25 maja 2025

Trump grozi Apple’owi. Chce przenieść produkcję do Ameryki. Ale czy to możliwe, żeby światowe centrum przemysłu było w USA? Niemożliwe, ale… realne?

Trump grozi Apple’owi. Chce przenieść produkcję do Ameryki. Ale czy to możliwe, żeby światowe centrum przemysłu było w USA? Niemożliwe, ale… realne?

Donald Trump zapowiada nową erę gospodarki Stanów Zjednoczonych. To powrót do mitu Ameryki bogatej, bo – przemysłowej. Sęk w tym, że zmienił się model światowej gospodarki i kraje naprawdę bogate niekoniecznie muszą mieć na swoim terytorium kopalnie, huty i fabryki samochodów. Ale może jednak Trump ma rację i przemysł, przynajmniej częściowo, powinien do Ameryki powrócić? Czy to się może udać? Sprawdzam dane

Wydawało się, że Donald Trump się uspokoił i w sprawie ceł będą do nas napływać już raczej dobre wiadomości – a więc o tym, że podpisywane są umowy handlowe z kolejnymi krajami, że z Chinami będzie „zawieszenie broni” i że ryzyko rozszerzenia wojen handlowych spadnie. Ale wygląda na to, że prezydent USA nie odłożył ad acta marzeń o tym, że wszystko, co jest w Ameryce kupowane, ma być też w Stanach Zjednoczonych produkowane.

Zobacz również:

W piątek w poście na Truth Social prezydent USA niespodziewanie napisał, że jeśli iPhone’y sprzedawane w USA nie będą również produkowane w USA, to „Apple zapłaci cło w wysokości co najmniej 25%”. Przy okazji dostało się też Europie, bo w kolejnym wpisie Donald Trump ogłosił, że „zaleca 50% cła na wszystkie towary sprowadzane z Unii Europejskiej, począwszy od 1 czerwca 2025 r.”. Cła ma nie być tylko wtedy, jeśli dany produkt został wyprodukowany w Stanach Zjednoczonych. Wygląda więc na to, że w wojnie celnej dłuższego zawieszenia broni nie będzie.

Gdyby ten tekst powstawał na początku kwietnia, kiedy Donald Trump triumfalnie ogłaszał swój Dzień Wyzwolenia, czyli uwolnienie Ameryki spod ciasnego gorsetu deficytów handlowych z większością krajów świata, moglibyśmy napisać o totalnym zniszczeniu handlu międzynarodowego. Jednak od 2 kwietnia minęło sporo czasu i krajobraz wygląda mimo wszystko nieco inaczej.

USA wciąż negocjują z Chinami obniżenie stawek celnych. I nie można wykluczyć, że się dogadają. A przecież obecna prezydentura jest nie tyle początkiem wojny handlowej, ile kolejną jej odsłoną. Nikomu w Stanach nie podoba się perspektywa rosnących w siłę Chin – ani Republikanom, ani Demokratom, więc kłody pod nogi wymianie handlowej rzucał i Obama, i Biden, i oczywiście Trump. Czy skutecznie? Częściowo tak. Ale co z tego ma Ameryka?

Czytaj też: Który region świata przyniesie największe zyski w kolejnej dekadzie inwestorom lokującym w fundusze i ETF-y? Najciemniej pod latarnią?

W jakim stanie jest obecnie sektor produkcyjny w USA?

Niedawno Maciek Samcik pisał o tym, że Stany Zjednoczone utraciły najwyższy rating inwestycyjny od agencji Moody’s Ratings. To znak czasów. Jeszcze kilkanaście lat temu, nawet w środku wielkiego kryzysu finansowego, który podkopał potęgę gospodarczą i finansową USA w latach 2008–2009, nikt by nie pomyślał, że wśród globalnych pewniaków inwestycyjnych, najbardziej wiarygodnych dłużników na świecie może zabraknąć Ameryki.

Kiedy Ameryka definitywnie traci status najbardziej wiarygodnego emitenta obligacji skarbowych, inwestorzy muszą przemyśleć swoje strategie inwestycyjne i rozejrzeć się po świecie w poszukiwaniu alternatywy. Czy aktywa amerykańskie to wciąż najlepsze miejsce do inwestycji? Czy obligacje skarbowe USA to wciąż aktywa najbardziej pożądane, zwłaszcza jako bezpieczna przystań w okresie niepewności? Czy amerykański dolar to wciąż waluta pierwszego wyboru jako globalna waluta rezerwowa?

