Z okazji Święta Pracy przypominam, że całkiem niedawno Unia Europejska postanowiła zająć się regulowaniem płacy minimalnej na całym kontynencie. Pomysł był gorący, ale… czy w ogóle wróci, gdy uporamy się z koronawirusem? Jakie byłyby konsekwencje dla polskich pracowników, gdyby to Bruksela ustalała, ile minimalnie możemy zarobić? Jakie by to były pieniądze? I czy to w ogóle możliwe w obliczu nadciągającego kryzysu?
Jakiś czas temu – przed koronawirusem – nowa szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen poleciła rozpocząć pracę nad wprowadzeniem „europejskiej płacy minimalnej”. To grząski grunt, bo dziś różnice między krajami, jeśli chodzi o wysokość najniższego wynagrodzenia, są ogromne. Ale i determinacja była duża, bo Europa miała zyskać bardziej socjalną twarz.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Niektóre państwa (Dania, Szwecja, Finlandia, Cypr, Włochy, Austria), w ogóle nie mają ustalonych minimalnych wynagrodzeń. Wynika to z uwarunkowań historycznych, tradycji, poziomu kapitału społecznego. W państwach skandynawskich „państwowych” pensji minimalnych nie ma, ale ustalane są one na zasadzie porozumień branżowych.
Ile powinien zarabiać najsłabiej wynagradzany Polak?
Nie wszystkie państwa są członkami unii walutowej, więc na wysokość świadczenia wpływa kurs walutowy, siła nabywcza lokalnego pieniądza i poziom rozwoju kraju. Dane na temat tego, jak w poszczególnych krajach kształtuje się pensja minimalna, przynosi Eurostat. Unijni statystycy byli na tyle uprzejmi, że dodali do infografiki także kraje niebędące członkami wspólnoty, takie jak Albania, Turcja, czy USA.
Jeśli ktoś myśli o emigracji, to najlepszym kierunkiem byłby Luksemburg, gdzie nie można nikomu zapłacić za pełnoetatową pracę mniej, niż ok. 2070 euro miesięcznie.
Komisja Europejska nie zamierzała „spłaszczyć” różnic między krajami, tylko wyznaczyć uniwersalną procentową relację między pensją „środkową” w każdym kraju, a minimalną. Wyjściowa propozycja brzmiała tak: pensja minimalna na poziomie 60% mediany w danym kraju.
Ostatnie dane na temat mediany GUS opublikował w październiku ub.r. i dotyczą roku 2018 r. Wynika z nich, że mediana płac wynosiła u nas 4.095 zł brutto. Należy założyć, że dziś wynosi jakieś 10-15% więcej: ok. 4.500-4.700 zł brutto. Oznaczałoby to, że minimalna pensja – według pomysłu szefowej Komisji Europejskiej – powinna wynosić u nas 2.700-2.800 zł brutto (dziś wynosi 2600 zł). A to byłoby 2.060 zł na rękę w przypadku etatu.
Ojciec chrzestny gospodarki wolnorynkowej Adam Smith określił płacę minimalną na poziomie, który pozwoliłby wychować dwoje dzieci. Ale to był XVII wiek, nie było wtedy 500+, wyprawki+, ani darmowych podręczników ;-). Międzynarodowa Organizacja Pracy (MOP) stwierdziła w 1970 r., że powinno to być 50% średniego uposażenia.
Czytaj też: Dlaczego aż tylu Polaków zagłosowało wbrew swojemu interesowi? – pytają politycy. Chyba znam ten powód
Od stycznia 2020 r. płaca minimalna w Polsce wynosi 2.600 zł brutto. Gdy Zjednoczona Prawica przejmowała stery, było to 1.750 zł brutto. Czyli najniższe uposażenie – pobiera je ok. 1,5 mln pracowników – wzrosło w ciągu ostatnich pięciu lat aż o 48,6%! Średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw, czyli firmach, które zatrudniają co najmniej 9 osób, wzrosło w tym czasie o 20%, do nieco ponad 5.200 zł brutto. Najmizerniej opłacane zawody są w takich branżach jak: handel, naprawa pojazdów, budownictwo, przetwórstwo przemysłowe, transport, czy praca w magazynie.
