Komisja Europejska chce dziennych kar finansowych dla Polski za nierespektowanie wyroku europejskiego sądu TSUE. „Skończyły się żarty, wszyscy zapłacimy za antyeuropejską politykę rządu Kaczyńskiego i Morawieckiego” – grzmi opozycja. Czy rzeczywiście jest się czego bać? Jak wysokie mogą być kary nałożone przez TSUE? I czy może zabraknąć pieniędzy na budowę dróg lub inwestycje energetyczne?
Komisja Europejska wkurzyła się chyba na rząd Mateusza Morawieckiego, bo niespodziewanie zawnioskowała do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (czyli TSUE) o nałożenie na Polskę dziennych kar finansowych w związku z sytuacją wokół Sądu Najwyższego. To oznacza, że Unia Europejska może zacząć kasować pieniądze, które nam do tej pory wysyłała. Czyli stanie się „zepsutym bankomatem”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
O co jest ten dym? Polska wciąż nie wykonała jednego z wyroków TSUE, czyli nie rozpędziła na cztery wiatry Izby Dyscyplinarnej działającej w ramach Sądu Najwyższego. Została ona powołana przez polityków, co jest – zdaniem większości konstytucjonalistów – złamaniem trójpodziału władzy, stanowiącego fundament demokracji.
Izba Dyscyplinarna ściga sędziów, którzy podpadli rządowi, co się Brukseli nie podoba. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro uważa, że regulowanie zasad działania sądownictwa nie należy do kompetencji Unii Europejskiej. Premier – po niedawnym wyroku TSUE dotyczącym Izby Dyscyplinarnej – zapowiedział (skracając jego myśli), że zrobi tak, żeby było dobrze. Czyli żeby TSUE i Komisja Europejska z nas zeszły. Ale na razie nie ma nawet projektu ustawy w tej sprawie. Jest za to zapowiedź kar finansowych dla Polski.
Komisja Europejska chce zepsuć „bankomat”. Ile z niego wyciągamy?
Czy jest się czego bać? Ogólnie to byłoby smutne, gdyby „bankomat” w Brukseli się zepsuł, bo wypłaca nam niemałą kasę. W ostatnich latach do Polski z Unii Europejskiej płynęło 40-65 mld zł rocznie, zaś nasze wpłaty do kasy unijnej wynosiły mniej więcej 15 mld zł rocznie. Mieliśmy więc rocznie 25-40 mld zł w budżecie państwa więcej, niż byśmy mieli bez przynależności do Unii Europejskiej.
Teraz teoretycznie te przypływy mogą być większe, bo oprócz standardowego budżetu na siedem lat (97 mld euro dla Polski, co nie jest wielkim sukcesem, bo w poprzednim było 125 mld euro) Unia Europejska powołuje Fundusz Odbudowy po COVID-19. Jego kawałek – 36 mld euro według ostatnich ustaleń – ma popłynąć do nas (choć na razie też jest zablokowany, bo premier Mateusz Morawiecki był niegrzeczny).
W sumie z unijnego „bankomatu” moglibyśmy wypłacać po mniej więcej 80-90 mld zł rocznie (minus składka 15 mld zł rocznie). Biorąc pod uwagę, że budżet państwa na przyszły rok wart jest 505 mld zł po stronie wydatków (oraz 475 mld zł wpływów) – nie są to grosze. Mówimy o „dużych” kilkunastu procentach budżetu państwa.
Czytaj więcej o tym: Europejski Fundusz Odbudowy, czyli miliardy do wzięcia. Ale ile pieniędzy naprawdę dostaniemy?
Czytaj też: Kto płaci podatki, a kto o nich decyduje? Czy w Polsce jest antycenzus majątkowy?
