Polska wydaje na zbrojenia coraz więcej. W tym roku budżet przeznaczył na armię aż 160 mld zł (choć duża część to emerytury i świadczenia dla byłych żołnierzy), a za rok kwota ta sięgnie 200 mld zł. Wkrótce możemy stać się liderem NATO pod względem udziału wydatków na wojsko w PKB. Bezpieczeństwo nie ma ceny, ale czy na tym zyskuje gospodarka? I czy przypadkiem za mocno nie liczymy na „cud gospodarczy” napędzany przez zbrojenia?
W Europie trwa hossa giełdowych spółek zbrojeniowych i nie tylko. Unia Europejska planuje wydać 800 mld euro na zbrojenia i inwestorzy oczekują, że to się przełoży na rychły wzrost gospodarczy – że zbrojenia napędzą przemysł Unii Europejskiej, pozwolą pracownikom więcej zarabiać, więcej wydawać w sklepach i zwiększyć zyski firm. Skoro rząd wydaje duże pieniądze (np. tanio pożyczone na rynkach finansowych), to gospodarka powinna ruszyć z kopyta.
- Wysoki sezon na grypę. Jak chorować z głową? Czy pracodawca może nam w tym pomóc, a firma (za dużo) na tym nie stracić? [POWERED BY HALEON]
- Spoofing, czyli jak oszust może zadzwonić do Ciebie z numeru osoby bliskiej? Co zrobić, by nie paść ofiarą oszustwa? [POWERED BY BNP PARIBAS BANK POLSKA]
- Jak zdobyć motywację do inwestowania? Jak osiągnąć ten stan, w którym łatwiej nam jest odłożyć pieniądze, niż je wydać? Kluczowe jest… pierwsze 100 000 zł? [POWERED BY UNIQA TFI]
Ale czy rzeczywiście tak będzie? Czy ta popularna teza, że rządowe wydatki napędzają gospodarkę, faktycznie się sprawdzi? Ekonomiści, odpowiadając na to pytanie, rzucają typowe już: „to zależy”. Tak też jest tym razem. No więc – od czego?
Zbrojeniowy boom – czy przełoży się na gospodarczy dobrobyt?
Ekonomiści od dekad debatują nad prostym pytaniem, czy wydatki na militaria stymulują gospodarkę. Na świecie już dawno temu temat ten przewałkowano wzdłuż i wszerz – przez kilkadziesiąt lat świat był w trybie „zimnej wojny” i zbrojenia były jednym z najważniejszych elementów budżetów państw. Ale wnioski z tamtej ery nie są jednoznaczne. Kluczowe pojęcie, które decyduje o tym, czy zarabiamy na zbrojeniach, to mnożnik fiskalny. Chodzi o to, że gdy państwo wydaje jeden złoty na jakiś cel, to gospodarka nie tylko „połyka” ten złoty, ale też produkuje z niego więcej pieniędzy.
Jeśli ten mnożnik jest większy od jedynki, gospodarka korzysta i rośnie szybciej. Jeśli jest mniejszy, pieniądze wydane przez rząd znikają, pozostawiając po sobie co najwyżej długi. W USA, które od II Wojny Światowej wydawały ogromne pieniądze na militaria, ustalono, że ten mnożnik dla wydatków na obronność jest bliski jedności. Oznacza to, że jeden dolar wydany na zbrojenia generuje niemal dokładnie jednego dolara dodatkowego PKB.
Czy w Polsce może być podobnie? Polska to nie Stany Zjednoczone. Amerykanie, wydając każdego dolara na broń, płacą najczęściej swoim firmom – te produkują sprzęt u siebie, zatrudniają miejscowych pracowników, którzy zarobione pieniądze wydają w lokalnych sklepach, i tak koło się zamyka. Polska większość sprzętu wojskowego importuje, więc nasz „zbrojeniowy dolar” wzmacnia głównie gospodarkę USA, Korei Południowej, Niemiec czy innych dostawców uzbrojenia. W polskiej gospodarce zostają wydatki na logistykę, serwis czy utrzymanie baz. Mnożnik może być więc zdecydowanie niższy niż w USA.
Jeśli chcemy „napędzać” gospodarkę wydatkami rządowymi, znacznie lepiej jest budować mosty, autostrady czy szkoły niż kupować czołgi i myśliwce. Według szacunków ekspertów wydatki na infrastrukturę drogową dają mnożnik wyraźnie wyższy niż 1 (nawet 1,5–2). Z kolei inwestycje w edukację czy szpitale są jeszcze skuteczniejsze. Rekordzistą efektywności są nakłady na badania i rozwój (mnożnik około 3). Tymczasem militaria ledwo „wyciągają” wspomnianą wcześniej jedynkę.
Jest jeszcze jedna pułapka: zakupy sprzętu wojskowego zwykle rozłożone są w czasie. Jeśli dziś podpiszemy kontrakt na zakup 100 czołgów, to one nie przyjadą do nas od razu – dostawy rozciągną się na kilka lat. To oznacza, że efekty mnożnikowe dzisiejszych wydatków zobaczymy z dużym opóźnieniem. Być może znacznie większym niż w przypadku budowy mostów czy dróg.
