Uzależnienie płaconych przez przedsiębiorców składek na ZUS od osiąganych przez nich dochodów – taka propozycja partii rządzącej zmroziła w ostatnich godzinach właścicieli firm. Pojawiły się wyliczenia, że składki na ZUS wzrosną przedsiębiorcom nawet trzykrotnie. Prezes PiS osobiście w radiu tłumaczył, że zmiana miałaby objąć tylko najmniejsze firmy. Ale to nie zamyka sprawy, bo rodzą się kolejne pytania. Dziś próbuję się zmierzyć z najważniejszymi
- czy w wariancie „procentowa składka dla małych firm” pomysł ma sens?
- gdzie tkwi największa pułapka, o której prezes Kaczyński nie mówi?
- a może… tam, gdzie PiS chce zrobić pół kroku, trzeba zrobić dwa?
Pomysł na składki ZUS uzależnione od dochodów przedsiębiorców padł jako jedno z haseł na konwencji programowej PiS, ale nie został rozwinięty. Niektórzy ekonomiści zrozumieli go tak, że nastąpi zrównanie zasad pobierania składek ZUS dla pracowników etatowych i przedsiębiorców.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dziś jest tak, że jeśli pracujesz na etacie, to mniej więcej 20% twojego wynagrodzenia (a jeśli licząc z kosztami, które ponosi pracodawca – to więcej) leci do ZUS i jego przyległości. A konkretnie: składka emerytalna – 9,76%, rentowa – 1,5%, chorobowa – 2,45% i zdrowotna – 7,77%. Łącznie – 21,48%.
Jeśli zarabiasz 5.000 zł brutto, to 1.073 zł z łącznej kwoty 6.000 zł brutto-brutto (czyli uwzględniając koszty pracy ponoszone przez pracodawcę) idzie na składki. A jeśli zarabiasz 10.000 zł, to płacisz 2.148 zł do ZUS i podobnych subfunduszy.
Przedsiębiorcy mają inaczej. Ich składka na ZUS jest sztywna jak pal Azji – wynosi w tym roku 1.317 zł. Teoretycznie może być wyższa (dobrowolnie), ale przedsiębiorcy domyślnie korzystają ze stawki minimalnej. Jeśli więc masz małą firmę i osiągasz zysk rzędu 2.000-3.000 zł, to ZUS cię zabija. A jeśli radzisz sobie dobrze i zarabiasz po 50.000 zł miesięcznie – nawet nie zauważasz, że płacisz jakiś ZUS.
Czytaj też: Premier zapowiedział wzrost płacy minimalnej do 4.000 zł w ciągu czterech lat. Czy jest się z czego cieszyć – sprawdza Maciek Samcik.
Składki ZUS po nowemu. Co naprawdę planuje rząd?
Związanie składki na ZUS z dochodem – przy założeniu, że składka ta będzie wyrażona tym samym procentem, co w przypadku pracowników-etatowców – oczywiście byłoby dobre dla tego przedsiębiorcy, który ma bardzo mały dochód. Przy 3.000 zł danina do ZUS wyniosłaby 630 zł, czyli połowę „sztywnej” stawki obowiązującej dziś.
Z słów Jadwigi Emilewicz (we wtorek) oraz Jarosława Kaczyńskiego (w środę) wynika, że będzie wprowadzony jakiś próg dochodów przedsiębiorcy, poniżej którego jego składka na ZUS będzie liczona procentowo do dochodów, a nie kwotowo.
Nie wiemy jaki będzie ten próg, trudno więc ocenić zamiary rządu przez pryzmat czysto-finansowy. Dziś jest tak, że ZUS w wysokości 1.317 zł w porównaniu ze składką „pracowniczą” w wysokości 21,5% równoważą się przy dochodach rzędu 6.150 zł miesięcznie. Czyli przedsiębiorcy „opłaca się” być przedsiębiorcą z punktu widzenia składek na ZUS dopiero jeśli zarabia miesięcznie więcej. W przeciwnym razie lepiej wyszedłby na stawce procentowej, płaconej tak, jak w pracy na etacie.
