W cyklu tekstów „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach” – który realizuję razem z firmą ubezpieczeniową Prudential – dziś przedstawię kilka liczb, które powinny zmotywować Cię do oszczędzania z myślą o przyszłości. Zwykle nie patrzymy na nasze oszczędności, zgromadzone w różnych produktach oszczędnościowych, jako na „bilet wstępu” do dłuższego życia, a tymczasem one właśnie mogą się stać jednym z takich biletów. Nie jedynym, ale ważnym.
Przy okazji: zerknij – bez żadnych zobowiązań – na www.mlodzibogowie.pl, zwłaszcza na sekcję o mitach. W zasadzie mógłbym się podpisać pod wszystkim co tam piszą.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tak, tak, to nie jest pomyłka. To jak długo będziesz żył/żyła po przejściu na emeryturę zależy nie tylko od tego jak się prowadzisz (np. czy masz nałogi i czy uprawiasz sport) i odżywiasz, ale też od tego czy oszczędzasz pieniądze. Jeśli chcesz żyć dłużej i przy okazji wygodniej – przeczytaj ten tekst i razem ze mną (bo tak się składa, że ja akurat też chcę żyć dłużej :-)) zabierz się za budowanie planu, który to zapewni. Ale najpierw…
Po pierwsze spadochron, czyli nie graj z życiem w ruletkę
Najpierw trzeba mieć spadochron, czyli zabezpieczenie na wypadek, gdyby plan napotkał przeszkody z przyczyn od Ciebie niezależnych. Co mam na myśli? W poprzednim artykule z cyklu „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach” zwracałem uwagę na to, że jest dość brawurowym zachowaniem nie mieć żadnej polisy na wypadek ciężkiej choroby.
Pisałem o tym, że dziś już niewiele osób umiera ze starości, coraz częściej śmierć jest wynikiem jednej z kilkunastu, może kilkudziesięciu chorób nieuleczalnych albo trudnych do leczenia (bo wymagających wczesnej diagnozy, szybkiej i drogiej kuracji). Wylewy, udary, zawały, nowotwory…
Wiadomo, że na szczęście ofiarą padną nieliczni, ale to jest niestety, w pewnym stopniu, ruletka. Mniej więcej ta sama, której podlega nasz majątek. Zdarzy się jakaś powódź, jakiś pożar, jakieś włamanie i kradzież, jakiś wypadek samochodowy. Prawdopodobnie nie zdarzy się nam, ale ubezpieczamy mieszkanie od zdarzeń losowych, jego zawartość od wizyty złodzieja, działkę od wichury i trąby powietrznej, samochód od kradzieży lub wypadku. A swoich rąk od sytuacji, w której nie będą mogły pracować? Często nie ubezpieczamy, bo wolimy grać z życiem w ruletkę.
Tych, którzy chcieliby więcej dowiedzieć się jak wycenić swoje ręce, nogi, głowę i całą tę ludzką „aparaturę” oraz ile warto zapłacić za to, żeby firma ubezpieczeniowa pokryła koszty jej doprowadzania do stanu używalności „w razie czego” – odsyłam do poprzedniego tekstu.
Czytaj: Ubezpieczenie jako cena świętego spokoju. Ile warto zapłacić za ten spokój? Sprawdzam!
Tych, którzy chcieliby się dowiedzieć jak wybrać polisę najlepszą, dającą najbardziej kompleksową ochronę i nie zawierającą pułapek – proszę jeszcze o chwilę cierpliwości. Będę o tym pisał w kolejnych tekstach. Zaglądajcie do sekcji „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach” na stronie głównej „Subiektywnie o finansach” (jest w części „Akcje partnerskie”), tam sukcesywnie będą pojawiały się te teksty
Wypowiedz się! Czy ubezpieczanie się od poważnych chorób ma sens? Ile powinna kosztować taka polisa? Ile pieniędzy gwarantować? Jakich pułapek najbardziej się boisz w takich polisach? Wyświadcz mi przysłuję i odpowiedz na kilka pytań!
