Trach! Miałeś stłuczkę i chcesz szybko naprawić samochód. Jedziesz do warsztatu, a mechanik mówi: naprawa kosztuje 9000 zł. Ale PZU zapłaci tylko 8000 zł. „Resztę musi pan dołożyć” – takie rozmowy odbywają się od lipca w wielu serwisach samochodowych, bo największy ubezpieczyciel w Polsce zmienił sposób liczenia wartości szkody OC. Warsztaty są wkurzone, ale czy mają do tych emocji prawo? Jak ta nowa polityka PZU wpłynie na ceny OC? Czy opłacać się będzie tylko naprawa w PZU? Sprawdzam!
Jeśli rynek ubezpieczeniowy porównamy do Pałacu Kultury, to jedna trzecia budynku powinna zostać pomalowana na biało-niebiesko – w barwy PZU. Nasz narodowy czempion ma 30% udziału na rynku polis komunikacyjnych. To oznacza dwie rzeczy. Pierwsza: jeśli ktoś wjechał ci w zderzak, to z dużym prawdopodobieństwem jest ubezpieczony właśnie w tej firmie. W czołówce ubezpieczycieli jest też Warta (18%) i Hestia (17%). Druga: że każda zmiana, którą zainicjuje PZU, wpływa na życie całego rynku.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
A właśnie nastąpiła największa rewolucja od lat (być może od czasu, gdy PZU – jako pierwsza firma z własnej, nieprzymuszonej woli – zaczęła oferować swoim klientom auta zastępcze). PZU od lipca kalkuluje kwoty napraw samochodów, biorąc za punkt odniesienia stawki zaufanych warsztatów „preferowanej sieci”. Inne, niepreferowane warsztaty czują, że ktoś robi im koło pióra i straszą, że pójdą na skargę do UOKiK. A klienci? Mogą mieć problem z naprawą samochodu. Lament warsztatów niesie się po Polsce, ale czy aby nie przesadzają?
Naprawa tylko w PZU? Kość niezgody z warsztatami. A kierowcy w kropce
Co tak rozzłościło (niektóre) warsztaty samochodowe? PZU poinformowało ich na piśmie, że… po pierwsze od 1 lipca zmienia sposób rozliczania kosztów napraw z tytułu OC – koszty napraw szkód OC mają podlegać „optymalizacji”. Ta optymalizacja ma polegać na rozliczaniu ich według warunków finansowych obowiązujących w zakładach tzw. sieci preferowanej. Są to te zakłady naprawcze, które działają na podstawie umów o współpracy z PZU. A więc to naprawa w takim zakładzie będzie teraz punktem odniesienia.
Po drugie PZU nie będzie domyślnie kierować klientów do warsztatów, które nie należą do zakładu z tzw. sieci preferowanej. Po trzecie szkody OC obsługiwane w zakładach sieci naprawczej mają być rozliczane przez PZU po indywidualnym uzgodnieniu kosztów naprawy na podstawie zaakceptowanego kosztorysu lub telefonicznego uzgodnienia kosztów.
To oznacza ogromne zmiany dla klientów. Dlaczego? Wyobraźmy sobie, że w drodze do pracy w pana Pawła wjeżdża Gaweł. Gaweł ma polisę w PZU. Paweł jedzie do swojego zaufanego warsztatu samochodowego – on zna mechaników, a mechanicy znają jego samochód. Chce mieć święty spokój, więc wybiera opcję naprawy bezgotówkowej. Takiej, w której to warsztat rozlicza się z ubezpieczycielem.
Do tej pory było tak, że generalnie, jeśli warsztat mógł udokumentować fakturami wszystkie potrzebne wydatki, które poniósł na przywrócenie samochodu do stanu używalności, firmy ubezpieczeniowe pokrywały wydatki co do grosza. „Generalnie”, bo według branży warsztatów w sądach jest 180 000 spraw, które skierowały tam warsztaty i kancelarie odszkodowawcze w sprawie niedopłat za naprawę. Dla porównania: spraw frankowych jest ok. 40 000.
