Walka z globalnym ociepleniem to niezły biznes. Jak drobny inwestor może na nim zarobić? W Polsce jest tylko kilka dużych firm zarabiających na ekologii. Niektóre banki – m.in. Credit Agricole i BGŻ Optima – sprzedają ekologiczne produkty strukturyzowane. A za granicą można kupić udziały w ekologicznych funduszach lokujących pieniądze klientów w „zielone” firmy na całym świecie. Wybrać „zieloną” spółkę, indeks, czy fundusz?
O ile firmy sprzedające prąd oferują u nas już opcje, że za dopłatą będziemy mieć gwarancję, że nasza energia pochodzi z ekologicznych źródeł (tak naprawdę, to tylko taki symbol, bo prąd w gniazdku nie ma tożsamości, czy jest z energii odnawialnej, czy węglowej), to „zielone” usługi finansowe leżą. Przeglądu takich ofert, nawet nie ma co zaczynać, bo ich po prostu nie ma. Chyba, że za taki „zielony” a priori uznać Bank Ochrony Środowiska, bo finansuje ekologiczne inwestycje.
- Osiągnąłeś sukces? Nie chcesz tego zaprzepaścić? Zaplanuj sukcesję. Może w tym pomóc notariusz. A jak? Oto przegląd opcji [POWERED BY IZBA NOTARIALNA W WARSZAWIE]
- Kiedy przychodzi ten moment, że jesteś już gotowy do lokowania części oszczędności za granicą? Pięć warunków, od których to zależy [POWERED BY RAISIN]
- Tego jeszcze nie było. Złoto drożeje szybciej niż akcje. Jak inwestuje się w „papierowy” kruszec? I po co w ogóle to robić? [POWERED BY XTB]
Dlaczego banki, ubezpieczyciele czy towarzystwa funduszy inwestycyjnych miałby sobie zawracać głowę szukaniem „ekologicznych” klientów? Z co najmniej dwóch powodów: po pierwsze idę o zakład, że taki eko-klient byłby w stanie zapłacić więcej za swoje zielone konto, zieloną polisę, czy zieloną inwestycję. A po drugie byłby bardziej lojalny i nie dawałby się łapać konkurencji na byle promocję. Pewne pozytywne ruchy widać ze strony takich firm jak ING czy Aviva, które realizują kampanie społeczne walki ze smogiem.
Zielony to kolor zysków. Jak ich szukać?
Do niedawna niektóre instytucje finansowe ze względów wizerunkowych oświadczały, że rezygnują z inwestycji w firmy naftowe, czy węglowe. Zrobiły tak do tej pory m.in. Allianz, ING i Deutsche Bank, czy Axa. Polega to na tym, że np. banki nie dają kredytów pod budowę kopalni węgla, a firmy inwestycyjne nie kupują obligacji spółek węglowych.
Jednak „eko” jest bardzo relatywne, bo na przykład szerokim echem odbiła się ostatnio informacja, o tym, że w ubiegłym roku Norweski Fundusz Inwestycyjny, największy państwowy fundusz majątkowy na świecie, poinformował, że sprzedaje akcje PGE i innych spółek związanych z węglem, podczas gdy ten sam fundusz czerpie pieniądze ze sprzedaży innej kopaliny – norweskiej ropy naftowej. Czyli nasz węgiel jest „be”, za to norweska ropa – OK.
Za rezygnacją z inwestowania w spółki kopalniane i produkujące energię konwencjonalną, a nie odnawialną stoją argumenty finansowe – rosnące koszty emisji CO2, taniejąca energia ze źródeł odnawialnych, rosnące koszty środowiskowe dla nowych inwestycji, lub w ogóle niemożność ich przeprowadzenia ze względu na protesty społeczne – np. zbudowanie nowej odkrywki.
Subiektywny koszyk eko spółek na GPW
A gdybym chciał zbudować sobie portfel inwestycji obejmujący głównie spółki, fundusze inwestycyjne, produkty finansowe oparte na ekologii? Gdzie je znaleźć? Jak ich szukać? „Chciałbym móc inwestować ekologicznie. Tutaj w Niemczech, nie ma z tym problemu, ale w Polsce? Tak naprawdę nie ma dla mnie oferty” – żalił mi się znajomy zza Odry.
Pierwszy trop: Giełda Papierów Wartościowych i publikowany od 2009 r. Respect Index, do którego trafiają spółki o najwyższych standardach CSR, czyli takie, którym nie obce jest pojęcie standardów odpowiedzialnego biznesu – również odpowiedzialnego społecznie i troszczącego się o środowisko. Czego tam nie ma! Połowa indeksu WIG20, firmy energetyczne, paliwowe, takie, które w oczach ekologów powinny zostać potępione. Jeśli chcemy inwestować czysto, to nie tędy droga.
W tej sytuacji rozejrzałem się wśród notowanych spółek w poszukiwaniu takich, które można by wrzucić do „zielonego” koszyka. Trzeba się mocno napocić żeby coś wyłuskać. Ja wytypowałem pięć spółek.
- Polenergia
- Bio Planet
- Organic Farma
- Fluid
- Nextbike
To wybór subiektywny – wszystkie te spółki są w jakiś sposób związane albo z energią odnawialną (Polenergia), albo w jakimś aspekcie są ze zdrowym stylem życia – mam na myśli ich tzw. „core business”, bo przecież nawet PGE – oprócz tego, że jest największym producentem energii z węgla w Polsce – jest też właścicielem największej liczby farm wiatrowych. Nie wnikam czy dana firma kupuje certyfikowany, zielony prąd, ani na jakich warunkach zatrudnia pracowników. Patrzyłem tylko na ich czysty – dosłownie i w przenośni – biznes.
Z wyjątkiem Polenergii to raczej nie są duże firmy, notowane na alternatywnym rynku NewConnect. Jak sobie radzą? Delikatnie mówiąc… różnie. Sprawdziłem jak zmieniały się ich notowania w ostatnich pięciu latach. To na tyle długi okres, by pokazał jakiś trend.
Bio Planet to producent i dystrybutor żywności ekologicznej notowane na NewConnect. Kapitalizacja ok. 17 mln zł. Debiut 1 kwietnia 2015. Od tamtej pory 10% w dół.
Organic Farma – właściciel sieci sklepów z ekologiczną żywnością. Kapitalizacja 14,3 mln zł, również na NewConnect. Kurs akcji w dół 65%
Fluid – to spółka, która ma opatentowaną technologię produkcji – jak sama to określa – „biowęgla”, czyli paliwa, powstałego z przetworzenia wierzby energetycznej, czy z odpadów komunalnych, osadów ściekowych, biomasy. Firma sprzedaje instalację do produkcji owego paliwa wraz z elektrownią, ale nie można powiedzieć, żeby Fluid trafił w rynkową niszę. Również 65% w dół.
Te trzy firmy, choć z pewnością ekologiczne, nie zachęcają do inwestycji zachowaniem kursów ich akcji. Poza tym to spółki o niewielkiej kapitalizacji i o niewielkiej płynności, inwestując w nie należy zachować szczególną ostrożność. Ja bym odpuścił. Szukamy dalej – co z większymi spółkami, czyli Nextbike i Polenergią?
Czytaj też: Fundusze inwestycyjne są pazerne. W opłatach oddajemy im fortunę. Jak z tym skończyć? Jest pomysł
Nextbike, czyli rowerowy szał, który może dać zarobić. Ale jest też sporo ryzyka
Nextbike to największy w Polsce właściciel sieci rowerów „na wynajem”. Działa w Polsce od 2011 r. na licencji niemieckiej firmy o tej samej nazwie. Dzięki temu, że firma działa w skali globalnej, jednorazowa rejestracja w systemie Nextbike umożliwia korzystanie z floty 40.000 rowerów na całym świecie.