Czytaj więcej o tym: Ameryka traci najwyższy rating wiarygodności kredytowej. Co nam mówi decyzja Moody’s? Jakie konsekwencje dla naszych oszczędności?

Donald Trump tłumaczył, że nie przejmuje się wahaniami na rynkach, ale w końcu chyba się przejął, bo zawiesił większość ceł. Co z tego całego bałaganu, albo przemyślanej strategii negocjacyjnej Trumpa, pozostało? I czy z tych resztek można wciąż zbudować centrum przemysłowe świata nad Wielkimi Jeziorami – Missisipi i Potomakiem? Co mówią dane makroekonomiczne?

Dane zebrane przez ośrodek statystyczny amerykańskiego banku centralnego FRED pokazują liczbę pracowników w trzech branżach od 1939 r. Po silnym wzroście sektora produkcyjnego w czasie II wojny światowej zatrudnienie w przemyśle utrzymywało się w przedziale od 11 do 20 milionów osób, a obecnie wynosi około 13 milionów. Istnieją oczywiste cykliczne wahania, ale nie ma długoterminowych trendów po dużym spadku w pierwszej dekadzie XXI w.

Czerwona linia oznacza sektor produkcyjny. Bardzo mocno ucierpiał na początku tego wieku, jednak od czasu wielkiego kryzysu finansowego dalej nie spada. Raczej lekko rośnie i – gdyby nie okres pandemii, ze spektakularnym załamaniem produkcji i zatrudnienia w tym czasie – może urósłby bardziej.

Jednak same dane o liczbie pracowników to nie wszystko. Bardzo zmienił się od czasów II wojny światowej udział pracowników sektora produkcyjnego w ogólnej liczbie pracujących Amerykanów. Okazuje się, że udział produkcji w gospodarce stale spada i to nie od lat 80. XX w., ale już od czasów powojennych. Wiosną 1944 r. udział sektora produkcji wyniósł ponad 38%, a w kwietniu 2025 r. już tylko 8%.

Sektor budownictwa jest zasadniczo stabilny na poziomie ok. 5% udziału w gospodarce. A trzeci z dawniej dosyć istotnych sektorów, czyli górnictwo i leśnictwo, to sektor bardzo mały, właściwie nieistotny z punktu widzenia całej gospodarki. W czasach swojej świetności, w okresie tuż przed II wojną światową, miał niemal 3% udział w gospodarce, w kwietniu 2005 r. tylko 0,4%.

Wykres pokazuje ogromną rozpisaną na dekady transformację gospodarki amerykańskiej, która z potęgi przemysłowej, co zresztą stało u podstaw osiągnięcia przez Stany Zjednoczone statusu globalnego imperium, które było potężniejsze niż Wielka Brytania, przeszła w II połowie XX w. w fazę gospodarki jako centrum innowacji i zleceniodawca produkcji w innych krajach, a także centrum transakcji na rynkach finansowych i spektakularnego rozwoju sektora usługowego.

Czytaj też: Finansowe El Clasico? Europa się bardziej zadłuży, żeby szybciej rosnąć. Ameryka chce się oddłużyć, żeby… dalej rosnąć. Kto ma rację, a kto wygra?

Czytaj też: Trump cofa cła na elektronikę. Czy dał się zapędzić w kozi róg? Teraz chińska ofensywa na rynku obligacji i walut? A może… to Chiny są trzymane za gardło?

Czy produkcja w Ameryce została zdewastowana?

Udział produkcji przemysłowej w gospodarce amerykańskiej spada systematycznie od początku XXI w. W czwartym kwartale 2024 r. wskaźnik udziału wartość dodanej sektora produkcyjnego w całej gospodarce wyniósł 9,9%. Szczególnie spadkowym rokiem ostatnio był rok 2024. Wartość produkcji przemysłowej wypada lepiej niż wskaźnik zatrudnienia w przemyśle. Przyczyn jest wiele, m.in. wzrost produktywności, wzrost robotyzacji i automatyzacji, a także przejście na produkcję o wyższej wartości dodanej.

Dla porównania udział produkcji przemysłowej w Polsce wynosi obecnie ok. 30% całej gospodarki, więc jest trzykrotnie wyższy niż w USA. Jeśli chodzi o udział pracowników sektora produkcyjnego, to pracuje w nim ok. 25% ogółu pracowników, to również ok. trzykrotnie więcej niż udział pracowników produkcyjnych w USA. Polska wciąż jest krajem raczej przemysłowym, jednym z najbardziej przemysłowych krajów UE, z rosnącym udziałem usług.