Czy zbrojenia pomagają czy szkodzą gospodarce?
Bezpieczeństwo to oczywiście wartość, której nie da się przeliczyć na złotówki – czasem trzeba po prostu zapłacić za nie wyższą cenę. Ale jeśli ktoś obiecuje, że gigantyczne nakłady na armię pociągną za sobą szybki rozwój gospodarczy, warto zachować ostrożność. Owszem, PKB wzrośnie, ale korzyści będą raczej umiarkowane i na pewno niższe niż przy innych inwestycjach. Na końcu gospodarczo wygrywa zawsze ten, kto, zamiast kupować czołgi, inwestuje w edukację, badania, nowe technologie czy nowoczesną infrastrukturę.
Trzeba jednak pamiętać, że efekt makroekonomiczny w przypadku inwestycji innych niż militarne może rozkładać się w czasie jeszcze bardziej, a do tego może istnieć znaczący wpływ na produktywność całej gospodarki w dłuższym horyzoncie. Drogi, mosty, lotniska – to nie tylko krótkotrwałe zlecenie dla firm budowlanych (co może pomóc w redukcji bezrobocia w krótkim okresie), ale także poprawa infrastruktury, która w następnym etapie przekłada się na lepsze wyniki sektora prywatnego (chociażby szybszy i tańszy transport towarów).
Z kolei, jeśli mówimy typowo o szybkiej reakcji na recesję, może się okazać, że duże projekty infrastrukturalne nie ruszą szybko, bo musimy uzyskać pozwolenia, przeprowadzić konsultacje, a efekty zobaczymy za kilka lat. Stąd do stabilizowania koniunktury nierzadko częściej wybiera się prostsze, krótkotrwałe roboty publiczne albo zamówienia wojskowe. Od czego konkretnie zależy, ile w obecnej sytuacji gospodarczo możemy wyciągnąć z wydatków na zbrojenia?
——————————
Rozmawiali o tym ekonomiści think-tanku GRAPE wraz z dr. Piotrem Żochem z Uniwersytetu Warszawskiego – możecie odsłuchać tę rozmowę, klikając w ten link. A poniżej krótki fragment rozmowy.
GRAPE: Co to znaczy, że mnożnik fiskalny bywa różny? Od czego to zależy? Jak możemy mierzyć efektywność wydatków na zbrojenia?
dr Piotr Żoch: Głównie od trzech czynników: po pierwsze od tego, jak te wydatki są finansowane – czy rząd podnosi podatki, czy zadłuża się, czy może finansuje to emisją pieniądza. Po drugie zależy od stanu samej gospodarki – czy jest ona w kryzysie i ma niewykorzystane moce produkcyjne, czy raczej znajduje się już na etapie boomu. Trzecim czynnikiem jest reakcja polityki monetarnej. Jeśli bank centralny reaguje na wydatki rządu, podnosząc stopy procentowe, to ogranicza potencjalne korzyści gospodarcze. Ale kiedy polityka monetarna nie może już dalej obniżać stóp procentowych (jak to było na przykład po kryzysie finansowym z 2008 roku), wtedy wydatki rządowe mogą działać szczególnie silnie.
Dane empiryczne wskazują, że ten mnożnik wcale nie jest bardzo wysoki. Skąd biorą się różnice w jego oszacowaniach?
To wynika z problemów z dokładnym pomiarem. Ciężko odróżnić, czy to wzrost wydatków rządowych powoduje zwiększenie PKB czy też odwrotnie – wydatki rosną w odpowiedzi na słabą sytuację gospodarczą. Najwięcej wiemy z badań dotyczących USA, gdzie często przy analizach bierze się pod uwagę wydatki na zbrojenia, bo one są dość niezależne od cyklu koniunkturalnego. Niestety jednak gospodarki, których wydatki militarne opierają się głównie na imporcie, działają inaczej – ich efektywność będzie po prostu mniejsza.
Sposób sfinansowania wydatków rządowych również jest kluczowy. Jeśli państwo pokrywa wydatki za pomocą wyższych podatków, część konsumpcji prywatnej będzie ograniczona. Automatycznie ta prywatna strona rynku „zdechnie” od wyższych obciążeń i mnożnik spada. Jeśli natomiast rząd zwiększy zakupy i sfinansuje to długiem, to w krótkim okresie nie mamy silnego obciążenia podatkami. Efekt netto może być większy, choć rośnie zadłużenie (co w dalszej perspektywie też nie jest obojętne, bo odsetki będą do spłacenia). Wreszcie, gdyby rząd próbował to finansować np. drukiem pieniądza (co niekiedy się zdarza w warunkach skrajnych, np. zerowe stopy, posunięty dodruk), to może to czasowo pobudzać PKB, ale kosztem wzrostu inflacji i osłabienia waluty. A to znowu sprawa złożona.
Na bazie wieloletnich badań, głównie z USA, można stwierdzić, że najbardziej prawdopodobna wartość mnożnika fiskalnego oscyluje w okolicach „jedynki”. Skąd się to wzięło?
To wypadkowa wielu zjawisk. W modelach keynesowskich podstawowa intuicja była taka, że mnożnik może być nawet większy niż 1, bo dochodzi efekt wtórnego pobudzenia konsumpcji. Z kolei bardziej klasyczne podejścia wskazują, że wyższe wydatki rządowe wypierają prywatne, zwłaszcza gdy są finansowane podatkami, więc mnożnik może być niższy od 1, a nawet w skrajnych ujęciach bliski zeru.
Empirycznie jednak – w większości praktycznych badań (także tych, które skupiają się na wojnach, zbrojeniach i dynamicznym podejściu, jak np. Valerie Ramey czy inni ekonomiści) – widać, że faktyczny wynik to około 1. Inaczej mówiąc, rządowy wydatek nie jest ani cudem mnożącym nasz PKB, ani nie jest w większości przypadków zupełnie neutralny. Stąd też ja zwykłem mawiać, że 1 to taka „środkowa” wartość, którą się przytacza, jeśli ktoś pyta, ile zyskuje PKB, gdy państwo zwiększa wydatki.
Jak ogólne wydatki państwa, nie tylko te zbrojeniowe, wpływają na portfel przeciętnego Polaka?
W wielkim skrócie: wydatki rządowe potrafią pomóc podtrzymywać koniunkturę, ale nie jest to magiczny lek na każdą bolączkę, zwłaszcza gdy mamy już pełne moce w gospodarce i grozi nam inflacja. Dlaczego? Krótkoterminowo, gdy mamy recesję i duże bezrobocie, ekspansja fiskalna (rząd rusza z zamówieniami, robotami publicznymi) faktycznie może doraźnie wspomóc gospodarkę, bo daje zatrudnienie i popyt w sytuacji, gdy firmy i konsumenci „zaciskają pasa”.
Długoterminowo, jeśli są to mądre inwestycje infrastrukturalne, to mogą zwiększać produktywność całej gospodarki (lepsze drogi, łączność kolejowa, transport lotniczy). To plus dla wszystkich, bo spadają koszty prowadzenia biznesu, rośnie konkurencyjność. Ale… ktoś musi te wydatki opłacić. Albo płacimy teraz wyższymi podatkami, albo – jeśli finansujemy deficytem – płacimy w przyszłości w postaci obsługi zadłużenia (lub ewentualnie ryzyka wyższej inflacji, jeśli nastąpi zbyt luźna polityka pieniężna).
Reakcja banku centralnego też gra swoją rolę. Jeśli gospodarka jest już mocno rozgrzana, a rząd jeszcze dołoży, to bank centralny może podnieść stopy i w konsekwencji podrażać kredyty. To może negatywnie odbić się na naszych portfelach (raty kredytów, koszty pożyczek).
——————————————
Pozostałą część rozmowy znajdziecie na naszym kanale podcastowym, a także na naszym kanale YouTube. Zapraszamy też do podcastów GRAPE z cyklu „Tłoczone z danych”.
Wnioski z tej rozmowy nie są bardzo optymistyczne. Nie oznacza to jednak, że nakłady na obronność są zbędne – wręcz przeciwnie, bezpieczeństwo nie ma ceny. Jednak, by uniknąć nadmiernych oczekiwań co do „cudu gospodarczego” napędzanego wyłącznie zbrojeniami, warto uwzględnić koszty finansowania (podatki, dług czy inflacja) oraz potencjalną reakcję banku centralnego, który może podnosić stopy procentowe w obliczu przegrzewania się gospodarki. Równowaga między „armatami” a „masłem” (czyli między konieczną obronnością a potrzebami rozwojowymi) jest tu kluczowa i powinna być oparta na rzetelnej analizie tego, co w dłuższej perspektywie najbardziej się Polsce opłaci.
Czytaj też o wojennej gospodarce Rosji: Rosja nie chce kończyć wojny. Ale czy wojna się Rosji opłaca czy ją wykańcza? Skąd Putin ma pieniądze na prowadzenie wojny? Czy w tej kasie jest dno?
Czytaj też o tym, ile Rosja wydaje na wojnę: Ameryka podaje tlen Putinowi? Zamrożenie pomocy wojskowej dla Ukrainy i łagodzenie sankcji. Ile dziś kosztuje Rosję wojna? Ile Putin dostaje z surowców?
Zobacz też nasze wideofelietony dotyczące przygotowania portfela do wojny lub niestabilności, finansowania zbrojeń. Subskrybuj kanał „Subiektywnie o Finansach” na Youtube!
————————–
Niniejszy artykuł powstał w ramach niekomercyjnej współpracy „Subiektywnie o Finansach” z think-tankiem GRAPE dowodzonym przez prof. Joannę Tyrowicz. Współpraca ma na celu popularyzację podcastów objaśniających działanie gospodarki i wyciskających ostatnie soki z danych. Podcasty „Tłoczone z Danych” znajdziecie pod tym linkiem.
zdjęcie tytułowe: archiwum autora, Canva