„Owszem, rośnie inflacja, ale wynagrodzenia Polaków rosną jeszcze szybciej” – usprawiedliwia drożyznę premier Mateusz Morawiecki. Ale czy rzeczywiście tak jest? Z danych, które zebrałem, wynika, że choć inflacja dotyka nas wszystkich, to wzrost wynagrodzeń – tylko wybrańców. Kto, gdzie, w jakim zawodzie i ile podwyżki jest w stanie dostać – tak, by nie martwić się inflacją? A kto musi wziąć wzrost cen na klatę?
Według GUS w lipcu ceny wzrosły o 5%. Premier Mateusz Morawiecki przyciśnięty przez dziennikarzy wypalił, że wynagrodzenia rosną dwa razy szybciej niż inflacja (0 9,8%, gdy inflacja to „tylko” 5% w skali roku). A to według niego oznacza, że za zarobione pieniądze możemy kupić coraz więcej, nawet jeśli ceny idą w górę. Premier mówił to z punktu widzenia reprezentanta klasy politycznej, która zafundowała sobie podwyżki pensji o 3000-4000 zł miesięcznie (w „cywilizowanych” krajach takie podwyżki są wprowadzane dopiero od kolejnej kadencji).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
To stwierdzenie premiera ma tyle wspólnego z rzeczywistością jak to, że ja i mój pies (od niedawna ubezpieczony) mamy po trzy nogi. Nie każdy dostał podwyżkę w ostatnim roku i nie w każdym przypadku pokryła ona wzrost cen. Poza tym każdy ma swoją „prywatną” inflację – w wielu przypadkach jest ona znacznie wyższa niż ta „oficjalna”.
No i jeszcze – o czym premier wstydliwie milczy – warto pamiętać, że w wielu zawodach podwyżki są rekompensatą za cięcia płac w zeszłym pandemicznym roku. A więc nie można powiedzieć, że ich podwyżka rekompensuje wzrost cen. Postanowiłem powiedzieć premierowi: „sprawdzam” i zrobić listę branż, które dostają podwyżki.
Podwyżki i średnia krajowa, czyli 5802 powody, by nie narzekać. Czyżby?
W czerwcu – według GUS – średnie wynagrodzenie w Polsce wyniosło 5802 zł brutto (4100 zł netto). To o 9,8% więcej niż rok wcześniej. Przynajmniej w statystykach szybko gonimy pensje Europejczyków z bogatego Zachodu (prognozy mówią, że w 2057 r. będziemy mieli „niemieckie” zarobki). Ale to dane, które mają luźny związek z prawdziwym życiem. Ekonomiści mają na to multum dowodów. Oto niektóre z nich.
Po pierwsze – średnią zarobków w Polsce podwyższa między innymi to, że wzrosły pensje minimalne. A to dotyczy bezpośrednio tylko 1,5 mln Polaków (ich pensja podniesiona była w styczniu, ale „promieniuje” na odczyty w kolejnych miesiącach).
Po drugie – w Polsce 1,5 mln osób dostaje pensje „pod stołem”, co umyka statystykom. A uwzględnienie tych osób obniżyłoby średnią pensję w kraju. W „Polskim Ładzie” jest pomysł, który ma zachęcić ludzi do wyjścia z zarobkowej szarej strefy, ale jest raczej nieudany i niewiele chyba zmieni.
Po trzecie – dwie trzecie pracowników zarabia mniej niż średnia rynkowa. Mediana zarobków w Polsce, czyli pensja „środkowa”, to 5100 zł brutto (niecałe 3700 zł na rękę).
Po czwarte – średnie wyliczane przez GUS uwzględniają tylko te wynagrodzenia, które są wypłacane w firmach zatrudniających więcej niż 9 osób. Gdyby uwzględnić płace w mikrofirmach – średnia byłaby o wiele niższa. Nie bez powodu z danych GUS wynika też, że 40% Polaków żyje „od pierwszego do pierwszego”.
Po piąte – często na wzrost pensji w dużych firmach mają wpływ wywalczone przez związkowców podwyżki płac, które dotyczą tylko tych firm, w których związki zawodowe mają silną pozycję.
Po szóste – zarobki osób, które zarabiają bardzo dużo, „ważą” w średniej więcej niż zarobki setek tysięcy osób, które dostają od swoich pracodawców przysłowiowy „psi grosz”.
Dane o średniej pensji powinny w gazetach trafiać do rubryki „horoskop”, a nie „ekonomia”. Jeśli nie zauważyliście i nie mieliście poczucia, że wasze pensje rosną w tym superszybkim tempie, jak podaje GUS, to nic dziwnego. Co ma powiedzieć budżetówka, której rząd zamroził płace w poprzednim roku, mrozi w obecnym i zamrozi w kolejnym roku? Co z nauczycielami (rząd podwyższył nauczycielom kontraktowym o … 6% do (uwaga!) 3033 zł). Co z urzędnikami?
Są jeszcze takie dane, które pokazują zarobki ludzi na etatach. Są one niby nieco bardziej optymistyczne, ale … w tym zestawieniu nie ma mowy o umowach-zleceniach, umowach o dzieło, nie ma mowy o kontraktach. Średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej (według tego zestawienia) wyniosło – i tu ten optymizm – 5167 zł brutto na koniec ubiegłego roku (wzrost o 5% w ciągu roku).
Czytaj też: Warszawa jest jedną z tańszych metropolii na świecie? No to sprawdźmy ceny i zarobki. Nasze i singapurskie
Podwyżki A.D. 2021. Palcem po mapie czy z palcem w nosie?
W pierwszym kwartale wyścig z inflacją wygrali pracownicy ochrony zdrowia. Odskoczyli oni od inflacji jak Lance Armstrong od innych kolarzy podczas wspinaczki pod L’Alpe d’Huez. Po wyścigu okazało się, że był na dopingu. Na dopingu są też wynagrodzenia medyków – w tym przypadku to „zasługa” pandemii i dodatków tzw. covidowych. Od listopada zawody medyczne, które mogą mieć kontakt z koronawirusem, dostają za pracę dodatek w wysokości 100% pensji, nie więcej niż 15 000 zł.
Podwyżki widać też w pensjach nauczycieli (8%), w administracji publicznej, wśród tzw. „profesjonalistów” i naukowców. Z inflacją przegrywają (przy założeniu, że wzrost płac w ostatnich miesiącach był podobny, jak w pierwszym kwartale) budowlańcy, górnicy, kierowcy i magazynierzy. Najmniejsze podwyżki zanotowali finansiści (pewnie startują z wysokiego pułapu), hotelarze i pracownicy gastronomii – w ich przypadku to „wina” lockdownu.
Jak to wygląda gdy spojrzymy na konkretne branże? W pierwszym kwartale wszyscy dostali podwyżki z wyjątkiem pracowników fabryk tytoniowych i producentów węgla koksującego. Ile zarabiało się w konkretnych branżach w pierwszym kwartale 2021 r.? Oto próbka z GUS-owskich tablic – wybrałem kilka ciekawych pozycji z ponad 100 rekordów.
- Opieka zdrowotna – 6235 zł, wzrost o 18,5%
- Działalność profesjonalna, naukowa, techniczna – wzrost o 6,8%
- Produkcja artykułów spożywczych – 4771 zł, wzrost o 5%
- Produkcja wyrobów tytoniowych – spadek o 1,3%
- Informacja i komunikacja – 10007 zł, wzrost o 5,8%
- Przemysł – 5697 zł, wzrost o 6,1%
- Transport wodny – 9308 zł, wzrost o 10%
- Handel detaliczny – 4382 zł – wzrost o 7,1%
Jak widać, trudno mówić o tym, że pensje rosną nam w tempie 10% rocznie. Pensje są też zróżnicowane regionalnie. Tak jest na całym świecie – zawsze zarabia się więcej w dużych miastach, które zasysają najlepszych pracowników, a mniej płacą na peryferiach. W Warszawie średnie zarobki netto to 5300 zł, na całym Mazowszu – 4100 zł, a na Warmii i Mazurach – 3831 zł.
Czytaj też: Węgrzy i Czesi podnoszą stopy. A NBP jest jak nałogowy gracz w kasynie
Czytaj też: Czy inflacja wyrwie się spod kontroli? Czy Polska może być jak Turcja?
Nie masz kwalifikacji, a chcesz podwyżkę? Jedź na Śląsk (Górny lub Dolny) i do Wielkopolski
Te pokazane przed chwilą informacje to dane historyczne, a sytuacja jest dynamiczna. Jak to wygląda obecnie? Nie czekając na dane GUS, zapytałem tych, którzy w tym siedzą po uszy, czyli firmy rekrutacyjne. Niedawno „Rzeczpospolita” zacytowała firmę Atal, która ze zdziwieniem odnotowała, że oczekiwania finansowe specjalistów w niektórych zawodach są teraz nawet o 50% wyższe niż przed rokiem. I coraz częściej przewyższają górną granicę widełek płac na danym stanowisku. Jeśli jest się świeżo upieczonym absolwentem i szuka pracy w IT, finansach i HR, zna się niemiecki albo francuski, to na start można dostać 5500 zł brutto. Na start.
„Poziom podwyżek nie jest jednak taki, jak pokazywały optymistycznie nagłówki po ostatnich publikacjach GUS. Na odczyt Głównego Urzędu Statystycznego wpływ miały różne inne czynniki, na przykład wypłaty premii w niektórych firmach. Najczęściej pracodawcy oferują pracownikom podwyżki na poziomie 4-7%. Największy jest poziom podwyżek w centralnych regionach kraju, przede wszystkim w Warszawie. Tutaj sięga średnio nawet 10%”
– mówi Mateusz Żydek z firmy Randstad. Kto zatem w najbliższym czasie wygra z inflacją, a kto będzie musiał żyć skromniej?
„W pierwszej kolejności podwyżki obejmą pracowników sektorów biznesowych, przede wszystkim wysoko wykwalifikowanych specjalistów ze znajomością języków obcych, w obszarach związanych z IT, inżynierią, ale też księgowością, rozliczeniami i zdalną obsługą klienta. Deklaracje podwyżek częściej widać też w przemyśle, branży produkcyjnej i branży budowlanej. O kandydatów z tej drugiej kategorii trudno jest w zasadzie w całej Polsce, co wpływa na proponowane im stawki. W przypadku branży przemysłowej na wzrost wynagrodzeń wpływa też nierównomiernie ulokowanie zakładów produkcyjnych. Skupiają się one głównie w zachodniej części kraju, w Wielkopolsce, na Dolnym i Górnym Śląsku. To winduje stawki w tych rejonach także dla pracowników bez kwalifikacji”
– mówi Mateusz Żydek. I tłumaczy, że coraz częściej pracownik nie musi robić nic, by dostać podwyżkę. Działa to w ten sposób, że pracodawca chce zatrudnić nowe osoby, ale że konkurencja jest duża, a ludzi mało, to publikuje ogłoszenia, w których podaje stawki – wyższe niż te, na których pracują osoby z dłuższym stażem. I żeby te ostatnie nie odwróciły się na pięcie i nie rzuciły roboty, trzeba bez mrugnięcia okiem wyrównać im płace do tego, co dostaną ich nowi koledzy. Ale nie są to podwyżki, które dwukrotnie wyprzedzają inflację.
– Presja płacowa będzie się nasilać – mówi Ewa Michalska, dyrektor ds. rekrutacji Grafton Recruitment. I dodaje:
„Pracownicy chcą zarabiać więcej ze względu na inflację, perspektywę wzrostu płacy minimalnej, planowane zmiany podatkowe. S Przykładowo – w momencie chęci odejścia pracownika z organizacji, obecny pracodawca często składa kontrofertę na poziomie do 30 proc. więcej niż obecne wynagrodzenie miesięczne lub dzienne pracownika – i mówimy tutaj i o umowie o pracę, jak i B2B”.
Czytaj też: Czy podatek katastralny mógłby zatrzymać spekulacyjny wzrost cen mieszkań? A może są na to lepsze sposoby?
Inflacja: w kogo uderzy najbardziej?
Gdy premier mówił o tym, że zarobki rosną o 10%, a inflacja rośnie o 5%, to założył chyba, że wszystkim pensje rosną po równo. Powyżej pokazałem, że tak nie jest. Agnieszka Pietrasik, dyrektor w Hays Poland przypomina, że mimo pandemii jedno się nie zmieniło. Chcesz podwyżki? Musisz się o nią upomnieć.
„Podwyżka zazwyczaj idzie w parze z awansem, ponieważ firmy nie mogą oferować wynagrodzeń, które nie mieszczą się w widełkach płacowych przewidzianych na określonym stanowisku. Prym wiodą specjaliści w obszarze IT, cyfryzacji, automatyzacji, a także eksperci digital marketingu, usług internetowych, finansów i księgowości. Podwyżki w przypadku niektórych ról w IT i e-commerce wynoszą nawet 20-25% w skali roku, natomiast na rynku częściej mamy do czynienia z wzrostem rzędu 5-10%”.
Jednym słowem podwyżki są jak życie – niesprawiedliwe. Według ekspertów na wzrost wynagrodzeń mogą liczyć: osoby doświadczone oraz menedżerowie, a także ci, którzy są dobrzy w „internetach” no i też inżynierowie. – Utrata tego typu pracowników często jest dla firm niezwykle kosztowna i ryzykowna, np. w przypadku przedłużającej się lub nieudanej rekrutacji.
Bo z pracownikiem jest dziś jak z klientem – taniej jest utrzymać tego, który jest, niż szukać nowego. Poza tym wynagrodzenia rosną wśród tych najsłabiej uposażanych i głównie dużych miastach, gdzie pracownik może wybierać wśród firm jak w ulęgałkach
A kto nie dostaje podwyżek? Według ekspertów spada dynamika wzrostów w handlu (pandemia, problemy sieci detalicznych). Od ściany w sprawie podwyżek odbijają się też pracownicy hoteli i gastronomii (choć to może być przejściowe, bo jest ogromny deficyt pracowników w tych branżach).
Ale ważniejsze zmiany dzieją się gdzie indziej. Coraz częściej, zwykle w mniejszych przedsiębiorstwach, drabinki płac się spłaszczają. Czyli – rośnie płaca minimalna, ale budżet na podwyżki jest wyczerpany i pracownicy, którzy do tej pory zarabiali więcej i dużo więcej, widzą, że płaca minimalna ich goni. Chodzi o specjalistów, pracowników biurowych i administracyjnych. Tak samo będzie po nowym roku, gdy płaca minimalna wzrośnie do 3000 zł brutto.
źródło zdjęcia Krystian Maj/KPRM/ PixaBay