Zakładając, że celem partii rządzącej nie jest wyłącznie zmniejszenie obciążeń najmniejszych przedsiębiorców, należy się spodziewać, że próg będzie ustawiony trochę wyżej, niż na poziomie „break-even”. Bo tylko wtedy niższe wpływy od najmniejszych przedsiębiorców zrównoważą się z wyższymi wpływami ze składek do ZUS od tych większych.
Czytaj tutaj: Jarosław Kaczyński tłumaczy co miał na myśli mówiąc o procentowych składkach przedsiębiorców na ZUS
Dlaczego przedsiębiorcy płacą niski ZUS?
Wielu etatowców ma za złe przedsiębiorcom, że mogą płacić niskie składki na ZUS, niezależne od ich dochodów. Dlaczego pracownicy muszą oddawać 21% zarobków, a przedsiębioecy tylko stałą kwotę, niezależną od ich dochodów?
Ja to rozumiem jako następujący układ: „Skoro jesteś przedsiębiorcą, to o swoją przyszłość i emeryturę dbasz sam. Państwo gwarantuje ci tylko minimalną emeryturę na wypadek, gdybyś był nierozsądny i sam nie zadbał o oszczędności. I takie też – minimalne – płacisz składki”.
Pracownik nie jest przedsiębiorczy, więc o jego emeryturę bardziej dba państwo i dlatego składka jest procentowo uzależniona od dochodów.
Takie podejście sprawia, że prowadzenie działalności gospodarczej opłaca się dopiero po przekroczeniu pewnego progu. Kto zarabia bardzo mało – temu składka na ZUS „zjada” dużą część dochodów. Przedsiębiorca jest więc stymulowany podatkowo, żeby się rozwinąć i wejść na wyższy poziom dochodów, przy którym składki na ZUS już tak nie bolą. Rozwinięty przedsiębiorca tworzy kolejne miejsca pracy i tym samym realizuje swoją część „umowy z państwem”.
Wygląda na to, że Prawo i Sprawiedliwość chce tę umowę rozwalić. Pytanie brzmi: w jakim stopniu. Zniszczyć tylko fundamenty, czy całą konstrukcję? I czy to może mieć jakiś sens? Wbrew pozorom sprawa nie jest jednoznaczna.
______________________________
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
______________________________
Czytaj też: Od czego zależy wartość naszych zarobków? Zdecyduje ten czynnik
Czytaj też: Pieniądze szczęścia nie dają? Sprawdzili to na konkretnych liczbach
Czytaj też: Tak zmieni się świat, w którym żyjemy. Cztery potężne trendy
Procentowy ZUS dla małych firm: dwa argumenty przeciw
Są dwa powody, które przemawiają przeciwko zmianie sytuacji, w której przedsiębiorca płaci sztywną, określoną kwotowo stawkę na ZUS.
Po pierwsze: i tak mamy problem z tym, że sporo ludzi to „sztuczni przedsiębiorcy”. Prowadzą działalność gospodarczą tylko po to, by pracodawca mógł obniżyć koszty pracy i płacić im więcej w ramach układu „firmowego”. Pracownik też jest na plusie, bo zamiast płacić składki na ZUS określone procentowo, płaci je ryczałtem. Jeśli 1.317 zł składki opłaca się bardziej, niż 21,5% liczone od pensji na etacie, to pracownikowi też się to opłaca.
Wprowadzenie procentowej składki dla najmniejszych dochodów przedsiębiorców sprawi, że „opłacalność” tej patologii wzrośnie. Nawet przy mniejszych dochodach, niż 6.000 zł miesięcznie będzie się opłacało założyć firmę i „udawać” przedsiębiorcę.
Efekt będzie taki, że jeszcze większa liczba „sztucznych przedsiębiorców” będzie funkcjonowała w ramach układu zarezerwowanego dla tych „prawdziwych”, czyli: płacisz niski ZUS, masz gwarantowaną najniższą możliwą emeryturę-jałmużnę i musisz radzić sobie sam, czyli oszczędzać na starość samodzielnie.