Po zmianach pan Paweł usłyszy na infolinii PZU, że byłoby najlepiej, gdyby skorzystał z warsztatu poleconego przez PZU. Naprawa w PZU będzie bowiem mniej stresująca. Jeśli się nie skusi i pojedzie tam, gdzie zwykle, to mechanik może być zmuszony odmówić naprawy. Powód? Odmowa może brzmieć tak: „Panie Pawle, ja bym panu naprawił ten samochód, ale tu trzeba zrobić „to, to i to”, co kosztuje „tyle i tyle”. Ja mam swój cennik, hurtowania ma swój cennik, ale PZU ma swój. Ja wyceniam szkodę na 10 000 zł. Ale PZU patrzy w swoje stawki i mówi, że zapłaci 8000 zł. Musi pan szukać pomocy gdzie indziej”.
Czytaj też: Sąd nad polisami OC. Kto powinien płacić więcej, a kto mniej? Oj, nie wszystkim się spodobają te pomysły
Ile „obiektywnie” kosztuje naprawa zderzaka?
Jak w naszym hipotetycznym przypadku PZU obliczyło sobie stawkę 8 000 zł? Na podstawie danych od zrzeszonej w partnerskiej sieci warsztatów, które stale współpracują z ubezpieczycielem. Czyli tak, jakby to była naprawa w PZU (choć nie była). Oczywiście, inne stawki będą w Warszawie, inne pod Parczewem, dlatego ma obowiązywać regionalizacja cen.
Nie dziwię, się, że serwisanci, którzy nie są zbratani z PZU protestują. Mogą stracić klientów. Ale gdzie w tym wszystkim jest interes kierowcy? Skąd u licha mam mieć pewność, że „tani” warsztat PZU rzeczywiście jest tani?
Jak duża jest skala zjawiska? Nikt nie sprawdza ilu kierowców dostało od lipca odmowę, nie wiadomo też, czy nagle warsztatom PZU przybyło klientów. Ale w sumie w Polsce jest (wg InterCars) 19 500 warsztatów i 66 000 przedsiębiorców prowadzących działalność gospodarczą, które mają wpisane w PKD „naprawę samochodów”. Sieć preferowana PZU to 1 000 warsztatów – zarówno niezależnych jak i autoryzowanych. Co może w tej sytuacji zrobić klient?
Może wybrać alternatywną opcję naprawy na podstawie kosztorysu, a nie bezgotówkowo. Kwota odszkodowania w porównaniu do opcji „na fakturę”, czyli bezgotówkowo jest mniejsza – za niska by pokryć naprawy nowymi częściami w autoryzowanym serwisie, ale wystarczająca, by kupić części na Allegro i wyklepać uszkodzenia u znajomego. Tę opcję wybiera 70% poszkodowanych – często, gdy „obrażenia” samochodu nie są duże, biorą pieniądze do ręki, a z naprawy rezygnują – bo kolejna rysa na drzwiach nie jest dla nich problemem. Niestety, jeśli ktoś ma relatywnie nowy samochód (do 5 lat), na gwarancji, to nie jest opcja dla niego.
Może zachęcić swój warsztat do negocjacji z PZU (a dokładniej z rzeczoznawcą) i wskazać, że zgodnie z zaleceniami producenta, nie da się tej naprawy zrobić taniej. Z komunikatu firmy wynika, że taka furtka została otwarta.
Może się zdziwić, gdy warsztat podsunie nam do podpisania dokument, w którym deklarujemy, że w razie odmowy wypłaty należności za naprawę w pełnej wysokości przez ubezpieczyciela, to my pokryjemy różnicę. Lepiej tego nie robić. Taki kwit podpisał pan Radosław i teraz ściga go polska kancelaria prawnicza, umocowana przez obywatela Brazylii będącego pełnomocnikiem estońskiej firmy. Poza tym, to my w tej całej sytuacji jesteśmy poszkodowani i nie ma najmniejszego powodu, byśmy pokrywali koszty naprawy.
