Ciekawy wyścig rozgrywa się na naszych oczach pomiędzy bankami, a „niebankami”. Unijna dyrektywa o otwartej bankowości oraz ekspansja fintechowych firm, które zaoferowały klientom megawygodne usługi płatnicze oraz fajne, intuicyjne aplikacje mobilne do zarządzania domowymi finansami, skłaniają bankowców do szybszego biegania. A jakie mogą być tego efekty?
Alior Bank, wspólnie z solarisBank, Raisin i MasterCardem, ogłosił właśnie plany stworzenia paneuropejskiego mobilnego banku (czy też raczej platformy oferującej różne produkty finansowe). Jego start może nastąpić jeszcze w tym roku. Na początku bank uruchomi swoje usługi w Niemczech, a potem w całej Europie.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
„Silnik”, czyli platformę informatyczną oraz kredyty dostarczy solarisBank (technologiczna i licencyjna „kuźnia banków”), konta wielowalutowe – Alior, depozyty – pośrednik w paneuropejskim lokowaniu oszczędności Raisin, zaś ofertę towarzyszącą (program lojalnościowy, szkolenia dla millennialsów, narzędzia do zarządzania karierą i budżetem domowym) – MasterCard w oparciu o jedną ze swoich platform towarzyszących kartom płatniczym.
Konto wielowalutowe, depozyty europejski i wsparcie dla Millennialsów
Z okruchów wiedzy, które dziś mamy wynika, że bank ma przypominać pod względem funkcjonalności takie aplikacje jak znany w Polsce Revolut, podbijający kraje Europy Zachodniej „smartfonowy” bank N26, czy aplikacja Monzo, która nie zamierza się ograniczać do świadczenia usług bankowych, ale zamierza być hubem usług różnych, różnistych.
Czytaj też: To zniszczy banki jakie znamy? Będą znajdować najtańsze usługi na rynku i cię do nich przepinać!
Podstawą będzie zapewne konto wielowalutowe od Aliora (które pozwala przerzucać pieniądze między różnymi walutami bez spreadu) oraz „inteligentne” płatności kartą w walucie kraju, w którym akurat się znajdujemy i płynne zarządzanie pieniędzmi online z poziomu smartfona. A więc dokładnie te same usługi, które sprawiły, że wielu ludzi zamiast bankowych kart używa Revoluta, DiPocket, czy IgoriaCard.
Czytaj też: Oni tylko udają bank, ale za to jak! Przelewy międzynarodowe prawie za free
Czytaj też: Chcą być jak Revolut? Prześwietlam IgoriaCard, czyli kartę przedpłaconą przypiętą do internetowego kantoru
Dobudowanie do tego depozytów, a może i kredytów (czyli usług typowych dla banków, których niebankowi dostawcy bezpośrednio nie oferują) oraz usług towarzyszących (MasterCard Benefit Optimization) oraz „oklejenie” całości markami znanych banków ma uczynić klientom różnicę i sprawić, że przestaną kochać Revoluty i inne „wynalazki”, bo w banku – instytucji zaufanej i cieszącej się uznaną reputacją – będą mieli to samo, a nawet więcej.
PSD2 czyli wszyscy zatańczą ze wszystkimi
Brzmi rozsądnie? Niewątpliwie jest to zajawka nowego trendu, w którym – dzięki unijnej dyrektywie o otwartej bankowości, zwanej w skrócie PSD2 – usługi fintechów zaczną mieszać się z tymi oferowanymi przez banki. W PSD2 chodzi o to, że banki mają obowiązek „przypinać” do swoich systemów usługi zewnętrznych partnerów (o ile ci partnerzy mają zgodę klientów i spełniają standardy bezpieczeństwa). Chodzi o to, by ułatwić niebankowym firmom oferowanie klientom nowych usług.
Czytaj też: Zaczęło się! Co zmieni unijna dyrektywa PSD2 w naszych portfelach? Dużo!
Czytaj też: W których segmentach fintechy mają szansę, żeby zagrozić bankom? Ojjj, jest tego trochę
Co bystrzejsze banki już zauważyły, że to nie tylko zagrożenie, że zewnętrzni partnerzy zaczną „wysysać” im przychody i klientów, ale i szansa na to, by samemu się do czegoś „przypiąć”, pozyskując nowych klientów. Pomysł Aliora, solarisBanku, Raisina oraz MasterCarda jest właśnie takim konceptem.
Czytaj też: Efekt Yoyo? Gdy apka do rabatów dogaduje się z twoim bankiem w… twoim smartfonie
Alior chce być jak Revolut, N26 i Monzo? Łatwo powiedzieć
Czy to się może udać? To zależy od kilku czynników. Po pierwsze: jaka będzie wartość dodana? Aplikacje takie jak N26, czy Revolut powstały przede wszystkim dlatego, że banki nie oferowały pewnych usług bądź oferowały je po zaporowych cenach. Nie ściągnąłbym aplikacji Revolut gdyby mój bank oferował identyczne usługi w takiej samej cenie.
Czytaj też: To bankowcy czy piraci? Kupował bilet lotniczy. Trzy przewalutowania i 280 zł prowizji!