Polska spółka Nextbike kontrolowana jest (67,8% akcji) przez notowaną na rynku głównym GPW spółkę Larq. Z kolei Larq to wehikuł inwestycyjny należący do amerykańskiego funduszu Harbinger Capital. Niemcy, którzy mają 17,9% są dawcami technologii: terminali, rowerów, stojaków, dostarczają licencji na system informatyczny do zarządzania rowerową flotą. Odsetek akcji, które trafiły do inwestorów na giełdzie jest niewielki – 154.000 spośród 1.071.000 sztuk.
Firma jest liderem w swoim biznesie i wygrywa kolejne przetargi na obsługę sieci miejskich rowerów. A Polacy pokochali jazdę wypożyczonymi dwoma kółkami i z roku na rok bijemy kolejne rekordy pod względem przejechanych kilometrów. Spółka zarobiła w ub.r. 7,6 mln zł, czyli 1,5 mln zł więcej niż w 2016 r. Przychody wzrosły z 31,2 do 43,5 mln zł. Sam rynek szacowany jest na 50-60.000 rowerów w 2025 r. czyli ponad dwa razy tyle ile obecnie.
Spółka na giełdzie jest od roku, od tego czasu straciła ponad 30% – jej kurs dziś to ok. 80-90 zł. I to pomimo, że przychody o EBIDTA rosną – Nextbike w sierpniu podał prognozę wyników na 2018 rok – spółka spodziewa się wypracowania 16,4 mln zł EBITDA (wobec 15,2 mln zł rok wcześniej) przy przychodach na poziomie 70,5 mln zł (wobec 43,5 mln zł rok wcześniej). Jeśli ktoś uzna, że perspektywy rowerowe są świetlane, to cena niska cena akcji może zachęcać do inwestycji.
Ryzyko to uzależnienie przychodów od umów z miastami. Umowy z samorządami zawierane są na czas określony i wymagają przeprowadzania kolejnych przetargów średnio co 3-4 lata. Nie ma gwarancji, że Nextbike choć teraz największy, będzie jedynym, który będzie obsługiwał miejskie sieci rowerowe.
Polenergia, czyli wiatr od morza zwiastuje zyski. A jak będzie flauta?
Spółką stricte energetyczną, największą i jedyną notowaną na rynku głównym z naszego eko-grona, jest Polenergia. To firma kontrolowana przez fundusz należący do Dominiki Kulczyk.
Polenergia zrezygnowała w ostatnich latach z budowy elektrowni węglowej na Pomorzu. Zamiast tego spółka chce rozwijać razem z norweskim Equinorem (dawny Statoil) elektrownie wiatrowe na Bałtyku, mniej więcej na wysokości Łeby, 23 km od lądu. Firma ma już decyzję środowiskowe dla budowy dwóch farm po 600 MW mocy. To ogromne przedsięwzięcie – największy w Polsce blok węglowy ma moc 1000 MW. Przedsięwzięcie Polenergii będzie warte kilka miliardów złotych.
Czy się opłaci? Największe ryzyko dotyczy tego, czy prąd z morskich wiatraków będzie mógł liczyć na jakiś rządowy mechanizm wsparcia – od tego uzależniona jest w ogóle decyzja o budowie. Jednak ze względu na unijne cele zwiększenia produkcji prądu ze źródeł odnawialnych, taki dedykowany farmom morskim system pewnie prędzej, czy później powstanie.
Czy to oznacza, że firma przyniesie złote góry? Ostatnie pięć lat przyniosło spadek notowań o 37%. Dołek notowań był w lipcu 2017 r., gdy cena akcji była w okolicach 11 zł, od tamtego czasu odbiła się do 20 zł.
Ponad połowa przychodów firmy pochodzi ze sprzedaży prądu z już działających, lądowych z farm wiatrowych, ale Polenergia jest także lokalnym dystrybutorem prądu, sprzedawcą prądu i jego producentem – posiada dwie nieduże kotłownie gazowe.
Czytaj też: O ile wzrosły nasze oszczędności w ostatnim roku? Jedna liczba niepokoi
Czytaj też: Jaką część pensji musisz oszczędzać, by w przewidywalnym terminie zapewnić sobie poduszkę bezpieczeństwa?
