Już przegraliśmy walkę z ociepleniem klimatu? Wyciekł raport najbardziej renomowanej z renomowanych organizacji, która bada pogodę. Wnioski są przytłaczające – nieważne, co zrobimy, Ziemia i tak się przegrzeje. Czas – jak w filmie Armageddon – wziąć się do roboty i przygotować się na nieuniknione zmiany. Oto 5 porad jak przeżyć globalne ocieplenie i nie stracić (całego) majątku
Takiego lipca nie pamiętają najstarsi górale (gdyby żyli w Laponii albo na Syberii). W Norwegii w okolicach koła podbiegunowego temperatura wynosi 33,6 stopni Celsjusza. Na Syberii w miejscowości Gaworno mieli 43 stopnie przy gruncie. Gotuje się też Kanada, gdzie upały już wywołały rekordowe pożary. W internecie są zdjęcia, gdzie – gdyby nie wielkie poroża – można by pomylić renifery z wielbłądami.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ktoś powie, że anomalie zawsze się zdarzają. Ale globalne ocieplenie jest faktem. Statystycznie jest coraz cieplej, rośnie liczba ekstremalnych zjawisk pogodowych, z powodu umiarkowanych zim spada zapotrzebowanie na ogrzewanie, a największa na świecie spółka zajmująca się reasekuracją – Munich Re – szacuje globalne straty związane z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi w 2020 r. na 210 mld dol.
To o ponad 25% więcej niż w 2019 r. To nie tylko efekt tego, że częściej się ubezpieczamy, czy jednego dużego huraganu, który zwiększa kwotę odszkodowań w danym roku (choć trochę też) – pogoda wariuje i trzeba się do tego przyzwyczaić i przygotować na zmiany. Co nas czeka i czy przez ocieplenie klimatu nie grozi nam… klimatyczna upadłość konsumencka?
Globalne ocieplenie jak asteroida – leci ku ziemi i na pewno nas uderzy
O powadze sytuacji świadczy nieoficjalny raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC). To najważniejsza na świecie instytucja, która zbiera i opracowuje raporty pogodowo-klimatyczne. Jeszcze 3 lata temu mówiła, że „mamy czas” i że zmiany klimatyczne da się odwrócić, jeśli zewrzemy szyki i mocno zredukujemy emisję CO2 do 2030 r. „Odwrócić”, czyli tak naprawdę powstrzymać wzrost średniej temperatury Ziemi na poziomie 1,5 C. Jeśli przekroczymy tę średnią – będzie bolało.
Nowy raport IPCC, który cytowała agencja prasowa AFP, ma już zupełnie inny wydźwięk. A mianowicie: zmiany klimatyczne zaszły za daleko, żeby można je było odwrócić. Globalne ocieplenie jest już nie do zatrzymania. Według raportu, w ciągu najbliższych 30 lat z powodu zmian klimatycznych może dojść do załamania ekosystemu, nadejścia fali upałów, a także wzrostu poziomu mórz zagrażającego miastom i wybrzeżom.
Czy naukowcy mogą się mylić? Mogą, ale co do zasady wydźwięk ich opinii pozostaje taki sam – trzeba kontynuować walkę z globalnym ociepleniem wywołanym przez człowieka (a nie plamy na słońcu). A jeśli nie zdołamy pomóc sobie, to musimy zawalczyć o los przyszłych pokoleń.
I tego oczekuje coraz więcej ludzi – według najnowszych badań europejskiego instytutu badania opinii publicznej (Eurobarometr) dla Europejczyków zmiana klimatu jest najpoważniejszym problemem przed którym stoi świat. Dziewięciu na dziesięciu pytanych zgadza się, że emisje gazów cieplarnianych należy ograniczyć do minimum. Takie odpowiedzi to czasami tylko czcze deklaracje, bo gdyby dopytać, czy wraz z ograniczeniem emisji ludzie zgodziliby się na rezygnację z samochodu i klimatyzacji, wyniki byłby inne.
Skoro czeka nas pogodowy kataklizm, to jak się przygotować? Czy warto zostać klimatycznym preppersem? Gdy rozkręcała się pandemia koronawirusa napisaliśmy tekst o pandemicznych preppersach, czyli osobach, które robią zapasy i przygotowuję się na najgorsze. To moda, która przyszła z USA – są tam ekscentrycy, którzy budują schrony na wypadek inwazji kosmitów, wybuchu wojny termonuklearnej, pandemii (a jednak!). A może dziś każdy z nas powinien przedsięwziąć kroki, by przygotować siebie i swój portfel na globalne ocieplenie. Jak?
Nieruchomość nad morzem? Lepiej wybrać góry. I to wysokie
„W życiu bym nie zainwestował w nieruchomość na Półwyspie Helskim” – powiedział „Wyborczej” prof. Szymon Malinowski, przewodniczący zespołu ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie PAN. I chyba wie, co mówi. Poziom mórz i oceanów rośnie – w różnych miejscach w różnym tempie, ale fakty są takie, że średnio są to 3 mm rocznie. Niedużo? Mamy czas? Niekoniecznie – tempo topnienia lodowców przyspiesza, a wzrost temperatury sprawia, że zwiększa się objętość wody w oceanach. Według Instytutu ds. Badania Podnoszenia się Poziomu Mórz (Rising Seas Institute) do 2100 roku poziom morza zwiększy się o 3 metry. To już za 79 lat. Czym to grozi?