Może skorzystać z oferty PZU i pojechać do ich warsztatu. Firma chwali się, że kierowca zostanie obsłużony „priorytetowo” (czyli oznacza, to, że jeśli jest się klientem innej firmy, trzeba czekać w oddzielnej kolejce?), jest wygodnie, powinno być blisko i bezgotówkowo. Warsztat zna się z PZU jak łyse konie i likwidacja szkody ma pójść jak z płatka. Naprawa w PZU to ma być pieszczota.
Fajnie, tylko taka polityka ubezpieczyciela zakłada (choć nie jest to powiedziane wprost), że warsztaty, które nie są zrzeszone w sieci partnerskiej, zawyżają koszty napraw. Zna to każdy, kto naprawiał kiedyś auto – takie samo uszkodzenie można naprawić za różne pieniądze.
Ja sam mam w szufladzie kosztorys stłuczki na 4 000 zł, ale serwis autoryzowany wziął od ubezpieczyciela trzy razy tyle. „Bo naprawa jest wykonana zgodnie z zaleceniami i technologią producenta” – tłumaczy warsztat. Czy nie można tych kosztów jakoś wypośrodkować? A jeśli można, to dlaczego benchmarkiem mają być ceny w serwisach zrzeszonych z PZU?
Z tej zmiany zrobiła się największa awantura na rynku polis OC od lat. Grzmią organizacje: Automobilklub Polski, Polska Izba Motoryzacji, a Związek Dealerów Samochodowych podnosi, że to nieuczciwa konkurencja i utrudnianie dostępu do rynku (a przypomnijmy PZU to 30% rynku OC). Jego prezes Marek Konieczny mówi o próbie zastraszenia serwisów niebędących członkami tzw. sieci preferowanej. I że sprawa trafi do UOKiK. Poprosiliśmy PZU o komentarz w tej sprawie. Jak firma tłumaczy swój najnowszy pomysł na likwidację szkód?
„Zamiarem PZU nie jest przekierowywanie napraw szkód obsługiwanych w ramach ubezpieczenia OC posiadacza pojazdu mechanicznego z jednych warsztatów do drugich, a jedynie indywidualne uzgodnienie kosztów naprawy pojazdu w ramach likwidacji danej szkody. Chcemy w ten sposób ograniczyć niecelowe koszty napraw, dbając w ten sposób o interesy naszych klientów i przeciwdziałając nadmiernemu wzrostowi składek ubezpieczeniowych”
– czytam w piśmie podpisanym przez biuro prasowe PZU. Dość to dziwne postawienie sprawy, ale OK. Jeśli ceny nie będą windowane przy naprawach, to składki może i będą niższe. Biuro prasowe dodaje:
„Sieć Warsztatów Preferowanych PZU składa się z kilkuset zakładów rozmieszczonych w całej Polsce tak, aby zapewnić poszkodowanym wygodny dostęp do usług naprawczych. Nie jest to w żaden sposób zamknięta sieć – ciągle włączamy do niej nowe podmioty. Mogą do niej należeć – i już należą – zarówno ASO, jak i inne warsztaty naprawcze. Robiąc to, kierujemy się przede wszystkim standardami wyposażenia (które umożliwiają profesjonalne wykonanie napraw) oraz finansowymi warunkami rozliczeń przez nie oferowanymi. Stosujemy kryteria, które mają na celu zapewnienie profesjonalnej obsługi naszym klientom oraz przeciwdziałanie niecelowemu wzrostowi kosztów naprawy pojazdów. Wybór warsztatu naprawczego zawsze należy do poszkodowanych. Ich sytuacja w tym względzie nie uległa żadnej zmianie. Tak jak dotychczas, warsztat przeprowadzający naprawę będzie konsultował jej koszty (uzgadniał kosztorys) z PZU”
Czy PZU się ugnie? Już teraz firmy ubezpieczeniowe mogą równać koszty napraw w dół
Do tego sporu pasuje jak ulał stwierdzenie, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Z jednej strony dla warsztatów naprawa aut za pieniądze z polisy OC to żyła złota. I być może niektóre miały pokusy, żeby zawyżać kwoty napraw. Ale wtedy takie zachowanie należy piętnować i wskazać palcem. W tej sytuacji jest ryzyko wylania dziecka z kąpielą, bo ja – jako kierowca – nie mam żadnej rękojmi, że warsztat wskazany przez PZU jest lepszy od każdego innego.
