W polskim sądzie przegrał w pierwszej instancji, poległ w drugiej, a Sąd Najwyższy nie przyjął złożonej przez niego kasacji. Złożył precedensową skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Jeśli wygra, może uratować się od gigantycznego długu i… narobić zamieszania w polskich sądach. A jakie ma szanse?
W sądach – na różnym etapie – jest co najmniej kilka tysięcy spraw dotyczących kredytów indeksowanych do franka szwajcarskiego. W procesach wytaczanych bankom ludzie domagają się najczęściej odwalutowania lub unieważnienia kredytów (z powodu istnienia w umowach nieprecyzyjnych, niewiążących zapisów dotyczących kosztów kredytów).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wynik tych spraw nie jest przesądzony, bo orzecznictwo w sądach jest bardzo rozbieżne. Procesy w znakomitej większości nie dotarły jeszcze do Sądu Najwyższego, a duża część nigdy tam nie dotrze (bo wartość sporu jest poniżej 50.000 zł). A nawet jeśli… stanowisko Sądu Najwyższego też może być różne (jak dotąd pozytywnie dla kredytobiorców wypowiadał się tylko w przypadku spraw, w których klienci kwestionowali wypowiedzenie umów przez banki).
Czytaj też: Nowy patent w sądowej wojnie o franki. Niektórzy klienci grają va banque i… wygrywają
Czytaj też: Po jakim kursie spłacać kredyt, gdy klauzula „walutowa” wypadła z umowy? Sąd Najwyższy filozofuje
Czytaj też: Sąd Najwyższy o kredycie frankowym. Dług istnieje, ale jaki?
Przegrana sprawa w sądzie to właściwie koniec nadziei na odwalutowanie kredytu, bo nie ma co liczyć na rozwiązanie ustawowe (czyli odgórne zmuszenie banków do zdjęcia z klientów „nawisu” długów wynikającego ze wzrostu kursu franka). Chyba, że… uda się skutecznie zaskarżyć wyroki polskiego wymiaru sprawiedliwości w europejskim trybunale. A więc udowodnić, że przy osądzaniu sprawy zostały złamane prawa człowieka.
Czytaj też: Dziwczny wyrok sądu pogrzebe szanse frankowiczów? Nie tak prędko
Tę właśnie drogę obrał najsłynniejszy onegdaj polski frankowicz, krakowski tłumacz Tomasz Sadlik. W polskim sądzie przegrał w pierwszej instancji, poległ w drugiej, a Sąd Najwyższy nie przyjął złożonej przez niego kasacji. Po spłaceniu 600.000 zł kredytu pan Tomasz wciąż ma dług wartości 1.200.000 zł i w zasadzie żadnych szans, by za życia wyjść z zadłużenia.
Są tacy, którzy uważają, że Sadlik po prostu zrobił głupotę, biorąc kredyt we frankach na duże biuro. Gdy wybuchł kryzys finansowy okazało się, że przeinwestował. I tak by nie miał z czego zwracać pieniędzy, a rosnący kurs franka dokończył dzieła zniszczenia. A potem Sadlik – nie mając już nic do stracenia – z premedytacją „kręcił” awanturę wokół swojego kredytu, by nie musieć płacić za swoje błędy,
Przegrał w Polsce, więc złożył precedensową skargę w Luksemburgu
Niezależnie od tego jak ocenimy przyczyny tej sytuacji (być może klient nie powinien brać na siebie tak dużego kredytu w relacji do obecnych i spodziewanych dochodów), to jest ona beznadziejna. Pan Tomasz, po wyczerpaniu drogi prawnej w kraju, złożył skargę do najwyższej możliwej instancji – Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Czytaj też: Był pierwszym frankowiczem, który poszedł do sądu. Trudny jest los wynalazców
Nie wiadomo jeszcze kiedy sprawa będzie rozpatrywana, ale – o ile mi wiadomo – jest w pewnym sensie precedensowa. To prawdopodobnie jedyna „polska” sprawa dotycząca kredytu walutowego, która znalazła się w trybunale praw człowieka. Choć oczywiście sprawy przeciwko Polsce w innych „tematach” się zdarzają (ostatnio rocznie zapada mniej więcej po 30 wyroków w różnych sprawach wytaczanych przez obywateli naszego kraju).
Gdyby Europejski Trybunał Praw Człowieka podzielił zarzuty Tomasza Sadlika, to otworzyłby nową argumentację dla wszystkich frankowiczów. Byłby to sygnał, iż mówimy już nie tylko o abuzywności zapisów w umowach kredytowych, nierzetelnej sprzedaży, niewłaściwym informowaniu o kosztach kredytu, lecz o łamaniu praw obywatelskich czy praw człowieka.
Bolesne losy pioniera frankowej awantury
Czy jednak Tomasz Sadlik ma sensowne argumenty i realne szanse na zwycięstwo na uznanie skargi w Europejskim Trybunale Praw Człowieka? Skargę może przecież złożyć każdy. Szanse na jej pozytywne rozpatrzenie to zupełnie inna sprawa.
Sadlik walczył w sprawie swojego kredytu w latach 2014-2016, gdy orzecznictwo w polskich sądach było skrajnie nieprzychylne konsumentom. Poza tym nie istniała jeszcze lwia część z całego prokonsumenckiego orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które nakazuje sądom w państwach członkowskich bardzo szeroko interpretować konsekwencje istnienia nieprecyzyjnych zapisów w umowach kredytowych.
Na domiar złego Sadlik poszedł złą ścieżką. Chciał udowodnić, że nie został właściwie poinformowany o istocie kredytu indeksowanego w walucie obcej. I że gdyby on, jako kredytobiorca, wiedział jakie mogą być konsekwencje, nigdy by takiej umowy nie zawarł. Wprowadzenie w błąd co do ryzyka kursowego powinno skończyć się – jego zdaniem – unieważnieniem całej umowy. Dopiero w trakcie procesu pan Tomasz zaczął wspominać też o możliwości przewalutowania kredytu. Chociaż gdyby to była Hiszpania, a nie Polska… wystarczyłby brak właściwej informacji…
Czytaj więcej: Sąd Najwyższy ostry jak chilli. Bank ma poinformować klienta o ryzyku i to tak, żeby klient zrozumiał
W pierwszej instancji kredytobiorca przegrał, bo sąd uznał, że „widziały gały co brały”, zaś w papierach wszystko się zgadza. Zaś fakt, że przez sześć lat warunki umowy klientowi nie przeszkadzały, uznano za niezbity dowód, że klient zdawał sobie sprawę z istoty kredytu. Sąd Apelacyjny uznał, że zapisy umowy kredytowej zawartej przez Sadlika i bank były zgodne z prawem obowiązującym w dniu jej podpisania. Powiedział też, że klient miał wystarczającą wiedzę o ryzyku kursowym i że został o nim poinformowany tak, jak trzeba.
Europejski Trybunał Praw Czlowieka sprawdzi czy polskie sądy nie pokpiły sprawy
Czy w tej sytuacji jest szansa, by cokolwiek ugrać w Europejskim Trybunale Praw Człowieka? Z treści skargi wynikają dość poważne zarzuty pod adresem polskiego wymiaru sprawiedliwości. Patrząc na to jakich argumentów dziś używają sędziowie w rozstrzyganiu spraw frankowych rzeczywiście wydaje się, że obie instancje polskich sądów podeszły do umowy kredytowej pana Tomasza dość beztrosko.
Co mam na myśli? Otóż kredytobiorca zarzuca, że sąd pierwszej instancji (co „przyklepał” później sąd odwoławczy) odmówił powołania biegłego, który zbadalby faktyczne koszty kredytu i porównał z tym, co wynikało z dokumentów przedstawionych klientowi przez bank oraz z umowy kredytowej. „Sąd bezkrytycznie przyjął twierdzenia banku w zakresie rzetelności przedstawionych przez niego wyliczeń bez żadnej weryfikacji”.
W skardze jest też argument, że sądy obu instancji błędnie oceniły, że umowa kredytowa „była zgodna z przepisami obowiązującymi w chwili jej zawarcia” przy braku sprawdzenia czy była zgodna z zasadami współżycia społecznego, słuszności kontraktowej oraz uczciwego obrotu.
