Efekt Yoyo? Gdy aplikacja do zbierania punktów za zakupy dogaduje się z twoim bankiem. W smartfonie. Czy tak będzie wyglądała przyszłość finansów?
Żyjemy w bardzo ciekawych czasach, w których usługi stricte bankowe zaczynają przenikać się z pozabankowymi. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że firmy technologiczne, potrafiące lepiej budować połączenia między swoimi usługami, a naszymi smartfonami, najzwyczajniej w świecie zniszczą bankowców. Dziś wydaje się, że raczej będą dostawcami różnego rodzaju nowych usług, z którymi będą „podpinały się” do banków za darmo (w ramach regulacji dyrektywy PSD II) lub za kasę.
- Połowa Polaków ma jakiś kredyt. Kiedy opłaci się skorzystać z jego refinansowania albo z konsolidacji? O strategiach spłaty zadłużenia [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL]
- Szybkie przelewy, docierające błyskawicznie do dowolnego odbiorcy na świecie? Usługi takie jak Visa Direct mogą przyspieszyć ruch pieniędzy [POWERED BY VISA]
- Amerykańskie akcje i dolar toną. Ale zbliżają się też do ważnych poziomów wycen. Czas decyzji dla inwestorów: Trump to katar czy ciężka grypa? {POWERED BY UNIQA TFI]
Może to dotyczyć najróżniejszych usług przydatnych klientom, także programów lojalnościowych. Banki niby potrafią je tworzyć, ale… firmy technologiczne potrafią to robić jeszcze lepiej. Mamy zresztą w Polsce już jeden przykład, w którym bank odkupił patent na budowanie programów lojalnościowych od firmy technologicznej. Myślę o koncepcie ZenCard, który pozwala budować małym sklepom programy rabatowe na bazie terminalu płatniczego (tam „zapisujemy się” do programu), karty płatniczej klienta oraz jego smartfona (dzięki niemu sklepikarz może nęcić klienta rabatami na kolejne zakupy).
Czytaj też: smartDOM, czyli największy taki program lojalnościowy. 1000 zł oszczędności do wzięcia. Zygmunt Solorz płaci
Czytaj się: Kupiłeś coś? Pochwal się i odbierz kasę. Tak w XXI wieku będzie wyglądała lojalność?
Na Zachodzie jest już trochę bardzo fajnych programów lojalnościowych opartych na aplikacjach mobilnych. Ich problemem jest to, że klienci mają już w głowach chaos z nadmiaru otaczających ich programów do zbierania punktów, rabatów albo pieczątek. O ile w internecie jeszcze można próbować klienta namówić, żeby robił e-zakupy za pomocą „bramy” w postaci strony programu lojalnościowego, o tyle w fizycznych sklepach ludzie wciąż chcą używać po prostu bankowych kart płatniczych, a w ostateczności bankowych aplikacji mobilnych, a nie jakichś zewnętrznych aplikacji z rabatami.
Jaki jest na to sposób? Ano podpiąć się ze swoim programem rabatowym do banku. Tak zrobiła właśnie największa w Europie aplikacja łącząca płatności mobilne i multibrandowy program lojalnościowy – Yoyo Wallet. Apka działa tak, jak wiele podobnych – oferuje spersonalizowane rabaty i pozwala podpiąć kartę płatniczą, by od razu sfinalizować transakcję. W zamian za zakupy dostaje się punkty, a punkty wymienia na nagrody.
Jest tylko jeden problem – jeśli klient nie użyje do zakupu aplikacji – czyli nie zrobi e-zakupów, tylko pójdzie do fizycznego sklepu, gdzie użyje karty płatniczej, a nie aplikacji – punkty się nie naliczą. Program lojalnościowy, który ogranicza się tylko do e-zakupów jest z definicji kulawy, bo ponad 90% naszych transakcji wciąż odbywa się w realnym świecie, a nie w internecie. Yoyo Wallet postanowili więc… podpiąć się do prawdziwego świata. Za pośrednictwem banku.
Yoyo od niedawna ma partnerstwo z brytyjskim Starling Bankiem, o którym też nie można powiedzieć, że jest ikoną tradycyjnej bankowości. To mobilny bank, w którym wszystko załatwia się przez aplikację w smartfonie. Nie ma fizycznej sieci placówek, ale wydaje klientom fizyczną kartę płatniczą MastrCard, żeby mogli robić wygodnie zakupy w „normalnych” sklepach.
Starling Bank umożliwił połączenie swojego konta bankowego z portfelem Yoyo. Dzięki temu za każdym razem, gdy klient płaci w sklepie należącym do sieci lojalnościowej Yoyo, używając do tego karty Starling Bank, zbiera punkty lojalnościowe. Nie musi pamiętać, aby płacić za pomocą aplikacji Yoyo, nie musi w sklepie uruchamiać aplikacji i skanować kodu kreskowego (tak przebiega standardowa płatność aplikacją Yoyo w fizycznych sklepach).
Łączenie apki Yoyo ze Starling Bankiem urzeźbili megałatwo. Trzeba tylko otworzyć aplikację Yoyo i zeskanować kartę Starling za pomocą aparatu – tak jak zwykle dodaje się karty w nowych aplikacjach (np. w Uberze). Oczywiście bank poprosi o uwierzytelnienie (żeby mieć pewność, że kartę skanuje jej prawowity właściciel), a klient zostanie poproszony o zgodę na udostępnienie w aplikacji niektórych danych z banku.
Wygląda to jak małżeństwo, w którym każdy zyskuje. Bank daje swoim klientom dodatkowe narzędzie do zarabiania na zakupach (po zalogowaniu się do konta niedługo ma być widoczne – jako zewnętrzna usługa – konto lojalnościowe Yoyo), zaś Yoyo – dodatkową funkcjonalność tym swoim klientom, którzy jednocześnie mają konto w tym banku.
Sądzę, że to może być zajawka przyszłości branży finansowej. Potrzebne składniki: a) nowoczesny bank, który ma sporo klientów „kartowych”, ale i korzystających z aplikacji mobilnej, b) nowoczesny program lojalnościowy mający aplikację mobilną i również sporo użytkowników. Wtedy „włączenie” aplikacji lojalnościowej do aplikacji mobilnej wszystkim się opłaca – obecni klienci obu „firm” otrzymują dodatkową usługę, następuje też przepływ użytkowników.
Czy takie partnerstwa pokażą się niedługo w Polsce? Nie wątpię. Gdyby tak – marzę teraz – największy w Polsce program lojalnościowy Payback chciał przestać być takim drewnem z Puszczy Białowieskiej, jakim jest dziś i stałby się de facto aplikacją mobilną? Albo gdyby tak aplikacja z rabatami, którą urzeźbił Bank Millennium stała się bardzo popularnym programem lojalnościowym (jak Yoyo na Zachodzie)? Albo gdyby platforma MAM, która przyznaje zamiast punktów zniżki na opłacanie rachunków, nabrała klientowskiego „tłuszczyku”? Więcej o programie MAM pisałem niedawno na „Subiektywnie o finansach”.