Na przestrzeni ostatnich kilku tygodni Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe już dwukrotnie. Główna stopa referencyjna spadła z 1,5 do 0,5%. Skarżycie się, że te obniżki nie mają odzwierciedlenia w oprocentowaniu spłacanych przez was kredytów. Co się dzieje? Banki grają w kulki, a może zamrożenie wysokości rat wynika z zapisów umowy kredytowej? Ważny temat dla tych, którzy czekają, aż ich oprocentowanie kredytu spadnie
W czasach rekordowo niskich stóp procentowych osobom oszczędzającym na bankowych lokatach wcale nie jest do śmiechu. Banki, jeden po drugim, tną bowiem oprocentowanie depozytów. Nie ma obecnie żadnej oferty depozytowej, która chroniłaby nasze pieniądze przed inflacją. W niektórych bankach mamy de facto ujemne oprocentowanie. Np. w PKO BP na koncie oszczędnościowym przy saldzie do 3000 zł. Bank pobiera bowiem złotówkę za prowadzenie rachunku. Mały osad na koncie powoduje, że nie jesteśmy w stanie zarobić nawet na 1-złotową opłatę.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Niższe stopy procentowe powinny natomiast ucieszyć osoby spłacające kredyty. Niestety, nie wszyscy i nie od razu je odczują. Dlaczego? Wysokość stóp procentowych ustalanych przez Radę Polityki Pieniężnej wpływają na raty kredytowe na dwa sposoby: bezpośrednio i pośrednio.
Zgodnie z prawem maksymalne oprocentowanie kredytu oblicza się według następującego wzoru: do wskaźnika stopy referencyjnej dodaje się 3,5 pkt. proc., a następnie wynik mnoży się przez dwa. W ciągu ostatnich kilku lat główna stopa NBP była zamrożona na poziomie 1,5%, co oznaczało, że maksymalne, nominalne oprocentowanie kredytu nie mogło być wyższe niż 10%. Prawo jest tak skonstruowane, że nawet jeśli jakiś bank, czy firma pożyczkowa wpisałaby do umowy wyższą stawkę, każdy sąd z automatu nakazałby zwrot nadpłaconych odsetek.
Przy stopie referencyjnej na poziomie 0,5%, maksymalne oprocentowanie kredytu nie może przekraczać 8% w skali roku. Maksymalne odsetki banki z reguły stosują przy kredytach gotówkowych i kartach kredytowych. Jeśli spłacacie tego typu kredyty, a bank pobierał maksymalne odsetki, to automatycznie powinien dostosować stawki do nowego limitu.
Ta zasada dotyczy również kredytów z tzw. stałą stopą procentową. Jeśli oprocentowanie takiego kredytu wynosiło np. 9%, a teraz limit obniżył się do 8%, bank ma obowiązek obniżyć oprocentowanie, mimo że jest to kredyt o stałej stopie.
Kredytobiorcy hipoteczni muszą czekać na niższe raty
Na kredyty z maksymalnym oprocentowaniem obniżka stóp procentowych banku centralnego zadziała więc bezpośrednio. Inaczej jest m.in. z kredytami hipotecznymi. Ich oprocentowanie zwykle jest sumą stałej marży i rynkowej stawki WIBOR. Chodzi o kredyty złotowe, bo np. kredyty w euro zależą od stawki EURIBOR, a kredyty frankowe od stawki LIBOR CHF.
Czym jest ten WIBOR? Potocznie mówi się, że jest to oprocentowanie pożyczek na rynku międzybankowym. Bank kupuje pieniądz po cenie rynkowej, a kredytów udziela z powiększoną marżą.
W rzeczywistości WIBOR odzwierciedla tylko deklaracje banków, a więc za ile pożyczyłyby pieniądze innym bankom. Zbiera się te deklaracje, odrzuca skrajne stawki i wychodzi rynkowy WIBOR. A ponieważ odbiega on od realnych transakcji na rynku bankowym, już jakiś czas temu rozpoczęły się prace nad zastąpieniem WIBOR-u innym wskaźnikiem. Więcej na ten temat przeczytacie w tych artykułach:
Póki co, nadal musimy żyć z WIBOR-em. W ostatnich latach, kiedy główna stopa NBP wynosiła 1,5%, trzymiesięczny WIBOR zawisł na pułapie ok. 1,7%. Po pierwszej obniżce stóp procent do 1%, WIBOR spadł do 1,17%, a odkąd główna stopa procentowa wynosi 0,5%, zadomowił się na poziomie 0,7%. Jeśli oprocentowanie kredytu jest sumą marży i WIBOR 3M, powinno ono spaść mniej więcej o 1 pkt proc. Dlaczego tak się nie dzieje? W tej sprawie poskarżył się nam nasz czytelnik:
„Stopy spadają, ale nie widać tego w wysokości rat hipotecznych. Bynajmniej Alior zdaje się ostatnich dwóch obniżek nie zauważać. Może przepytacie banki, kiedy łaskawie obniżą oprocentowanie hipotecznych rat, które chyba najmocniej nas uwierają?”