Kapitalizacja spółki wynosi ok. 880 mln zł, to o 255 mln zł mniej niż wartość księgowa jej majątku. Oznacza, to że – przynajmniej na papierze – spółka jest niedoszacowana. Wyniki finansowe z ostatnich dwóch lat są kiepskie, bo firma zanotowała straty: 111 mln zł i 88 mln zł.
Ale to przede wszystkim wynik odpisów księgowych z tytuły utraty wartości wspomnianej elektrowni Północ, ale też farm wiatrowych (niekorzystne dla wiatraków zmiany w prawie). Wynik EBIDTA – który mówi ile zarobiła spółka przed potrąceniem odsetek od zaciągniętych kredytów, spłat podatków i odpisów księgowych – jest dobry i wyniósł w ubiegłym roku 84 mln zł, a w 2016 r. aż 115 mln zł.
Idziemy po zysku za granicę. ETF, czy może zielony fundusz, albo akcje Tesli?
Wybór ekologicznych spółek w Polsce jest na tyle mały, że nawrócony na zieloną stronę mocy inwestor może czuć niedosyt. Co w tej sytuacji robić? Bardziej zaawansowani inwestorzy mogą poprzez rachunek maklerski kupować wybrane akcje producentów z branży, np. wiatrowej: duńskiego Vestasa, hiszpańskiego Siemens Gamesa, amerykańskiego TPI Composites, czy firm z sektora energetyki słonecznej – Solaredge Technologies, Canadian Solar, Sunrun, czy nawet producenta samochodów elektrycznych i magazynów energii Tesla. W tym ostatnim przypadku trzeba brać poprawkę na duże skoki notowań za sprawą komentarzy Twitterowych prezesa Elona Muska.
Co będzie bardziej zyskowne – inwestycje w firmy wiatrowe, czy słoneczne? Niestety, nie ma reguły – rynek jest tak zróżnicowany, spółki różnią się wielkością, jakością „menedżerowania”, że w każdym przypadku trzeba to oceniać indywidualnie.
Inwestowanie w akcje zagranicznych spółek niewiele się różni od inwestycji w akcje polskich spółek, opisaliśmy to zagadnienie w tekście: Apple wart już bilion dolarów! Czy można jeszcze zarobić na technologicznym gigancie? I jak kupować akcje amerykańskie w Polsce? Może być jednak nieco droższe, no i narażamy się na ryzyko kursowe.
Ekofundusz inwestycyjny
Inwestorzy, którzy cenią sobie wygodę i nie chcą zawracać sobie głowy wyborem poszczególnych spółek mogą zainwestować w fundusze inwestycyjne. Ustaliliśmy, że oferta tych polskich jest praktycznie żadna, więc czas wyjść ze swojego grajdołka. Sprawdziłem co w swojej ofercie ma platforma funduszy inwestycyjnych F-Trust. Spośród 1000 funduszy znalazłem… dwa produkty:
Black Rock GF New Energy – Fundusz inwestuje na całym świecie nie mniej niż 70% aktywów w papiery spółek działających w sektorze energii ze źródeł alternatywnych oraz sektorze technologii energetycznych. Fundusz nie inwestuje w spółki, które działają w sektorach węgla i paliw nieodnawialnych, poszukiwania i wydobycia ropy naftowej i gazu.
Minimalna wartość inwestycji 5.000 dolarów. Na wykresie pokazujemy jak się zmieniały stopy zwrotu poszczególnych funduszy. Szczególnie w przypadku tego pierwszego nasz zysk uzależniony był od momentu wejścia – to nie jest produkt, z którym można „pokonać rynek”, ma na koncie długie okresy spadków.
