Zwykle wprowadzenie na rynek nowego leku albo szczepionki trwa 10 lat. W przypadku COVID-19 nadludzkim wysiłkiem naukowcy chcą ten czas zredukować do półtora roku. Prace trwają w kilkudziesięciu laboratoriach różnych firm na całym świecie. Czy swój udział w pracach nad lekiem lub szczepionką mogą mieć polskie spółki? A gdy w końcu komuś się uda, to ile będzie kosztować antidotum na koronawirusa? I jak można zarobić na walce z COVID-19?
Koronawirus COVID-19 to wirus, jakiego jeszcze nie było. Jego „kuzyni”, powodowali do tej pory zwykłe przeziębienie – ten uśmiercił kilkaset tysięcy osób, wywołał największy powojenny kryzys i wcale nie zamierza dać za wygraną.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Te wszystkie nowości w naszym życiu, czyli praca z domu, trzymanie dystansu społecznego, noszenie maseczek, mogą spowolnić rozprzestrzeniania się wirusa, a gdzieniegdzie być może nawet zatrzymać epidemię, tak jak stało się to w kolebce choroby, chińskim mieście Wuhan. Ale prawdopodobnie dopiero wynalezienie leku, który może zmniejszyć wskaźnik śmiertelności, a docelowo aplikowanej całym społeczeństwom szczepionki spowoduje, że COVID-19 będzie tylko – podobnie jak odra, czy ospa – przykrym wspomnieniem.
Która firma jest najbliżej osiągnięcia tego celu? Ile na tym zarobi? Jaki jest koszt opracowania szczepionki i ile będzie kosztować? I czy polskie firmy biotechnologiczne mogą coś wnieść do badań?
Koronawirus zmienia reguły gry. 7,5 mld euro na poszukiwanie szczepionki
Popyt na przyszły lek lub szczepionkę – albo obie te dwie rzeczy jednocześnie – będzie ogromny. Wystarczy wspomnieć, że na świecie zdiagnozowano już ponad 3 mln przypadków koronawirusa, a ich liczba ciągle rośnie. Do ilu może dojść? Kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała, że zarazi się nawet 70% populacji – 56 mln Niemców. Gdy przełożyć te dane na cały świat – mielibyśmy 5 mld zakażonych koronawirusem. Przy śmiertelności na poziomie 3% oznaczałoby to śmierć 225 mln osób.
Można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że stawka w grze o wynalezienie leku jeszcze nigdy nie była tak duża. Prace trwają – zarówno w laboratoriach komercyjnych, jak i instytutach badawczych. Kto ma większe szanse? To te pierwsze mają większe doświadczenie w wynajdywaniu leków i szczepionek. Z 78 potencjalnych specyfików-„kandydatów” do statusu szczepionki aż 56 to efekt pracy koncernów farmaceutycznych. Jak widać na poniższej grafice magazynu Nautre, większość to firmy amerykańskie.
Historia pokazuje, że niewiele jest firm skłonnych ponieść koszty trwających zwykle latami badań naukowych i klinicznych – średnio to ok. 600 mln dolarów, czyli 2,4 mld zł dla przeciętnego leku – zwłaszcza, gdy nie ma gwarancji sukcesu. Do tej pory bardziej opłacalne było wynajdywanie leków na choroby i przypadłości cywilizacyjne trapiące społeczeństwa zachodnie, w ten sposób powstawały tzw. lifestyle drugs, czyli leki na cukrzycę, nadciśnienie, trądzik, łysienie. Tymczasem prace nad lekami na malarię, ebolę czy nawet wirus HIV leżały odłogiem.
Według raportu fundacji Oxfam „Inwestowanie dla życia” w latach 1975-99 tylko 1% z opracowanych 1393 nowych cząsteczek leczniczych dotyczyło zwalczania chorób tropikalnych i zakaźnych. Ostatnio świat nauki i farmacji nie miał na koncie wielkich sukcesów w tej dziedzinie.