„To nie jest tak, że warsztaty śpią na gotówce. Sytuacja z firmami ubezpieczeniowymi, a to one są przecież głównym płatnikiem, jest coraz trudniejsza. Kwestionują one zarówno zakresy napraw, jak i klasę użytych materiałów. A przecież to, co się klientowi należy, wynika z zasad prawa i po prostu w pewnych sytuacjach musi on mieć zrobioną naprawę na określonych częściach i w określonej technologii. To powoduje, że do praktycznie każdej naprawy są niedopłaty i trzeba iść z ubezpieczycielem do sądu o pieniądze. Z drugiej strony ceny usług w warsztatach w ostatnich latach bardzo podrożały, przede wszystkim przez brak specjalistów, a więc większą presję płacową. Do tego przez normy unijne coraz bardziej wyśrubowane są wymagania ochrony środowiska, odpadowe i recyklingu, co wprost przekłada się na koszty działalności. Drożeje też sama technologia naprawy – auta na polskim rynku są coraz droższe i coraz bardziej skomplikowane technicznie”
– mówi mi Paweł Tuzinek, radca prawny Związku Dealerów Samochodów. Zapytany o ten spór Rzecznik Finansowy odpowiada, że „oczywiście stawki nie mogą być rażąco wysokie”, ale… już teraz firmy ubezpieczeniowe mają prawo „równać” do regionalnej średniej ceny napraw.
„Dopiero w przypadku dokonania naprawy i udokumentowania poniesionych na nią kosztów ubezpieczyciele akceptują wyższe stawki za roboczogodzinę np. około 90 zł netto, zamiast 40 zł netto. Ale równocześnie zdarza się też, że korygują w dół rachunki przedstawione przez klienta, wskazując, że są to średnie stawki na danym rynku. Tymczasem orzecznictwo Sądu Najwyższego jasno wskazuje, że poszkodowany może wybrać dowolny warsztat, kierując się również zaufaniem czy lokalną renomą wybieranego warsztatu. Nie ma znaczenia, że stosowane w nim stawki są nieco wyższe od cen przeciętnych dla określonej kategorii usług naprawczych na rynku”
– mówi Marcin Jaworski z biura Rzecznika Finansowego. Obowiązkowa komunikacyjna polisa OC to najpowszechniejszy produkt ubezpieczeniowy w Polsce. W Polsce jest 29 mln zarejestrowanych pojazdów i każdy z nich powinien OC mieć. Lepiej nie ryzykować, bo ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny wyłapuje tych, którzy jeżdżą bez OC.
W całym 2020 r. liczba zgłoszonych szkód wyniosła 870 300, podczas gdy rok wcześniej było ich 1,027 mln. Mniej szkód to efekt lockdownu i spadku ruchu o połowę w drugim kwartale. Średnia szkoda z OC komunikacyjnego rośnie. W I kwartale 2021 r. jej koszt wyniósł 8035 zł i było to 11,3% więcej niż rok wcześniej. W tym wzroście zaszyty jest wzrost cen usług i materiałów.
A ceny polis OC tak bardzo nie rosną. Według firmy Rankomat w pierwszym półroczu 2021 r. średnia cena OC była niższa o 10% w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego. Firmy muszą wziąć na klatę różnice, więc szukają sposób na – jak zostało to określone – optymalizację. Ale czy to akurat najlepszy sposób?
źródło zdjęcia: Unsplash