Złoto osiąga rekordowe ceny na światowych giełdach. To rozpalają emocje wielu ciułaczy, którzy na gwałt próbują zamienić swoje oszczędności na złote monety. Kłopot w tym, że… w zasadzie nie da się kupić fizycznego kruszcu po „normalnej” cenie, a często i bez czekania, mrożenia kapitału i ryzyka, że pośrednik w tzw. międzyczasie zbankrutuje. Jak długo potrwają nienormalne czasy na rynku fizycznego złota?
Co prawda w dniach największej koronawirusowej paniki złoto taniało prawie tak szybko, jak akcje na światowych giełdach, ale dziś – gdy banki centralne uruchomiły „drukarki” i pompują na rynek biliony dolarów, euro i innych walut (nasz NBP też po raz pierwszy w historii rozpoczął masowy dodruk złotych) – znów jest w cenie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przy okazji przeczytaj: Kryzysowe niepokoje Polaków. Czy pieniądze w bankach są bezpieczne? Tak, dopóki rząd może ich sobie sam „dodrukować”
Patrząc na wykres cen złota wyrażonego w naszej walucie można dostać zawrotu głowy – u nas złoto tak drogie nie było jeszcze nigdy. Za jedną uncję (czyli 31 gramów z „groszami”) trzeba zapłacić 7.000 zł. To nawet więcej, niż w czasie kryzysu finansowego przed dziesięcioma laty (wtedy cena nie przekroczyła 6.000 zł za uncję).
Drogo? Może i drogo, ale to i tak cena… teoretyczna. Bo za 7.000 zł nie da się w Polsce kupić uncji złota w „dotykalnej” formie. To cena bazowa dla instrumentów finansowych opartych na złocie – funduszy inwestycyjnych, ETF-ów i kontraktów terminowych.
Wartość złota krążącego po świecie w formie papierowej jest wielokrotnie wyższa, niż tego fizycznego, które zmienia właściciela przechodząc poprzez wymianę kruszcu, a nie papieru potwierdzającego, że ten kruszec gdzieś-tam jest zdeponowany. Co prawda część funduszy i ETF-ów rzeczywiście kupuje kruszec dla swoich klientów, ale większość inwestuje w kontrakty terminowe i instrumenty pochodne.
Czytaj też: Jak ochronić oszczędności przed inflacją?
Analitycy szacują, że na każdą uncję złota fizycznego przypada od 200 do 500 uncji złota „papierowego” (czyli głównie kontraktów terminowych i instrumentów pochodnych, w których zmiana ceny uncji o 1% oznacza zysk lub stratę inwestora o np. 10%).
———————
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————
Cena złota „papierowego” kompletnie rozjechała się z fizycznym
Jakkolwiek w „normalnych” czasach większości inwestorów wystarcza posiadanie „papierowego” złota (odpada kłopot z jego przechowywaniem, ewentualną sprzedażą i podatkami), to w czasach „wojennych” rośnie popyt na złoto w fizycznej postaci sztabek i monet. Uważają bowiem, że gdyby rynek się załamał, to posiadanie „papierowego” złota będzie równoznaczne z posiadaniem nic niewartego zobowiązania jakiegoś funduszu inwestycyjnego, czy wystawcy ETF-a.
Kłopot w tym, że złota w fizycznej postaci na rynku dramatycznie brakuje. Wynika to nie tylko ze zwiększonego popytu, ale też z „zamrożenia” logistyki. Skoro nie latają samoloty, to kuleją dostawy kruszcu z kopalń do rafinerii, z rafinerii do mennic i oczywiście z mennic do klientów (bo transport złota jest obwarowany dodatkowymi zasadami bezpieczeństwa – większość wyspecjalizowanych w tym firm kurierskich obecnie nie pracuje).
Efekt? Kompletne oderwanie cen złota „papierowego” (czyli giełdowych wycen funduszy, ETF-ów i kontraktów terminowych), od tego fizycznego, gdy transakcja wiąże się z przekazaniem fizycznego kruszcu.
„W ostatnim czasie ludzie masowo rzucili się na złoto i srebro fizyczne. To doprowadziło najpierw do wzrostu cen – względem tych raportowanych na giełdach papierów wartościowych – u dealerów, a w kolejnych dniach do całkowitego wstrzymania sprzedaży przez producentów metali. Ci ostatni albo działają w okrojonej skali, albo spodziewają się wzrostu cen i „trzymają” podaż”
– mówi Łukasz Witta z giełdy metali szlachetnych funkcjonującej pod nazwą www.szlachetneinwestycje.pl. Witta mówi, że tylko do czwartku 12 marca ceny metali fizycznych u dealerów w Polsce dosyć dobrze odzwierciedlały ceny metali „papierowych” (były oparte na stałej marży dealera z „normalnych czasów”). Potem złoto na giełdach spadło w okolice 1500 dolarów za uncję, ceny u dealerów zaczęły się „odrywać” od cen papierowych.
„We wtorek 17 marca zaczęły do nas docierać do nas informacje od dealerów, że cały świat wstrzymał sprzedaż złota inwestycyjnego (srebra również). Sytuacja ta trwa do teraz i mimo, że trzy duże szwajcarskie mennice produkujące sztabki wznowiły częściowo produkcję, dalej mamy ogromne problemy z dostawami i dramatycznie wysokie spready u dealerów”
– mówi Witta. Rzeczywiście, w warszawskim kantorze Tavex (który miał do tej pory często najlepszy spread na złocie, rzędu 3%) obecnie różnica w cenie skupu i sprzedaży złotych monet bulionowych wynosi 10-11%. Na srebrnych monetach nawet 35%. Kłopoty z dostawami pewnie jeszcze przez jakiś czas się utrzymają, bo ostatnio US Mint, jedna z największych mennic na świecie, ogłosiła wstrzymanie produkcji.