Gdy Afrykę nawiedziła w latach 2014-2016 epidemia Eboli i realne stało się ryzyko, że wirus przeniesie się do Ameryki i Europy, trzeba było coś z tym najgroźniejszym zarazkiem na świecie zrobić. Amerykańska firma Gilead miała w swojej „bibliotece” gotowe substancje, z których opracowała lek Remisdivir (do którego jeszcze wrócimy), ale na ebolę był nieskuteczny.
Podobnie było z wirusem SARS, który zaatakował w 2002 r. Choć był jeszcze bardziej śmiertelny niż COVID-19, to choroba szybko ustąpiła sama i pracę nad szczepionką przestały się opłacać. Gdyby wtedy dokończono pracę, kto wie, być może dziś startowalibyśmy do walki z koronawirusem z zupełnie innego pułapu?
Koronawirus zmienił reguły gry. Obecnie prace finansowane są nie tylko ze „środków własnych” koncernów, ale płyną szerokim strumieniem od państwowych instytutów badawczych i finansowanej przez państwa fundację o nazwie Koalicja na Rzecz Innowacji w Odpowiedzi na Epidemię. Przeznaczyła ona na ten cel 7,5 mld euro
Czytaj też: Kto zarobi grube miliardy na naszym strachu? I jak się przyłączyć?
Dlaczego badania zwykle trwają 10 lat, a teraz potrwają 2 lata?
Nie jest sztuką wynalezienie substancji, która zabije wirusa. Trudność polega na tym, żeby ewentualna szczepionka albo lek – jeśli ma być podawany w masowej skali – nie może się okazać się gorszy od choroby czyli nie może wywoływać efektów ubocznych, innych ciężkich powikłań. Można to sprawdzić tylko w jeden sposób – przeprowadzać żmudne, czasochłonne i piekielnie drogie testy na ludziach. Ile one kosztują?
Jak wspomnieliśmy powyżej, opracowanie i wprowadzenie na rynek nowego leku trwa dekadę i kosztuje ok. 600 mln dolarów. Większość trafia laborantów i naukowców, którzy nadzorują i sprawdzają działanie testów na setkach pacjentów w ramach podzielonych na cztery etapy badań.
Pieniądze za badania dostają głównie pacjencji w USA – to Ameryka jest punktem odniesienia dla całej branży farmaceutycznej. Między innymi dlatego taką sensacją było potwierdzenie działania Remisdivir właśnie na amerykańskich pacjentach, mimo że testowali go wcześniej Chińczycy i Brazylijczycy.
Wynagradzania dla pacjentów w Europie zależą od kraju, ale jak informuje organizacja promująca wiedzę na temat badań klinicznych EUPATI europejska praktyka sprowadza się raczej do zwrotu kosztów dojazdu, posiłków i wypłacania odszkodowań jak coś pójdzie nie tak, niż do wynagradzania pacjentów z góry.
Zanim koncern farmaceutyczny uzyska zgodę kolejnych urzędów na wprowadzenie do aptek leku, musi być pewny, że substancja nie zaszkodzi pacjentom. Temu właśnie służą testy kliniczne, które trwają wiele lat, a na podstawie których potem pisze się w ulotkach informacyjnych leków, ilu pacjentów na 1000 czy 10.000 przypadków miała ten czy inny efekt uboczny.
Są też dwie dobre wiadomości: po pierwsze zwykle lek wprowadza się na rynek już w trzecim etapie, a potem, w etapie czwartym tylko obserwuje się i uaktualnia wyniki.
Po drugie, akurat w przypadku koronawirusa firmy mają praktycznie nieograniczone siły i środki w celu opracowania szczepionki. Dzięki temu nie będziemy musieli czekać 10 lat. Testy na ludziach zaczną się znacznie szybciej. Po trzecie – firmy nie zaczynają od zera – w swoich laboratoriach mają gotowe substancje lub cząsteczki, które mogą służyć jako punkt wyjścia do badań.