Oszczędzający żyją dłużej? Do „zaoszczędzania” masz kilka lat życia
Ubezpieczenie na wypadek ciężkich zachorowań trzeba mieć, ale – na szczęście – większości z nas ciężka choroba nie dopadnie i nie będzie chciała skrócić życia. Wtedy to co wypracujesz i nie wydasz od razu na przyjemności, powinieneś częściowo przeznaczyć na budowanie poduszki finansowej, której możesz użyć jako narzędzia do poprawiania jakości życia w przyszłości. Im więcej zgromadzisz, tym większe będziesz miał możliwości i tym większy komfort psychiczny.
Oczywiście: nie każdy ma możliwości, by spory kapitał zgromadzić. Trzeba mieć dobre wykształcenie, pożądane kompetencje, dobrą pracę i dobre zdrowie. I jeszcze czasem warto być pracowitym, żeby z tego wszystkiego wycisnąć jak najwięcej. Ale każdy powinien budować zamożność na miarę własnych możliwości. Jeden zajdzie dalej, drugi bliżej, ale w każdym przypadku wyższe dochody i większe oszczędności pomagają przedłużyć życie.
Brutalna prawda jest bowiem taka, że ci, którzy mają pieniądze – w formie bieżących dochodów, ale i zgromadzonego majątku oraz oszczędności – żyją dłużej. Różnica między długością życia osób zamożnych i biednych w USA sięga już 10 lat. Dosłownie kilka miesięcy temu ujawniono wyniki badań przeprowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu w East Tennessee. Zbadali oni 50 grup ludzi, których podział został dokonany na podstawie dochodu.
Co się okazało? Mężczyźni z grupy najbiedniejszych żyją średnio 69,8 lat, a najbogatsi do 79,3 lat. W przypadku kobiet dóżnica w długości życia jest mniejsza, ale też liczona w latach. Bogate kobiety żyją średnio do 83 lat, w porównaniu do biedniejszych kobiet, które żyją do 76 lat. (17 listopada 2016 r., „American Journal of Public Health”).
Pieniądze pozwalają żyć łatwiej, zdrowiej, ale już samo poczucie bezpieczeństwa finansowego – a do niego nie trzeba milionów – ma znaczenie. Czasem bywa tak, że osłabione – w wyniku braku pewności perspektyw życiowych, długów, kłopotów z pracą – zdrowie psychiczne przekłada się na problemy w zdrowiu fizycznym, co prowadzi do wielu chorób i wskutek tego do przedwczesnej śmierci. M.in. dlatego osoby mające poczucie bezpieczeństwa finansowego żyją o wiele lat dłużej niż biedne, mające głównie długi i zero oszczędności.
Na emeryturze spędzisz kilkanaście lat. To będzie zabawa czy wegetacja?
W krajach już solidnie rozwiniętych, do których zalicza się Polska, żyje się coraz dłużej. Ostatnio opublikowano wyniki badań Imperial College London oraz World Health Organization (Światowej Organizacji Zdrowia), z których wynika, że urodzone w 2030 r. południowokoreańskie kobiety będą miały 57% szans, by dożyć 90 lat, zaś z prawdopodobieństwem sięgającym 97% będą dożywały 86 lat. Ogarniacie? 86 lat życia prawie jak w banku! A może i więcej. To dlatego, że się zdrowo odżywiają (nie miewają nadciśnienia, ani nadwagi) i będą dość zamożne i będą miały dostęp do dobrej służby zdrowia.
Czytaj też: Jak mieć gwarancję, że się dożyje 86 lat? Nadchodzi długowieczność
W Polsce dziś średnia długość życia to 78 lat, więc też nie jest źle. I będzie lepiej. Z tych samych badań wynika, że mężczyźni i kobiety, które urodzą się w 2030 r. w Polsce będą miały o 4-5 lat dłuższe średnie życie, niż ci, którzy rodzą się dziś. A dziś żyjemy średnio o 8-9 lat dłużej, niż jeszcze 30 lat temu.