Czy produkcja przemysłowa w USA może zostać odbudowana? Należałoby zapytać, czy naprawdę doznała w ostatnich latach takich wielkich szkód, żeby konieczna była radykalna zmiana. Owszem, zmniejszyła się liczba pracowników sektora produkcyjnego, spadł procentowy jego udział w gospodarce, ale czy spadła wartość produkcji? Szczególnie wartość dodana, czyli ten wskaźnik, który pokazuje wzrost efektywności po odjęciu kosztów nakładów inwestycyjnych? Tego nie da się raczej udowodnić.

W swoich deklaracjach towarzyszących ogłaszaniu ceł na import ze wszystkich krajów świata w „Dniu Wyzwolenia” prezydent USA uzasadniał swoje decyzje tym, że gospodarka amerykańska została kompletnie zdewastowana i trzeba ją odbudować. Jednak dane nie potwierdzają, że Stany Zjednoczone doświadczyły „dewastacji” zdolności produkcyjnych. Pokazuje to poniższy wykres przygotowany przez waszyngtoński think-tank Tax Foundation.

Produkcja przemysłowa brutto była dość płaska w ostatnich dekadach. Jednak wartość dodana produkcji, która odejmuje koszty nakładów inwestycyjnych, znacznie wzrosła od 1997 r. Ta różnica wynika przede wszystkim z poprawy produktywności, co oznacza, że firmy osiągają ten sam lub wyższy poziom wartości produkcji. Ten wskaźnik na pewno nie świadczy o załamaniu w sektorze, raczej o poprawie efektywności.

Faktem jest, że Stany Zjednoczone odnotowały spadek swojego udziału w globalnej produkcji. Dlaczego tak się stało? Czy nie oznacza to upadku potęgi przemysłowej USA w ostatnich dekadach? Tax Foundation przypomina, że stało się tak dlatego, że do globalnej gry weszły w latach 90. XX w. Chiny, zresztą w wyniku inwestycji i zachęt amerykańskich. Chiny obecnie mogą pochwalić się największym sektorem produkcji na świecie pod względem wartości dodanej.

Czy to oznacza, że USA totalnie wypadły z gry i stoczyły się na margines zdolności wytwórczych? Na razie nic na to nie wskazuje. USA pozostają ważnym graczem, bo – uwaga – mają drugi co do wielkości sektor wytwórczy na świecie i wytwarzają więcej wartości dodanej niż trzecie, czwarte i piąte co do wielkości kraje razem wzięte. I robią to przy znacznie mniejszej liczbie pracowników, co było widać w poprzednich grafikach.

Udział zatrudnienia rzeczywiście spadł, ale jest to, jak widzieliśmy wcześniej, długoletni trend obecny od lat 50. XX w., zresztą nie tylko w USA, ale we wszystkich najbardziej rozwiniętych gospodarkach takich jak Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Japonia. Wszystkie te potęgi przemysłowe odnotowały spadek udziału produkcji w swoim całkowitym zatrudnieniu, co nie znaczy, że wartość ich produkcji drastycznie spadła. Co się stało?

Problem leży w powrocie do wzrostu wydajności

Poprawiła się wydajność! Widać to wyraźnie na przykładzie sektora rolniczego. W Polsce to był tradycyjnie bardzo duży sektor, z bardzo dużym zatrudnieniem. Mimo że w okresie PRL trwała walka o uprzemysłowienie Polski, to w okres gospodarki rynkowej na początku lat 90. XX w. weszliśmy wciąż jako kraj przemysłowo-rolniczy, a nie np. przemysłowo-usługowy. Zaraz potem wielkość tego sektora znacznie zmalała, co widać głównie w wielkości zatrudnienia, które bardzo spadło.

Czy oznacza to, że produkcja rolna również spadła i grozi nam kryzys na rynku żywnościowym? Wprost przeciwnie, produkcja żywności ma się w Polsce tak dobrze, jak prawdopodobnie nigdy wcześniej. Jesteśmy żywnościowo samowystarczalni, a dodatkowo pozostajemy wielkim eksporterem żywności. W niektórych segmentach, np. w eksporcie kurczaków, mamy wręcz pozycję lidera w UE – produkujemy więcej żywności i to lepszej jakości. Rolników mamy jednak już bardzo mało.

Podobnie w USA. Sektor rolniczy odnotował drastyczny spadek udziału w zatrudnieniu przez ostatnie dekady, ale nie oznacza to, że amerykańskie rolnictwo zostało zdewastowane. Żywność wyprodukowana w USA karmi znacznie większą populację Amerykanów niż dekady temu i starcza jeszcze żywności na duży eksport. Do dyspozycji jest mniej pracowników sektora, mniej terenów rolnych, ze względu na rozwój miast i terenów zabudowanych. Za to więcej jest maszyn, automatyzacji i innowacji technologicznych. Plony są więc większe.

