Żadna branża nie powinna być zamknięta, zamiast tego indywidualnie protokoły sanitarne. Firmy dotknięte lockdownem mają dostać rekompensaty (o ile nie skorzystały z rządowych tarcz) i przez rok mogą doliczać klientom niższy VAT do swoich usług. Koniec zakazu handlu w niedzielę. Likwidacja podatku Belki oraz pierwsze 10.000 zł zarobku wolne od opodatkowania. Czy to rozsądna recepta na kryzys i alternatywa dla rządowych planów antykryzysowych?
Z rzadka zajmujemy się na „Subiektywnie o finansach” recenzowaniem pomysłów partii politycznych, ale dziś czas na wyjątek, bo padło kilka ciekawych pomysłów antykryzysowych. Nie, nie mówię o ogłoszonych w piątek przez premiera Mateusza Morawieckiego pięciu filarach Planu Odbudowy, czyli zestawie przedsięwzięć przewidzianych do sfinansowania z góry pieniędzy unijnych, która może na nas spłynąć. Filary są zbyt ogólne, żeby się nimi podniecać. To kolejny power point premiera, który nieźle brzmi, ale nie wiadomo co się za nim kryje i kto oraz w jaki sposób miałby to wykonać. Wiadomo natomiast, że pieniądze z Unii będą prawdziwe i rzeczywiście będzie ich dużo. O ile będziemy umieli je podnieść.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pomysły premiera Morawieckiego to wielkie inwestycje publiczne, które mają zwiększyć konkurencyjność gospodarki (mają pochłonąć 20 mld zł), cyfryzacja Polski, naprawa systemu ochrony zdrowia (20 mld zł), wsparcie transportu publicznego i międzymiastowego (25 mld zł), reforma energetyki (250 mld zł). Moją uwagę przykuły konkretne pomysły największego ugrupowania opozycyjnego, zaprezentowane w sobotę.
Odszkodowania dla firm, które nie dostały pomocy z tarcz antykryzysowych. Wreszcie będzie prawo i sprawiedliwość?
Platforma Obywatelska nie była w ostatnich latach znana z gejzerów sensownych pomysłów gospodarczych (czasami tryskała za to głupimi, jak np. wypłacanie ludziom premii emerytalnych w akcjach). Ale choć ich, ogłoszona właśnie, „Recepta na kryzys” – jakkolwiek nie stanowi żadnego kompletnego pakietu, a raczej zestaw kilku impresji o tym, jak popchnąć gospodarkę do przodu – jest ciekawym materiałem do analizy. I być może dla części wyborców będzie argumentem na rzecz zmiany preferencji.
Najwięcej pomysłów Platforma Obywatelska ma w kwestii ratowania tych sektorów gospodarki, które zostały zamknięte, a nie dostały uczciwego odszkodowania. Przypomnijmy, że rząd ogłosił lockdown w sposób bezprawny (nie ogłaszając stanu nadzwyczajnego), zaś pomoc dla zamkniętych branż jest selektywna – zależy od kodu PKD wiodącej działalności, który przedsiębiorca zgłosił do urzędu statystycznego. To powoduje liczne nieprawidłowości, o których pisaliśmy na „Subiektywnie o finansach” nie raz i nie dwa.
Pierwszym punktem „Recepty na kryzys” jest ustawa naprawcza, dzięki której do firm pokrzywdzonych przez głupawe zasady tarcz antykryzysowych ma trafić dodatkowo pieniądz o równowartości 70% strat oraz utraconych przychodów (o ile da się je udokumentować np. jakąś średnią z poprzednich lat).
Sprawdzaliśmy już na „Subiektywnie o finansach” wiarygodność wyliczeń dotyczących „dziury pomocowej”, czyli wartości wsparcia, które powinno popłynąć do firm, a nie popłynęło. Wygląda na to, że liczba 40-60 mld zł – która pada w uzasadnieniu do projektu – jest dość prawdopodobna.
Recepta na kryzys, czyli niższy VAT dla firm dotkniętych lockdownem
Poza ustawą naprawczą Platforma Obywatelska proponuje dwie rzeczy, które mają pomóc branżom dotkniętym przez lockdowny. Obie mają dość duży sens. Obniżenie na rok do 5% stawki VAT na produkty i usługi oferowane przez firmy, które dziś są ofiarami lockdownu. To w praktyce oznacza, że restauracje, hotele, siłownie mogłyby doliczać klientom do rachunków niższy VAT. A tym samym albo obniżyć cenę brutto, którą widzi klient, albo przy tej samej cenie brutto osiągać wyższą marżę i odrobić nieco strat z lockdownu.