Kłopot w tym, że polski rząd działa na nerwy europejskiemu rządowi i ignoruje wyroki europejskiego sądu TSUE. A tak się składa, że ten może zasądzić karty finansowe za nierespektowanie wyroków. W katalogu są dwie kary: okresowa (coś w rodzaju „mandatu” zgodnego z taryfikatorem) oraz ryczałtowa, która pośrednio zależy od tego, jak długo nie respektujemy wyroku.
Kary finansowe dla Polski: ile mogą nam „przywalić”?
Zasad ustalania „mandatów” (czyli kar okresowych) nie znam, przeczytałem jedynie w ogólnodostępnych źródłach, że za każde pół roku niegrzecznego zachowania można dostać 40-60 mln euro kary. Z kolei kara ryczałtowa ma dość dokładne zasady wyliczania. To stawka bazowa (wynosząca ok. 1050 euro) pomnożona przez współczynnik „n” odzwierciedlający możliwości finansowe państwa (dla Polski wynosi 1,3, ale np. dla Niemiec 4,6, a dla Włoch – 3,3), pomnożony przez współczynnik powagi naruszenia prawa (od 1 do 20) i pomnożony przez współczynnik „długotrwałości” wkurzania TSUE (od 1 do 3).
Jeśli dobrze liczę, wychodzi z tego maksymalnie jakieś 80 000 euro dziennie, które Unia Europejska mogłaby nam zarekwirować – po prostu o tyle obniżyć różne transfery. Aha, ryczałt ma wartość minimalną – 3,2 mln euro. Czyli nawet gdybyśmy już po tygodniu przestali być niegrzeczni, płacić będzie trzeba znacznie więcej, niż wynikałoby z „przelicznika”.
Mówimy więc o jakichś 2,5 mln euro miesięcznie i 30 mln euro rocznie (czyli 135 mln zł). Z tego, co wyczytałem w różnych źródłach, kara okresowa przeważnie jest mniej więcej tak samo wysoka jak kara ryczałtowa, więc można się spodziewać od TSUE łącznej kary na poziomie maksymalnie 60 mln euro rocznie.
Do tej pory największe kary, które nakładała TSUE na państwa (np. na Grecję, Włochy, Francję), wynosiły 100-120 mln euro, więc nie mówimy tutaj o kwotach, które mogłyby „zabić” polski budżet państwa, choć oczywiście mieć a nie mieć pół miliarda złotych to jest drobna różnica.
Nawet gdybyśmy zapłacili – albo gdyby nam „odessali” – te 60 mln euro kary finansowej rocznie, to nie jest to wielki pieniądz w skali budżetu państwa. Na każdego pracującego Polaka przypadłoby nieco ponad 2 euro, czyli jakieś 10 zł. Natomiast warto pamiętać, że mamy z Unią Europejską jeszcze kilka innych sporów (m.in. o Elektrownię Turów), więc nie można wykluczyć, że prawem serii dostalibyśmy kolejne kary i w sumie mowa byłaby już nie o setkach milionów złotych, które nie przyjdą z Brukseli, lecz o miliardzie.
Poza tym Czesi nie przejmują się konwenansami i żądają od nas – za zanieczyszczanie im środowiska przez Elektrownię Turów – nie 80 000 euro dziennie, lecz 5 mln euro dziennie. A więc ponad 1,8 mld euro w skali roku (ponad 8 mld zł). Oczywiście to nie oznacza, że tyle Czesi dostaną (Polska negocjuje z nimi ugodę, choć idzie to jak krew z nosa). Gdybyśmy mieli takie pieniądze zapłacić, to już by zabolało.
Czy Komisja Europejska i TSUE mogą nam zabrać nie setki milionów, lecz miliardy euro?
Na stronie stowarzyszenia sędziów Iustitia jest niepokojąca informacja, że te wszystkie przeliczniki mogą być… unieważnione. I TSUE może nałożyć karę finansową „po uważaniu”. Naprawdę?