Skoro mam już Revoluta, DiPocket, czy N26 to po co mi kolejna taka usługa, oferowana przez konsorcjum Aliora? Musiałbym dostać więcej, niż mam w swoim banku i w aplikacjach finansowych, z których korzystam. Jeśli mam dziś w smartfonie zainstalowane trzy aplikacje taksówkowe (a faktycznie korzystam z dwóch), to nie potrzebuję czwartej, takiej samej. Mam już pięć kart kredytowych i trzy wielowalutowe. Po co mi kolejne? Give me the reason.
Celem przedsięwzięcia pt. „paneuropejski fintechobank” mogą być co najwyżej ludzie nieubankowieni (czyli m.in. ci, którzy są celem ekspansji fintechów) oraz klienci mało nowoczesnych banków (ale skoro są jeszcze klientami tych banków to może nie potrzebują aż tak wiele tej nowoczesności?). Wszyscy pozostali mają już potrzebne im aplikacje finansowe. No, chyba że owo konsorcjum wymyśli coś, od czego nawet przysłowiowemu Revolutowi spadną majtki z wrażenia…
Czytaj też: Oni tylko udają bank, ale za to jak! Przelewy międzynarodowe prawie za free
Dlaczego bank nie jest fintechem? Bo jest… bankiem
Drugi czynnik sukcesu: cena, cena, cena. Dziś usługi bankowe stają się towarem codziennego użytku (commodity). Nie ma w tym magii, ani misji. Jeśli potrzebuję jakiejś usługi finansowej to biorę do ręki smartfona i ją kupuję od jednego z niezliczonych dostawców. A jedynym zadaniem tego dostawcy jest uświadomić mi, że potrzebuję jego usługi i że jest ona w rozsądnej cenie.
Banki do tej pory nie były w stanie konkurować z fintechami ceną, bo są po prostu za „ciężkie” (placówki, tysiące pracowników, potężny back-office) i obarczone kosztownymi obowiązkami regulacyjnymi. Samo skoligacenie się kilku instytucji oferujących nowoczesne usługi nie sprawi, że coś w tej mierze się zmieni.
Zmierzam do tego, że jeśli bank – za swoją bazą kosztową – zabiera się za „robienie fintechu”, to albo musi inaczej niż fintech ustawić swój model biznesowy (znacznie szybciej pozyskać wystarczającą bazę klientów, by uzyskać efekt skali), albo znacznie wyżej ustawić ceny. Inaczej będzie to interes trwale nierentowny.
Zresztą nawet fintechy – zwrotne, szybkie, zwinne, nie obciążone kosztownymi strukturami, a co najwyżej wydatkami informatycznymi i marketingowymi – z reguły nie są dochodowe. Revolut ma grubo ponad milion klientów i do niedawna „jechał” na stracie (od początku tego roku już ponoć nie dopłacają tam do interesu). Zaoferował wyróżniającą się usługę po niskiej cenie i teraz głowi się jak skłonić klientów, by chcieli płacić więcej.
Czytaj też: Przelewy przez Facebook Messengera wchodzą do Europy. Bankowcy mają wielki ból głowy?
Czy przyszłość banku to bycie „rurą z pieniędzmi”? Niekoniecznie
Banki od kilku lat są postrzegane jako schyłkowe biznesy, które staną się dostawcą usług dla fintechów. A więc: będą jak sieć energetyczna albo rurociąg dla sprzedawców energii. Rodzajem hurtownika, pośrednika, oferującego usługę podstawową, gdy wartość dodana (i główna część marży) będzie tworzona na dalszych etapach.
W zasadzie jedyną częścią układanki, która nie pasuje do tego obrazu jest fakt, że banki mają atut w postaci zaufania, wypromowany brand i wierne grupy starych klientów. Dlatego bank, który zaoferuje swoim klientom nowe usługi o przyzwoitej jakości – może uniknąć losu „rury”.
Np. odkąd mój mBank ma fajną aplikację mobilną, internetowy kantor i tanie karty walutowe – jest już tylko trochę mniej wygodny od Revoluta i mógłbym rozważyć korzystanie z jego usług za granicą. Niestety, kartę wielowalutową – bardzo podobną do tej, którą oferuje Revolut – mBank ma wciąż w zaporowej cenie. Ale mają ją Citibank, ING, Pekao, ostatnio też PKO BP…
Jeśli bank zaoferuje 70% innowacyjnych usług, które mają fintechy po cenie niewiele wyższej od nich, to bazując na swoim zaufaniu i silnej marce może utrzymać własnych klientów. Czy pozyska nowych – to inna sprawa. Ale nie może pozostawać zbyt daleko w tyle za usługami innowacyjnych, niebankowych firm, które wytyczają trendy.
Pomysł ogłoszony przez Aliora sugeruje, że ten bank nie tylko nie godzi się z wizją „bycia rurą” i koniecznością naśladowania fintechów. On chce układać uslugi z tych samych klocków co fintechy i grać na ich boisku, rywalizując o ich klientów. A to – jak się jest bankiem – znacznie podwyższa ryzyko porażki. Z drugiej jednak strony pokusa jest duża, gdy dzięki temu możesz spróbować powalczyć o klientów z całej Europy.
zdjęcie tytułowe: Rawpixel