I tu dochodzimy to pośredniego wpływu obniżek stóp procentowych na oprocentowanie kredytów. Po pierwsze, na obniżkę musi zareagować rynek, a więc musi spaść stawka WIBOR. Po drugie, nawet spadek WIBOR-u nie przełoży się od razu na nowy harmonogram spłaty kredytu. W umowach kredytowych banki precyzują, że zmiana oprocentowania następuję co miesiąc, kwartał, albo co pół roku.
Wszystko zależy od tego, jaki WIBOR ma zastosowanie przy danym kredycie. Jeśli np. najpopularniejszy trzymiesięczny, to bank będzie aktualizował oprocentowanie kredytu co trzy miesiące. Istotne znacznie ma więc moment podpisania umowy. Mogliście tego nie zauważyć, bo przez ostatnie lata stawka WIBOR właściwie stała w miejscu.
Jeśli bank aktualizował oprocentowanie na początku marca, to do kolejnego „sprawdzenia” dojdzie dopiero na początku czerwca. Mimo że w międzyczasie WIBOR spadł, to niższa stawka zostanie uwzględniona dopiero od czerwca. Wiem, że kredytobiorcom się to nie podoba, ale niestety na niższe raty będzie trzeba zaczekać.
Przeczytaj też: Widmo bezrobocia zagląda w oczy nie tylko kredytobiorcom. Jak pomagać milionom Polaków, którzy wynajmują lub najmują mieszkania?
Kredytobiorca uwięziony na stałym pułapie
Oczekiwanie na niższe oprocentowanie można jeszcze przeboleć. Gorzej, jeśli w umowie kredytowej znajdziemy zapis, który pozbawia nas szans na niższe raty. Jeden z naszych czytelników znalazł taki zapis w umowie stosowanej przez Bank Millennium.
W umowie czytamy, że kredyt oprocentowany jest według zmiennej stawki procentowej, a więc w sytuacji wzrostu poziomu stopy referencyjnej klient musi liczyć z wyższym oprocentowaniem i miesięcznymi ratami. To jest zrozumiałe. Dlatego pułapką może być zaciąganie kredytów (zwłaszcza długoterminowych) przy niskich stopach, bo ryzykujemy tym, że za jakiś czas stopy pójdą w górę, a w ślad za nimi raty kredytowe. Ale w umowie kredytowej w Banku Millennium jest jeszcze taka „perełka”:
„(…) W przypadku jakiejkolwiek zmiany poziomu stopy referencyjnej oprocentowanie kredytu nie będzie niższe niż 3% w skali roku”
Piękne, nieprawdaż? Czyli nawet w środowisku ujemnych stóp procentowych (tak dzieje się w krajach strefy euro), oprocentowanie kredytu nie spadnie poniżej 3%. W tym konkretnym przypadku stała marża kredytu wynosi 2,1%. Dodając do niej 0,7 pkt proc. WIBOR-u, oprocentowanie kredytu powinno wynieść 2,8%. Klient jest więc w plecy 0,2%.
W przypadku kredytów gotówkowych zaciąganych na stosunkowo niewielkie kwoty i okres kredytowania, 0,2% w jedną czy w drugą stronę, nie robi wielkiej różnicy. Ale w przypadku kredytów hipotecznych już tak. Koszt kredytu o wartości 300.000 zł zaciągniętego na 20 lat, przy oprocentowaniu 2,8% wyniósłby ok. 92.000 zł. Przy stawce 3% rośnie o ponad 7000 zł.
Niestety, o takich zapisach w umowach dowiadujemy się często dopiero, gdy dochodzi do nadzwyczajnych sytuacji. Zakładam, że gdyby nie koronawirus, rosnąca inflacja prędzej czy później zmusiłaby RPP do podwyżki stóp procentowych, a przynajmniej do pozostawienia ich na dotychczasowym poziomie.