Do tej pory rekordowo szybko udało się opracować szczepionkę na Ebolę, co trwało 4-5 lat. W ubiegłym roku została ona zarejestrowana w Europie pod nazwą Ervebo.
Czy Polskie firmy mają szanse w wyścigu po lek na COVID-19?
Mamy wiele firm, które opracowują nowoczesne leki, wykonują badania na zlecenie zachodnich koncernów, a nasi naukowcy należą do światowej elity. Ale nie miejmy złudzeń – polska branża farmaceutyczna nie ma tylu środków finansowych, zasobów i wiedzy żeby opracować nowy lek lub nową szczepionkę. Koronawirusy nigdy nie były w centrum uwagi naszego przemysłu farmaceutycznego.
Mamy pewne sukcesy jeśli chodzi o walkę z koronawirusem na froncie „farmaceutycznym”. Naszą specjalnością może okazać się leczenie krwią ozdrowieńców, w której aż roi się od przeciwciał zwalczających wirusa. Czy je mamy można sprawdzić testem z krwi z 240 zł.
Niedawno notowana na GPW spółka Biomed-Lublin poinformowała, że wraz z jednym z lubelskich szpitali rozpoczyna pracę w zakresie produkcji immunoglobuliny z osocza ludzkiego, pozyskanego od dawców po przebytej infekcji koronawirusowej. To firma, której tradycje sięgają 1944 r. i produkuje odczynniki wykorzystywane w laboratoriach, leki na receptę i szczepionki na gruźlicę. Inwestorzy lubią takie informacje, co widać na wykresie.
Firma ma know-how i moce produkcyjne potrzebne do wytwarzania ewentualnego leku opartego o immunoglobuliny, ale wszystko rozbija się o potrzebne do wprowadzenia terapii na rynek drogie badania kliniczne. Właśnie z tego powodu polskie firmy, choć nie brakuje im zapału, w wyścigu po nowy lek stoją na straconej pozycji.
Inna firma biotechnologiczna, Celon Pharma, wraz z Siecią Badawczą Łukasiewicz chce sprawdzać, które z już dostępnych leków i substancji czynnych mogą zadziałać niszcząco na koronawirusa. Pierwsze ewentualne testy kliniczne mogłyby się zacząć w 2021 r. Odbicie cen akcji Celon Pharmy nie było już tak wyraźne, jak w przypadku Biomedu-Lublin.
Czytaj też: Koronawirus i spekulanci. Będą kary za wzrost cen i urzędowe marże? Ten pomysł ma aż pięć pułapek
Lista chwały, czyli kto jest najbliżej wynalezienia leku?
Na świecie jest co najmniej kilkanaście firm i instytutów, które są najbliżej wynalezienia szczepionki lub leku na koronawirusa. W sumie „aktywnych” jest aż 115 różnych projektów. Kto jest najbliżej celu?
Nie jest tak, że prace zaczęły się od zera. Jak już wspomnieliśmy, w przypadku Remisdiviru odpowiednie substancje czynne czekały na półce, żeby wreszcie je dopracować i zacząć podawać ludziom. Jednak, jak wynika z najnowszych wyników amerykańskich badań, Remisdivir nie jest idealny – nieznacznie obniża śmiertelność i o kilka dni skraca czas choroby. Ale ponieważ i tak nic lepszego nie ma, to lekarze będą go prawdopodobnie podawać.
Większość z firm pracujących nad szczepionką lub lekiem na koronawirusa jest notowana na giełdzie, co może być cenną informacją dla tych, którzy chcieliby mieć udział w sukcesie opracowania potencjalnej szczepionki. Sukcesowi medycznemu będzie towarzyszył finansowy i wzrost wartości firmy. To jednak nie jest pewne, bo pojawiają się pomysły (m.in. organizacji Lekarze Bez Granic) żeby ewentualny lek uspołecznić i w imię wyższych racji nie stosować prawa patentowego, ani ochrony własności intelektualnej.