„Sztuczni przedsiębiorcy” tego układu często nie dostrzegają (bo nie są przedsiębiorczy, tylko optymalizują podatki). Wydaje im się, że mają niskie składki na ZUS, ale roszczenia emerytalne będą mieli takie, jak etatowcy – bo to są z natury etatowcy, tylko „wypchnięci” poza etat z przyczyn podatkowych.
Czytaj też: Utrapienia polskiego pracownika. Mało zarabia, bo inkasuje tylko połowę tego, co wypracuje
Czytaj też: Przedsiębiorca pyta w liście do premiera – „Czy polskie państwo jest agentem banków?”
Po drugie – zakładając, że próg dzielący składkę ZUS procentową od ryczałtowej będzie tak skrojony, by rząd dodatkowo na tym zarobił (czyli zahaczy również przedsiębiorców średniej wielkości, mających dochody np. na poziomie 10.000 zł miesięcznie) – pojawi się kolejny kłopot.
To byłby kolejny krok w kierunku zniszczenia w Polsce klasy średniej. Na całym świecie jest to najbardziej uciskana przez polityków grupa. Wielkie korporacje i bardzo zamożni podatnicy indywidualni zawsze znajdą sposoby, by uciec od opodatkowania. Biedni i tak nic nie mają, więc nic nie płacą. A poza tym ich jest najwięcej i to ich głosy są „kupowane” przez podwyżki podatków, których największym płatnikiem jest klasa średnia.
Efekt jest taki, że bogaci stają się jeszcze bogatsi, zaś klasa średnia biednieje i rośnie rozwarstwienie dochodów, czego skutkiem jest wybieranie do władzy różnych podejrzanych typków, których głównym punktem programu jest „zabrać bogatym i rozdać biednym”.
Czytaj też: Twoje zarobki nie rosną? Ominęły cię podwyżki? Oni policzyli gdzie zrobiłeś błąd
Druga strona medalu. Czy procent zawsze jest zły?
Wygląda na to, że rządzący myślą „segmentami”. Chcą pozyskać wyborcze głosy, więc proponują różne rzeczy dla poszczególnych grup, zamiast zmieniać cały system. Gdyby chcieli zmienić system, to być może pomysł Kaczyńskiego i Morawieckiego – w obecnej formule co najmniej ryzykowny – mógłby być punktem wyjścia do czegoś sensownego?
A może celem rządu powinno być oddzielenie „prawdziwych” przedsiębiorców od tych „technicznych” i sprawienie, żeby pierwsi wrócili na etat płacąc niższe składki na ZUS, a drudzy w nieco większym stopniu dokładali się do systemu ubezpieczeń?
W tym kontekście pewne zbliżenie zasad naliczania składek na ZUS dla etatowców i przedsiębiorców miałoby jakiś sens. Nastąpiłoby zbliżenie dwóch „emerytalnych światów”, które drastycznie się rozjechały. Ten rozjazd jest dziś na tyle duży, że wysokość składki na ZUS nierzadko decyduje o tym czy ktoś jest przedsiębiorcą czy etatowcem. A to predyspozycje i zdolności człowieka powinny o tym decydować, a nie wysokość składki na ZUS!
Z tym, że musiałoby być działanie chirurgiczne (bardzo ostrożne, bez gwałtownych ruchów – obecnie rządzący raczej w tym nie gustują) i dwustronne – czyli obejmujące z jednej strony obniżanie procentowych składek na ZUS dla pracowników, a z drugiej jakąś formę płacenia ZUS-u z udziałem procentów dla przedsiębiorców. Jakie opcje przychodzą mi do głowy?
