Walka z koronawirusem z Wuhan niesie niestety także inne niebezpieczeństwo, niż śmierć wielu ludzi. To pole do doskonalenia taktyk inwigilacji. W Chinach testują aplikację z „kodem zdrowotnym”, który pozwala zdalnie zarządzić izolację osoby podejrzewanej o chorobę, albo tylko o kontakt z kimś, kto jest chory. I to dopiero jest chory pomysł. Niestety – prawdziwy
Jakiś czas temu opisywałem na „Subiektywnie o finansach” chiński pomysł na „scoring społeczny”. Ponieważ mamy XXI wiek i każdy nosi przy sobie podłączonego do internetu smartfona, to nic nie stoi na przeszkodzie, by ten smartfon był „biletem wstępu” do pociągów, samolotów lub do innych miejsc. I żeby – w zależności od oceny przyznanej konkretnemu obywatelowi – można mu było ten „bilet” przyznać lub nie.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
W niektórych chińskich prowincjach ta szalona koncepcja już niestety jest realizowana i to „na wysokości przelotowej”, a nie w ramach jakichś testów, czy pilotaży. Co więcej, ten sam smartfon, przypisany do konkretnego obywatela i geolokalizowany, może wskazywać innym obywatelom, że zbliża się do nich osoba nie spłacająca na czas swoich kredytów.
Epidemia koronawirusa skłoniła chińskie władze do wykonania kolejnego kroku w kontrolowaniu społeczeństwa. Otóż oprogramowanie zainstalowane w smartfonach ludzi jest wykorzystywane do… generowania kodów zdrowotnych i ustalania obywatelom zdalnej kwarantanny. Ci, którzy zostaną ocenieni jako potencjalnie chorzy, mogą dostać zakaz wychodzenia z osiedla, przemieszczania się komunikacją, wchodzenia do centrów handlowych i do miejsc publicznych.
———————
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————
Analiza kodu oprogramowania przeprowadzona przez ekspertów New York Times wykazała, że system nie tylko decyduje w czasie rzeczywistym, czy ktoś niesie ryzyko zarażenia. Prawdopodobnie dzieli się informacjami z policją, wyznaczając nową formę zautomatyzowanej kontroli społecznej, które mogą trwać długo po ustąpieniu epidemii.
Czytaj też: Koronawirus nadchodzi. Czy jesteśmy gotowi do walki z epidemią? Ta tabelka wiele mówi
Czytaj też: Mimo wszystko myślisz o wakacjach? Rezerwując hotel pamiętaj o tej opcji. Nie tylko z powodu koronawirusa
Alipay Health Code, czyli QR-kod jak bilet do życia
System Alipay Health Code, jak nazywają go oficjalne chińskie media, został wprowadzony najpierw w mieście Hangzhou, a teraz działa już w 200 miastach. Jego operatorem jest lokalny samorząd oraz Ant Financial, spółka-córka giganta handlu elektronicznego – Alibaby (ta sama, która zarządza systemem płatności Alipay).
System działa tak, że mieszkańcy muszą się zarejestrować w aplikacji (nie jest dla mnie jasne, czy jest to „zwykły” Alipay, z którego w Chinach korzysta już 900 mln ludzi, czy jakaś nakładka na tę aplikację), a po swojej identyfikacji otrzymują kod zdrowotny – zielony, żółty lub czerwony – który wskazuje na ich stan zdrowia.
Formalnie system nie jest obowiązkowy, ale w niektórych miastach bez QR-kodu generowanego przez system Alipay Health Code nie można np. wejść do metra, czy komunikacji miejskiej. Przed wejściami stoją kontrolerzy z czytnikami kodów i kto nie jest w stanie „wylegitymować się” QR-kodem, jest cofany lub instruowany w jaki sposób może zarejestrować swój telefon w aplikacji i sprząc ją ze swoimi danymi osobowymi (dzieje się to przy użyciu tych samych danych i procedur, co przy rejestracji do zwykłej, płatniczej aplikacji Alipay).
Alipay Health Code nie jest oczywiście aplikacją medyczną, nie mierzy żadnych parametrów życiowych (choć z łatwością można sobie wyobrazić dołożenie do systemu, jako kolejnego elementu, opaski medycznej rejestrującej i przekazującej do centrum analitycznego dane o temperaturze i ciśnieniu człowieka). Po prostu analizuje duże zbiory danych, aby wyciągać wnioski na temat tego, czy ktoś jest zagrożony zarażeniem. Najzwyklejsze w świecie big data.
Wygenerowany QR-kod może mieć wspomniane wyżej trzy kolory. Zielony kod umożliwia posiadaczowi swobodne poruszanie się po Chinach (o ile oczywiście pozwala na to drugie ramię państwowej inwigilacji, czyli scoring społeczny). Osoba z żółtym kodem może zostać „poproszona” o pozostanie w domu przez siedem dni. Kolor czerwony oznacza dwutygodniową, przymusową kwarantannę.
Podobno w Hangzhou poruszanie się bez wyświetlania kodu Alipay stało się prawie niemożliwe.