To nie jest głupia myśl, podobne rozwiązanie jest częścią pakietu pomocowego w Wielkiej Brytanii. Obniżone podatki dla restauracji i hoteli dają im więcej „powietrza”, by utrzymać działalność i ponownie przyciągnąć klientów, którzy przez miesiące lockdownu mogli się odzwyczaić od korzystania z ich produktów.
Tylko czy nas na to stać? Z całą pewnością nie jest to tanie, bo to właśnie VAT jest najważniejszym podatkiem dla polskiego budżetu państwa (inaczej, niż w Niemczech, gdzie większe znaczenie ma podatek dochodowy). Przychody państwa z VAT wynoszą obecnie 185 mld zł rocznie.
Policzenie kosztów pomysłu Platformy nie jest łatwe, ale w dużym uproszczeniu należy przyjąć, że lockdown w obecnej postaci (zamknięte restauracje i siłownie) dotyka branż generujących kilka procent PKB (czyli wartości wszystkich dóbr i usług produkowanych w skali roku przez wszystkich Polaków). Razem z hotelami i turystyką szacuję, że byłoby to 6-7%. Z kolei bank ING kiedyś policzył, że hard-lockdown wiosną zeszłego roku dotknął branż generujących 25% PKB.
Czytaj też: Czy chciwość technologicznych korporacji zabije restauracje? Jak możemy im pomóc?
Czy stać nas na niższy VAT?
Jeśli ulgą miałyby być objęte branże generujące 10% PKB, to mówimy o obrotach rzędu 200 mld zł. Jeśli przyjmiemy, że VAT zawarty w cenach ich produktów to jakieś 30 mld zł (stawka podstawowa to 23%, ale część usług, np. hotelowe, są obłożone stawką 8%). Obniżenie tego VAT-u do 5% mogłoby więc kosztować 10-15 mld zł rocznie. Ale ulga miałaby być tylko na rok. Wygląda na to, że nas na to stać, a byłaby to spora szansa na uratowanie niektórych firm dotkniętych lockdownem.
Czy to coś pomoże? Moim zdaniem warto byłoby zaryzykować. Koszty wiosennego lockdownu dla gospodarki wyniosły jakieś 120-180 mld zł. Zaś niedawno oszacowałem, że od jesieni 2020 r. do lutego 2021 r., czyli w czasie zmieniających natężenie obostrzeń związanych z drugą falą wirusa, gospodarka straciła 25-50 mld zł. W sumie mamy 145-230 mld zł.
A straty narastają, bo ograniczony lockdown trwa. Obecnie nie przekraczają 7 mld zł miesięcznie (zamknięte restauracje, branża eventowa i fitness, ograniczona działalność hoteli i branży wypoczynkowej, kin i teatrów oraz zmniejszona mobilność ludzi). 10-15 mld zł z ulgi w VAT to na tym tle dość duża kwota. Czy można zwiększyć o nią dziurę w państwowej kasie, która już dziś jest koszmarna?
źródło obu grafik „budżetowych to: Mysterybuzu/Twitter
Zakaz handlu w niedzielę to zło. Czy to będzie recepta na kryzys? Raczej nie
Kolejny pomysł Platformy na odbudowę kraju po kryzysie to likwidacja zakazu handlu w niedzielę na rzecz obowiązku zapewnienia każdemu pracownikowi co najmniej dwóch wolnych niedziel w miesiącu oraz zagwarantowaniu wyższej płacy za pracę w niedzielę.
Na poziomie ogólnym pomysł jest dobry. Jakkolwiek pisaliśmy już na „Subiektywnie o finansach”, że do wolnych niedziel Polacy się przyzwyczaili i wcale nie ma wielkiego poparcia dla pomysłów, żeby zapanowała wolność w tej dziedzinie, to jednak pandemia zrobiła swoje.
Wiele galerii handlowych i sieci sklepów ma kłopoty finansowe, a niedziele przez pandemią dawały sporą część ze 130-140 mld zł obrotów w samych tylko galeriach handlowych, nie licząc sklepów „wolnostojących”. Otwarcie sklepów w niedzielę to okazja dla ludzi, żeby wydać w nich więcej pieniędzy.