Dłuższe życie oznacza, że większą jego część spędzamy na emeryturze. Jeśli założymy, że kończymy pracę w wieku 60-65 lat (w zależności od regulacji prawnych), to mówimy już o dobrych kilkunastu latach spędzonych na emeryturze! A może i dwudziestu. Co to oznacza?
Ano wygląda na to, że czas zdefiniować na nowo ten etap życia, który spędzamy aktywnie zawodowo. Jeśli zaczynamy pracę w wieku 20-25 lat, kończymy w wieku 60-65 lat, po czym kolejnych prawie 20 lat spędzamy na emeryturze, to okres „pracowniczy” można traktować jako etap przygotowawczy, „inwestycyjny” przed „najdłuższymi wakacjami życia”.
Raczej nie możemy liczyć na to, że owe „najdłuższe wakacje życia” sfinansuje nam państwo. Osobiście oczekuję, że po zakończeniu kariery zawodowej państwo będzie dostarczało mi mikroemeryturkę pozwalającą co najwyżej na wegetowanie. Nie sądzę, by było to więcej, niż 30-40% mojego standardowego wynagrodzenia w czasie, gdy pracowałem. Nie ma dwóch zdań: resztę trzeba sobie „zorganizować” samodzielnie. I to jest zadanie na ostatnich 20-30 lat kariery zawodowej każdego z nas.
Jakieś pytania? Wątpliwości? Niedowierzanie? „Samciku, nie strasz głupio”? Tylko dwa wykresy pokażę. Po lewej dotacje i pożyczki państwa dla ZUS (a właściciwie dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych działającego w ramach ZUS). Tyle pieniędzy – mniej więcej 40-50 mld zł rocznie – ZUS musi pożyczać i dostawać od państwa, żeby móc wypłacić emerytury. Już dziś rocznie ze składek ma o dziesiątki miliardów rocznie mniej, niż wypłaca! A lepiej raczej nie będzie. Po prawej stronie macie deficyt tych, którzy ZUS-owi dopłacają, czyli polskiego budżetu państwa. Z roku na rok coraz bardziej pod kreską.
Ile będziesz wydawał na emeryturce? Oni to policzyli i okazało się, że… szok!
Jak policzyć ile kapitału na emeryturę musisz zgromadzić? Cóż, na pierwszy rzut oka na „najdłuższe wakacje życia” nie potrzeba wielkich pieniędzy, bo: a) nie ma już dzieci na utrzymaniu, b) kredyty, ze szczególnym uwzględnieniem tych hipotecznych, zwykle są spłacone, c) potrzeby rozrywkowe nie są już tak wielkie.
Ale z drugiej strony: a) coraz więcej wydajemy wtedy na zdrowie (przydałby się dostęp do prywatnych lekarzy), b) mamy więcej czasu na podróżowanie i zwiedzanie świata, c) z dekady na dekadę rosną możliwości wynikające z zastosowań nowych technologii, warto mieć pieniądze żeby z tego korzystać.
Amerykanie szacują, że w emerytalnym okresie życia trzeba zgromadzić pieniądze odpowiadające 80% przeciętnych zarobków z czasów, gdy się pracowało. Takie pieniądze pozwolą na komfortowe spędzenie tych 20 lat, w których mamy najwięcej wolnego czasu i najwięcej pomysłów na realizację marzeń, których nie mieliśmy czasu zrealizować, bo… pracowaliśmy i zajmowaliśmy się dziećmi. Zazdrościcie niemieckim emerytom, którzy beztrosko zwiedzają świat? Oni mają te 80%.
Te 80% też może być nie doszacowane. Ostatnio w CNN widziałem materiał, w którym cytowano badania mówiące o tym, iż przeciętny amerykański emeryt przez pierwsze trzy lata na emeryturze wydaje nawet… więcej, niż przed emeryturą! Oczywiście, być może jest to efekt „zachłyśnięcia się wolnością”, spełniania najbardziej wymarzonych marzeń 😉 i jeszcze dość mocno rozpędzonego tempa życia, ale… fakt pozostaje faktem. W pierwszych latach po przejściu na emeryturę Amerykanie potrzebują średnio 103% budżetu „wydatkowego” z czasów sprzed emerytury. Czy komuś to daje do myślenia?