Chcąc mieć udział w sukcesie można kupować akcje poszczególnych spółek, albo fundusze inwestycyjne (w Polsce jest dostępny np. amerykański fundusz Franklin Biotechnology Discovery Fund, czy rodzimy fundusz PZU Medyczny), albo też ETF-y. Za portalem etf.com podaję, który ETF ma największą ekspozycję na akcje danej spółki startującej w wyścigu (albo odpowiedniki akcji). Poza tym na stronie etf.com możecie też sprawdzić, który fundusz biotechnologiczny w ostatnim czasie notował najlepsze wyniki.
Amgen i Adaptive Biotechnologies – firma prowadzi prace nad lekiem w fazie przedklinicznej.
BioNTech i Pfizer – pracują nad szczepionką, faza przedkliniczna. Akcje firm można kupić bezpośrednio na amerykańskiej giełdzie z pomocą polskiego biura maklerskiego. Oprócz tego Pfizer jest składnikiem 221 ETF-ów. Największy udział ma w pięciu następujących ETF-ach:
CalciMedica – niepubliczna, amerykańska spółka, która testuje opracowane przez siebie leki na COVID-19 na amerykańskich pacjentach (leki są w fazie drugiej z czterech).
CytoDyn – kanadyjska spółka, której lek Leronlimab jest podawany chorym na COVID-19. Lek nie jest w stanie zwalczyć wirusa, ale pomaga organizmowi w walce o utrzymanie pracy płuc. Badania nad lekiem są w drugiej fazie. Spółka nie jest składnikiem żadnego ETF-a.
Gilead Science – producent leku Remisdivir – na dziś jedynego środka, który wykazuje działanie na koronawirusa. Lek nie jest dopuszczony do swobodnego obrotu. Prace nad nim są w trzeciej fazie badań klinicznych. Gilead jest składnikiem 234 ETF-ów. Największy udział ma w następujących ETF-ach:
Glaxo SmithKline (GSK) i Sanofi – brytyjska firma GlaxoSmithKline i francuska Sanofi to jedne z największych koncernów farmaceutycznych na świecie. Dość powiedzieć, że ta druga już ogłosiła, że ma gotowe moce produkcyjne na 600 mln szczepionek. Na razie jednak nie ma czego produkować. Firmy podpisały list intencyjny, że będą wspólnie pracować nad szczepionką. Oprócz tego Sanofi pracuje z kilkoma małymi amerykańskim biotechnologicznymi firmami zarówno nad szczepionką, jak i lekami, które mogą zwalczać objawy COVID-19.
Akcje Glaxo notowane są na giełdzie w Londynie. Akcje Sanofi na nowojorskiej giełdzie Nasdaq. Oprócz tego GSK i Sanofi dostępne są w odpowiednio 7 i 11 ETF-ach.
Heat Biologics – amerykańska spółka, która pracuje nad jedną z wersji szczepionki zaaprobowanej przez WHO. Plan badań jest na wczesnym etapie przedklinicznym. Akcje spółki nie mają dużego udziału w portfelu żadnego ETF-a. Notowane są na giełdzie NASDAQ.
Inovio Pharmaceuticals – amerykańska firma, która pracuje nad szczepionką. Firma dostała grant na badania od organizacji CEPI, ale substancja nie została dopuszczona do badań klinicznych.
Johnson & Johnson – amerykański gigant farmaceutyczny i kosmetyczny. Zintensyfikowane prace nad szczepionką trwają od lutego, testy pierwszej fazy klinicznej mogą się rozpocząć we wrześniu. Prezes firmy optymistycznie założył, że szanse na opracowanie szczepionki wynoszą 80%. Akcje Johnson & Johnson dostępne są w portfolio 258 ETF-ów.