Poza tym zakaz handlu w niedzielę jest coraz bardziej dziurawy. Zresztą jak każdy zakaz wprowadzany w Polsce. Ale czy w erze pandemii to się uda? To nie jest pewne. Pamiętajmy, że z powodu Covid-19 Polacy przestali traktować galerie handlowe jako miejsce spędzania wolnego czasu. Teraz do sklepów chodzi się wyłącznie na zakupy, a to właśnie rodziny traktujące galerie jak „park rozrywki” generowały weekendowe obroty przed pandemią.
Skuteczność otwarcia handlu w niedzielę nie jest więc oczywista, choć chyba warto byłoby zaryzykować – m.in. ze względu na rynek pracy. W weekendy w sklepach dorabiali młodzi ludzie, studenci, uczniowie. Studentom Platforma chce zresztą pokryć koszt dwóch semestrów studiów, o ile stracili pracę w czasie pandemii. Pomysł szczytny, ale dający ogromne pole do nadużyć.
Czytaj też: Czy trzeba zamykać galerie handlowe? Jak technologie mogą pomóc im działać bezpiecznie?
Czytaj też: Czy technologia pozwoli na ponowne otwarcie restauracji? Tak by to mogło wyglądać
Odwołać lockdown. Zamiast tego protokoły sanitarne
Kolejna obietnica Platformy Obywatelskiej – i podobno recepta na kryzys – to skończenie z lockdownami na rzecz protokołów sanitarnych. Platforma uważa, że nie ma powodu, by zamykać wszystkie restauracje, czy wszystkie centra fitness, skoro przecież część z nich jest w stanie zapewnić swoim klientom bezpieczne warunki działania.
Czytaj też: Trwa szczepionkowy wyścig. Europa przegrywa go z kretesem, ale te wykresy pokazują, że nie wszystko stracone
A więc: powinna działać każda firma, która potrafi zapewnić realizację protokołu sanitarnego przewidzianego dla danej branży. Protokoły powinny być różne dla każdej branży, bo i ryzyko zakażeń jest inne. Zaś złamanie protokołu powinno być surowo karane np. administracyjnym zamknięciem biznesu na tydzień.
To jest nowoczesne, sensowne podejście do sprawy pandemii. Nie wiemy czy i kiedy Covid-19 zostanie wyeliminowany z naszego życia, ale coraz więcej osób już chorobę przeszło (może nawet ok. 11 mln ludzi), coraz więcej jest zaszczepionych (już 3,3 mln ludzi). Przy ograniczaniu „zgęszczeń” ludzi można pogodzić otwarcie gospodarki w trybie sanitarnym z bezpieczeństwem.
Czytaj więcej o tym: Nadchodzi straszna wiadomość. Covid-19 może nie zniknąć ani w tym, ani w przyszłym roku. Ani nigdy. Jak się przygotować na tę opcję?
Czytaj też: Zaszczepieni na Covid-19 Polacy dostają już QR kod w aplikacji mObywatel. Czas się bać czy cieszyć?
Zarobek do 10.000 zł zawsze bez podatku
Kolejny antykryzysowy pomysł Platformy to zwiększenie kwoty wolnej od podatku w Polsce do 10.000 zł. To by oznaczało, że każdy Polak dostałby większy zwrot podatku od „skarbówki” – i mógłby pójść z tymi pieniędzmi do sklepu – lub miałby mniejszą dopłatę do podatku.
Dziś w Polsce osoby o najniższych dochodach mają 8.000 zł kwoty wolnej od podatku, zdecydowana większość ludzi ma niecałe 3.100 zł, a najzamożniejsi nie mają jej wcale. Niedawno Piotrek Skwirowski ładnie to podsumował na stronach „Rzeczpospolitej”. W Polsce kwota wolna od podatku należy do najniższych na świecie i w tym sensie każde jej podwyższenie jest krokiem w dobrą stronę. Chodzi o to, żeby pierwszych nawet kilkanaście tysięcy złotych zarobionych w roku – przez każdego – było wolne od opodatkowania.
Natomiast warto byłoby pomyśleć przy okazji o głębszych zmianach systemu podatkowego, które wyrównywałyby nierówności. Żeby nie było tak, że jedni płacą 19% podatku dochodowego i symboliczną składkę na ZUS od bardzo wysokich zarobków, a inni płacą 40% podatku i składki ZUS od takich samych lub niskich dochodów. Wolałbym usłyszeć od polityków opozycji pomysł na uporządkowanie rynku pracy i uczynienie sprawiedliwym opodatkowania różnych form pracy, niż „gołe” podwyższenie kwoty wolnej od podatku.
Podatek Belki do likwidacji? Good idea!
Ostatnim pomysłem Platformy Obywatelskiej ogłoszonym jako część pakietu „Recepta na kryzys” jest likwidacja podatku Belki. A więc tego, który obciąża nasze zyski z oszczędności w bankach, dochód z odsetek od obligacji oraz zyski z funduszy inwestycyjnych i z inwestycji w akcje.
W dzisiejszej sytuacji – gdy stopy procentowe są niskie, inflacja jest wysoka, a Polacy trzymają pieniądze głównie w bankach – podatek Belki to anachronizm. Apelujemy na „Subiektywnie o finansach” o jego zniesienie od dłuższego czasu. Po pierwsze dlatego, że dla większości naszych oszczędności koszty jego naliczania (np. od depozytów oprocentowanych na 0,01%) są wyższe, niż dochód państwa. Po drugie dlatego, że dla niektórych lokat bankowych może on wynieść efektywnie znacznie więcej, niż „oficjalne” 19%. Po trzecie dlatego, że powinniśmy zachęcać Polaków do inwestowania na rynku kapitałowym i w ogóle do gromadzenia oszczędności. Po czwarte dlatego, że nawet przed pandemią wpływy z tego podatku były marne (niecałe 4 mld zł).
Jest też w ramach programu „Recepta na kryzys” kilka innych propozycji dla firm. Np. natychmiastowa amortyzacja inwestycji (czyli jeśli wydam pieniądze na coś, co unowocześnia moją firmę, to mogę wliczyć je w koszty od razu, a nie amortyzować np. o 20% w ciągu pięciu lat) oraz koniec opodatkowania dochodów z zagranicy (bo one już raz zostały opodatkowane).
Recepta na kryzys: więcej pieniędzy w portfelu konsumenta, czy więcej pieniędzy w kasie państwa?
Ogólnie rzecz biorąc pomysły największej partii opozycyjnej w ramach pakietu „Recepta na kryzys” zmierzają do tego, żeby selektywnie obniżyć podatki i zostawić ludziom więcej pieniędzy w kieszeni (stopa wolna, VAT dla firm, podatek Belki), a także żeby zlikwidować lockdowny na rzecz protokołów sanitarnych i otworzyć handel w niedziele. No i zrekompensować firmom straty z powodu lockdownu, o ile nie uczyniły tego rządowe tarcze.
To strategia trochę podobna do tej, którą próbują realizować Czechy, kraj znacznie rozsądniej zarządzany w czasach poprzednich pięciu lat dobrej koniunktury gospodarczej. Pomysły Platformy Obywatelskiej bardzo odróżniają się od podejścia Zjednoczonej Prawicy, która wpadła w korkociąg podwyższania podatków (nazywanych dla niepoznaki opłatami, daninami lub składkami) i wielkich inwestycji państwowych, które w krótkim czasie mogą dać krajowi „tlen”, ale docelowo niestety mogą zaburzyć strukturę gospodarki – państwo, gdy rywalizuje z biznesem prywatnym, zawsze jest bowiem na lepszej pozycji.
A rządy Zjednoczonej Prawicy dążą do tego, żeby jak najwięcej inwestowało państwo, zaś przedsiębiorstwa prywatne chyba są traktowane na rynku jako zło konieczne. Pamiętacie debilne pomysły powołania państwowej sieci sklepów spożywczych? Albo zdajecie sobie sprawę, że druga największa w kraju sieć hoteli to sieć należąca do państwa? Czy ktoś mi wytłumaczy po jakiego wuja państwo musi posiadać nawet własną sieć hoteli?
————
Posłuchaj nowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” opowiadamy o tym, że idzie wiosna i jak w związku z tym pomóc restauracjom (o ile rząd się zlituje), zastanawiamy się jak to jest, że niemieckie restauracje nie mają problemu z otrzymywaniem pomocy rządowej, a polskie – i owszem, opowiadamy o wracającym problemie zatorów płatniczych, zastanawiamy się nad tym czy frankowicze zniszczą bankom bilanse (a może niektórym bankom… pomogą?) oraz prześwietlamy covidowe zapisy w polisach turystycznych. Przyda się przy planowaniu i budżetowaniu wyjazdów wakacyjnych. Zapraszamy do posłuchania pod tym linkiem, jak również na platformach Spotify, Google Podcasts, Apple Podcasts i sześciu innych.