Schroder ISF Global Climate Change Equity – fundusz inwestuje 2/3 aktywów w spółki z całego świata. Zarządzający szukają takich spółek, które wychodzą na przeciw zmianom klimatu, kupują prąd ze źródeł odnawialnych, ograniczają emisję CO2, budują własne źródła prądu, są często „niedoszacowane”. W portfelu jest m.in. Alphabet (czyli Google), Samsung, Schneider Electric, Union Pacific, czy Vestas. Miminalna inwestycja ok. 1000 euro lub 1000 dolarów. Niższy próg wejścia i wyższa stopa zwrotu sprawiają, że z grona tych dwóch funduszy zdecydowanie lepiej wypada Schroder ISF.
A może ekologiczna struktura?
Ekologiczny produkt strukturyzowany o nazwie EkoZysk oferuje właśnie bank Credit Agricole. Produkt strukturyzowany to taki, który inwestuje większość pieniędzy w obligacje (żeby zagwarantować przynajmniej ochronę kapitału), a niewielką część – w bardzo ryzykowne opcje giełdowe, które w razie sukcesu mogą kilkakrotnie pomnożyć zainwestowany w nie kapitał, a w złym scenariuszu mogą nie mieć żadnej wartości. „Struktura” EkoZysk składa się z trzech części:
- ubezpieczenia na życie o wartości zainwestowanego kapitału powiększonej o 10% (nie więcej niż 10 000 zł) – to raczej kwiatek do kożucha, gwarantuje zwrot pieniędzy w przypadku śmierci inwestora
- 103% gwarancji kapitału (ów minimalny zysk ma zapewnić część obligacyjna inwestycji, obejmująca m.in. lokaty w obligacje farm wiatrowych, czy oczyszczalni ścieków), czyli nawet jeśli inwestycja się nie uda, to inwestor na otarcie łez za cztery lata dostanie z powrotem zainwestowany kapitał plus 3%
- udziału we wzroście indeksu MSCI Europe Select Green 50 (o ile ów wzrost nastąpi, rzecz jasna). O, tego:
W banku przyznają, że zrobili rekonesans po polskim rynku i stwierdzili, że w sumie to nie mają konkurencji – żadna inna firma finansowa nie oferuje polskim klientom dedykowanych produktów ekologicznych. Inwestycja trwa cztery lata, więc musimy przygotować się na zamrożenie kapitału.
Na wejściu trzeba będzie też zapłacić 2% opłaty dystrybucyjnej (znajduje się w niej opłata dla ubezpieczyciela), a potem jeszcze 0,75% opłaty za zarządzanie. W zasadzie więc wszystko „wisi” na przyszłych osiągnięciach ekologicznego indeksu giełdowego.
Z kolei Bank BGŻOptima we wrześniu prowadził subskrypcję „struktury”, którą też można by podciągnąć pod ekologiczną. Chodzi o 2-letni certyfikat strukturyzowany oparty o notowania indeksu Solactive Sustainable Development Goals World. Produkt nawet w czarnym scenariuszu gwarantuje zwrot 97% kapitału (kilka procent dodatkowo pożerała opłata dystrybucyjna pobierana na początku). A jeśli indeks pójdzie w górę, to inwestor zarobi.
W banku mówią, że prawdopodobnie będą kolejne emisje tego certyfikatu. Notowania Solactive Sustainable Development Goals World były zbliżone do ogólnorynkowych trendów:
A jak radzą sobie grzeszne, węglowe spółki?
Nie wypada kopać leżącego. Kopalnie węgla uzależnione są od cen węgla – jeśli te są niskie, koszty stałe w postaci wynagrodzeń, deputatów i czternastek pożerają rentowności spółek. Producenci energii z węgla uzależnieni są z kolei od cen węgla i cen certyfikatów pozwalających im na emisję CO2. Wybrałem pięć najbardziej kojarzących się z węglem firm i sprawdziłem ich notowania z ostatnich 5 lat.
- PGE – 35% w dół
- JSW – 2,2% w górę. Ale uwaga w styczniu 2016 r. kurs wynosił 9 zł – teraz 69 zł. Teoretycznie, ten kto kupił akcje JSW w dołku mógł zrobić interes życia i zarobić ponad 600% – teoretycznie, bo gdyby to było takie proste, że kupuje się w dołku, a sprzedaje na górce, to po Ziemi chodziliby sami giełdowi milionerzy
- Tauron – 61% w dół
- Bogdanka – 41% w dół
- Famur – 22% w górę – ale tak jak w przypadku JSW firma zanotowała potężny spadek w 2016 roku. Jej akcje kosztowały wtedy ok. 1,6 zł Dziś są po 5,6 zł.
Czyli generalnie spadki są trwałe, a odbudowa wartości spółek będzie bardzo trudna. Wyceny w większości z nich są grubo poniżej „książki” czyli wartości wynikającej z majątku firm, co sugerowałoby wzrosty w dłuższym terminie. Ale czy niskie wyceny paradoksalnie nie oznaczałyby, że warto je kupować? To jazda po bandzie, bo zielona rewolucja – jak kula śniegowa – będzie tylko narastać (dlatego m.in. wspomniany Statoil pozbył się z nazwy „oil”, a RWE zmieniło nazwę na Innogy, a francuski GDF na Engie).
To nie tylko zmiana nazw, ale też sposobu inwestowania, charakteru spółki – np. Francuzi z innej firmy EdF sprzedali polskie aktywa węglowe, żeby odciąć swój biznes od ryzykownego segmentu (ochoczo odkupiła je państwowa PGE). Nawet prezydent Donald Trump, który do niedawna negował wpływ CO2 na zmianę klimatu, po przejściu huraganu Michael przez Florydę zmienił front. Ogólnoświatowa polityka zdaje się uniemożliwiać odbicie od dna firmom węglowym.
Czytaj też: Znamy najlepszą polską grę od czasu „Wiedźmina”. Producent błyszczy na GPW
Z drugiej strony, polskie grupy energetyczne to nie tylko producenci prądu, ale też jego dystrybutorzy – spółki mają w zasadzie stały dopływ gotówki od klientów, a część biznesu jest regulowana poprzez taryfy za dystrybucję. W tej sytuacji, raczej trudno będzie narazić firmy na jeszcze głębsze spadki biznesu.
„Trend is your friend”, czyli nie ma co się szarpać, tylko iść z wiatrem
Giełdowe porzekadło o tym, że trend jest twoim sprzymierzeńcem w inwestowaniu, pasuje do zielonych inwestycji jak ulał. Nawet rząd, który do tej pory alergicznie reagował na ustępstwa wobec energii odnawialnej, przyznał, że jest ona niezbędna i zorganizował nawet konferencję „pokoju” między branżą węglową, a „OZE-ową”.
W długim terminie firmy produkujące energię z węgla, kopalnie, spółki, które nie szanują środowiska naturalnego będą pod presją zarówno finansową jak i opinii publicznej. Będą się zdarzać wyskoki i wzrosty takich węglowych imperiów (np. jeśli ceny węgla pójdą w górę), ale przyszłość tego sektora rysuje się w czarnych barwach.
Co nie oznacza, że można na ślepo inwestować w każdą firmę, które dopisze sobie w nazwie przedrostek „eko”. Niestety, wybór jest mały. Brakuje polskich firm, które produkują instalacje fotowoltaiczne, nie ma notowanych na GPW farm wiatrowych. A strategiczny projekt największej firmy z sektora OZE, czyli Polenergii uzależniony jest od decyzji politycznych.
Pozostają inwestycje w zagraniczne, „zielone” fundusze inwestycyjne. I nadzieja, że polskie firmy z branży OZE ruszą do nas po kapitał i wejdą na giełdę. Rosnące ceny energii z elektrowni sprawią, że źródła odnawialne nie będą potrzebowały już dodatkowego wsparcia państwa, żeby zarabiać pieniądze. A to sprawi, że cała branża nie będzie, tak jak do tej pory, na łasce decyzji polityków – i tego czy zdecydują się dopłacać lub nie do danej kategorii źródła prądu.
źródło zdjęcia:Pixabay/Alexas_Fotos