My jednak nie jesteśmy tak finansowo rozpasani, jak Amerykanie. Załóżmy więc, że „bazowa” porcja miesięcznych kosztów życia podczas emerytury wynosi 80% przeciętnej pensji, która w czasach aktywności zawodowej zapewniała nam status Młodych Bogów – czyli ludzi mających pieniądze na wszystkie podstawowe potrzeby plus jeszcze na trochę przyjemności.
Jak policzyć ile dokładnie pieniędzy będziesz potrzebował? Jeśli chcesz to sprawdzić – kliknij ten link, zostaw namiary i pogadaj z ludźmi, którzy o prywatnej emeryturze wiedzą naprawdę dużo.
Ile potrzebujesz na najdłuższe wakacje? Policzmy to konkretnie!
Oto przykład. Jeśli netto miesięcznie zarabiasz dziś 4000 zł, to oznacza, że roczny dochód masz na poziomie 50.000 zł. Zaś 80% tej kwoty to 40.000 zł. Jeśli przejdziesz na emeryturę w wieku 65 lat (nawet jeśli rząd pozwala przejść wcześniej, to przecież nie ma przymusu), zaś średnia życia w Polsce wynosi 78 lat, to będziesz na emeryturze potrzebował mniej więcej pół miliona złotych. Tyle wynika z przemnożenia 80% średniego dochodu z czasów aktywności zawodowej przez szacowaną liczbę lat pozostawania na emeryturze.
Pół miliona to dużo, ale oczywiście część z tej kwoty wypłaci ZUS. Jak dużą? W przypadku wynagrodzenia wynoszącego mniej więcej 4000 zł na rękę (czyli półtorej średniej krajowej) kalkulatory pokazują, że ZUS wypłaci mniej więcej 25-35% dochodów z „okresu pracowniczego”.
To oznacza, że we własnym zakresie trzeba zadbać „tylko” o dwie trzecie przyszłego dochodu po przejściu na emeryturę. Czyli w tym konkretnym przypadku – o jedną trzecią z owego pół miliona złotych powinno zapewnić nam państwo, zaś o resztę (330.000 zł) musimy zadbać sami.
Ile miesięcznie trzeba oszczędzać, żeby tyle zebraći mieć do końca życia? To oczywiście zależy od okresu oszczędzania (kiedy zaczniesz) oraz od oprocentowania pieniędzy. Zakładam, że będę w stanie wycisnąć ze swoich oszczędności długoterminowo 4% w skali roku.
Mając dziś 40 lat trzeba zacząć odkładać po 630 zł miesięcznie. Mając 30 lat – wystarczy tylko 350 zł miesięcznie. To magia procentu składanego. Im dłużej oszczędzasz, tym nieproporcjonalnie mniej musisz dokładać co miesiąc, żeby uzbierać docelową kwotę. Gdyby rzecz dotyczyła kilkulatka, którego rodzice zaczynają odkładać pieniądze już na starcie jego życia, a potem on przejmuje od nich ten obowiązek, to 3200 zł emerytury (wypłacanej przez 13 lat) mógłby ów osesek uzbierać za 100 zł miesięcznej składki.
630 zł to niemało, ale dla kogoś, kto zarabia na czysto 4000 zł miesięcznie to raptem 15% jego wynagrodzenia. Jeśli ten ktoś nie jest przekredytowany (np. rata kredytu hipotecznego nie przekracza 40-50% jego miesięcznego dochodu) to powinien móc sobie pozwolić na taką „składkę”. To nie jest odejmowanie sobie od ust – to jest inwestowanie w przyszłość, w dostatnie życie po zakończeniu kariery zawodowej. Żeby po przejściu na emeryturę życie było jeszcze bardziej kolorowe, niż przed.