Moderna – amerykańska firma już w styczniu dostała grant od CEPI na badania, a w marcu pierwsi pacjenci dostali eksperymentalną szczepionkę. Obecnie trwają badania pierwszej fazy.
Novawax– o tej firmie było już głośno w styczniu, gdy jej prezes zapowiadał, że szczepionka będzie gotowa za kilka miesięcy. W rzeczywistości testy pierwszej fazy mają się zacząć w maju. Akcje spółki notowane są na giełdzie Nasdaq i dostępne w ofercie 20 ETF-ów.
Roche – o terapii szwajcarskiego giganta farmaceutycznego mówi się niewiele, ale prace są najbardziej zaawansowane, bo już w trzeciej fazie. Roche opracował lek na zapalenie stawu o nazwie Actemra, ale gdy podano go pacjentom z COVID-19 okazało się, że ich stan się poprawił. Problemem mogą być jednak silne efekty uboczne, o których informują media. Testy ciągle trwają. Akcje Roche Holding notowane są na giełdzie w Zurychu, nie znaleźliśmy ETF-ów, które inwestowałyby w akcje Roche. Ale zapewne są w portfelach tradycyjnych funduszy inwestycyjnych o profilu farmaceutycznym lub biotechnologicznym.
Oprócz tego badania nad lekiem prowadzi japońska Takeda, a dwie inne amerykańskie spółki pracują nad szczepionką w fazie przedklinicznej – są to Vaxart i Vir Biotechnology. Własne badania prowadzą naukowcy australijscy, czy uniwersytet w Oxfordzie we współpracy z brytyjskim koncernem AstraZeneca. Z europejskich firm najgłośniej jest o niemieckiej, niepublicznej spółce Curevax. Jej badania również wydają się być obiecujące. Przynajmniej na tyle, że chciał je kupić Donald Trump. Co ciekawe, w zarządzie Curevax zasiada Polka – Mariola Fotin-Mleczek.
Nie wiadomo, która cząsteczka okaże się najskuteczniejsza. Zdaniem magazynu Nature najbliżej sukcesu są cztery podmioty, które prowadzą badania kliniczne na ludziach. Z tego to dwie to chińskie firmy CanSino Biologicals i Shenzhen Geno-Immune Medical Institute, zaś dwie to amerykańskie: wspomniana wyżej Moderna i Inovio Pharmaceuticals.
Ile może kosztować zaszczepienie populacji?
A ile może kosztować sama szczepionka? Czy cena pokryje tylko koszty badań, czy będzie zawierała premię dla zwycięskiej firmy? A może potencjalny zwycięzca zadowoli się nie pieniędzmi, ale splendorem? W końcu pokonać koronawirusa to jest jednak wyczyn i zapisanie się na kartach historii świata.
Ponieważ zapotrzebowanie będzie liczone w setkach milionów dawek, cena jednostkowa może być niewielka. Na przykład szczepionka na wirusa grypy kosztuje 40 zł (szczepi się jakieś 3-5% Polaków). Dla porównania: dawki najdroższych leków na świecie podawanych w chorobach zaniku mięśni kosztują 2 mln dol.
Teoretycznie, gdyby zachować tę symboliczną cenę 40 zł, to zaszczepienie wszystkich Polaków kosztowałoby 1,5 mld zł. Zaszczepienie wszystkich Europejczyków to już 28 mld zł. A mówimy o bardzo niskiej cenie. Poza tym żaden, nawet największy koncern nie jest w stanie w pojedynkę wyprodukować miliardów dawek szczepionki.
To optymistyczne„ gdybania”, bo na ten moment nie wiemy czy i tak naprawdę kiedy będzie szczepionka. A nawet jak już będzie to w jakiej formie będzie dystrybuowana i komu podawana w pierwszej kolejności.
źródło zdjęcia: PixaBay