„Traktat Unii Europejskiej nie określa górnej granicy. Wytyczne Komisji podkreślają, że celem sankcji musi być „apewnienie, że sama kara zapobiega i odstrasza od dalszych naruszeń. Wytyczne przewidują także szczególne grzywny gdy jest to adekwatne (stosowne) w szczególnych przypadkach. Komisja wyraźnie stwierdza, że ponieważ każda sankcja finansowa musi zawsze być dostosowana do konkretnego przypadku, Komisja zastrzega sobie prawo do skorzystania z dyskrecjonalnej władzy i odejścia od tych ogólnych zasad i kryteriów, z podaniem szczegółowego uzasadnienia i w szczególnych przypadkach”.
Czyli można sobie wyobrazić coś takiego jak w przypadku kierowcy łamiącego przepisy – kara uzależniona od jego wynagrodzenia, a nie od jakichś dziwnych współczynników. No ale jak zastosować taką zasadę w stosunku do państwa? Iustitia przywołuje możliwość uzależnienia kary od… wysokości PKB.
„Jeśli prawo do skutecznej ochrony prawnej gwarantowane przez sądy krajowe w ramach art. 19 traktatu, jest naruszone przez państwa członkowskie, które nie eliminują naruszenia, sankcja finansowa powinna być wymierzona w wysokości odpowiadającej, co najmniej 1 procent PKB kraju rocznie”.
W przypadku Polski (nasze PKB to ok. 2,3 biliona złotych), oznaczałoby to karę w wysokości około 5 mld euro rocznie. A więc – w zależności od kursu – 22-23 mld zł rocznie. Biorąc pod uwagę, że rocznie bierzemy z Unii Europejskiej (a raczej chcielibyśmy „ssać” w ciągu najbliższych siedmiu lat) jakieś 15 mld euro netto (85 mld zł minus 15 mld zł składki) – mówimy o obcięciu jednej trzeciej unijnych pieniędzy.
W porównaniu do wartości budżetu państwa (505 mld zł) to kwota w dalszym ciągu do zniesienia, ale w tym momencie mówilibyśmy już o naprawdę dużym pieniądzu: mniej więcej 1100-1200 zł na każdego pracującego Polaka w skali roku. I jednej piątej tego, co wydajemy np. na szkolnictwo albo na ochronę zdrowia w skali całego kraju. Tylko dlatego, że premier Mateusz Morawiecki był niegrzeczny?
Oczywiście PKB nie musi być jedynym miernikiem adekwatności kary. Gdybyśmy mówili np. o 5% budżetu państwa (kary nakładane na korporacje są często procentem ich przychodów lub zysków – najczęściej jest do 10%) – rachunek byłby podobny. Jakieś 5-6 mld euro.
Tak naprawdę nie ma dla nas bardziej bolesnej kary niż zablokowanie Krajowego Planu Odbudowy, czyli co najmniej 36 mld euro (160-170 mld zł). A żeby tych pieniędzy nam nie dać, nie trzeba angażować sądu TSUE. Wystarczy, że Komisja Europejska się zbierze i stwierdzi, że plan jej się nie podoba.
—————————
POSŁUCHAJ PODCASTU: JANUSZ LEWANDOWSKI O ZADŁUŻENIU POLSKI I FUNDUSZU ODBUDOWY
W „Finansowych sensacjach tygodnia” specjalny gość – Janusz Lewandowski, były komisarz unijny ds. budżetu (czyli w Komisji Europejskiej odpowiednik ministra finansów), obecnie europoseł, wcześniej minister w dwóch rządach Rzeczpospolitej. No i liberał, bo współzakładał Kongres Liberalno-Demokratyczny. Zapytaliśmy Janusza Lewandowskiego oczywiście o europejski plan odbudowy i o to, czy awantura o jego zawartość na obecnym etapie ma sens, a także o to, ile realnie pieniędzy może do nas przypłynąć. No i nie odmówilibyśmy sobie pytania o to, czy nasz rozmówca już spalił książki o liberalnej ekonomii i przyzwyczaił się do tej nowej, w której można się zadłużać ile wlezie. Zapraszamy do posłuchania TUTAJ!
—————————
A może… nie będzie żadnych kar (albo będą symboliczne)? Komu to się opłaca?
Wydaje się, że cały ten dym jest raczej straszakiem, który ma skłonić polski rząd do respektowania zasad ustalonych przez właścicieli „bankomatu”. I przypomnieć, że kto płaci, ten wymaga. Oczywiście nie musimy zasysać 80-90 mld zł rocznie z unijnego budżetu, ani płacić 15 mld zł składki. Wielka Brytania stwierdziła, że jej się nie opłaca i zrobiła sobie Brexit. My też możemy.
Tyle że nikomu na tym nie zależy. Komisja Europejska zapewne też doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy buforowym państwem Unii Europejskiej i NATO. Wypchnięcie nas ze wspólnoty oznacza, że automatycznie wchodzimy w strefę wpływów Rosji i sytuacja robi się niebezpieczna np. z punktu widzenia Niemiec.
Po drugie jesteśmy dużym rynkiem zbytu dla państw Zachodu. Unia Europejska nie dlatego daje nam 80 mld zł euro rocznie, że nas kocha (lub ma wyrzuty sumienia za II Wojnę Światową). Zachodowi to się zwyczajnie opłaca, bo duża część z euro, które dostajemy, wraca do „sponsorów” (głównie do Niemiec, które są naszym głównym partnerem handlowym).
Nikomu w Brukseli nie powinno zależeć na wzroście eurosceptycyzmu w Polsce i na powtórce z Brexitu. Na naszej obecności w Unii Europejskiej zyskujemy my i zyskują Niemcy, Francuzi, Włosi, Hiszpanie i Holendrzy. Nie wierzę więc w to, że dojdzie do wielomiliardowych kar. Chyba, że Niemcy i Francuzi mają plan, by Unię Europejską skonsolidować wokół strefy euro, a wszelkie „spady” w postaci państw hamulcowych wyrzucić z jadącego coraz szybciej pociągu. Tyle że Europa i tak dostaje gospodarczy łomot od USA oraz od Chin, więc po co miałaby jeszcze iść w stronę samookrojenia?
——-
Posłuchaj podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”: czy opłaca się założyć spółkę, żeby uciec przed „Polskim Ładem”?
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy z Samirem Kayyali, doradcą podatkowym, przedsiębiorcą i wykładowcą. Zadaliśmy mu kilka ważnych pytań w sprawie „Polskiego Ładu”:
>>> czy planowane przez rząd obniżenie „nieodliczalnej” składki zdrowotnej z 9% do 3% pozwala cieplejszym okiem spojrzeć na zmiany podatkowe? Czy przedsiębiorcy mogą odetchnąć z ulgą? (od 02:26)
>>> Rząd zachęca przedsiębiorców do przejścia na ryczałt. Czy faktycznie warto? (od 15:45)
>>> Czy dobrym sposobem na ucieczkę od wyższych podatków może być przekształcenie jednoosobowej działalności gospodarczej w spółkę? Jakie są plusy i minusy takiego rozwiązania? Od jakiej skali działalności to się może opłacić? (od 20:48)
>>> „Polski Ład” może namieszać na rynku mieszkaniowym. Czy koszty najmu wzrosną? Co z ulgą mieszkaniową? (29:15)
>>> Zapłata za towar droższy niż 20 000 zł tylko w formie bezgotówkowej – proponuje się w „Polskim ŁAdzie”. Czy zakaz płacenia gotówką wysokich rachunków ma sens? (37:11)
Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem oraz na popularnych platformach podcastowych: Google Podcast, Apple Podcast i Spotify
na zdjęciu: szefowa Komisji Europejskiem Ursula von der Leyen, źródło: Parlament Europejski