Wydaje się więc, że gospodarka amerykańska, zamiast powiększać czy poszerzać swoje moce wytwórcze o nowe kategorie produktów, które obecnie importowane są choćby z Chin, powinna dbać o wzrost wydajności.

To tak naprawdę dałoby Ameryce istotną przewagę, a to jednak w ostatnich latach nieco osłabło. Do tego stopnia, że wielu ekonomistów wyraża obawy o niedostateczną dynamikę wzrostu wydajności. Nie pomogły tu na razie nowe technologie, takie jak internet czy sztuczna inteligencja. Czy dojdzie tu do istotnego przełomu w zakresie wydajności?

Od czasu wielkiego kryzysu finansowego w latach 2008–2009 wydajność produkcji pozostawała w stagnacji. Jej wzrost w tym czasie był powolny w całej gospodarce, ale spowolnienie w produkcji było szczególnie widoczne. Do tego czasu wzrost wydajności produkcji przewyższał wzrost łącznej wydajności. Od okresu 2008-2009 wzrost wydajności w produkcji pozostawał w tyle za wzrostem ogólnej wydajności. A historycznie to właśnie produkcja była tym sektorem, który ciągnął wzrost wydajności.

Czytaj też: Kapitał powoli wraca do Ameryki. Ale czy warto dziś lokować pieniądze w amerykańskie obligacje, poprzez fundusze inwestycyjne?

Czy produkcja w Ameryce jest jeszcze możliwa?

A jak podwyższone cła wpływają na producentów w USA i jak mogą wpłynąć w najbliższej przyszłości? USA negocjują co prawda złagodzenie najbardziej drastycznych podwyżek, ale podwyższone cła na pewno pozostaną w gospodarce amerykańskiej na dłużej. Jeśli amerykański sektor wytwórczy nie został „zdewastowany”, to jak może zareagować na bariery celne stawiane producentom z innych krajów, głównie z Chin?

Co mówi o tym najnowsze badanie producentów z Teksasu przeprowadzone przez oddział rezerwy federalnej z Dallas? Otóż ankieta pokazała, że amerykańscy producenci są niezadowoleni. I jedna sprawa to zwiększona niepewność związana z chaotyczną polityką handlową, a druga sprawa to świadomość, że podwyższone cła pozostaną na dłużej i nie jest to dobry znak dla amerykańskich producentów.

Co USA importują? Ponad połowa importu do USA to dobra inwestycyjne inne niż motoryzacja lub materiały i artykuły przemysłowe, części samochodowe i składniki potrzebne do produkcji rolnej i do przetwórstwa żywnościowego. Te produkty trafiają w większości nie bezpośrednio do konsumentów, tylko do producentów jako składniki dalszej produkcji. Bariera dla tego importu, to proszenie się o większe koszty i problemy dla rodzimych producentów w USA.

Dobra kapitałowe i materiały stanowią ponad 50% importu towarów do USA. Pokazuje to grafika oparta na danych amerykańskiego Biura Analiz Ekonomicznych (dane za rok 2024): dobra kapitałowe z wyjątkiem motoryzacji (30%), dobra konsumpcyjne z wyjątkiem żywności i motoryzacji (25%), inne towary powszechnego użytku (4%), żywność, pasze i napoje (7%), pojazdy samochodowe, części i silniki (15%), materiały i artykuły przemysłowe (20%).

Jakie firmy importują maszyny przemysłowe i takie, które wytwarzają energię elektryczną o wartości prawie 393 miliardów dolarów (ponad 40% importu dóbr kapitałowych innych niż motoryzacja)? Stara się odpowiedzieć na to pytanie analiza Tax Foundation:

„Nie są to firmy zajmujące się oprogramowaniem ani instytucje finansowe; to amerykańscy producenci i producenci energii kupują importowane towary, aby reinwestować w swoje amerykańskie operacje i siłę roboczą. Cła na ten import zaszkodzą więc amerykańskim producentom.”

Think-tank powołuje się na wcześniej nakładane cła na stal z 2002 i 2018 r. Wtedy nałożone cła wywołały spadek miejsc pracy w amerykańskim przemyśle, ponieważ wyższe ceny stali podniosły koszty dla lokalnych producentów.