Czytaj też: Nie masz już siły słuchać od swoich pracowników, że chcą podwyżek? Daj im te bonusy
Uśrednianie nie zawsze jest dobre, czyli płaca minimalna w pięciu punktach
Ale czy pomysł na „europejską minimalną” w ogóle powróci? Czy w czasie kryzysu warto myśleć o podnoszeniu pracodawcom poprzeczki, licząc się z tym, że – owszem – płace niektórych pracowników wzrosną, ale z drugiej strony mające kłopoty firmy będą jeszcze bardziej agresywnie zmniejszać zatrudnienie? Niewykluczone, że pomysł europejskiej płacy minimalnej nieprędko wróci do gry.
Jakkolwiek ewentualne wprowadzenie europejskiej płacy minimalnej nie oznaczałoby rewolucji na polskim rynku pracy (nasza płaca minimalna kręci się już niedaleko 60% mediany, a w czasie recesji ten procent może się jeszcze zwiększyć, bo chyba nie ma co liczyć na wzrost przeciętnego wynagrodzenia, jak również mediany wynagrodzeń), to nie jestem pewien czy przyniosłoby pozytywne skutki. Dlaczego?
1. Wzrost płacy minimalnej (czasami) szkodzi pracownikom. A przynajmniej wzrost zbyt szybki, szokowy. Tak było na Węgrzech w latach 2000-2001 i w USA w latach 2007-2009 r. Jak wynika z badań naukowych cytowanych jakiś czas temu przez „Dziennik Gazetę Prawną”, zatrudnienie w tych krajach w tym czasie spadło, zamiast wzrosnąć, a przyczyną był właśnie wzrost pensji minimalnej. Małe firmy zwalniały ludzi, bo nie dały rady im zapłacić tyle, ile kazali im urzędnicy. Płaca minimalna może być wysoka, ale może być jednocześnie dla wielu nieosiągalna.
2. Ogólnoeuropejskie wyrównanie pensji zaburzy konkurencję między państwami. Określenie jednolitej wartości pensji minimalnej, nawet gdyby wysokość była wyrażona procentami, nie uwzględnia naturalnych różnic w rozwoju poszczególnych krajów. Pensje od zawsze były zróżnicowane między regionami, zarówno świata (bogata północ, biednie południe), poszczególnych państw (biedna „ściana wschodnia”), czy nawet miast (wysokie pensje w śródmiejskim „city” i niskie na peryferiach). Biedniejsze państwa i regiony łatwiej przyciągają inwestycje (choć z drugiej strony to utrwala ich status montowni i podwykonawców)
3. Wzrost płacy minimalnej kusi do ucieczki w szarą strefę. Zbyt mocne ściągnięcie płacowych cugli może doprowadzić do tego, że jeszcze w większym stopniu niż teraz, pensje będą wypłacane pod stołem. Skala tego procederu jest trudno mierzalna. Fundacja Forum Obywatelskiego Rozwoju szacowała pod koniec 2015 r., że dodatkową część pensji pod stołem dostaje 2 mln pracowników. Z kolei GUS szacuje, że zupełnie na czarno, bez żadnej umowy, pracuje ok. 880.000 osób.
4. Wzrost pensji minimalnej zwiększa presję płacową w całej gospodarce i może wywołać inflację. Wzrost pensji minimalnej obserwują pracownicy, którzy zarabiają tylko nieco więcej, niż „minimalna”. Widząc, jak te najniższe zarobki ich doganiają, też żądają podwyżek. I tak rusza lawina w całej gospodarce. Podwyżek żądają wszyscy, nie tylko ci, których wzrost efektywności to uzasadnia.
Zamiast snów o jeszcze wyższej płacy minimalnej, pracowników czekają chude czasy. Według badania firmy Grant Thornton – przeprowadzonego jeszcze przed pandemią koronawirusa, a więc wyniki na pewno są zawyżone – tylko 20% badanych przedsiębiorstw planowało w 2020 r. podnosić wynagrodzenia. To był najniższy wynik od 2014 r. Gdyby takie badania przeprowadzić teraz, zapewne wynik oscylowałby w okolicach zera procent.
źródło zdjęcia: PixaBay