Uczymy się żyć z koronawirusem. Gospodarka powoli jest „odmrażana”, ale już widać, że „nowa normalność” to będzie nie tylko bardziej kłopotliwa normalność (z limitami osób korzystających z różnych usług w jednym czasie), ale też dużo droższa normalność. Otwierane firmy mogą podnieść ceny usług, wprowadzając dodatkowe, „sanitarne” opłaty. Więcej zapłacimy np. u dentysty, fryzjera, czy w hotelu. Za co będą pobierane – oczywiście dla naszego bezpieczeństwa – dodatkowe Covid-opłaty?
Kraje walczące z pandemią przyjmują różne strategie walki z koronawirusem. Nasz podjął w połowie marca radykalne kroki i „zamroził” mniej więcej trzy czwarte gospodarki. Pracujemy zdalnie, dzieci nie chodzą do szkoły, fryzjerzy i kosmetyczki pozamykały salony.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W maju nadeszła „odwilż” w restrykcjach – działają już hotele, można otwierać przedszkola, a lada dzień otworzą się restauracje, które obecnie pracują tylko w trybie „wynosowym”. Ale ci, którzy chcą zacząć żyć jak kiedyś, odnotowują, że ceny rosną. A firmy tłumaczą to „nowym reżimem sanitarnym”. Co podrożało? O jakie opłaty chodzi?
Chcesz zjeść w hotelu? Dopłać 100 zł za dobę za „przymusowy” room-service
Rząd pozwolił od 4 maja na otwarcie hoteli i pensjonatów. Ale jest to działalność na pół gwizdka, bo w hotelach zamknięte są baseny – punkt obowiązkowy dla wielu turystów – oraz restauracje. Hotelarze mówią, że w tej sytuacji nie za bardzo nawet opłaca im się otwierać obiekty, bo dla większości klientów oferta samego pokoju na nocleg to za mało.
Hotele i niektóre condohotele serwują śniadania i obiady, ale z opcją dostawy do pokoju. Przypadkowo otrzymałem na maila wiadomość od jednego z condohoteli w centrum Zakopanego z zaproszeniem do odwiedzin i „instrukcją obsługi”. Gość zobowiązany jest na początek poddać się badaniu temperatury i ewentualnie wypełnić ankietę medyczną. Na piętrach są dystrybutory ze środkami do dezynfekcji, jest też wydzielona „izolatka” dla kogoś, kto miałby objawy infekcji.
Moją uwagę zwróciła opłata za obsługę dostarczenia posiłku do pokoju – tzw. room service – w wysokości 35 zł. W czasach przed pandemią room-service to była usługa premium, dodatkowo płatna. Większość gości korzystała z posiłków w hotelowych restauracjach, bez dodatkowych opłat. Ale w sytuacji, gdy konsumpcja hotelowych dań odbywa się „przymusowo” w pokoju, można się dziwić, że każe się za to dodatkowo płacić. To cena za jednorazową usługę. Jeśli jemy trzy posiłki dziennie, to dodatkowo cena rośnie o 90 zł za dobę.
Czytaj też: Czy polska służba zdrowia wreszcie będzie internetowa? Państwowa spółka wprowadziła teleporady lekarskie w chmurze. Niestety, nie w każdej sprawie
Dentyści mówią: łatwo się u nas zarazić. Cena bezpieczeństwa to 50-150 zł
Stomatologia to najbardziej „sprywatyzowana” specjalizacja w polskiej służbie zdrowia. Nie wszystkie procedury są refundowane, a leczenie prywatne – owszem, dostępne szybko, od ręki i na wysokim poziomie – słono kosztuje. Składają się na to nie tylko ceny materiałów, ale też dentystyczna „marża”.
Gabinety dentystyczne są miejscem, gdzie o zakażenie wyjątkowo łatwo. Dlatego dentyści, co zrozumiałe, boją się o zdrowie swoje i pacjentów. Rząd zostawił im wolną rękę, jeśli chodzi o zabezpieczenie się przed koronawirusem. Dentyści doposażają się w środki ochrony osobistej. To dobra wiadomość. Zła jest taka, że koszty przerzucane są na pacjentów, a przecież już teraz wizyta u dentysty nie należy do najtańszych.
Opłaty wynoszą od 50 zł wzwyż. Nawet do 150 zł. Pobiera je większość gabinetów. Zadzwoniłem do swojego dentysty i potwierdzam – wizyta kosztuje tyle, ile zawsze, ale jest „covidowy” dodatek w wysokości 50 zł, a przed „borowaniem” zostanie mi zmierzona temperatura, będę też musiał wypełnić ankietę medyczną.
Informacje o dodatkowych opłatach nie zawsze są jasno komunikowane na stronie internetowej. Ja znalazłem ekstra-ceny w jednym z gabinetów. Covid-taryfa wygląda tak:
Fryzjerzy, kosmetyczki czekają na oficjalne otwarcie. Czy podniosą ceny o 40-50 zł?
Wkrótce rząd ogłosi kolejny etap znoszenia restrykcji – tym razem ma dotyczyć punktów gastronomicznych, zakładów fryzjerskich i kosmetycznych. Oczywiście: mówimy o oficjalnym otwarciu. W praktyce wiele zakładów działa, tyle, że w „podziemiu”. Drzwi są zamknięte, klient wchodzi tylnym wejściem, jak na tajne komplety w czasach okupacji, a w razie kontroli policji – chowa się w toalecie.
W kwietniu fryzjerzy i kosmetyczki – ci, którzy nie prowadzą działalności „na dziko” – stracili 100% przychodów, bo przez cały miesiąc gabinety były zamknięte. Prawdopodobnie również w tych punktach pojawią się dodatkowe opłaty za „czynności i wyposażenie sanitarne” związane z koniecznością dodatkowej dezynfekcji i zabezpieczenie przed zakażaniem.
Ile takie opłaty mogą wynosić? Znajoma kosmetyczka zastanawia się, czy nie doliczać za wizytę 40 zł „refundacji” kosztów ochrony przed koronawirusem. Ale oczywiście te sprawy będzie regulował rynek. Niewykluczone, że koszty korona-ochrony fryzjerzy i kosmetyczki wezmą na siebie.
Czytaj też: Pan Dariusz już ponad dwa miesiące czeka na zwrot prowizji kredytowej. „Odpowiemy, ale nie wiemy kiedy, bo… koronawirus”. A co z prawem o reklamacjach?
Dodatkowe opłaty za toalety: 20-50 zł
W czasach pandemii coraz trudniej skorzystać z publicznego WC. Punkty, do których wcześniej można było iść „za potrzebą”, przyjęły trzy strategie radzenia sobie z pandemią. Pierwsza – to działanie jak gdyby nigdy nic – toalety w centrach handlowych są otwarte, a obok luster wiszą informacje o konieczności mycia rąk.
Druga strategia, to „strategia ucieczki” – wiele miejsc, w których do tej pory można było skorzystać z WC, jest zamkniętych – restauracje działają w trybie „okienka”, wejście jest zagrodzone stołami i krzesłami, nie ma więc możliwości jedzenia w środku, ale też nie ma dostępu do toalety. Podobną strategię przyjęły też niektóre stacje benzynowe, które po prostu zamknęły toalety „do odwołania”.
Trzecia strategia to dodatkowe opłaty. Do tej pory skorzystanie z darmowej toalety i tak było w Polsce sztuką, teraz cena tej „przyjemności” może jeszcze poszybować. Niektóre punkty usługowe, które już są otwarte (dentyści, sklepy, niektóre stacje paliw) wprowadzają zaporowe ceny za możliwość skorzystania z WC – 20-50 zł. Uzasadnienie? Konieczność dokładnej dezynfekcji toalety po każdym gościu.
Być może chodzi o zniechęcenie klientów i ograniczenie liczby osób, które przewijają się w ciągu doby przez toaletę, a tym samym ograniczenie ryzyka zakażenia.
Czytaj też: Trzy grzechy główne jakie nosi w sobie Tarcza Antykryzysowa w rządowej wersji.
Czytaj też: Dlaczego Polski nie stać na mocniejszą tarczę? Bo 90 mld zł rząd rozdał tym, którzy pomocy nie potrzebują
Żłobki i przedszkola: koronadopłaty od 60 zł wzwyż
Otwarcie przedszkoli i żłobków to dla wielu rodziców ulga (tutaj policzyłem ile rząd powinien zapłacić za zapewnienie bezpieczeństwa dzieci). Tym bardziej, że w wielu placówkach było nerwowo. Część niepublicznych żłobków i przedszkoli pobierała lub chciała pobierać od rodziców opłaty, pomimo, że nie świadczono żadnych usług.
Teraz sytuacja wraca do „nowej” normy, ale z wyższymi cenami. Po pierwsze – punkty opieki nad dziećmi muszą zapewnić pracownikom dodatkowe zabezpieczenia – maseczki, przyłbice, środki dezynfekujące, a nawet jednorazowe fartuchy. Ile to kosztuje? W zależności od wielkości grup od kilkuset do 2.000 zł miesięcznie. Ten koszt może zostać przeniesiony na rodziców.
Druga sprawa to stawki za wyżywienie Nie wszystkie dzieci wrócą do przedszkoli, bo część rodziców będzie się obawiała posłać tam maluchy. Wzrośnie więc stawka za wyżywienie „od głowy” – koszt przygotowania posiłków rozkłada się na mniejszą liczbę dzieci. Na Śląsku w przedszkolach ceny wzrosły o 60 zł miesięcznie.
————————————-
POSŁUCHAJ: NAJNOWSZY ODCINEK PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
Kliknij baner lub wejdź w ten link, aby posłuchać
————————————-
Droższe kluby fitness
Otwarcie klubów fitness rząd planuje w ostatnim, czwartym etapie. Nie wiadomo na jakich zasadach, ale jeśli trzymać się logiki społecznego dystansu i tego, na jakich zasadach podróżujemy komunikacją publiczną (wolne miejsca), to prawdopodobnie możemy spodziewać się podniesienia cen usług za karnety do siłowni. Bo jeśli na sali będzie mogła jednocześnie przebywać ograniczona liczba osób, to koszt funkcjonowania rozłoży się na mniejszą liczbę klientów – tak jak z przedszkolami.
Dziś średnio miesięczny karnet kosztuje 100-150 zł. O ile podrożeje? to zależy od „obłożenia” danego klubu, ale bez podwyżek trudno będzie zachować opłacalność biznesu przy zmniejszonej liczbie klientów.
Choć niewykluczone, że kluby fotness zostaną zmuszone do specjalnych promocji, bo w ostatnim czasie wielu Polaków zainwestowało w swoje orbitreki, czy bieżnie. I teraz mniej chętnie będą odwiedzali kluby fitness, ćwicząc w domu, by inwestycja im się szybciej zwróciła.
Ceny wzrosną, ale może potem spadną? To dopiero początek drogi ku „nowej normalności”. Ale już widać, że przynajmniej w pierwszym, szokowym etapie nie obędzie się bez wzrostu cen. O ile wzrosną nasze miesięczne wydatki? Być może – jeśli zebrać wszystkie dopłaty – będzie to 300-400 zł więcej miesięcznie. Być może z czasem „opłaty sanitarne” zostaną zniesione, a koszty dodatkowych zabezpieczeń wezmą na siebie firmy.
———————
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————
źródło zdjęcia: PixaBay