Choć nie ustalono jeszcze dokładnych przyczyn ostatniej katastrofy budowlanej na Florydzie, to jedna z hipotez mówi, że mogłoby być to związane z osiadaniem apartamentowca na coraz bardziej wilgotnym gruncie i podnoszeniem się poziomu morza – o 1 cm rocznie. A wieżowiec stał w pierwszej linii od brzegu…
Wniosek? Lepiej nie kupować nadmorskich nieruchomości z myślą o emeryturze. Za 40-50 lat linia brzegowa Polski może być zupełnie inna, a pod wodą nie będą tylko Żuławy czy Hel. Wyobrażacie sobie te wszystkie nowiutkie inwestycje na Wyspie Spichrzów zalane wodą? To może być dramat, o ile władze miast nie zbudują dodatkowych zapór czy nie umocnią gruntu. To się już dzieje w innych krajach, w nisko położonej Holandii, Danii, ale też w Wenecji. Poniżej mapa nowej linii brzegowej Polski po podniesieniu się wód Bałtyku o 2 metry.
Katastrofa klimatyczna? Globalne ocieplenie? Trzeba było się ubezpieczać
Słowa byłego premiera Włodzimierza Cimoszewicza po powodzi stulecia z 1997 r. o roztropności ubezpieczonych nabierają nowego sensu. Ocieplenie klimatu nie polega na tym, że będzie po prostu goręcej. Więcej ciepła w atmosferze, to więcej energii. I ta energia będzie szukała ujścia: będzie więcej gradobić, ulew, burz, huraganowych wiatrów i tornad. W Czechach ostatnio przeszło tornado o sile F4 w pięciostopniowej skali.
To oznacza, że prędkość wiatru w wirze wynosiła od około 250 do 330 kilometrów na godzinę. Tam, gdzie przeszła trąba, nie został kamień na kamieniu. A w Polsce też mamy coraz więcej zjawisk ekstremalnych. Lata temu któryś z rządów chciał nawet wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenie „trąbowe” na wypadek coraz częstszych trąb powietrznych, ale pomysł upadł.
Dziś jest jasne, a w następnych latach będzie coraz jaśniejsze, że bez polisy, która „zaopiekuje” się naszym majątkiem, łatwo będziemy mogli go stracić. Liczba powodzi i porywów wiatru, które zrywają dachy, będzie rosła. Prawdopodobieństwo, że w samochód spadnie urwana gałąź też będzie większe (przybędzie polis AC), itp. itd. Dziś według danych Polskiej Izby Ubezpieczeń od powodzi jest ubezpieczonych 60% budynków jednorodzinnych.
A co z pozostałymi 40%? Pewnie liczą na pomoc od państwa i samorządu. To się zwykle sprawdza, ale pod warunkiem, że burza była wyjątkowo „medialna” i na miejscu są ekipy telewizyjne. Ale niestety – z czasem gdy liczba katastrof się zwiększy, również i takie obrazki spowszednieją widzom i nie będzie to już tematem wieczornych wiadomości. Warto już teraz przyjrzeć się swojej polisie i upewnić się, że ochrona jest nie tylko od powodzi, ale też od zerwanego dachu i na jakich zasadach firma wypłaca odszkodowanie.
To też duże zadanie dla państwa, by egzekwować zakaz budowy domów na terenach zalewowych i potencjalnie zalewowych. Kwoty odszkodowań z tytułu katastrof pogodowych rosną, rośnie też ryzyko, więc niewykluczone, że znajdzie to odzwierciedlenie w cenach polis.
Czytaj też: Rekordowa drożyzna na polskich stacjach. Pękło już 6 zł za litr. Czy będzie 7 zł? Jak tankować żeby nie bolało? Rząd kusi… dopłatami do auta elektrycznego
Ropa, węgiel i wędliny parzą! Czyli inwestycje wysokiego ryzyka
W ostatnich dwóch latach oglądamy jak na naszych oczach firmy przebranżawiają się na zielone. Byłe kopalnie stawiają farmy fotowoltaiczne, a koncerny naftowe (Orlen) chcą budować wielkie farmy wiatrowe na morzu. Choć zużycie ropy ciągle jest bardzo wysokie, emitujemy w skali świata (niestety) coraz więcej CO2, to jednak walka z emitentami się zaostrza.
Giganci tacy jak Shell, BP, Chevron czy choćby Orlen będą musieli wymyślić się na nowo – nie wiadomo, czy inwestorzy uznają, że postawienie kilku farm i zmiana filozofii na bardziej zieloną wystarczy, by utrzymać wzrost cen akcji czy wypłacać dywidendy. Na razie prym we wprowadzaniu regulacji i ograniczeń wiedzie Europa, ale kto wie, czy nie zostanie za kilka lat wprowadzony ogólnoświatowy podatek od węgla czy ropy naftowej.