Pan Tomasz kwestionuje stwierdzenie sądu, iż „sytuacja, w której znalazł się powód powinna być rozstrzygnięta na szczeblu władzy ustawodawczej”, gdyż „nie ma w tym zakresie regulacji prawnych”. Rzeczywiście, dość kategoryczne i niekoniecznie zgodne z rzeczywistością.
Kolejny argument to ten, że ani w pierwszej, ani w drugiej instancji sądy nie poświęciły ani minuty kwestii abuzywności klauzul umownych. Co prawda prawnicy pana Tomasza o to sądu nie prosili (to prawdopodobnie była jedna z przyczyn przegranego procesu), jednak uważa on, że w uczciwym procesie nie można było tej sprawy pominąć, zwłaszcza w kontekście całej góry orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz konsumenckiej dyrektywy Unii Europejskiej.
Kredyt frankowy i… prawa człowieka?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że pierwszy w Polsce zbuntowany frankowicz wyprzedził swój czas. Nie ulega wątpliwości, że dziś w sądzie miałby łatwiej. Być może uniknąłby fatalnych błędów w argumentacji (jak można było nie powołać się na abuzywność klauzul, tylko poprzestać na kwestii niedoinformowania?), mógłby też trafić na sędziów obeznanych w orzecznictwie europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Dziś sędziowie są też bardziej prokonsumenccy, niż w 2014-tym.
Czytaj też: TSUE odpowiada na trzy ważne pytania o franki. Nie wszystko poszło po myśli frankowiczów, ale…
Czytaj też: TSUE nie zostawia złudzeń. Nie wolno ograniczać odszkodowań wynikających z abuzywności klauzul!
Dziś pan Tomasz miałby w ręku opinię UOKiK, prawdopodobnie też wspierające go stanowisko w sprawie Rzecznika Finansowego oraz orzeczenie Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów przeciwko bankowi, który udzielił mu kredytu (Raiffeisen) potwierdzające, że w umowie są klauzule abuzywne, które nie wiążą konsumenta.
Czytaj też: Czy bank wprowadzał kredytobiorców w błąd odrzucając ich reklamacje w sprawie franków? Tak twierdzi UOKiK
Czytaj też: Skruszony bankoweic w sądzie. „Klienci nie mieli prawa wiedzieć co podpisują. Nawet my nie rozumieliśmy”
Gdyby udało się udowodnić, że polskie sądy w tej sprawie nie zachowały się rzetelnie, może udałoby mu się „przewrócić stolik” i wygrać przegraną grę. Ale czy miałoby to wpływ na sytuację prawną frankowiczów w polskich sądach? Wprost oczywiście nie. Ale wprowadzenie kwestii franków na poziom praw człowieka i praw obywatelskich mogłoby dorzucić dodatkowe argumenty w procesach oraz uczulić sądy, by również ten aspekt brały pod uwagę. Zresztą Rzecznik Praw Obywatelskich już teraz czyni w tej sprawie starania włączając się do procesów:
„Na etapie postępowań sądowych Rzecznik Praw Obywatelskich ma prawo działania – na wcześniejszych etapach może tylko informować – może się więc przyłączać do spraw przed sądem, a jego argumentacja prawna jest jawna i może być wykorzystana w innych sprawach. I niedawno zrobił to po raz pierwszy”
W podobny sposób Rzecznik Praw Obywatelskich wspiera spory konusmentów z urzędnikami w sprawach podatkowych. To w dużej mierze odpowiada na pytanie, czy sprawy frankowe mogą mieć związek z prawami człowieka. Zobaczymy jak w tej sprawie wypowie się Europejski Trybunał Praw Człowieka. I czy najsłynniejszy swego czasu polski frankowicz, który jako pierwszy ruszył do sądowej walki z bankiem, znów wyprzedzi swój czas (co ma zwykle słabe konsekwencje) czy też zmieni bieg historii.
Czytaj też: Szkolenie z orzeczeń. Czy ktoś podpowiadał sędziom jak mają gwizdać w sprawach frankowych?
Czytaj też: Ważny bój o prejudykat. Dla bankowych prawników to kluczowa linia obrony. Jakie mają argumenty?