowe oszczędzanie na emeryturę. Czy opłaca się obniżyć sobie pensję? Liczę korzyści z PPK!
Czytaj też: Osiem sposobów na zgromadzenie funduszu spełniania marzeń. Które z nich wybierzesz dla siebie?
190 zł miesięcznie na służbę zdrowia
Nie możesz się dostać do państwowego lekarza? W razie choroby idziesz do prywatnej przychodni albo płacisz do ręki lekarzeowi domowemu? Zęby leczysz prywatnie? Niezależnie od tego wszystkiego i tak płacisz 190 zł miesięcznie na służbę zdrowia. Oczywiście nie liczymy tego, co wydajesz na witaminki.
To jest najbardziej bulwersująca dla mnie sprawa. Wiadomo, ze jak trafisz do szpitala i przechodzisz ciężką operację i długą rekonwalescencję, to 2300 zł rocznej składki na zdrowie dostajesz z powrotem i to wielokrotnie. Ale w każdym innym wypadku jesteś po „stratnej” stronie.
Wiecie co jest najgorsze? Że albo z państwowej służby zdrowia korzystasz na całego, albo prawie w ogóle. Czyli płacisz na „pusto”. A powinno być tak, że ci, którzy płacą trochę więcej (oficjalnie, nie pod stołem), mają trochę lepiej, a ci, którzy płacą standardwoą składkę – ciut gorzej. Ale żeby każdy coś z państwowego systemu ochrony zdrowia wyciągał.
30 zł miesięcznie na rząd
Niezależnie od tego czy lubisz oglądać te zakazane gęby w każdym serwisie telewizyjnym, czy też nie, to płacisz na nie składkę. Administracja rządowa przez cały rok kosztuje każdego podatnika 350 zł. A jeśli doliczyć samorządy, urzędników w państwowych urzędach oraz organach – wyjdzie tysiąc rocznie. Ale ja skupiam się na gębach najbardziej znanych – tych, które zarządzają państwem ze szczebla rządowego.
Już niedawno pisałem – oni powinni pracować w ramach służby, nie za kasę. Do rządu i w jego najbliższe okolice powinni iść ludzie, którzy już kasy nie potrzebują, bo już się w niej kąpią. A politykowanie służy im do tego, by zrobić coś dobrego dla kraju.
Czytaj też: Jarosław Kaczyński ma rację w sprawie zarobków posłów. A ja mam pomysł na nową siatkę płac. Zbyt radykalny?
50 zł minus miesięcznie na 500+
Radzę sobie nieźle, zarabiam dobrze, prowadzę świetnie prosperujący serwis w internecie, wcześniej przez lata byłem naprawdę suto opłacanym dziennikarzem w „Gazecie Wyborczej”. A politycy doszli do wniosku, że pielęgniarki, nauczyciele, lekarze-rezydenci, a także inni nisko opłacani i ledwo wiążący koniec z końcem obywatele powinni mi dopłacać do dzieci.
Składka na 500+ wynosi jakieś 620 zł rocznie na podatnika. W zasadzie nawet to popieram, bo dzieci dużo kosztują i są przyszłymi podatnikami. Co prawda wolałbym, by na dopłaty do moich dzieci zrzucali się single i singielki oraz pary bezdzietne (bo to oni będą dostawać emerytury z podatków wypracowanych przez moje dzieci). Ale jak się nie ma co się lubi…
70 zł miesięcznie na spłatę długów
To też bardzo mnie boli. Ponad 800 zł rocznie każdego z nas kosztuje spłata odsetek od zaciągniętego przez rząd w naszym imieniu zadłużenia. To jest już bilion złotych. I szybko rośnie. W każdym roku rząd wydaje więcej pieniędzy, niż dostaje z podatków. A gdyby dodać do tego jeszcze ukryty dług wynikający z tego, że rząd przyznał nam prawa do emerytur, a nie ma z czego ich sfinansować – byłoby pięć bilionów.
Zamiast więc iść raz w miesiącu na piwo albo do kina z dziewczyną płacisz odsetki od długu, który rząd zaciągnął, by mieć z czego „rozdawać” nie swoje pieniądze. Każdy kolejny rząd wydaje więcej, niż ma i nikogo to nie bulwersuje!
Tak staczamy się w przepaść. Porównuję wydatki na emerytury
Wiecie co jeszcze zrobiłem? Porównałem najważniejsze wydatki Państwa 2017 r. oraz te z 2012 r. To zaledwie sześć lat różnicy. Ale okazuje się, że w tym czasie rachunek wystawiony nam przez rządzących polityków wzrósł i to jeszcze jak!
Na emerytury wypłacane z ZUS wydawaliśmy sześć lat temu rocznie 2500 zł na podatnika. Dziś wydajemy już prawie 3100 zł. Wzrost sięga ponad 20% i to w sytuacji, gdy inflacja nie zjadała wartości emerytur, zaś waloryzacja była bardzo umiarkowana.
Ta jedna liczba pokazuje, że jako społeczeństwo powoli turlamy się w stronę przepaści. Łącznie na emerytury, renty i przywileje emerytalne wydajemy już 6500 zł, czyli prawie jedną trzecią wszystkich wydatków, na które państwo ściąga z nas pieniądze. Sześć lat temu te wydatki wynosiły 4500 zł.
A inne rzeczy? Na ochronę zdrowia składaliśmy się w 2012 r. w kwocie 1940 zł, a dziś jest to 2300 zł. Jeśli chodzi o nakłady na wojsko to dzięki świętemu Antoniemu wzrosły z z 560 zł do 770 zł, choć przecież rozwijamy się głównie organicznie, czyli obroną cywilną.
Na szkolnictwo nakłady prawie się nie zwiększyły, na drogi owszem – ale tylko na samorządowe. Dzięki niższym stopom procentowym spadł nam koszt obsługi odsetek od długów zaciąganych przez rząd – sześć lat temu na każdego z nas przypadało 1100 zł, a teraz aż o trzy stówki mniej. Ale to niestety tylko prześciowe.
Państwo zabiera coraz więcej, by sfinansować emerytów
Łącznie w 2012 r. na każdego podatnika przypadało 18.200 zł rachunku od Państwa, a dziś jest to już prawie 21.500 zł. Różnica wynosi 3300 zł, czyli aż 18%, znacznie więcej, niż inflacja w tym okresie. Z tego wzrostu o 3300 zł aż 2000 zł zjadł wzrost wydatków na emerytury!
Częściowo może to wynikać ze zmian metodycznych, bo w rachunku za 2012 r. nie jest wyszczególniony jeden element, który znalazł się w „Rachunku od Państwa” za 2017 r. – składki NFZ emerytów i rencistów (1100 zł na podatnika).
Nie zmienia to faktu, że zamiast poprawiać służbę zdrowia, więcej płacić nauczycielom, państwo musi zabierać nam coraz więcej pieniędzy, by płacić emerytury obecnym emerytom (bo ich pieniądze ze składek już zostały przejedzone w przeszłości). A nam dawać jakieś bezwartościowe kupony w postaci „uprawnień emerytalnych”.
Inna sprawa, że w czasie między 2012 r. a 2017 r. nasze wynagrodzenia rosły średnio o 5% rocznie, co oznacza, że Państwo brało realnie działkę od naszych podwyżek, ale tak całkiem ich nie zjadło. Łaskawcy.
Czytaj tutaj: „Rachunek od Państwa – edycja 2012”