Inny przykład. Jeśli teraz zarabiasz 2500 zł na rękę, to 80% tej kwoty (Twoje „zapotrzebowanie” emerytalne) wynosi 2000 zł miesięcznie. Jeśli wiek emerytalny wynosi 65 lat, a Ty będziesz żył przeciętnie 78 lat, to potrzebujesz łącznie jakieś 310.000 zł. Załóżmy, że będzie Ci przysługiwać coś w rodzaju emerytury obywatelskiej z ZUS – 1000 zł. Drugi tysiąc musisz sobie „zorganizować” sam. A więc już dziś zadbać, żeby mieć po 65-tce ponad 150.000 zł. Jeśli jesteś kobietą, to 200.000 zł (bo kobiety żyją dłużej).
Żeby ten cel osiągnąć, to mając przed sobą 35 lat pracy – przy założeniu, że odkładane systematycznie pieniądze będą pracowały w tempie 4% rocznie (to średnia długoterminowa, dziś może to być mniej, ale kiedyś da się nawet z banku wycisnąć więcej) – powinieneś odkładać mniej więcej 170-200 zł miesięcznie. To mniej więcej… 8-10% obecnego wynagrodzenia. Znośnie. Kobieta powinna odkładać 200-250 zł miesięcznie (jeśli do emerytury ma więcej, niż 35 lat, to może to być kwota mniejsza).
Drobna uwaga na koniec. Składki oszczędności na prywatną emeryturę trzeba co roku korygować o inflację, by nie okazało się, że za 30 lat mamy – owszem – tyle oszczędności ile założyliśmy, ale tylko nominalnie, bo ich realna wartość jest np. o połowę mniejsza.
Pośrednik finansowy Expander przeprowadził ostatnio swoje wyliczenia na ten sam temat i wyszło mu coś nieco mniej optymistycznego. Według Expandera, żeby uzyskać emeryturę w wysokości 70% obeznego dochodu z pracy – przy założeniu, że 30% pokryje ZUS, a 40% musimy wypracować sami – trzeba odkładać przez 40 lat po 20-40% miesięcznych dochodów (w zależności od tego czy pieniądze będą pracowały w tempie 1,5% rocznie czy 6% rocznie.
Wyliczenia Expandera przyniosły mniej optymistyczne wyniki (wyższe kwoty miesięcznie do odłożenia), bo analitycy tego pośrednika wzięli pod uwagę wzrost wynagrodzeń. Dziś są o ok. 60% wyższe niż 10 lat temu. To oznacza, że po 40 latach możemy zarabiać już 6,5 razy więcej niż w momencie, gdy zaczynamy swoją karierę zawodową.
Zdaniem pośrednika pieniądze odłożone na początku mają więc bardzo niewielką wartość w stosunku do naszego wynagrodzenia, które otrzymamy tuż przed emeryturą. W moich wyliczeniach inflacja (z której częsciowo wynika wzrot płac) została uwzględniona, ale rzeczywiście nie wziąłem pod uwagę, że w czasie „dochodzenia” do emerytury możemy przyzwyczaić się do nieco innej pensji, niż obecna.
Trzy pomysły na prywatną emeryturę
Jak działać żeby sobie zapewnić prywatną, comiesięczną wypłatę z funduszu spełniania marzeń po zakończeniu kariery zawodowej? Gromadzenie oszczędności generalnie jest zajęciem prostszym, niż się nam wydaje. Do wyboru są trzy ścieżki:
1. Odkładanie pieniędzy w banku z gwarantowanym, choć niskim procentem
(i z ryzykiem, że procent ten nie pokryje ubytku wartości realnej kaski w wyniku inflacji).
2. Wykupienie polisy gwarantującej wypłatę dodatkowej emerytury przez prywatną firmę oraz
3. Samodzielne lokowanie pieniędzy na rynku kapitałowym – czyli w obligacje, akcje, fundusze inwestycyjne.
W tym ostatnim przypadku nie ma gwarancji zarobku, ale historia pokazuje, że długoterminowo jest to bardziej efektywny sposób przechowywania wartości.
Po więcej wiadomości na temat budowania kapitału emerytalnego na rynku kapitałowym – np. poprzez posiadanie udziałów w największych światowych koncernach i pobieranie corocznych dywidend z posiadanych akcji (to ekwiwalent odsetek od depozytu bankowego) odsyłam do tekstów w ramach akcji „Dywidenda jak w banku”.
Jeśli wybierzecie oszczędzanie w obligacjach (polecam dziesięcioletnie obligacje rządowe) albo w funduszach inwestycyjnych (tutaj piszę o tym jak ja oszczędzam na prywatną emeryturę) to polecam specjalne „opakowania” emerytalne dla oszczędności – konta IKE i IKZE. O co w nich chodzi i ile można skorzystać – pisałem w tym tekście, poświęconym dylematom emerytalnym,
Poniżej wklejam wykres ze statystykami dotyczącymi oszczędności emerytalnych Japończyków. To drugi najbogatszy (po Amerykanach) naród na świecie i to bardzo liczny – 127 mln obywateli. Zebrali łącznie… 16 bilionów dolarów oszczędności! Po 126.000 dolarów na każdego, czyli po pół miliona złotych. Ale Japończycy wiedzą, że będą żyli coraz dłużej i że jest ich coraz mniej, więc państwo – ze składek pracujących obywateli – będzie w stanie płacić im coraz mniejsze emerytury.
Dlaczego wspominam akurat o tym narodzie? Otóż Japończycy – podobnie jak my – są baaardzo konserwatywni, połowę oszczędności emerytalnych trzymają w gotówce i na bankowych depozytach. Dosłownie 10% w akcjach, funduszach inwestycyjnych i obligacjach. Ale aż jedną trzecią w ubezpieczeniach emerytalnych.
Na czym polega prywatna emerytura od firmy ubezpieczeniowej? Ubezpieczyciele w przeszłości oferowali polisy emerytalne, które nie miały wiele wspólnego ze znaczeniem słowa „polisa” lub „ubezpieczenie”. To były programy systematycznego oszczędzania oparte na funduszach inwestycyjnych, nie dające gwarancji zysku, ani wypłaty emerytury o określonej wysokości. Dziś już moda na takie polisy przeminęła i ubezpieczyciele oferują już bardziej klasyczne polisy na emeryturę – dające gwarantowaną wypłatę ustalonej kwoty .
Sprawa wygląda tak: płacisz po ileś-tam miesięcznie, a firma ubezpieczeniowa gwarantuje, że wypłaci ci za 20-30-40 lat konkretną sumę. Kasę można zabrać do domu od razu, albo firma będzie wypłacać private-emeryturę w miesięcznych ratach przez określony czas (np. przez 10-15 lat), albo nawet dożywotnio (ten wariant jest dostępny tylko w niektórych firmach).
Firma przejmuje więc ryzyko wynikające z lokowania pieniędzy na rynku kapitałowym i gwarantuje wypłatę niezależnie od tego czy na giełdach będą hossy, czy bessy. W dużej części takich polis jest też zastrzeżenie, że jeśli firmie ubezpieczeniowej uda się zarobić na inwestowaniu składek klienta „więcej niż tyle-a-tyle”, to część z tego zarobku powiększy wypłatę przyszłej emerytury. W ramach takiej polisy emerytalnej klient oprócz odkładania pieniędzy na emeryturę masz również realną ochronę ubezpieczeniową (polisę na życie na wypadek, gdyby nie dożył prywatnej emerytury).
Gwarantowana emerytura od firmy ubezpieczeniowej. Czy to się opłaca?
Konstrukcja planów emerytalnych z gwarantowaną sumą wypłat jest przeważnie następująca: masz pewność, że ubezpieczyciel wypłaci ci mniej więcej tyle, ile wniosłeś w ramach systematycznych składek. A jeśli coś zarobi na ich inwestowaniu, to być może podzieli się z tobą zyskiem w ustalonej w polisie proporcji. Innymi słowy: firma zarabia na części odsetek, które w czasie trwania umowy byś zarobił, trzymając pieniądze np. na depozycie.
Jaki jest sens w powierzaniu komuś swoich pieniędzy tylko po to, żeby ten ktoś za jakiś czas je po prostu oddał, inkasując dużą część zysku z obracania składkami przez kilkadziesiąt lat (także przez okres wypłacania w ratach prywatnej emerytury)? Cóż, przede wszystkim pieniądze wpłacone ubezpieczycielowi są „znaczone”. Nie można ich swobodnie wypłacić (poza określonymi w umowie przypadkami). Pieniądze, które trzymamy na bankowym depozycie, mogą się „rozejść” na coś innego. Trzeba naprawdę dużej siły woli, by nie przeznaczyć ich choćby na remont mieszkania.
Bonusem oferowanym przez firmy ubezpieczeniowe jest dorzucane niejako „w gratisie” ubezpieczenie na życie (czyli jeśli zejdziesz z padołu łez i rozpaczy nie doczekawszy emerytury, to ktoś otrzyma całą sumę gwarantowaną, a nie tylko to, co zdążyłeś zebrać). Tego bonusu odkładając pieniądze na lokacie bankowej nie masz.
I uwaga: to nie musi być ten sam „ktoś”, kto otrzymałby pieniądze w postępowaniu spadkowym! Jeśli nie masz męża/żony, tylko żyjesz w związku partnerskim, to polisa ubezpieczeniowa – ze wskazaną w umowie osobą uposażoną – zapewnia, iż pieniądze trafią do tej osoby, a nie do „automatycznych” spadkobieców.
Druga sprawa to możliwość dokupienia opcji przejęcia opłacania składek przez firmę ubezpieczeniową, gdybyś stał się ofiarą nieszczęśliwego wypadku, zachorował albo z innych powodów nie mógł pracować. Wtedy wszystkie składki zostaną uzupełnione przez ubezpieczyciela, a ty dostajesz prywatną emeryturę zgodnie z umową, choć nie wpłaciłeś wszystkich składek.
Jeśli chcesz sprawdzić, jak zadbać o swoje oszczędności na emeryturę, to kliknij ten link, zostaw namiary i pogadaj z ludźmi, którzy o tym sposobie zabezpieczania prywatnej emerytury wiedzą naprawdę dużo.
Niezależnie od tego którą opcję zbierania na emeryturę wybierzesz, liczy się to, że zacząłeś już oszczędzać z myślą o tym okresie życia, który będzie długi i być może pełen przygód i wrażeń, o ile oczywiście będziesz w stanie sobie sfinansować spełnianie marzeń na wypasie.
Prawo autorskie: hraska / 123RF
Kolejne artykuły z tego cyklu będą m.in. o tym:
- Ile kosztuje nas choroba, czyli jak właściwie oszacować właściwą dla nas sumę ubezpieczenia – nie przesadzić (czasem agenci ubezpieczeniowy namawiają do sufitowych sum ubezpieczenia, zupełnie bez sensu), ale i żeby nie obudzić się kiedyś z niby-polisą, która niewiele kosztuje, ale i nic nie gwarantuje.
- Czego najbardziej boimy się w życiu, a na co chorujemy? Wrew pozorom dziś już dość rzadko umiera się ze starości. Warto więc zabezpieczyć się głównie przed tymi „strategicznymi” chorobami, które dopadają nas najczęściej.
- Czym różnią się między sobą polisy na życie i na wypadek chorób? Jak odróżnić dobrą polisę od badziewnej? Jakich zapisów w polisach unikać? Które powinny spowodować, że
- Jak w przyszłości zmieni się nasze życie, czego będziemy potrzebowali i ile to będzie kosztowało? Czyli: na co warto zbierać pieniądze, żeby w przyszłości korzystać ze wszystkich udogodnień dostępnych w czasie jesieni życia dla najbardziej zapobiegliwych?