Te i mniejsze zmiany (wymuszona przez regulatorów, opinię publiczną, a nawet przez akcjonariuszy niechęć instytucji finansowych do inwestowania w brudne sektory) sprawią, że trzymanie pieniędzy w akcjach węglowych spółek energetycznych, koncernów paliwowych, hut stali, cementowni czy nawet firm zajmujących się hodowlą zwierząt stanie się ryzykowne. To się już dzieje: indeks WIG-Energia stracił w ostatnich latach 30-40%, głównie przez zaniechania rządzących w sprawie restrukturyzacji firm produkujących prąd z węgla (a mógł wcześniej wydzielić aktywa węglowe do innych spółek – tak jak zrobili to Niemcy).
Te reguły dotyczą różnych klas aktywów – akcji, obligacji (choć te ostatnio, przynajmniej w Polsce, skierowane są głównie do dużych inwestorów), ETF-ów i oczywiście surowców. Ceny węgla i ropy ostatnio odbiły i jeśli ktoś ma w sobie żyłkę spekulanta, może próbować na tym zarobić. Ale jeśli nasz horyzont inwestycyjny jest równie długi jak Warrena Buffeta (wieczność, albo i dłużej) to powinien swoje pieniądze kierować raczej ku energii odnawialnej, a nie kopalnej.
To nie koniec – zmiany klimatu to z jednej strony problem z wyżywieniem ludzkości, a z drugiej nacisk na redukcję emisji gazów cieplarnianych z sektora rolnego. W Parlamencie Europejskim czeka na rozpatrzenie propozycja wprowadzenia podatku od mięsa. Akcje takich firm jak Bunge (produkcja rolna) czy WH Group (chińska firma, która jest właścicielem producenta „Berlinek”), czy notowany na GPW Tarczyński mogą być pod presją.
Zmiany wokół nas – wydatki na klimatyzację i zakaz podlewania trawników?
Zmiany klimatu oznaczają też dodatkowe wydatki i zmianę trybu życia. Jakie dokładnie? Wyobrażam sobie, że coraz więcej osób będzie kupować klimatyzację. To nie jest może ani najzdrowszy, najekologiczniejszy, ani najtańszy sposób na upał w mieszkaniu, ale za to skuteczny. Już teraz, gdy jest skwar, wiele osób szuka ochłody w klimatyzowanych centrach handlowych. W rejonach nawiedzonych przez upał (np. w Kanadzie, wcześniej w Skandynawii) miasta otwierają mieszkańcom klimatyzowane sale gimnastyczne, a sklepy zapraszają na darmowy nocleg w chłodku w cieniu lodówek.
Jeśli liczba gorących dni wzrośnie, być może ci, którzy nie wytrzymują upałów, będą musieli kupić i płacić za używanie klimatyzacji. Ile dokładnie? Kilkanaście-kilkadziesiąt złotych miesięcznie (ale na szczęście liczba gorących miesięcy nie jest jeszcze aż tak duża, by to rujnowało nasz portfel). Jeszcze.
Oprócz tego – to również już codzienność w wielu gminach – jest już zakaz podlewania trawników czy ogólnie korzystania z wody w trakcie upałów (np. do mycia samochodu czy zabawy w ogrodzie). A to tylko próbka – być może będziemy musieli nauczyć się żyć, nie wychodząc z domu między godziną 10.00 a 16.00, czyli w porze największego gorąca – dziś to już dotyczy dzieci i seniorów.
Podsumowując, dziś to, czy ktoś wierzy w globalne ocieplenie czy nie, jest już wtórne. Okazuje się, że trzeba działać tu i teraz dostosowując swój portfel do zmian, które dzieją się na naszych oczach. To dopiero początek, dlatego składamy deklarację, że będziemy śledzić nowe trendy, zmiany w regulacjach, zmian cen i zachowanie rynków wraz ze zmianą pogody po to, by zmiana klimatu nie ogołociła naszego konta.
Macie swoje pomysły na to, jak przygotować się na globalne ocieplenie? Dawajcie!
——–
POSŁUCHAJ NAJNOWSZEGO PODCASTU EKIPY „SUBIEKTYWNIE O FINANSACH”!
Dziś mamy dla Was podcast (odc. 63) z udziałem Łukasza Hodorowicza, eksperta ds. marketingu. Rozmawialiśmy z nim o trikach, których ofiarą najczęściej padamy w sklepach. A konkretnie? Magiczna „dziewiątka”, czyli jeśli coś kosztuje 2,99 zł, to sprzeda się łatwiej niż coś za równe 3 zł? Jak producenci manipulują objętością produktów? Co to jest cena kontrastowa? Jak sortowanie dań menu wpływa na to, co wybierzemy z karty? Serwisy rezerwacyjne, bilety lotnicze… Na jakie pułapki cenowe jesteśmy szczególnie narażeni w czasie wakacji?
Żeby odsłuchać, trzeba kliknąć ten link albo znaleźć „Finansowe sensacje tygodnia” w Spotify, Google Podcast, Apple Podcast lub na kilku innych platformach.
Źródło zdjęcia: PixaBay