Wariant 1: Procentowy ZUS dla wszystkich przedsiębiorców, ale niższy od tego dla etatowców. A gdyby to było „ryczałtowe” np. 7% dochodu przedsiębiorców? Chyba głupi pomysł. Stawka co prawda niższa (lepsza sytuacja dla najmniejszych i najmniej zarabiających firm), ale powodująca mniej więcej tę samą patologię, co zniesienie zasady, ze ZUS nie nalicza składek od zarobków przekraczających 30-krotność średniej pensji krajowej. A więc: dobrze radzący sobie przedsiębiorcy „nabijaliby” dług państwa w postaci zobowiązania do wypłaty bardzo wysokiej emerytury. To bomba z opóźnionym zapłonem, żaden logicznie myślący polityk nie powinien tego robić.
Wariant 2: Stawka procentowa degresywna. Można sobie wyobrazić wariant, w którym przedsiębiorcy, podobnie jak etatowcy, płacą składkę na ZUS określoną procentowo do ich dochodów, ale ten procent spada wraz ze wzrostem ich dochodów. Tyle, że to nie trzyma się sensu, bo niby dlaczego taka zasada miałaby obowiązywać w przypadku przedsiębiorców, a u pracowników nie? Chyba, żeby wprowadzić taką opcję także dla etatowców…
Wariant 3: ZUS procentowy taki sam dla wszystkich i wspieranie przedsiębiorczości innymi drogami. A wprowadzenie identycznych zasad płacenia na ZUS dla wszystkich obywateli – przedsiębiorców i pracowników? Oczywiście na dużo niższym poziomie, niż dziś płacą pracownicy. To złamałoby zasadę, że przedsiębiorca płaci niski ZUS w zamian za jałmużnę zamiast emerytury. No i wymagałoby wzmocnienia korzyści podatkowych dla przedsiębiorców – jeśli ktoś podejmuje w życiu ryzyko, zatrudnia ludzi i pomaga rozwijać kraj, to musi mieć do tego motywację. Być może sztywny i niski ZUS to zła motywacja, więc trzeba ją zlikwidować, ale musi być coś w zamian jeśli nie chcemy rozwalić gospodarki. Na przykład jeszcze niższy, liniowy podatek.
Wariant 4: Przedsiębiorca sam wybiera. A może dać przedsiębiorcom możliwość wyboru? Kto chce, płaci składkę ZUS uzależnioną od dochodów, może nawet podobną wielkościowo do tej, którą płacą etatowcy (i zapewnia sobie „normalną” emeryturę, czyli większą od jałmużny), a kto nie chce – płaci 1300 zł comiesięcznej składki na emeryturę minimalną. Ryzykowne, bo tylko rasowi przedsiębiorcy potrafią spojrzeć na sprawy przez pryzmat swojej długoterminowej przyszłości, a nie tylko bieżących obciążeń.
A może powinno zostać tak jak jest?
Co siedzi w głowach polityków Prawa i Sprawiedliwości? O ile można podejrzewać, że chcą zgarnąć dodatkowe pieniądze do ZUS-u (żeby dzięki temu zmniejszyć lub zlikwidować dotację z budżetu państwa i mieć więcej pieniędzy do rozdania na różne „plusy”), o tyle nie wydaje mi się, żeby byli gotowi w tym celu zarżnąć kurę znoszącą złote jaja. Chociaż… przedsiębiorcy to raczej elektorat partii opozycyjnych.
Być może to one powinny przedstawić jakiś pomysł zmiany stanu gry w składkach na ZUS – bądź braku tej zmiany? Pomysł Koalicji Polskiej (PSL i Kukiz), by ZUS był dobrowolny, jest wzięty z kosmosu. Pomysł Koalicji Obywatelskiej z obniżaniem kosztów pracy – jest połowiczny (co z przedsiębiorcami).
A może – skoro nie mamy dobrego pomysł – powinno zostać tak jak jest? Czyli przedsiębiorca powinien płacić niską, kwotowo określoną składkę na ZUS, niczego od tego ZUS-u nie oczekiwać (a w każdym razie nie emerytury wyższej, niż 500 zł) i być de facto poza systemem? A pracownicy powinni płacić swoje 20% i mieć pewność, że w zamian przynajmniej ten 1000-1500 zł emerytury z ZUS dostaną?
———————-
Obawiasz się inflacji? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
———————-