Tutaj: zobacz wideo jak działa „selekcja” przy wejściu do metra
Nic dziwnego, że Chińczycy „zapisali” do aplikacji już ponad 50 milionów osób z prowincji Zhejiang, której stolicą jest Hangzhou. To prawie 90% całej ludności prowincji. Wśród nich 98,2% dostało zielony kod, co z drugiej strony oznacza, że prawie milion ludzi dostało żółte lub czerwone kody.
Twój smartfon był w pobliżu smartfona chorej osoby? Czerwony alert
Na jakiej podstawie te kody są przyznawane? Oficjalne informacje mówią, że w „niebezpieczne kolory” może wpaść osoba, która miała kontakt z kimś, u kogo zidentyfikowano koronawirusa lub która zgłosiła się z objawami choroby do lekarza.
Wygląda więc na to, że system jest połączony z bazami geolokalizującymi wszystkie smartfony obywateli oraz z bazą danych o przypadkach koronawirusa, a także z bazami danych dotyczących rezerwacji miejsc w samolotach, pociągach i autobusach. Łącząc te wszystkie dane można uzyskać informację o tym, czy dana osoba miała w ostatnim czasie kontakt z kimkolwiek, kto został później zidentyfikowany jako nosiciel koronawirusa. Niezły odlot, prawda?
New York Times opisuje przypadki „uziemienia” obywateli z powodu żółtego lub czerwonego kodu. Niejaki Leon „zapisał się” do Alipay Health Code, a następnie opuścił rodzinne miasto Anqing i pojechał do pracy w Hangzhou. Początkowo jego kod był zielony, ale po kilku dniach zmienił kolor na czerwony i nikt nie był w stanie powiedzieć dlatego. Prawdopodobnie po tych kilku dniach system „zorientował się”, że Leon przyjechał z Anqing, miasta sąsiadującego z prowincją Hubei, która jest centrum wybuchu epidemii koronawirusa.
—————————–
POSŁUCHAJ NAJNOWSZEGO ODCINKA PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
—————————–
Z kolei 25-letnia Vanessa, choć pracuje w Hangzhou, utknęła w swoim rodzinnym mieście w prowincji Hubei. Nie ma żadnych objawów, ale i tak dostała kod czerwony. A zarówno jej pracodawca w Hangzhou (co akurat w tym momencie jest mniej istotne, bo i tak do pracy nie można się dostać), jak i zarządca osiedla, w którym mieszka, wymagają posiadania zielonego kodu, aby uzyskać pozwolenie na poruszanie się.
System nie działa perfekcyjnie. Niejaka Doo Wang „zeznała” wysłannikom amerykańskiej gazety, że jej kod był czerwony, ale… tylko przez jeden dzień, a potem nagle zmienił się na zielony, choć „czerwień” powinna oznaczać izolację na co najmniej dwa tygodnie.
Przeczytaj też: Jaka jest stawka w wyścigu o szybkie pokonanie 2019-nCoV, czyli koronawirusa z Wuhan? Każdy miesiąc zbliża gospodarkę świata do katastrofy
Smartfony i big data. Politycy gorsi od marketingowców
Powiem szczerze: to jest XXI wiek w całej swojej krasie. Żyjesz, więc jesteś online. Twoim identyfikatorem – dopóki jeszcze technologie biometryczne ostatecznie nie załatwią sprawy – jest smartfon, który można geolokalizować i wyposażyć w aplikacje uprawniające do dostępu do poszczególnych miejsc. A cała reszta zależy już tylko od mocy obliczeniowych superkomputerów i od tego jak je zaprogramują specjaliści od big data.
Jedynym plusem tej sytuacji jest fakt, że system pozwalający na automatyczne i zdalne nakładanie na obywateli kwarantanny rzeczywiście zmniejsza ryzyko kolejnych zarażeń. W zasadzie można bez większego ryzyka pomyłki ustalić wszystkich ludzi, którzy mieli kontakt z osobą, która zachorowała – i też je odizolować.
—————————-
Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
—————————-
Do ideału musi jeszcze trochę brakować, skoro Chińczycy oprócz tego systemu stosują tradycyjne metody, np. płacąc równowartość 10.000 zł ludziom, którzy zgłoszą się z objawami koronawirusa i zostanie on potwierdzony.
Najważniejsze jest jednak to, że smartfon powoli staje się narzędziem szatana. Do tej pory można było się obawiać głównie tego, że naszymi danymi będą się „bawili” marketingowcy i korporacje. Ale pod pozorem walki z wirusami, czy klęskami żywiołowymi może pójdziemy na całość i pozwolimy „bawić się” politykom. I będziemy jak chińskie smoczki.
Przeczytaj też: Koronawirus z Wuhan sieje w świecie grozę i… duże pieniądze. Kto zarobi grube miliardy na naszym strachu? I jak się przyłączyć?
Czytaj też: Koronawirus straszy inwestorów. Oni mogą stracić wszystkie pieniądze, gdy zostanie ogłoszona pandemia
źródło zdjęcia tytułowego: New York Times