Wydawało się, że musi im się udać. Zgromadzenie w jednym miejscu dużej liczby ofert kredytowych i wystawianie klientom spersonalizowanych, wiążących propozycji na podstawie scoringu wykonywanego online – to wartość sama w sobie. A jednak „nie pykło”. Finai, pierwsza firma, która próbowała zostać nowoczesnym, niezależnym pośrednikiem finansowym, właśnie ogłosiła swoją porażkę. Dlaczego się nie udało? I czy jej los podzielą konkurenci, np. Bancovo lub Lendo?
Serwisy, które zbierają informacje o wszystkich ofertach pożyczek na rynku, to już w zasadzie przeszłość. Pożyczki stały się na tyle spersonalizowanym produktem finansowym, że porównywanie ofert w zasadzie mija się z celem – kredytodawcy tę samą pożyczkę jednemu klientowi sprzedadzą za 7% w skali roku, a drugiemu za 14%. Stąd pojawił się pomysł, by przedstawiać klientom spersonalizowane, a nie „teoretyczne” propozycje pożyczek.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Wielkie plany i zderzenie ze ścianą. Finał Finai
Finai był pierwszą firmą, która się tym zajęła (choć w debiucie uprzedziło ją Bancovo) i kibicowałem jej, bo w planach miała połączenie takiej właśnie nowoczesnej porównywarki ofert z działalnością edukacyjną. Czyli pokazywaniem użytkownikowi jak nie przeholować z zadłużeniem, czy lepiej wziąć kredyt na dłużej, czy na krócej, jak poradzić sobie z poprawą scoringu, jak nie zachwiać płynności finansowej swojej i rodziny.
Pomysł był szczytny i choć Finai szybko spuścił z tonu jeśli chodzi o warstwę edukacyjną, to nadal miał za sobą technologiczną wartość dodaną dla klientów. A do tego mógł o sobie mówić jako o niezależnej instytucji finansowej (brak tej cechy jest piętą achillesową Bancovo, które należy do Alior Banku).
Więcej o rozsądnym pożyczaniu: Czytaj na stronie akcji „Pożyczaj z głową”
A jednak się nie udało. Finai właśnie wysłał do swoich klientów czuły liścik, w którym poinformował, że kończy się pewien etap w jego historii i że nie będzie już pośrednikiem finansowym. Nadal będzie oferował usługi technologiczne dla banków i firm pożyczkowych, ale nie będzie już pośredniczył w pożyczaniu pieniędzy bezpośrednio konsumentom.
Na Finai.pl nie można już wystąpić o nową pożyczkę, a konta klientów na platformia – wraz z ich wszystkimi danymi – mają być trwale usunięte 27 września. Firma uspokaja klientów, którzy z jej pomocą już zaciągnęli pożyczki, że w ich spłacie nic się nie zmienia. Raty i tak wędrują do banków, więc zmiana profilu działania Finai nie powoduje większych turbulencji.
Sama firma na pewno sobie poradzi. Jej technologiczne kompetencje są na pewno cenne dla banków i zapewne będą wykorzystane – tyle, że już nie do tego, by klienci mieli większy wybór pożyczek.
Dlaczego Finai nie podbił naszych serc? Trzy powody
Co się stało, że finał działalności Finai na rynku detalicznym jest tak smutny? Widzę kilka okoliczności, które zresztą są zagrożeniem również dla innych firm, które postanowiły być nowoczesnymi porównywarko-pośrednikami finansowymi oraz dla wszystkich fintechów, czyli niebankowych firm technologicznych, które chcą się wbić ze swoimi usługami między banki i klientów.
Po pierwsze: mało znana marka i kwestia zaufania klientów. Finai nie przeznaczył na swoją promocję takich budżetów marketingowych jak np. Bancovo, nie mówiąc już o firmach pożyczkowych takich jak Provident, Vivus, czy Wonga oraz bankach, które od czasu do czasu też zalewają media rekalmami swoich pożyczek.
Niby przy pożyczaniu pieniędzy znana marka i wiarygodność nie są tak ważne, jak wtedy, gdy klient ma przekazać w zarządzanie lub opiekę własne oszczędności, ale mimo wszystko – jak widać na załączonym obrazku – to nie jest tak, że firma nie mająca zbudowanej przez lata reputacji przekona klientów do tego, by chcieli „dać sobie pomóc” przy pożyczce.
Kluczowa sprawa to przekazanie całkiem dużej porcji danych, niezbędnych do zidentyfikowania klienta i przeprowadzenia scoringu. Dane osobowe, dowód osobisty, adres, dane dotyczące swoich dochodów… przekonanie klienta, by nie obawiał się tego, co się z tymi wszystkimi informacjami stanie – to w wielu przypadkach mission impossible.
Nota bene to dość czytelny sygnał ostrzegawczy także dla wszystkich firm fintechowych, którym się wydaje, że w dobie dyrektywy PSD2 będą mogły czerpać pełnymi garściami z danych zgromadzonych w bankach przez klientów, by oferować tym klientom świetne usługi. Sęk w tym, że klient na takie przekazanie danych musi się zgodzić. Jak widać, niezależnie od tego jak bardzo usługa może mu się przydać, klienci mogą mieć opory i „dossanie” się do ich danych nie będzie dla fintechów proste.
Czytaj też: Tak nowe technologie zmieniły świat pożyczania pieniędzy. Oto dwa trendy, które zmienią go jeszcze bardziej
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
Po drugie: obstrukcja banków. Gdyby wszystkie banki miały obowiązek „dać się porównać” na platformach typu Finai, to konsument nie byłby w stanie oprzeć się tej usłudze. Ale tak się składa, że obowiązku uczestniczenia w tej „zabawie” banki nie mają i – co więcej – nie mają też ochoty w niej uczestniczyć.
Po co wystawiać się do rywalizacji z tabunami konkurentów, rozpalać wojnę cenową i budzić świadomość konsumentów, że pożyczka może być znacznie tańsza? I przy okazji napędzać klientów jakimś dziwnym pośrednikom, którzy – nie daj Boże – mogliby potem za bardzo urosnąć?
Brutalna prawda jest taka, że 80% rynku pożyczkodawców nie chce takiej usługi, bo w mętnej wodzie łatwiej im się łowi. Wiele dużych banków „żyje” głównie ze swoich klientów i to żyje dobrze. To samo dotyczy firm pożyczkowych. Widział ktoś na platformie porównującej pożyczki spersonalizowane pożyczki od PKO BP, czy Vivusa? Skoro zaś na Finai nie pojawiła się większość rynku pożyczkowego, to platforma miała też ograniczoną użyteczność dla klientów.
Po trzecie: technologiczne połączenia z bankami. Nawet gdyby bankowcy mieli wielką chęć, by wziąć udział w wyścigu o najtańszą pożyczkę, to większość z nich po prostu nie dałaby rady, bo – wbrew pozorom – wymaga to wysokiego poziomu technologii po ich, bankowej stronie. Jest w Polsce tylko kilka banków, które bez problemu są w stanie przyłączyć się do technologicznych „silników” firm zewnętrznych i wymieniać się danymi o klientach, decyzjami i pieniędzmi w trybie online.
Czy to zmierzch ery agregatorów, choć się jeszcze nie zaczęła?
Te trzy przyczyny – mało znana marka i ograniczone zaufanie klientów, brak chęci banków do uczestnictwa i technologia – sprawiły, że Finai nie osiągnął zamierzonego sukcesu. Na ile była to kwestia błędów samej firmy, a na ile kłopot z modelem biznesowym – przekonamy się pewnie niedługo, obserwując losy Bancovo, czy Lendo.
To silniejsi finansowo gracze, którzy mogą mieć większą moc w negocjacjach z bankami oraz w budowaniu wiarygodności wśród klientów. Być może są też w stanie dłużej poczekać na to, aż banki zrozumieją ten biznes, przestaną podchodzić do niego jak do jeża i będą w stanie ogarnąć się technologicznie.
Czytaj też: Podgryzanie Sławomira? Na rynek wchodzi Lendo, pośrednik kredytowy, który podbił całą Skandynawię
Czytaj też: Tabela ofert pożyczek po fińsku. Czy Saverium postraszy Sławomira?
ilustracja tytułowa: Geralt/Pixabay/Finai