Cena złota zwariowała. Co się dzieje?
A u nas? Mennica Skarbowa, czyli jeden z największych dealerów, w zasadzie tylko skupuje monety od klientów, a spread między ceną skupu złota i sprzedaży jest rzędu 14-18% (w zależności od monety i dnia). Ceny w wysyłce natychmiastowej są masakryczne. Za jednouncjową monetę Krugerrand Mennica Skarbowa życzy sobie 8.600 zł, czyli prawie 1.600 zł więcej, niż wynosi cena giełdowa kruszcu. Australijski Kangur jest po 8.260 zł, a kanadyjski Liść Klonowy – po 8.415 zł.
Czytaj też: Które złote monety warto kupić z myślą o długoterminowych profitach?
Tutaj znajdziesz: Tekst o tym, po ile warto kupić złoto – moim skromnym zdaniem.
W Mennicy Polskiej moneta Krugerrand jest wyceniana na 8.000 zł, ale z adnotacją „niedostępna”. Można za to kupić – w tej samej cenie – monetę Australijski Kangur albo Filharmonicy Wiedeńscy. Cena to oczywiście jedno, ale niezależnie od niej monety i sztabki nie zawsze są dostępne od ręki. Na niektóre monety u mniejszych dealerów trzeba się zapisywać, płacić z góry i czekać na realizację zamówienia 30-45 dni.
„Dealerzy metali to podmioty operujące na co dzień na niskiej marży, które jednocześnie posiadają istotne koszty (lokale, pracownicy, marketing). W przypadku takiego przestoju i problemu z dostawami ryzyko ich bankructwa staje się jak najbardziej realne. Zawsze przestrzegaliśmy przed zamawianiem towaru z długim terminem realizacji, ponieważ w przypadku bankructwa dealera może być bardzo ciężko odzyskać pieniądze, nie mówiąc już o zamówionym towarze. Przewaga natychmiastowej realizacji jest taka, że wiemy za co płacimy i dostajemy to do ręki”
– mówi Witta. Jeśli sytuacja braku płynności na rynku utrzyma się dłużej, to niezależnie od wysokich marż i dużego popytu mniejsze mennice i pośrednicy nie będą miały czym handlować.
Czytaj też: W skarpecie, ogródku, skrytce bankowej, w sejfie? Gdzie i za ile można przechować złoto i kosztowności?
Na współtworzonej przez niego giełdzie złotych i srebrnych monet i sztabek ofert sprzedaży złota jest niewiele, a ceny kształtują się między 7.500 zł, a 8.000 zł za uncję. A więc nieco taniej, niż u dealerów. W tym przypadku jest przynajmniej gwarancja, że towar istnieje i jest w rękach konkretnej osoby, a nie sklepu internetowego, który musi do dopiero zamówić.
„Żyjemy w bardzo niezwykłych i trudnych czasach. Jest to również i szczególnie zauważalne na rynku złota: popyt na fizyczne złoto jest ekstremalny, a nawet przewyższa popyt w czasie kryzysu finansowego z 2008 r. W związku z tym fizycznych metali szlachetnych jest coraz mniej. Z tego powodu premie na wszystkie złote monety i sztaby gwałtownie rosną. Mniejsi pośrednicy mają narzuty wynoszące czasami ponad 50% w stosunku do obecnej ceny złota. Kłopoty z zaopatrzeniem są również w Australii, Chinach i USA”
– mówi Marcin Woźniak, który w Polsce pośredniczy w sprzedaży złota w ramach długoterminowych planów oszczędnościowych szwajcarskiej firmy Auvesta.
Spokojnie, to tylko panika. Czy trzeba teraz kupować złoto?
Na rynku fizycznego złota nie ma mowy o „dodruku” surowca. Nowe wydobycie zwiększa całkowitą podaż złota tylko o 1% rocznie. Pozostałe 99% już istnieje w dużych magazynach, w biżuterii i w domach ludzi na całym świecie. Jeśli złoto jest „niedostępne”, to oznacza, że obecni właściciele uważają, że cena kruszcu jest zbyt niska lub po prostu nie chcą wymieniać złota na słabnące euro lub dolara.
Kupowanie złota w taki niestabilnej sytuacji oznacza tylko jedno – ryzyko przepłacenia – Należy założyć, że gdy szczyt paniki wywołanej przez koronawirusa ustąpi, fabryki złota zostaną otwarte, ruch lotniczy wróci, ludzie się uspokoją, to rynek złota powróci do normy. Dziś złoto jest drogie, ale za kilka lat znów będzie tanie. A kto regularnie czyta „Subiektywnie o finansach” niech będzie pewny, że dowie się pierwszy, gdy nadejdzie dobra okazja do jego zakupu
Nawet jeśli zakładamy, że świat zmierza w złym kierunku, że banki centralne zaleją go coraz mniej wartym pieniądzem i że nasze oszczędności w bankach mogą być nic niewarte, to jedno jest pewne – to się nie stanie ani jutro, ani pojutrze, ani nawet za pięć miesięcy. Owszem, może złoto będzie jeszcze droższe, ale zapewne będzie miało też słabsze okresy. Kupowanie go warto przeprowadzać w spokoju, na raty i bez uczestniczenia w owczym pędzie. A kupować warto, o czym wie każdy, kto zna moją zasadę czterech ćwiartek.