Wkurzają was maseczki? Być może wkrótce konieczność ich noszenia zostanie wyeliminowana przez nowoczesne technologie: systemy do wykrywania nieprawidłowych zachowań na ulicy oraz pandemiczne drony. Nie wiem tylko, czy będziecie z tego zadowoleni
Sporo ostatnio mówi się o tym, że era koronawirusa będzie zwiastowała również erę inwigilacji. Rządy, które do tej pory trochę obawiały się wykorzystywać nowe technologie do śledzenia każdego kroku obywateli, teraz tracą skrupuły. I chcą nas śledzić dla naszego dobra, by chronić nasze życie i zdrowie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ta inwigilacja będzie się odbywała na trzech poziomach. Po pierwsze: śledzenie ludzi po to, by jak najszybciej wyłapać chorych na Covid-19. Po drugie: monitorowanie, by ludzie za bardzo się do siebie nie zbliżali i się ze sobą nie bratali. Po trzecie: cyfrowy certyfikat odporności, który może jednym obywatelom poruszać się po mieście, kraju i świecie swobodnie, a innym nie.
Aplikacja sprawdzi, czy zetknąłeś się ostatnio z kimś chorym
Śledzenie ludzi? To już się dzieje. Głupio to przyznać, ale właśnie dzięki śledzeniu swoich obywateli Chiny były w stanie uporać się z epidemią Covid-19 bez setek tysięcy ofiar. Opisywałem na „Subiektywnie…” aplikację mobilną, bez której nie można wejść do metra, ani do autobusu, a która geolokalizuje każdego jej posiadacza, przekazując dane do centralnego systemu. A ten dane przetwarza i porównuje z „historią kontaktów” wszystkich ludzi zidentyfikowanych jako chorzy na Covid-19.
Efekt tej analizy jest taki, że wszystkie osoby, których smartfony choć raz przez ostatni tydzień znalazły się blisko smartfona osoby chorej, dostają „czerwoną flagę”. Czyli nie mogą wyjść ze swojego osiedla, nie przejdą przez bramkę do metra, nie wejdą na dworzec kolejowy, ani do samolotu. Ten system pozwala automatycznie wyłapać i izolować wszystkich „podejrzanych”, by nie zarażali dalej.
Zobacz też: Windykatorzy będą już niepotrzebni? Mapa dłużników live, czyli aplikacja podpowie czy nie zbliża się do ciebie nierzetelny płatnik
W Polsce właśnie uruchomiono aplikację ProteGo, która docelowo ma działać podobnie, ale z tą różnicą, że nie będzie przekazywała informacji do żadnej centrali. Historia „kontaktów” będzie powstawała za pomocą modułu bluetooth w smartfonie użytkownika. Osoba chora będzie mogła wysłać do swoich „kontaktów” informację o tym, że te osoby mogły mieć kontakt z wirusem.
Jest też aplikacja dla osób skierowanych an kwarantannę: ich lokalizacja jest śledzona, a co jakiś czas muszą połączyć się z centralą i wykonać jakieś umówione zadanie, by potwierdzić, że żyją i że znajdują się w miejscu kwarantanny. W niedalekiej przyszłości być może pojawią się też aplikacje łączące geolokalizacje z programem lojalnościowym – np. im dłużej nie ruszasz się z domu, na tym cenniejsze nagrody zasłużysz.
———————
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————
Maseczki? Już niepotrzebne: Jeśli zbliżysz się za bardzo, narobisz hałasu
Drugi poziom inwigilacji wiąże się z dystansem, który mamy między sobą utrzymywać, by nie przenosić wirusa, o ile przechodzimy go bezobjawowo (czyli nawet nie wiemy, że mamy Covid-19). Według różnych szacunków liczba osób zakażonych jest od kilkunastu do nawet 50 razy większa, niż liczba oficjalnie stwierdzonych przypadków.
Podstawowym „lekarstwem” jest obowiązek noszenia maseczek, co w powiązaniu z zakazem zgromadzeń i ograniczeniem maksymalnej liczby ludzi w sklepach zmniejsza ryzyko, że będziemy się zarażać wirusem na ulicach.
Ale maseczki można zastąpić – lub uzupełnić – nowoczesnymi technologiami. Nie wiem, czy Wam się to spodoba, ale amerykański start-up Landing AI ostatnio się pochwalił, że stworzył nowe narzędzie do monitorowania naszych miejsc pracy. System, który jest sprzężony z kamerami monitoringu, wysyła ostrzeżenie za każdym razem, gdy ktoś znajdzie się zbyt blisko innej osoby.
Landing AI opublikował film demonstrujący działanie tego „wykrywacza dystansu społecznego”. Po lewej stronie ekranu widzicie tłum ludzi spacerujących po ulicy. Po prawej: diagram z lotu ptaka przedstawiający każdą z tych osób jako kropkę. Ta kropka zmienia kolor na czerwony za każdym razem, gdy dwie osoby zbliżają się zbytnio do siebie.
Narzędzie można łatwo zintegrować z istniejącymi już np. w naszych biurach systemami kamer bezpieczeństwa. Dane z kamer są zbierane i analizowane w czasie rzeczywistym przez sztuczną inteligencję, a następnie przedstawiane na diagramie.
W zasadzie jedyną kwestią do rozwiązania pozostaje to, jak powiadamiać ludzi o złamaniu dystansu społecznego. Jedną z możliwych metod jest alarm, który uruchamia się, gdy pracownicy przechodzą zbyt blisko siebie. Inny pomysł – nieco bardziej dyskretny – to włączanie wibracji w smartfonach osób, które znalazły się zbyt blisko siebie (ale to by wymuszało zainstalowanie w smartfonach wszystkich ludzi specjalnej aplikacji).
Na początku kwietnia Reuters poinformował, że Amazon już używa podobnego oprogramowania do monitorowania odległości między pracownikami magazynów.
Narzędzie jest oferowane dużym zakładom pracy, ale niewykluczone, że da się je wykorzystać np. w centrach handlowych, które mogłyby zostać otwarte, gdyby ludzie potrafili je odwiedzać w bardziej „zdystansowanej” formule. Co więcej, osoby, które zostały zidentyfikowane jako zbyt często łamiące zasady dystansu międzyludzkiego, mogłyby być karane „zakazem stadionowym”, czyli po prostu banem na kupowanie w shopping mallu. Podłe? A jakże! Skuteczne? Niewątpliwie.
Pandemiczne drony: zdalnie zmierzą gorączkę i sprawdzą czy jesteś grzeczny na ulicy
W biurze, hali produkcyjnej albo sklepie taki system będzie działał, ale na ulicy? Spokojnie, spece od inwigi… tfu, nowych technologii i przetwarzania danych i na to mają rozwiązanie.
Tym rozwiązaniem są „pandemiczne drony” wyposażone w specjalistyczny czujnik i system wizyjny, które mogą latać nad ulicami miast i wykrywać: po pierwsze czy ludzie mają podwyższoną temperaturę ciała, albo przyspieszony oddech, a po drugie czy kichają i kaszlą. A sprawdzenie czy nie łamią zasad dystansu to już tylko wisienka na torcie. Taki dron mógłby być wyposażony w megafon i informować: „pani w czerwonym proszę odsunąć się od pana w kapeluszu. Całowanie się na ulicy jest złamaniem zasad”.
Bajeczka dla grzecznych dzieci? Niekoniecznie. Amerykańska firma Draganfly już uruchamia sieć dronów nazywaną „globalnym systemem wczesnego ostrzegania”.
Były szef FDA (Food and Drug Administration, agencja odpowiedzialna za ochronę zdrowia), Scott Gottlieb, powiedział ostatnio amerykańskiej telewizji biznesowej CNBC, że USA muszą zbudować „masowy system nadzoru”, aby wykryć, gdzie wirus rozprzestrzenia się. A być może jednym z najlepszych sposobów monitorowania dużych obszarów populacji może być wykorzystanie pandemicznych dronów w głównych metropoliach USA.
Czytaj też: Test na koronawirusa zrobisz sobie za niecałe 600 zł. Ale czy warto?
Cyfrowy paszport, czyli bez przeciwciał nie wsiądziesz do pociągu, ani samolotu
Mamy więc aplikacje do monitorowanie miejsca pobytu w czasie kwarantanny, aplikacje do monitorowania z kim zetknęliśmy się w ostatnich dniach, aplikację do sprawdzania czy nie zbliżamy się za bardzo do innych ludzi w czasie pracy, drony do monitorowania naszej temperatury, oddechu, objawów chorobowych. Wystarczy? Bynajmniej. Do tego wszystkiego – wchodzimy teraz na poziom trzeci – dochodzi jeszcze cyfrowy paszport w smartfonie, czyli kod uprawniający do podróżowania, który będzie przesyłany tylko tym, którzy pozytywnie przejdą test na przeciwciała anty-Covid.
I tym sposobem jeden prosty wirus – oraz troska o nasze życie oraz by zbyt wiele osób nie umarło, zgłaszana przez władze – doprowadzi do sytuacji, w której nie będziemy nawet mogli zrobić siusiu bez zaraportowania tego faktu do jakiejś centralnej bazy. A kto będzie za często chodził siusiu, dostanie zaproszenie na wizytę do urologa. Do dostarczania „zaproszeń” mogą służyć odpowiednie aplikacje albo… drony.
No i teraz zachodzi pytanie: czy to jest cena, którą jesteśmy w stanie zapłacić za uniknięcie kilkunastu milionów ofiar tej pandemii? Jest też drugie pytanie: czy ktoś nas w ogóle będzie pytał o zdanie?
Przeczytaj też „New York Times”: How coronavirus is eroding our privacy?
źródło ilustracji: technologyrewiev.com (monitoring dystansu, na górze) / indiagoneviral.com (pandemiczne drony)