Stany Zjednoczone eksportują też wiele zaawansowanych technologicznie towarów produkcyjnych takich jak samoloty cywilne, turbiny gazowe i specjalistyczne chemikalia. Co importują? Wiele podstawowych, niskowartościowych dóbr konsumpcyjnych, takich jak odzież, buty, zabawki, gadżety dnia codziennego o niewielkim wkładzie technologii.

„Nakładanie taryf na import z USA szkodzi amerykańskim eksporterom — czy to poprzez aprecjację waluty, czy też działania odwetowe przeciwko eksportowi z USA.”

Próba szerokiej odbudowy przemysłu w USA może uruchomić dynamikę, w której stracą branże produkcyjne o wysokiej wartości, czyli te sektory, w których USA są silne i dzięki którym są znaczące w skali globalnej. Zasoby mogą przesunąć się w stronę produkcji nisko zaawansowanej takiej jak np. produkcja tekstyliów.

Cła mogą spowodować też izolację produkcyjną, a to nigdy nie jest dobre dla gospodarki, bo zmniejsza konkurencyjność poprzez ochronę lokalnego rynku. O ile w przypadku żywności jest to bardziej zrozumiałe, o tyle w przypadku sektora produkcyjnego może stać się blokada w dalszym rozwoju.

Tax Foundation przypomina, że taki schemat pojawił się w amerykańskim przemyśle stalowym od końca lat 60., kiedy to główni producenci stali zaczęli lobbować na rzecz ochrony rynku, zamiast reinwestować zasoby w nowe technologie przyjmowane przez zagraniczne firmy.

Cła nie są remedium na wszystko, są raczej dla gospodarki niekorzystne. Czym powinni zająć się politycy zamiast tego? Jedną z głównych przyczyn stagnacji w amerykańskiej produktywności produkcyjnej są niskie inwestycje kapitałowe. Jaką radę mają analitycy Tax Foundation? Zwiększanie maszyn, robotyzacja i automatyzacja w jak największej skali na jednego pracownika, to byłby bardziej czynniki długotrwałego wzrostu.

To zresztą również bolączka polskiej gospodarki i ciągłe pytania ekonomistów, kiedy wzrośnie udział inwestycji jako jeden z głównych filarów w dynamice naszego PKB, ale również jako gwarancja dalszego długofalowego rozwoju. Wciąż jest to udział dosyć niski, zwłaszcza w ostatnich latach Kolejne rządy obiecują działania, które miałyby doprowadzić do wzrostu inwestycji, wciąż walczymy o wyższy ich udział w dynamice PKB, wciąż jednak nie do końca się to udaje.

Dla dobra Ameryki Trump powinien zmodyfikować kierunki swojej polityki gospodarczej, co już chyba powoli widać w negocjacjach np. z Chinami. I nawet jeśli cła pozostaną nieco wyższe niż w 2024 r., to zdecydowanie nie powinny wynosić tyle, ile początkowo prezydent USA ogłaszał 2 kwietnia. To byłoby dla producentów w USA zdecydowanie negatywne, o ile nie zabójcze. Może nastąpi tu zmiana, co byłoby korzystne również dla Europy, w tym dla naszego kraju. Sami dużo do USA nie eksportujemy, ale mamy udział w eksporcie Niemiec do USA.

Czytaj też: W ostatnich latach walczyliśmy inflacją. Czy zaraz zacznie nam grozić… deflacja? Statystyki z rynku kontenerów niepokoją. Trump: „reset jest na stole”

Czytaj też: Czy euro może zastąpić dolara w roli waluty rozliczeniowej świata? „To byłby korzystny scenariusz dla Europy.” Czy jesteśmy na początku tego procesu?

Źródło zdjęcia: Documerica/ Unsplash

Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
TomR
19 dni temu

W USA i UE zbyt poważnie podchodzą do spraw patentowych, żeby te regiony w dłuższej perspektywie czasu były jakimiś centrami produkcji. Fabryki to droga rzecz, więc należy lokalizować je w miejscach gdzie procesy patentowe nie będą blokować ich pracy, czyli w krajach z luzackim podejściem do patentów. Jak ktoś ma fabrykę w kraju zbyt poważnie podchodzącym do patentów to proces patentowy potrafi zniszczyć mu wszystko: sprzedaż w tym kraju, produkcję w tym kraju, produkcję na eksport (także do krajów gdzie zaskarżony patent nie obowiązuje !). Wynika to z tego, że ochrona patentowa obejmuje zarówno zakaz sprzedaży, jak i zakaz produkcji… Czytaj więcej »

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu