15 listopada 2017

Nieznośna lekkość bytu firmy ubezpieczeniowej, czyli gdy auto przekwita, a szkoda (nie)całkowita

Nieznośna lekkość bytu firmy ubezpieczeniowej, czyli gdy auto przekwita, a szkoda (nie)całkowita

Przy likwidacji szkód komunikacyjnych często dzieją się ubezpieczeniowe czary. Rzeczy drogie nagle stają się tanie, auta ledwie stuknięte okazują się niezdatnymi do naprawy, zaś cena godziny pracy speca-naprawiacza zmienia wartość jak w kalejdoskopie. Huśtawkę nastrojów przeżywają też likwidatorzy firmy ubezpieczeniowej Allianz, co może nie byłoby tematem na tekst (ich ewentualna niestabilność emocjonalna powinna pozostać wewnętrznym problemem firmy), gdyby nie istniało domniemanie, że… może rzutować na bezpieczeństwo ruchu drogowego.

Czytaj też: Bardzo drogie ubezpieczenie samochodu? Sorawdź w sieci dlaczego tak brzydko cię potraktowali

Zobacz również:

Po naszych drogach jeździ mnóstwo truchła, które zostało dopuszczone do ruchu w niejasnych okolicznościach. Ale żeby firma ubezpieczeniowa nie umiała zdecydować się, czy auto naprawiane za jej pieniądze powinno wrócić na drogi, czy też trafić do kasacji? To sytuacja dość rzadka. Chwiejność ubezpieczyciela odczuł na własnej skórze pan Dominik, posiadacz zabytkowego poloneza, który miał nieszczęście znaleźć się w samym środku karambolu na warszawskich ulicach.

„Dwa auta wbiły się w mojego ukochanego poloneza, który brał udział w zlotach FSO, wspierał WOŚP, jak również zbierał pieniądze na dzieci w ramach Złombola. Nie jest to zwykły staroć, tylko bardzo bogato wyposażony polonez. Przede wszystkim combi Caro (takich polonezów wg mojej wiedzy jest około 10 w całej Polsce). Ma klimatyzację, elektryczne szyby, podgrzewane lusterka, pompowane fotele z podgrzewaniem, kamerę cofania, profesjonalne wygłuszenie, GPS i mega-głośniki”

I takie cudo pana Dominika zostało potraktowane jak parówka w hot-dogu. Zostały zidentyfikowane następujące uszkodzenia: uszkodzony bagażnik, zgięty dach, układ wydechowy przepchnięty do przodu, walnięty zbiornik paliwa, przesunięte słupki tylne i środkowe. Z przodu trzaśnięty zderzak, złamany fotel kierowcy oraz układ paliwowy, przez co auto odpala tylko na gazie.

Pan Dominik zgłosił szkodę do Allianza, ale tam nie docenili doniosłości wydarzenia. I przysłali wycenę, z której wynika, że koszt naprawy wyniósłby 4613 zł, zas wartość rynkowa auta nie przekracza 4000 zł, więc zabytek trzeba oddać na złom. Właściciel muzealnego okazu oburzył się. Dla ubezpieczyciela auto to auto, a dla pana Dominika – zabytek klasy nieomal zerowej.

Czytaj też: Ubezpieczenie samochodu. Jak nie dać się nabrać?

Czytaj też: Trzy triki Link4, czyli zobacz jak obniżają odszkodowania

Mój czytelnik zaczął przekonywać Allianza, że auto jest warte znacznie więcej, niż 4000 zł. Inna sprawa, że argumentów użył nieprzemyślanych, bo pisał o wartości swoich inwestycji w auto, które wcale nie muszą przekładać się na jego wartość rynkową. Tak, jak remont w mieszkaniu za 100.000 zł nie podnosi jego ceny o 100.000 zł.

„Auto było systematycznie restaurowane. Nie posiadam niestety rachunków na wszystkie części – niektóre kupuje się od kolekcjonerów. Nie posiadam również faktur za modyfikacje, naprawy, które były wykonywane przeze mnie lub znajomych z klubu FSO. Załączam faktury na części, które zakupiłem na faktury na łączną kwotę prawie 16.000 zł. Rzeczywiste kwoty zainwestowane w auto są co najmniej dwa razy wyższe. Do tego dochodzi podpis Jurka Owsiaka pod maską auta, który również podnosi wartość”

Dużo bardziej przekonującym argumentem są ceny rynkowe takich polonezów. Niedawno – jak przekonuje mój czytelnik – egzemplarz z klimatyzacją był wystawiany na Allegro oraz sprzedany za ok. 8000 zł, a miał tylko klimatyzację, bez pozostałych oryginalnych dodatków. Pan Dominik i tego argumentu użył w swoim odwołaniu.

Ostatnim argumentem był wykaz cen uszkodzonych części, który czytelnik przygotował na podstawie ostatnich aukcji na OLX oraz w innych serwisach, gdzie kolekcjonerzy wymieniają śrubkami oraz różnym żelastwem. Zestawienie zawierało linki do konkretnych aukcji, by w Allianzu nie mieli wątpliwości, że nie są to ceny z sufitu. Pan Dominik ładnie poprosił o ponowną analizę wyceny.

Allianz się przychylił, ale tylko troszkę. Wycenę podwyższył do 6200 zł, a więc do kwoty o 8700 zł mniejszej od wartości części, którą wyliczył pan Dominik. Uznano, że do zabytkowego auta nie wkłada się nowych części, tylko już trochę zardzewiałe (choć być może tu się nie ma co czepiać, bo klient mógł nie wykupić amortyzacji części). Faktem jest, że polonez z 1998 r. lekko skorodowany, z przebiegiem – jakby nie liczyć – 200.000 km. Pan Dominik jest z nim emocjonalnie związany, więc nie dziwi, że chciałby go nafaszerować jak najlepszymi częściami.

Najciekawsze jest jednak to, że po reklamacji klienta Allianz nie uważa już, że auto należy zakwalifikować jako dotknięte szkodą całkowitą. Poprzednio mówili, że naprawa będzie warta więcej, niż to warte ;-), a teraz – że auto, po napakowaniu częściami o połowę tańszymi, niż wynikałoby z wyceny pana Dominika (a więc o połowę bardziej zużytymi) nie stanowi zagrożenia dla ruchu drogowego.

Nie oceniając kto ma rację jeśli chodzi o wycenę naprawy trzeba się zdziwić wolatylności firmy ubezpieczeniowej. Najpierw na rękę było jej niskie wycenienie auta (żeby móc przeprowadzić operację „szkoda całkowita”), a potem już nie, więc nie „cisnęli” na szkodę całkowitą. Skoro nie rzutuje to na wartość odszkodowania to jest im już wszystko jedno czy wypuszczają na ulicę złom.

Patrząc na raport o likiwdacji szkód komunikacyjnych, przygotowany ostatnio przez Rzecznika Finansowego, trudno się dziwić, że spory o szkodę całkowitą tak bardzo rozpalają namiętności obu stron. Tu może chodzić o naprawdę duże pieniądze:

Między Bogiem a prawdą nawet po szkodzie całkowitej samochody trafiają niekiedy z powrotem na drogi. A przynajmniej było tak z jednym z samochodów mojego znajomego. Ubezpieczyciel zakwalifiował szkodę jako „całkę” (m.in. ze względu na przesuniętą oś po uderzeniu w drzewo), ale i tak auto trafiło na jakąś aukcję. I gdy jakiś czas później znajomy zapytał jego nabywcę jak się auto sprawuje, powiedział, że „jeździ jak złoto”. Może trochę krzywo, ale… Drobiazg.

 

Subscribe
Powiadom o
9 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
jabizziri
6 lat temu

Panie Macieju,

Szkoda całkowita nie oznacza, że pojazd nie może być dopuszczony do ruchu. Oznacza tylko, że wartość napraw przekracza określony poziom wartości pojazdu. Jak na początku – samochód wyceniony na mniej niż 4 000 PLN miałby być naprawiany za ponad 4 000 PLN.

Więc skoro po odwołaniu zwiększyła się wartość samochodu to najprawdopodobniej wyliczone odszkodowanie nie przekroczyło progu szkody całkowitej.

Natomiast czytając opis (przesunięte słupki tylne i środkowe) to faktycznie samochód nie powinien wyjeżdżać na drogę

kierowiec
6 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Ubezpieczyciel nie jest upowaznionym organem do decydowania czy cos ma jezdzic po drogach czy nie. Nie ich kompetencje.

Fan Samcika
6 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Jest Pan w błędzie Panie „redaktorze” śledzę od dłuższego czasu Pana artykuły i w wielu, a szczególnie przy ubezpieczenieniach komunikacyjnych, wykazuje się Pan płytką znajomością tematu.

jabizziri
6 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Panie Macieju,
Nie, szkoda całkowita nie jest związana ze stanem technicznym pojazdu. To proste porównanie ile wart jest pojazd i ile kosztuje naprawa. Dla przykładu – stłuczka w korku, którą nastoletni samochód kończy z połamanym zderzakiem, stłuczonymi reflektorami, pogiętą maską i uszkodzoną chłodnicą to na 99% jest szkoda całkowita.
Mimo że nie zostały naruszone elementy konstrukcyjne.

YeLLoW
6 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Mi uznano szkodę całkowitą po gradobiciu, bo naprawa przekraczała wartość auta. Więc auto nadawało się spokojnie do dalszej jazdy bez wykonywania żadnych napraw.

mborus
6 lat temu

Ja nie rozumiemiem dlaczego ludzie przygotowujący wyceny to są ludzie przeważnie biurkowi, którzy mieliby problem np.: z wymontowaniem fotela, że nie wspomnę o zmianie paska rozrządu. Ja sam naprawiam swój samochód, mam w nim mnóstwo przeróbek, w tym mam swoją elektronikę, oczywiście wygłuszenie i inne rzeczy. Takie przeróbki zajmują mnóstwo czasu i w porządku – rozumiem, że nie każdy umie to docenić. ALE! Tacy ludzie jak ja wkładają dużo wysiłku i przywiązują wagę do szczegółów i bezpieczeństwa. Nie jest prawdą, że wszyscy ludzie jeżdzą starymi samochodami i te wszystkie stare to gruchoty. Takie „graty” (celowo w cudzysłowiu) są niejednokrotnie lepiej… Czytaj więcej »

Darek
6 lat temu

Należy też pamiętać generalizując, że statystyka wieku pojazdów w naszym kraju jest mocno zaniżona o roczniki prawie 3,5 mln pojazdów skradzionych i zutylizowanych w lasach, lub wywiezionych za granicę, a od ponad 20. lat nie wyrejestrowanych z CEPiK-u

[…] Czytaj też: Gdy auto przekwita, a szkoda (nie)całkowita. Nieznośna lekkość bytu firmy ubezpieczeniowej […]

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu